W aktualnościach z 13.12.2003 :
http://www.wiara.pl/wiadomosc.php?idena ... &archiwum=
"Polski język religijny znajduje się w stanie głębokiego kryzysu, który może wynikać z kryzysu wiary, doświadczenia religijnego i życia wspólnotowego - mówili uczestnicy dyskusji "Język instytucji religijnych i życia wewnętrznego".
Spotkanie, zorganizowane 10 grudnia na Uniwersytecie Kard. Stefana Wyszyńskiego, było częścią trzydniowego sympozjum "Kryzys mowy we współczesnym piśmiennictwie i międzyludzkiej komunikacji".
"Skubany ten Jezus, tak czterdzieści dni bez jedzenia", "Matka Boża wymięka, słysząc pozdrowienie anielskie i słowa Elżbiety", "Jeśli będę byle jaki, szatan mnie będzie olewał" - to fragmenty autentycznych wypowiedzi ludzi Kościoła(......)"
Tekst, z którego pochodzi ten przydługi cytat pasuje jak ulał (pardon za przyrównanie , bo to nie te poziomy...) do naszego tematu.
Problem, rzucony kiedyś po przeczytaniu „Małego księcia” , zapajęczony przez „młodszych” – powrócił , przynajmniej do mnie, w uczonej dyskusji na poważnym Uniwersytecie. I to na całe 3 dni
Wynika z tego, że rzeczywiście problem JEST.
Po przeczytaniu relacji z sympozjum wydaje mi się, że NIE JEST TAK ŹLE ; to wszyscy (także tamci dyskutanci) są albo – jak sami się przyznają – w kryzysie, albo usiedli na wieży Babel to i tak gadają (teraz to się nazywa zabawa w głuchy telefon)
Bo tak :
1) Poloniści – lamentują, że "podręczniki życia religijnego" posługują się skostniałymi schematami i pusto brzmiącym szablonem leksykalnym oraz ignorują zjawiska, które zachodzą w świecie” (Dr Zdunkiewicz)
2) Inna część Doktorów jest mocno zgorszona i chce doprowadzić tych nie umiejących mówić poprawnym językiem do miejsca właściwie słusznego : „ kluczem do znalezienia dobrego języka religijnego jest zakorzenienie tego, kto go używa, w religijnej rzeczywistości...” (O.J.Salij) to znaczy, żeby zakorzeniać zakorzenionych w ich hermetycznym środowisku? A co z tymi bez korzeni”
3) Niektórzy wydają się bronić prawa przemawiania obrazkami do „ ludzi z ulicy”`(właściwie kto to taki? ) a naczelny redaktor „Więzi” „ tępi słownictwo teologiczne”. Pewnie, ma racje, kto poza bywalcami religijnych portali wie co to „ekonomia zbawienia”
4) Problem badał też naczelny - Frondy i chociaż jakby z początku wieścił kasandrycznie, że oto „myślenie obrazkami paraliżuje zmysł krytyczny” , że słowo ma pod górkę w rywalizacji z obrazkami to z jego wypowiedzi wieje jednak optymizm – skoro wciąż to słowo jest i walczy to znaczy, że żyje , że są tacy, którzy nie tylko te kolorowe malowanki zajadają
5) Może nie ma co tak szlochać , proszę Pana Redaktora Górnego nad „ekspansją kultury obrazkowej” , bo może jest to jeden z języków wiary. Jest inny niż 100 lat temu ale dlaczego zaraz zły? Jeżeli będą to obrazki piękne i prawdziwe a przy tym całkiem współczesne ? A pomiędzy nie prawdziwy kaznodzieja wetknie umiejętnie autentyczną historię człowieka i Boga??
Jeżeli sam przy tym będzie prawdziwy może w ten sposób trafi do tych nieszczęsnych „ludzi ulicy”i przekona ich także do „szlachetnej” książki (albo płytki CD?)
6) Jestem młoda, z pokolenia „oglądaczy”, potrafię czytać i znam wielu młodych ludzi , namiętnych oglądaczy, czytających wspaniałe książki
. Interesuje mnie piękny, to nic, że "natchniony" język katechez i wypowiedzi niektórych kapłanów, np. takich jak na wiara.pl ( służę nickami:))
Czy Uczestnicy tamtego Sympozjum maja rację, gdy rozpaczają, że nadeszły straszne czasy, bo do współczesnych ludzi (młodych np.) można trafić tylko obrazkiem i słowem zaczynającym się na literę „K”.........
???????