Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 21:02



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 28 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2
 Publiczne wyparcie się wiary chrześcijańskiej 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 19, 2005 14:44
Posty: 47
Post 
Belizariusz napisał(a):
Bo moge dac glowe, ze 99 % tych co sie czatowo "wypieraja"....to kompletnie niepowazni ludzie, tchorze....lub malolaty.......korzystajacy z pseudoanonimowosci netu.
Spotykajac sie "oko w oko" nie wyparli by sie
.....a tchorzostwem to ja gardze

Zapraszam Belizariusz na spotkanie "oko w oko". Potem jednak pokaż mi tych 99 małolatów.


Śr lip 06, 2005 8:36
Zobacz profil
Post 
Po pierwsze o jakim "wyparciu się" wiary mówimy?
Jeżeli mamy na myśli osobę, która wcześniej wierzyła w boga i raptem zmieniła zdanie, to wtedy możemy mówić o wyparciu się.
Jednak w moim przypadku było zgoła inaczej. Pochodzę z rodziny katolickiej, od najmłodszych lat byłem prowadzony do kościoła, uczony regułek, wpajano mi teksty biblijne itd, w szkole podstawowej byłem uczony przykazań, regułek i spowiedzi. Także byłem wychowywany w duchu wiary katolickiej i chodzenia do kościoła. Nikt mnie nie pytał o zdanie czy mi się to podoba czy nie, po prostu rodzice uznali, że jako małe dziecko nie mam nic do gadania i muszę się ich słuchać i jeśli oni postanowili, że mam wierzyć w boga i chodzić do kościoła to tak ma być i basta... I uważam, że to był ich błąd, uważam, że małych dzieci nie powinno się prowadzić do kościoła i wpajać im "jedynie słusznej wiary", bo przecież dzieci są naiwne i uwierzą we wszystko co im się powie. Ja nigdy nie czułem wiary, dla mnie to zawsze były tylko puste, nic nie znaczące regułki i przypowieści, czasem wręcz śmieszne, nigdy nie wierzyłęm też w boga, po prostu mama kazała iść co niedziela do kościoła i tyle. Z czasem przestałem chodzić do kościoła na msze, oczywiście mama myślała, że jestem na mszy, a tymczasem ja grałem z kolegami w piłkę lub bawiłem się na podwórku 8) Miarka przebrała się w czasie bierzmowania, byłem wysyłany na tzw "przygotowanie do bierzmowania" a potem uroczyście bierzmowany w kościele przez jakiegoś biskupa. Po bierzmowaniu powiedziałem sobie "dość" i postanowiłem skonczyć ten teatr udawanej wiary. Nigdy w boga nie wierzyłem i nie wierzę, wiarę uważam za bajki i całkowity wymysł człowieka. Biblia uażam została napisana przez człowieka lub grupę ludzi. Nie neguje samego faktu istnienia biblii i że była kiedyś tam napisana, tego nie neguję. Neguję natomiast fakt, że została napisana w oparciu o "boże" słowa. Uważam, że tak nie było, po prostu nie wierzę w to i uważam, że jest zbiorem przekonań i moralności akurat tego człowieka bądź grupy ludzi, którzy ją wtedy pisali.
Tak więc w moim przypadku nie ma mowy o wyparciu się wiary, bo ja nigdy nie byłem człowiekiem wierzącym, po prostu byłem wychowywany w duchu wiary, niby "wierzyłem" bo rodzice "kazali", bo kazali chodzić do kościoła na msze itd, nigdy nie był to mój własny wybór, zawsze było to z nakazu rodziców. Na szczęście skończyło się to z chwilą kiedy miałem 16-17lat, wtedy jeszcze udawałem, że niby idę do kościoła, a tak naprawdę szedłem gdzie indziej. Dopiero z chwilą, kiedy ukończyłem lat 18, otwarcie wyznałem rodzinie, że jestem ateistą i żeby mnie z tego powodu nie gnębili i nie próbowali "nawracać" bo ja im też nie mówie, żę ich wiara to bajki i nie robię takiej propagandy, żę ateizm jest wyższy od wiary i tego samego oczekuję od nich. Oczywiście mama była smutna, tato też, wielokrotnie słyszałem z ich ust teksty krzywdzące mnie i moje poczucie godności, ale tłumaczyłęm sobie to tym, że są dość religijnymi ludźmi. Z czasem na szczęście pogodzili się z faktem mojego ateizmu i teraz już mama wie, żę nie uczęszczam do kościoła, bo jestem człowiekiem niewierzącym i temat mojego ateizmu już praktycznie nie jest w rodzinie poruszany (bardoz zadko). Jedynie przy okazji świąt kościelnych są pewne "trudności" dla mnie, bo mamie sprawia przykrość, że nie idę np w czasie wielkanocy z koszyczkiem do kościoła, lub w czasie bożego narodzenia nie idę na spowiedź lub w czasie procesji, nie idę na nią. Wiem, że to dla niej smutne, nie robi mi już z tego powodu wyrzutów sumienia, ale wiem, że to dla niej smutne. Jednak ja nie będę postępował wbrew sobie, nie będę siebie okłamywał i udawał, że "wierzę", podczas gdy tak nie jest. Uważam, że wszelkie "wiary" zostały stworzone przez ludzi w celu zaspokojenia ich potrzeb duchowych. Mi do szczęścia nie jest potrzebna taka czy siaka wiara, nie wierzę w te wszystkie historie o maryji, jezusie i innych ludziach "świętych", uważam, że boga nie ma, że to wymysł ludzki. Jednocześnie zgadzam się z wieloma rzeczami jakie głosi KK, bo nie jest żadnym odkryciem, że np nie wolno zabijać a czynienie dobra jest szlachetne. To są prawdy znane od wieków i wcale nie wymyślone przez KK tylko o wiele wcześniej przez inne religie i kultury, np buddyzm. Natomiast nie zgadzam się z bardzo wieloma rzecami jakie głosi KK, jestem jednak pojąć, zę KK kreuje doktryny o swoją religię. Mam tylko nadzieję, że te doktryny nie będą nikomu na siłe narzucane i że KK zdaje sobie sprawę, że obowiążują one tylko i wyłącznie ludzi wierzących, będącymi społecznością KK.


