Autor |
Wiadomość |
puella
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 16:46 Posty: 738
|
Mama
Znacie to? :
‘Gdy dziecko jest z Mamą, Anioł Stróż może spokojnie się zdrzemnąć’ ?
Ktoś inny pisał o jedynej rzeczy, bez której Bóg nie mógł się obejść w Niebie tzn. bez ludzkiej Matki . Dlatego postanowił zabrać Ją do swojego Nieba, koniecznie razem z ciałem, bo na ziemi zasmakował w Jej kochających ramionach ....
Więc nawet Bogu potrzebna była ?
Ale nie wszyscy ludzie mają Mamy.
Dlaczego?
I kto pokaże im Księżyc ?
|
Pn maja 26, 2003 20:14 |
|
|
|
|
Gość
|
Ciekawe dlaczego tak o mamie zawsze dobrze mówią .Sa złe matki tak samo jak źli ojcowie.Urodzenie dziecka nie jest jednoznaczne ze świętością.Moi rodzice są normalni ale czasem ich nienawidzę.
Zgorszycie się bo ich nie szanuję gdyż nie mam za co.
|
Pt maja 30, 2003 14:56 |
|
|
puella
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 16:46 Posty: 738
|
Nie chce nikt napisać więcej o mamie .................
Dlaczego ? Nie lubicie mam, czy nie chcecie o tym mówić ?
Może traktujecie mamy jak powietrze, którego istnienie, takie oczywiste, jest wprawdzie niezbędne do życia ale zauważalne dopiero gdy go zabraknie ?
Mama należy się każdemu dziecku jak psu buda !!!!!!!!!
|
Cz cze 05, 2003 19:39 |
|
|
|
|
_dzika_
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 14:31 Posty: 930
|
Moja mama jest najwspanialsza na świecie! O rany jak ona mnie bardzo kocha...
|
Cz cze 05, 2003 19:59 |
|
|
Serafin
Dołączył(a): Śr maja 21, 2003 16:12 Posty: 656
|
A moja ciągle tęskni za mną i wciąż się dopytuje, kiedy przyjade...
|
Cz cze 05, 2003 21:17 |
|
|
|
|
Skaja
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 15:37 Posty: 883
|
Kiedyś w podstawówce, chyba w II klasie, mieliśmy napisać wierszyk o mamie na dzień matki... dostałam za niego szóstkę, bo był strasznie długi i się nawet rymował! (ja się nie chwale )
Ostatnie dwa wersy były takie: "Moja mama jest kochana, Bo nie wrzeszczy dziś od rana"
_________________
d(~_~)b Psałterz wrześniowy
www.polskastacja.pl
|
Cz cze 05, 2003 23:10 |
|
|
puella
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 16:46 Posty: 738
|
Skaja dawaj cały - superowe rymy
|
Pt cze 06, 2003 20:14 |
|
|
Bezimienny
Dołączył(a): N maja 18, 2003 17:03 Posty: 679
|
Właściwie to nie powinienem tu pisać, bo napisano wyraźnie: dorosłym wstęp wzbroniony. A ja jestem już dość stary. Ale pomyślałem, że o mamie i mamach jednak mogę, bo ostatecznie ciągle jestem dzieckiem..
Oboje moi rodzice zasługują na słowa najwyższego uznania. Nikt ich nie uczył w szkole bycia rodzicami, a czułem się przy nich bardzo dobrze. Tata patrzy dziś na mnie z domu Ojca wszystkich ludzi. Mamę odwiedzam dość często, bo mieszka niedaleko. Pamiętam to jej zatroskanie, by nas wykarmić. A czasy były ciężkie. Pamiętam te dni spędzane przy moim łóżku, gdy byłem chory. I to, że zawsze była, choć po tym jak tata się rozchorował musiała iść do pracy. Ale nie o mojej mamie chciałem pisać.
Pamiętam inną mamę. Bezimienną kobietę, z którą jechałem parę stacji przez piękną słowacką ziemię. Była z mężem i dwoma synami. Niemłoda już, jakby lekko przygięta pod ciężarem życia. Usiadła naprzeciw mnie, bo tam gdzie usiedli mąż z synami nie było już miejsca. Przez jakiś czas tak jechaliśmy, ale niedługo młodszy syn, może pięcioletni postanowił się przesiąść. Widać było, że jest zmęczony. Troszkę marudził. Chciał koniecznie, aby mama wyciągnęła z jednego z tobołków żywą rybkę, która wieźli w woreczku, pewnie do jego akwarium. Chciał popatrzyć. Usiadł, a właściwie położył się na kolanach mamy. I patrzył rozanielony, prawie śpiący, bezpieczny na kolanach mamy. Nad jego głową na półce leżał mój ciężki wór. Pomyślałem sobie wtedy, że gdyby spadł na tego kruchutkiego dzieciaka pewnie by go połamał. I wtedy pojąłem, jak wielką pracą jest bycie matką. Tyle lat troski, prania, wycierania nosa, a przecież życie tego malca było tak kruche, jak jakiegoś robaczka. Był taki słaby i bezbronny. Ale jeśli tak ciągle żył, to dlatego, że ciągle ktoś się nim opiekował. Miał mamę, przy której czuł się tak bezpieczny, jak pisklak pod skrzydłami kokoszki. Bezpieczny, spokojny.....
