Re: Syn Boży, dziecko boże.
dominikbartlomiej napisał(a):
1. dużo jest postów i ciężko jest czasami na wszystko dokładnie z cytatami z Pisma Świętego odpisać, ale warto jest wykazać się inicjatywą, ciągle kontr nie robić i z tego sobie robić powód do dumy.
I tu masz namacalny dowód, że masz możliwość kreacji świata w sposób w jaki go odbierasz a on niekoniecznie taki jest np. z mojej perspektywy.
Fakt, że słowa czasem są dobitne ale widocznie czasem takie być muszą.
Spójrz na osoby na wysokich stanowiskach ale to nie jest regułą naturalnie, trzeba wybrać naprawdę dobrze prosperującą i rozwojową firmę. W tych osobach za poleceniem nie kryją się emocje choć polecenie nie może być dyskutowane. Tam jest determinacja ale nie jest ona nacechowana osobowo. Zwróć na to uwagę choćby z ciekawości.
Osoby o "nieopanowanych emocjach" nigdy nie osiągają wysokich stanowisk a nawet jeżeli to na krótko co kończy się katastrofą.
Osoby po których przysłowiowe pewne sprawy (sowa mające na celu wyprowadzić z równowagi, sprowokować reakcję) spływają jak po kaczce widzą szanse (takie małe szczęście, małe niebo) tam gdzie inni widzą zagrożenia (małego diabła, małe piekiełko). Jedni i drudzy dążąc do tego to właśnie stwarzają. Dlaczego tak się dzieje?
dominikbartlomiej napisał(a):
bracie, zachęcam cię abyś prócz rozumu starał się wziąć też niektóre kwestie na wiarę, tak jak na wiarę trzeba wziąć tajemnicę powstawania świata, cudów, uzdrowień i wielu innych rzeczy, które nie są ludziom do końca rozumem do ogarnięcia.
Widzisz bracie nie mam nastu lat a tyle, że zdążyłem pewne rzeczy przerobić. Wiarę też przerabiałem i ona nie działa tak jak bym chciał albo działała na krótko.
Dziś, powiem brutalnie, proszę się na mnie nie obrażać, że wiara jest dla głupców. Ale nie mówię tego z pozycji mędrca tylko z pozycji głupca, który zdał sobie sprawę z własnej głupoty (ograniczeń), zaakceptował ją i dzięki temu jest szczęśliwy.
Wiara to nic innego jak wmawianie samemu sobie czegoś - nic więcej. Ona nie przynosi ukojenia, trzyma w stanie unieruchomienia ale nie mówię, że nie jest potrzebna.
Gdyby ująć to w słowa to etapy (których tak naprawdę nie ma
) wyglądają tak:
- religia (przyjęcie gotowych wzorców)
- wiara (wprowadzenie ich w czyn)
- filozofia (poszukiwanie i umiłowanie prawdy)
- mistycyzm (droga duchowa, poza rozważaniem teoretycznym)
Na każdym z tych etapów widzi się koniec wcześniejszego i jego bezsilność. Ale ta droga ma swój koniec. Na końcu te drogi zdajesz sobie sprawę, że żadna podróż nie byłą potrzebna bo wszystko jest w tobie, droga to ty ale tak naprawdę ani droga ani ty nie istniejesz, jest iluzją jakiej potrzebowaliśmy, istnieje tylko Bóg.
Jest nawet takie przysłowie, że "najlepsza podróż to taka, która się wcale nie odbyła" i jest w tym głębszy sens.