So lip 09, 2005 8:37
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
GoodBoy
Uważnie przeczytałem Twoja wypowiedz. Oczywiście masz prawo do swojego światopoglądu.
Z Twoich wypowiedzi wynika, że „zmuszanie” Cię przez rodziców byś chodził do Kościoła stało się powodem braku zainteresowania nim. Stąd opuszczanie Mszy św. i szukanie sobie argumentów i motywacji by czas poza Kościołem spędzić „przyjemniej”. Te przyjemności musiały być umotywowane tym, że czas w Kościele, to czas stracony i to decydowało, że uatrakcyjniałeś swój czas – usprawiedliwiając się za każdym razem. Nie ma Boga, więc, „po co ja będę tracił czas w Kościele, jak tyle jest atrakcyjnych możliwości”. Kropla spadająca na skałę żłobi w niej z czasem dziurę. Skutki takiego odrzucenia „obowiązków” na rzecz „przyjemności” – zaowocowały „ateizmem”, który zawsze wynika z niedoinformowania i niewiedzy teologicznej.
W Twoim poście nie ma logicznego uzasadnienia nieistnienia Boga. Myślę, że pospolity bunt przeciwko rodzicom czy jak piszesz „przymuszaniu” Cię nie pozwolił na głębsze przeanalizowanie Twojego „ateizmu”.
Gdyby Taką postawę jak Twoja prezentowali ludzie zajmujący się jakąkolwiek dziedziną nauki, to z pewnością nie osiągnęliby żadnego postępu. Ich odpowiedzią byłoby – nie ma tego, co wydaje się innym, że jest, a nie ma dlatego, „bo ja tego nie widzę”. Koniec poszukiwań, koniec myślenia, koniec postępu.
Uzasadnienie swojej tezy na „tak”, bądź „nie” wymaga solidnej znajomości „zagadnienia” a Ty takiej nie masz bo nie podałeś żadnych argumentów.
Niewiedza ma dwie możliwości. Jedną z nich jest poszukiwanie a drugą negowanie tego, czego się nie zna.
Myślę, że w Twoim przypadku „ateizm” wynika z unikania konfrontacji z tym, co przez lata lekceważyłeś usiłując postawić na swoim. To lekceważenie i unikanie odpowiedzi na podstawowe pytania, jakie każdy człowiek w pewnym okresie życia musi sobie postawić spowodowało taką ignorancję.
Jeśli kojarzysz Kościół z przymusem rodziców i koszyczkiem wielkanocnym to nic dziwnego, że jesteś tym znudzony. Ja pewnie też bym unikał tego, co „nudne”.
Edyta Stein miała 14 lat kiedy uznała, że skoro nie modli się w taki sposób jaki nakazuje jej wiara [była żydówką] tzn. że jest ateistką. W okresie studiów filozoficznych jakie podjęła rzetelnie szukała prawdy i znalazła Boga. Jej powrót do wiary był trudniejszy niż zerwanie z nią. Przyjęła chrzest w Kościele katolickim pomimo niezadowolenia rodziców. Następnie wstąpiła do zakonu.
Pozdrawiam :)