Mama to wspaniały wynalazek Pana Boga. I chyba jeden z dowodów na Jego istnienie. Bo jeśli ciągle w świecie pełnym zła i nienawiści jest miejsce na taką miłość, to znaczy, że nic nie może jej pokonać. Myślę też, że jeśli ktoś nie zaznał tej matczynej miłości, to na pewno Pan Bóg musi go kochać osiem razy więcej. Bo tylko tak może być sprawiedliwie
|
Wt cze 10, 2003 23:29 |
|
|
yasmin
Dołączył(a): N maja 18, 2003 20:29 Posty: 165
|
Bezimienny, ale ladnie napisales. Juz dawno nie czytałyśmy takiego posta.
Yasmin i Dzika
|
Śr cze 11, 2003 11:35 |
|
|
KarinaW
Dołączył(a): Wt cze 17, 2003 21:17 Posty: 3
|
Moja mama...
Moja mama jest dla mnie kimś szczególnym, nie byłam dla niej zawsze sprawiedliwa, ale szczunek i posłuszeńswo dla niej miałam. Dopiero po urodzeniu mojego pierwszego dziecka zrozumiałam w pełni jej troski. Moi rodzice są szczęśliwi w małżeństwie. Tata w każdą sobotę kupuje mi super dobre pieczywo, a mama gotuje to co lubię. Może robią to dlatego by widywać nas co sobotę? ) Teraz gotują i kupują dla wnuczki...
Teraz gdy mam ponad 30 lat to moją mamę odkrywam na nowo. Różaniec, który wybrała moja córeczka i który podarowała swojaj babci, a mojej mamie jest symbolem ciągłości. Ta droga w przekazywaniu wiary, upodobań, tradycji, smaków dań, ulubionych potraw, a przede wszystkim miłości to droga dla mnie bardzo istotna. To "Wzór" na którym opieram swoje macierzyństwo. Zamykając oczy, widzę moja mama przytula swoje małe córeczki, mnie i siostrę, otula mnie spokój i wiara w dobre jutro. Chiałabym być do niej podobna.
KarinaW.
|
N cze 22, 2003 23:34 |
|
|
puella
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 16:46 Posty: 738
|
A Tata ? Bezi , a Tata?
Jak to jest, czy on może kochać podobnie jak mama?
Nawet w piosence "mama to nie jest to samo co tato" - czy jakoś tak.
Bardzo pięknie napisałeś o mamie takim jakimś marzeniu, wyobrażeniu dla wielu ludzi przecież niespełnionym.
Czy Tata jest gorszy w miłości do dziecka? Czy nie potrafi równie dobrze wycierać nosa, karmić i trzymać w ramionach śpiących malców ?
Właściwie to dlaczego największa i jedyna taka miłość na świecie to miłość mamy?
Może tacie jest przykro, że o nim nie ma tylu wierszy i pieśni ?
Czy tata może równać się z mamą?
Czy tata (taki wspaniały tata) może dać dziecku to co dałaby mama?
I skąd wiadomo, że to jest TO ?
|
Śr wrz 03, 2003 20:47 |
|
|
Bezimienny
Dołączył(a): N maja 18, 2003 17:03 Posty: 679
|
Dużo tych pytań mi zadałaś, a ja miałem już tu nie zabierać głosu
Myślę, że żaden ojciec nie może dać dziecku dokładnie tego, co daje matka. Ale chyba jest i odwrotnie: matka nie zastąpi ojca. Trzeba jednak pamiętać, że to co dajemy i ile dajemy zależy nie tylko od naszej płci, ale o wielkości naszego serca....
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy miłość taty jest gorsza czy lepsza. Wydaje mi się, że często jest po prostu inna. Jakby nieco twardsza. Jakby bardziej z boku. I przez to często niedoceniana i odrzucana. Tak mi się wydaje... Rzeczywiście, o miłości ojcowskiej nie pisze się tylu wierszy i nie wspomina jej z rzewnymi łzami. Ojcowie często są niezauważani. I myślę, że wielu z nich boleśnie to odczuwa. Choć, jak to z mężczyznami bywa, trudniej te uczucia w nich zobaczyć...
Ale myślę, że miłość ojca to ogromny skarb. Nie wiem jak to określić, ale wydaje mi się, że ojcowie generalnie mniej ze sobą wiążą. Łatwiej godzą się z faktem, że celem wychowania jest samodzielność...
Przepraszam, ale po głowie znów chodzi mi obraz innego ojca... To było w Tatrach, z dziesięć lat temu. Schodziłem z Ciemniaka ku Dolinie Kościeliskiej. O okolicy Chudej Turni spotkałem ojca córką. On, tęgawy jegomość w kapeluszu na głowie, ona podlotek może 12, 13 letni. Widać było, że wędrują przez góry z całym bagażem. On miał spory plecak, ale i jej był słusznych – jak na jej posturę – rozmiarów. Na twarzy dziewczyny malowało się zmęczenie. Jakby ją to wszystko przerastało. Ojciec, był jakby z boku. Jakby się córką nie interesował. Trochę może i zmęczony (mieli za sobą straszne podejście). Ale jakby przede wszystkim szczęśliwy, że może być w swoich kochanych górach...