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Pn lip 11, 2005 15:04
Zobacz profil
Post 
Lars_P

hmmm... Stwierdzasz, że nie dałem żadnego argumentu na nie istnienie boga. Po co miałbym doszukiwać się argumentów? Ważne jest to co ja czuję, a nie czuję boga, nie czuję aby on istniał i to jest mój argument. Czy ateizm polega wg ciebie na udowadnianiu ludziom wierzącym, że nie ma boga? Czy ateizm polega na udowadnianiu katoliko, że w to co wierzą to są bajki? Odpowiedź brzmi NIE! Jeżeli uważasz, że bóg istnieje to przecież nie będę się z tobą o to spierał, bo wiara jest kwestią indywidualną. Wiara jest czymś czego nie można udowodnić, nie można zrobić naukowego badania i dać niepodważalnych dowodów na to, czy bóg istnieje czy też nie. Dobrze wiesz, że wiara leży poza nauką, tak więc wszelkie polemiki katolików z ateistami są bezcelowe, bo ani ty mi nie dasz dowodów (naukowych, nie tego co czujesz!) na istenie boga, ani tak samo ja cię nie przekonam do tego, że boga nie ma. Jeżeli uważasz, żę jest i jesteś o tym święcie przekonany to ok nic do tego nie mam. Tak samo ty nie powinieneś mieć nic do tego, że ja jestem ateistą.
Zastanawiające jest też twoje tłumaczenie mojego ateizmu znudzeniem "chodzeniem z koszyczkiem" czy "chodzeniem na głupie i nudne msze". Oczywiście jest to poniekąd prawda, ale to nie były jedyne argumenty, które przesądziły o moim ateizmie. Ja nigdy nie czułem wiary, jako dziecko oczywiście w nią wierzyłem i wierzyłem w "boga", byłęm dzieckiem więc wszystko to co wpajali mi rodzice było dla mnie świętością i oczywistą prawdą, więc nie dziwne, że uwierzyłem we wszystko co mi mówiono i przyjąłem to za oczywisty fakt. Jednak wraz z dorastaniem zacząłem sobie coraz bardziej uświadamiać, że ja tego całego "cyrku" pt "kościół katolicki" nie rozumiem i że wiara to coś bardzo odległego dla mnie, coś czego w ogóle nie czuje i nie jestem w stanie zwyryfikować jej istnienia i prawdziwości. Kiedy modliłem się w kościele, uświadomiłem sobie, że tak naprawdę modlę się do kawałka drewna, wyciętego przez stolarza w formę krzyża, że modlę się do plastikowych kukieł, do manekinów ubranych w stare szaty i nazwanych "jezus", "maryja" itp. Chodszenie do kościoła było dla mnie odruchem bezwarunkowym. Po prostu byłem przez lata karmiony religijnością i wychowywany w duchu wiary katolickiej i było dla mnie czymś zwykłym, czymś odruchowym pójście do kościoła na msze i modlenie się, ale w pewnym momencie mojego życia zaczęły się pojawiać pytania typu "po co uczono mnie tych wszystkich regułek?", "dlaczego klęczę tu teraz na betonie w kościele jak głupek i modlę się do drewna i marmuru?", "po co modlę się do wydumanego boga, którego istnienie wszyscy mi wpajali przez całe dzieciństwo a jakoś nikt nie dał mi żadnego dowodu na jego istnienie?", "po co mam modlić się do czegoś, czego nie czuję, w co nie wierzę?" itp.
Tak więc uważam, że moi rodzice popełnili błąd, już od początku mojego życia prowadząc mnie do kościoła a potem wpajając mi wiarę katolicką, nie pozostawiając mi żadnego wyboru. Myślę, że powinni poczekać aż będę miał lat kilkanaście i wtedy być może zacząłbym się interesować jakąś wiarą, niekoniecznie wiarą katolicką (a jeśli już w ogóle to prędzej zainteresowałbym się buddyzmem, lub jakimś innym kierunkiem bo wiara katolicka jest dla mnie jedną z najmniej interesujących religii), ale ogólnie kwestią duchowości człowieka, a tak została mi teraz w psychice awersja do jakiejkolwiek wiary, być może właśnie przez to, że byłem w dzieciństwie na siłe do niej pchany...
Prawdopodobnie tak czy owak, byłbym ateistą, bo jestem człowiekiem otwartym na świat, nie zniósł bym trwania w zamkniętych schematach takiej czy innej wiary. Nie interesują mnie historie o maryi, jezusie i innych. Interesują mnie wartości i to nimi staram się w życiu kierować, a nie religijnymi regułkami, modlitwami i czym tam jeszcze. Jestem atesitą i jest mi z tym dobrze :)


Pn lip 11, 2005 18:34
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 19, 2005 14:44
Posty: 47
Post 
GoodBoy,
Droga jaką przeszedłeś jest chyba dosyć typowa - ja też nią przeszedłem. Ale taka jest młodość chmurna, durna i otwarta na nowe idee. Gdybyśmy wtedy wpadli w łapy jakiegoś zdolnego, charyzmatycznego księdza bylibyśmy dzisiaj być może moderatorami tego forum :) A tak jesteśmy tylko godnymi pożałowania ateistami (chlip).

Masz rację że nasza wiara wtedy nie miała z wiarą nic wspólnego. Mylisz się jednak mówiąc, że
Cytuj:
małych dzieci nie powinno się prowadzić do kościoła i wpajać im "jedynie słusznej wiary", bo przecież dzieci są naiwne i uwierzą we wszystko co im się powie
To jest twój punkt widzenia. Patrząc na to ze strony KK jest to jednak bardzo skuteczna metoda pozyskiwania nowych owieczek i nie ma powodu by z niej rezygnować. My byliśmy tylko wybrakowanymi egzemplarzami.

Lars_P napisał(a):
zaowocowały „ateizmem”, który zawsze wynika z niedoinformowania i niewiedzy teologicznej.
Ledwo się powstrzymuję przed napisaniem z czego "zawsze" wynika "katolicyzm"... Niestety brzytwy moderatorów są bardzo ostre a dusze gorące.