Parę dni później spotkałem ich schodzących do Zakopa z Hali Gąsienicowej. Takiej pary raczej się nie zapomina, więc poznałem ich od razu. Właśnie podnosili się po odpoczynku, by ruszyć dalej. On jakby trochę schudł. Ona, owiana słońcem, mocnymi rękami, pewnym ruchem, zarzucała sobie plecak na ramiona. Jakby słabość sprzed kilku dni była już tylko wspomnieniem. Doroślejsza. Mocniejsza. Pewniejsza siebie...
Nie śmiejcie się ze mnie, ale wtedy zobaczyłem, na czym polega miłość ojca. Pozwolić dorosnąć. Pozwolić samemu zmierzyć się z problemem. A jednocześnie ciągle być u boku, by w razie potrzeby podać pomocną dłoń...
|
N wrz 14, 2003 17:54 |
|
|
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
Tak unikalam tego tematu ale skoro o ojcach mowa ...
Milosc rodzicielska to milosc ojca i milosc matki do dziecka. Tylko z pozoru te dwie milosci wydaja sie takie same. Milosc matki mamy niejako dana. Niezaleznie od tego co sie stanie to wlasnie matka zawsze obdarza swoje dziecko ta bezwarunkowa miloscia, jest blisko gdy jest zle, zalatwia milion drobnych spraw.
Milosc ojca jest inna. Nie mozna powiedziec gorsza - lepsza, ona po prostu jest inna. Na milosc ojca "trzeba zasluzyc", ojca zazwyczaj ma sie w sprawach powazny bo przeciez drobiazgami zajmuje sie mama. Jak rzadko z ust taty padaja slowa "kocham cie". Moze wynika to z tego, iz mezczyzni raczej nie chca okazywac uczuc, a ich wizerunek zawsze ma byc "mocny".
Milosc rodzicow do dziecka jast tak samo mocna jednak zupelnie inna. Dobrze jesli mozna zaznac kazdej z nich.
Pozdrawiam
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Pn wrz 15, 2003 15:01 |
|
|
KarinaW
Dołączył(a): Wt cze 17, 2003 21:17 Posty: 3
|
Miłość Mamy, moja miłość.
Jakiś czas upłynął od chwili kiedy się zastanawiałam nad miłością i znaczeniem mojej mamy w moim życiu. Mam dobry fundament, z którego czerpię siłę na przetrwanie.
Teraz, gdy myślę o miłości matczynej to wyobrażam sobie siebie. Borykam się z emocjami, wątpliwościami jak kazdy człowiek. Moja córka, jeśli jej tata zdecyduje niebawem się wyprowadzić, a przeciąga ten stan w nieskończoność, będzie dzieckiem z niepełnej rodziny. Moje dziecko będzie wychowywało się tylko ze mną. Miłość ojcowską będzie smakowała inaczej niż ja. Dla mnie to bardzo smutne, straszne. Mam wiele pytań, modlitwa pomocna, ale ja niestety po ludzku upadam.
Miało być optymistycznie.
Pozdrawiam wszystkich.
Zielona buziaki.
|
Śr wrz 17, 2003 21:49 |
|
|
_dzika_
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 14:31 Posty: 930
|
Wśród wielu różnych umiejętności mój tata nauczył mnie... sztuki przewracania się. Zobaczył kiedyś, jak małe dziecko upadło na ulicy. Przeraziło się ran, siniaków, pozdzieranej z buzi skóry. Postanowił, że jego córeczka będzie zawsze padała na "cztery łapy", bezpiecznie. Zabrał mnie więc (miałam ok. 3 lat) nad Wisłę i urządził zabawę w gonitwy, ściganie, berka. Gdy ja radośnie biegałam, mój tata podstępnie podstawił mi nogę. Przewróciłam się i wstałam z buzią pełną piasku. Zanim się rozpłakałam, tata zaproponował zabawę w wesołe upadki, bez piasku w buzi. Trening trwał kilka godzin i był przez kilka dni powtarzany.
Tej nauki na nadwiślańskiej plaży nie pamiętam, ale na własnej skórze doświadczyłam jej skuteczności. Choć byłam dzieckiem bardzo żywym i uwielbiałam wspinaczki po najwyższych drzewach, dachach, skoki ze skarp i rowerowe szaleństwa, jedyną szkodą ponoszoną na ciele była zdrapana skóra na kolanach. Nigdy nic poważniejszego! Dziś z perspektywy kilkudziesięciu lat zaryzykuję to twierdzenie, że ta przydatna w zabawach umiejętność, dała mi też poczucie bezpieczeństwa w wielu innych życiowych momentach.
Tata zaszczepił wtedy we mnie wiarę, że mogę sobie poradzić z każdą trudnością.
|
Śr gru 03, 2003 22:08 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|