Lars_P napisał(a):
Gdyby Taką postawę jak Twoja prezentowali ludzie zajmujący się jakąkolwiek dziedziną nauki, to z pewnością nie osiągnęliby żadnego postępu. Ich odpowiedzią byłoby – nie ma tego, co wydaje się innym, że jest, a nie ma dlatego, „bo ja tego nie widzę”. Koniec poszukiwań, koniec myślenia, koniec postępu.
Wielkimi naukowcami są i byli ludzie wierzący pomimo tego, że w dziedzinie badań nad Wszechmogącym postępu brak. Nie uzyskali "logicznego uzasadnienia" Boga.

Lars_P napisał(a):
Myślę, że w Twoim przypadku „ateizm” wynika z unikania konfrontacji z tym, co przez lata lekceważyłeś usiłując postawić na swoim.
Akurat w tym przypadku sposób nie jest ważny. Liczy się pozytywny rezultat :)

Lars_P napisał(a):
Edyta Stein miała 14 lat kiedy uznała, że skoro nie modli się w taki sposób jaki nakazuje jej wiara [była żydówką] tzn. że jest ateistką. W okresie studiów filozoficznych jakie podjęła rzetelnie szukała prawdy i znalazła Boga. Jej powrót do wiary był trudniejszy niż zerwanie z nią. Przyjęła chrzest w Kościele katolickim pomimo niezadowolenia rodziców. Następnie wstąpiła do zakonu.
Douglas Adams wychował się w rodzinie chrześcijańskiej. Jednak już w młodym wieku odrzucił wiarę i został żarliwym propagatorem ateizmu.


Wt lip 12, 2005 8:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
GoodBoy napisał:
Cytuj:
Tak samo ty nie powinieneś mieć nic do tego, że ja jestem ateistą.


Napisałem wcześniej, że sprawa Twojego światopoglądu, to Twoja sprawa … jednak skoro przyszedłeś na to forum i napisałeś o sobie – to Ci odpowiedziałem. Nie dałeś żadnego argumentu na nieistnieniu Boga, poza swoim „odczuciem”.
Takie podejście do sprawy jest mniej więcej podobne do sytuacji, w której ktoś mniema, że coś może istnieć, bądź nieistnieć ale tego nie sprawdza, bo ma „odczucie”, że to nie ma sensu. Co to za dowód?
Stoi człowiek przy studni i zamiast wrzucić do niej wiadro by zaczerpnąć wodę – bada swoje „odczucia” – jest w tej studni woda, czy może nie ma. Tak widzę te Twoje odczucia.
Niemniej taka sytuacja nie upoważnia do wygłaszania, że w studni nie ma wody. Można i tak, Twoja sprawa….
W psychologii na takie negatywne zakładanie mówi się „samo spełniające się proroctwo”. Nie ma sensu cokolwiek robić, bo i tak nie osiągnę pozytywnego rezultatu. Takie początkowe założenie jest zamknięciem sobie możliwości pójścia dalej……

GoodBoy napisał

Cytuj:
„więc wszystko to co wpajali mi rodzice było dla mnie świętością i oczywistą prawdą, więc nie dziwne, że uwierzyłem we wszystko co mi mówiono i przyjąłem to za oczywisty fakt.


Czy Twoi rodzice Cię okłamywali ?

Myślisz, że Twoi rodzice to jakieś prymitywy gdyż wierzą w Boga? A może sami Go sobie wydumali - a Ciebie posyłali do Kościoła, byś został w nim ogłupiony ?
Masz rację w kwestii, że wiara każdego człowieka to jego indywidualna sprawa, niemniej co chcesz powiedzieć tym postem ludziom, którzy mają inne doświadczenie ?
I jeszcze jedno – w wielu kwestiach nie jesteś i nie będziesz w stanie zweryfikować prawdziwości i istnienia wielu rzeczy – co nie oznacza, że one nie istnieją. Wiara w sens angażowania się w cokolwiek – w najprostszą czynność nadaje jej sens. Dążenie poprzez czynne zaangażowanie się w jakikolwiek proces daje efekty a nie gdybanie nad nim jw.

GoodBoy napisał
Cytuj:
Prawdopodobnie tak czy owak, byłbym ateistą, bo jestem człowiekiem otwartym na świat, nie zniósł bym trwania w zamkniętych schematach takiej czy innej wiary.


Myślę, że to ateista w kwestii wiary i poszukiwania jest człowiekiem zamkniętym a nie otwartym.

GoodBoy napisał

Cytuj:
Jestem atesitą i jest mi z tym dobrze


Jeśli jest Ci „z tym dobrze” – to nie rozumiem o co masz pretensje do rodziców - w czym problem ? :D
Pewnie Twoi rodzice są z Ciebie dumni w końcu wychowali syna, który jest „zadowolony z siebie”. :)

Proch napisał

Cytuj:
***Wielkimi naukowcami są i byli ludzie wierzący pomimo tego, że w dziedzinie badań nad Wszechmogącym postępu brak. Nie uzyskali "logicznego uzasadnienia" Boga.


*** Douglas Adams wychował się w rodzinie chrześcijańskiej. Jednak już w młodym wieku odrzucił wiarę i został żarliwym propagatorem ateizmu.


***Wręcz przeciwnie prochu, wręcz przeciwnie . [poczytaj ” prochu, trochu” :D ]

***Czyżby pan Adams Douglas uważał ateizm za wiarę a jego bogiem stało się „nie istnienie Boga” ? hmm – w dodatku stał się żarliwym propagatorem ciekawy człowiek. :D
Trochę to śmieszne, bo, po co zajmować się czymś lub kimś kto nie istnieje – nie szkoda czasu ??.
Prochu, życie bez Boga jest zbyt krótkie żeby zajmować się utopią – zgadzasz się chyba ze mną prawda?.
A zatem - wg ateisty po śmierci nie ma życia, więc trzeba ten czas, tu na ziemi, [który Bóg wie skąd się wziął ,ten czas> – tak swoją drogą], dobrze wykorzystać – więc bawmy się panowie. :D
Po co sobie mieszać w głowie pisaniem o tym, że nie ma Boga ?? tym bardziej, że piszecie na forum wiary Większość piszących tutaj ma swoje zdanie – więc to stracony wasz czas.
Pozdrawiam
:)

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Śr lip 13, 2005 15:24
Zobacz profil
Post 
Lars_P napisał(a):
Nie dałeś żadnego argumentu na nieistnieniu Boga, poza swoim „odczuciem”.


a czy ty mi dałeś jakikolwiek argument na "istnienie boga"? Dlaczego z góry zakładasz, że przyszedłem na to forum, aby komukolwiek udowadniać nieistneinie "boga"?

Lars_P napisał(a):
Takie podejście do sprawy jest mniej więcej podobne do sytuacji, w której ktoś mniema, że coś może istnieć, bądź nieistnieć ale tego nie sprawdza, bo ma „odczucie”, że to nie ma sensu. Co to za dowód?


Potarzam ponownie, nie jestem zainteresowany, aby ci dawać jakiekolwiek dowody.

Lars_P napisał(a):
Stoi człowiek przy studni i zamiast wrzucić do niej wiadro by zaczerpnąć wodę – bada swoje „odczucia” – jest w tej studni woda, czy może nie ma. Tak widzę te Twoje odczucia.
Niemniej taka sytuacja nie upoważnia do wygłaszania, że w studni nie ma wody. Można i tak, Twoja sprawa….


"Taka sytuacja" również nie upoważnia do wygłaszania, że w studni woda jest. "Może i tak, Twoja sprawa" :-D

Lars_P napisał(a):
Czy Twoi rodzice Cię okłamywali ?


Moi rodzice przekazywali mi wiedzę, z którą się niezgadzam, przekazywali mi ducha wiary w coś, co uważam, że nie istnieje. Zapewne moi rodzice mieli dobre intencje, jednak nie zmienia to faktu, że robili źle już od najmłodszych lat, kiedy byłem naiwnym dzieckiem, wpajali mi tzw "jedynie słuszne prawdy", co późniejsza ich weryfikacja (już jak trochę podrosłem) dała mi do zrozumienia, że nie są one takie "jedynie słuszne".

Lars_P napisał(a):
Myślisz, że Twoi rodzice to jakieś prymitywy gdyż wierzą w Boga? A może sami Go sobie wydumali - a Ciebie posyłali do Kościoła, byś został w nim ogłupiony ?

Moi rodzice są osobami wierzącymi na takiej samej zasadzie, na której mnie chcięli zrobić osobą wierzącą. Stary jak świat i najlepszy sposób pozyskiwania nowych owieczek pt "już od kołyski wpajać jedynie słuszne prawdy, nie pozostawiając miejsca na horyzonty innych religii/przekonań"

Moi rodzice nie są prymitywami, ale nie są też osobami, które by jakoś wnikliwie studjowały religię, którą wyznają. Raczej są to osoby, które bezgranicznie wierzą w to co ksiądz powie z ambony, nie weryfikując już tego, czy głosi on prawdę czy też fałsz. Jeżeli moi rodzice są szczęśliwi z taką wiarą jaką mają, to ja się z tego cieszę. Ja też jestem szczęśliwy jako atesita.

Lars_P napisał(a):
Masz rację w kwestii, że wiara każdego człowieka to jego indywidualna sprawa, niemniej co chcesz powiedzieć tym postem ludziom, którzy mają inne doświadczenie ?


Niech sobie mają inne doświadczenia, przecież każdy ma do tego prawo. Swoimi postami chcę zwrócić uwagę tym wszystkim katolikom, którzy uważają, że ateista jest pozbawiony jakichkolwiek waretości i moralności, że tkwią w błędnym przekonaniu. Aha i jeszcze jedno, to z regóły ludzie wyznający religię (obojętnie jaką) mają tendencję do "przekabacania" do "zachęcania do wyznawania ich religii" w stosunku do osób niewierzących, nie ateiści. Ateiści żyją sobie spokojnie, nie mają swoich świątyń, swoich doktryn, dogmatów, to ludzie wierzący ich zaczepiają i namawiają czasem z uprem maniaka to wyznawania takiej czy siakiej religii. Jako osoba niewierząca spotkałem się w swoim życiu wielokrotnie z takimi nieraz nachalnymi naciskami, promowaniem mi religii.

Lars_P napisał(a):
I jeszcze jedno – w wielu kwestiach nie jesteś i nie będziesz w stanie zweryfikować prawdziwości i istnienia wielu rzeczy – co nie oznacza, że one nie istnieją.


Co też nie oznacza, że istnieją :)
Żadna dziedzina nauki nie udowodni istnienia boga.
Prędzej zaprzeczy jego istneniu niż dowiedzie istnienia :biggrin:

Lars_P napisał(a):
Myślę, że to ateista w kwestii wiary i poszukiwania jest człowiekiem zamkniętym a nie otwartym.

W kwestii wiary rzeczywiście jestem zamknięty bo mam do wszelkich wiar awersję. Gdyby nie wpajanie mi przez rodziców wiary katolickiej to bym pewnie zainteresował się buddyzmem, bo uważam, że to ciekawa religia.
Także na religie jestem zamknięty, ale nie na wartości i poszerzanie swoich horyzontów myślowych i w tym sensie uważam ateiści są w lepszym położeniu niż ludzie wierzący, którzy coby nie było, są przecież zamknięci w pewnych ramach, nakazach/zakazach/doktrynach swojej wiary.

Lars_P napisał(a):
Jeśli jest Ci „z tym dobrze” – to nie rozumiem o co masz pretensje do rodziców - w czym problem ? :D
Pewnie Twoi rodzice są z Ciebie dumni w końcu wychowali syna, który jest „zadowolony z siebie”. :)


Tak, jestem zadowolony. Pretensji do ordziców nie mam, a raczej żal, że mi już od najmłodszych lat truli umysł tą religią.


Śr lip 13, 2005 19:22
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 19, 2005 14:44
Posty: 47
Post 
Lars_P napisał(a):
Cytuj:
„więc wszystko to co wpajali mi rodzice było dla mnie świętością i oczywistą prawdą, więc nie dziwne, że uwierzyłem we wszystko co mi mówiono i przyjąłem to za oczywisty fakt.


Czy Twoi rodzice Cię okłamywali ? Myślisz, że Twoi rodzice to jakieś prymitywy gdyż wierzą w Boga? A może sami Go sobie wydumali - a Ciebie posyłali do Kościoła, byś został w nim ogłupiony ?

Ciekawe skąd u Ciebie takie wnioski.

Cytuj:
***Wielkimi naukowcami są i byli ludzie wierzący pomimo tego, że w dziedzinie badań nad Wszechmogącym postępu brak. Nie uzyskali "logicznego uzasadnienia" Boga.
***Wręcz przeciwnie prochu, wręcz przeciwnie . [poczytaj ” prochu, trochu” :D ]
Poczytam z chęcią, tylko co? Tylko nie te banialuki, że byt konieczny w przeciwieństwie do bytów przygodnych jest konieczny.

Lars_P napisał(a):
***Czyżby pan Adams Douglas uważał ateizm za wiarę a jego bogiem stało się „nie istnienie Boga” ? hmm – w dodatku stał się żarliwym propagatorem ciekawy człowiek. :D
Trochę to śmieszne, bo, po co zajmować się czymś lub kimś kto nie istnieje – nie szkoda czasu ??.

A lekarze? Po co zajmować się zdrowiem ludzi skoro i tak każdy umrze? Też uważasz, że praca lekarzy jest o kant stołu potłuc? Uważasz że jest śmieszna? Niektóre rzeczy robi się aby poprawić komfort i jakość życia innych ludzi.
Zajmowanie się Bogiem, tak jak napisałeś, jest rzeczywiście stratą czasu. Lepiej zająć się ludźmi.


Cz lip 14, 2005 7:53
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
proch napisał(a):
Zajmowanie się Bogiem, tak jak napisałeś, jest rzeczywiście stratą czasu. Lepiej zająć się ludźmi.


Czy można dobrze zajmować się Bogiem, nie zajmując się ludźmi? Jezus powiedział "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".


Cz lip 14, 2005 9:49
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 19, 2005 14:44
Posty: 47
Post 
SweetChild napisał(a):
proch napisał(a):
Zajmowanie się Bogiem, tak jak napisałeś, jest rzeczywiście stratą czasu. Lepiej zająć się ludźmi.


Czy można dobrze zajmować się Bogiem, nie zajmując się ludźmi? Jezus powiedział "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".


Generalnie efekt jest mniej więcej ten sam więc takie podejście też jest w porządku.


Cz lip 14, 2005 11:03
Zobacz profil
Post 
SweetChild napisał(a):
proch napisał(a):
Zajmowanie się Bogiem, tak jak napisałeś, jest rzeczywiście stratą czasu. Lepiej zająć się ludźmi.


Czy można dobrze zajmować się Bogiem, nie zajmując się ludźmi? Jezus powiedział "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".

Wg mnie można dobrze zajmować się ludźmi, całkowicie pomijając przy tym boga. Bóg nie jest gwarancją ani polisą ubezpieczeniową na dobre traktoweanie jednego człowieka przez drugiego. To wartosci o tym decyduję, nie "bóg".


Cz lip 14, 2005 12:36

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
GoodBoy napisał(a):
Bóg nie jest gwarancją ani polisą ubezpieczeniową na dobre traktoweanie jednego człowieka przez drugiego.


Co za asekuranckie stwierdzenie. Nie ma się do czego przyczepić ;-)


Cz lip 14, 2005 12:46
Zobacz profil
Post 
SweetChild napisał(a):
Nie ma się do czego przyczepić ;-)

Cieszę się, że się zgadzamy :)


Cz lip 14, 2005 13:53
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 28 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL