Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 6:52



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 22 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 sprawność językowa naszych duszpasterzy 
Autor Wiadomość
Post sprawność językowa naszych duszpasterzy
Z ks. prof. Wiesławem Przyczyną CSsR, przewodniczącym Komisji Języka Religijnego PAN - rozmawia Grażyna Starzak

- Brak szacunku dla słuchaczy, szafowanie negatywnymi ocenami, dawanie uproszczonych recept na życie - to tylko niektóre zarzuty pod adresem księży, wygłaszających niedzielne kazania. Padły z ust abpa Damiana Zimonia podczas obrad Episkopatu Polski. Czy Ojciec zgadza się z tezą tego hierarchy, który powiedział, że "polskie kaznodziejstwo potrzebuje sanacji"?

- Już św. Paweł Apostoł narzekał na swoich słuchaczy, że nie słuchają, a oni na niego, że mówi zbyt rozwlekłe. Czy kazania mogłyby być lepsze? Niewątpliwie tak. Główną ich wadą jest oderwanie od życia. Czasem wydaje się, że kaznodzieje przylecieli z innej planety. Mówią często o sprawach, które nie wiążą się z życiem; mówią nie do tych ludzi, którzy ich słuchają. To - moim zdaniem - największa słabość dzisiejszego kaznodziejstwa. Kazania są też za długie. Kapłani, którzy je wygłaszają, nie zdają sobie sprawy, że burzą proporcje poszczególnych części liturgii. Nie może bowiem być tak, że homilia zajmuje 2/3 czasu eucharystii. Powinna trwać 10-12 minut. Niektórzy twierdzą nawet, że najwyżej 7 minut. Lepiej, by u słuchacza pozostał niedosyt niż uczucie ulgi: dobrze, że już skończył. Warto w tym miejscu przytoczyć zdanie jednego ze starożytnych retorów: dobra mowa winna być nie za długa i nie za krótka, tylko w sam raz.

- "Należy tak mówić, aby wierni słuchali i przyjmowali słowo Boże. Ludzie, którzy na co dzień żyją w powodzi informacji płynących z mediów, nie wszystko rozumieją, gdy kaznodzieja stosuje żargon teologiczny" - to słowa abpa Zimonia. Czy Ojciec jest tego samego zdania?

- Oczywiście. Dodałbym tylko, że aby kazanie było poprawne, musi odznaczać się dwiema cechami: wiernością Bogu, czyli dobrą znajomością Objawienia, oraz wiernością człowiekowi, a więc dobrą znajomością problemów egzystencjalnych ludzi. Jak się to złączy, codzienne problemy ludzi z Objawieniem, albo dokładniej: jak się ludzkie sprawy prześwietli objawionym słowem Bożym - wówczas wierni zobaczą własne życie w nowym świetle.

- W pracy pt. "O sprawności językowej kleryków" poddał Ojciec Profesor surowej krytyce system edukacji językowej w seminariach duchownych. To zapewne jedna z przyczyn takiego a nie innego poziomu niedzielnych kazań...

- Język polski jest w seminariach traktowany po macoszemu. Aby dobrze opisywał przestrzeń sacrum, trzeba go poznać we wszystkich możliwych aspektach. Na podstawie badań ankietowych stwierdziłem, że klerycy nie rozumieją języka teologicznego. A skoro tak, jak mają go przekładać na język zrozumiały dla ludzi, tzw. język egzystencjalny? Wina leży na pewno w sposobie prowadzenia zajęć. Wykładowcy przemawiają językiem specjalistycznym. Trudno się więc dziwić, że potem młodzi księża nie potrafią mówić kazań trafiających do przeciętnego człowieka.

- Sześć lat temu Rada Języka Polskiego PAN powołała Komisję Języka Religijnego, którą Ojciec kieruje. Czy od tego czasu język, jakim posługują się kapłani w kościele, uległ pozytywnym zmianom?

- Pozytywem jest już to, że w ogóle zajęto się językiem religijnym. W komisji jest wielu specjalistów, także świeckich. Przeważnie są to językoznawcy, lecz nie mogło w niej zabraknąć teologów. My dopiero rozpoczynamy pracę badawczą. Jesteśmy na etapie opisywania języka religijnego w jego różnych odmianach: kaznodziejskiej, katechetycznej, modlitw, pieśni, tłumaczeń Biblii, listów pasterskich itd. Każda odmiana ma swoją funkcję prymarną, podstawową. O ile na przykład język kazań czy język katechezy powinien pouczać, więc musi być zrozumiały, to język modlitwy wcale taki być nie musi. On ma wprowadzić w pewną przestrzeń, w której człowiek spotyka się z Istotą Najwyższą. Kiedy msze odbywały się w języku łacińskim, mało kto ten język rozumiał, a jednak ludzie modlili się żarliwie.

- Rada Języka Polskiego PAN wyraziła ostatnio zaniepokojenie poziomem niektórych tłumaczeń biblijnych, widząc w nich trywializację treści i bezrefleksyjne mieszanie sacrum i profanum. Sprzeciw ekspertów PAN wzbudziła m.in. "Biblia Ślązoka", której zarzucono "niezgodność z treścią Biblii, nieuzasadnioną poufałość i teologiczną beztroskę". O Maryi mówi się tam "frelka", czyli "dziewczyna"; zamiast słowa "błogosławiona" używa się gwarowego określenia "najszykowniejszo". Teologiczne i językowe wątpliwości wzbudziły także "Ewangelie" w przekładzie na gwarę góralską...

- Zajmowaliśmy się w komisji przekładami "z polskiego na nasze", na gwarę taką czy owaką. Problem leży w tym, że mamy określony cel tłumaczeń. Jeden to przybliżenie ludziom słowa Bożego zawartego w Piśmie Świętym. Szuka się więc takiego języka, aby odbiorca danej epoki dobrze je rozumiał. Drugim celem jest pokazanie piękna języka biblijnego, czyli cel literacki. Jest też trzeci cel - komercyjny. Tego ostatniego nie mogę zaakceptować, dlatego że Biblia jest świętą księgą chrześcijan i dobrem ogólnoludzkim. Należy się jej szacunek i cześć. Tłumacząc Biblię, nie wystarczy dobrze znać języki oryginalne (hebrajski, grecki, aramejski itd.). Trzeba znać też język, na który się tłumaczy i całą tradycję translatorską. W Polsce popełnia się ten błąd, że żaden tłumacz, również oficjalny, mający aprobatę Kościoła, nie uwzględnia zazwyczaj tradycji translatorskiej, nie wnika w to, jak była tłumaczona Biblia wcześniej, jak tłumacze trudzili się, aby oddać niektóre słowa wyrażone w językach oryginalnych. Gdyby współczesny tłumacz wszedł w ten nurt, przeanalizował, jak tłumaczono Biblię przez wieki, nie robiłby takich błędów, jakich mamy sporo w dzisiejszych przekładach, np. w tzw. Biblii paulistów.

- Co Ojca najbardziej zbulwersowało w najnowszych przekładach?

- To, co wszystkich. W Biblii paulistów na przykład nie mogę się zgodzić na użycie słowa "długi" zamiast "winy" w sformułowaniu "odpuść nam nasze długi, jak i my odpuszczamy naszym dłużnikom". Z prostych względów słowo "dług" kojarzy się z długiem pieniężnym, materialnym. A nie o to chodzi. Wina ma swoje znaczenie. Oznacza przekroczenie pewnej normy, ale też odpowiedzialność za przekroczenie normy, także przyczynienie się do czegoś złego. I tego dotyczy sformułowanie "odpuszczenie winy". Oczywiście można przetłumaczyć inaczej. W języku oryginalnym to słowo oznacza też "dług". Ale miało ono wówczas inne znaczenie niż dzisiaj, kiedy rozumiemy je ekonomicznie, materialnie. W Biblii paulistów razi mnie również użycie słowa "szczęśliwi", zamiast - jak do tej pory - "błogosławieni". "Szczęśliwi, którzy cierpią" - czytamy. Byliśmy przyzwyczajeni do sformułowania "błogosławieni, którzy cierpią". Słowo "błogosławieni" otwiera przestrzeń sakralną. Błogosławiony w rozumieniu biblijnym to taki, który cieszy się przychylnością Boga. Cierpiący też mają przychylność Boga. Ale "szczęśliwi, którzy cierpią", to nie brzmi najlepiej. Szczęście bowiem to między innymi uczucie zadowolenia, radości, satysfakcji. Trudno być szczęśliwym, kiedy nam coś doskwiera. Natomiast błogosławiony, któremu jest ciężko, cieszy się przychylnością Boga. To brzmi zupełnie inaczej. Oczywiście można szukać nowych sposobów odtworzeń treści, innych sformułowań, ale z uwzględnieniem przeszłości. Tłumacz powinien znać tradycję i historię translatoryki. Wtedy można oddać właściwie to, o co chodzi w tekście oryginalnym.

- A jak Ojciec oceni pomysły unowocześnienia języka dawnych pieśni religijnych i modlitw?

- Jestem zaniepokojony tymi pomysłami. Pieśni dawne są odbiciem epoki, kultury i teologii. Nie podoba mi się majstrowanie przy zabytkach kultury. Tak jak nie przemalowujemy obrazów dawnych mistrzów, tak nie czyńmy tego z pieśniami i modlitwami. Módlmy się tak, jak modlili się nasi dziadowie, ale równocześnie twórzmy nowe.

Dziennik Polski,
piątek 21.10.2005

------------------

Jak Państwo widzicie, nie wszyscy uważają, że "jest dobrze" i ze wszystko trzeba nieustannie modernizować. Mam nadzieję, że wypowiedź księdza profesora zmusi niektórych Forumowiczów do refleksji nad swoimi poglądami :-)


So paź 22, 2005 9:54

Dołączył(a): N sie 01, 2004 6:57
Posty: 2427
Post 
Płonne twoje nadzieje, Pjo, ks. profesor wcale nie zachęca do powrotu do liturgii trydenckiej. A przecież o to ci w gruncie rzeczy chodzi. Dziwnym trafem pominąłeś zupełnie postulat, który nie wychodzi na przeciw oczekiwaniom lefebrystów, a zawarty jest w poniższym fragmencie wypowiedzi księdza profesora:

Już św. Paweł Apostoł narzekał na swoich słuchaczy, że nie słuchają, a oni na niego, że mówi zbyt rozwlekłe. Czy kazania mogłyby być lepsze? Niewątpliwie tak. Główną ich wadą jest oderwanie od życia. Czasem wydaje się, że kaznodzieje przylecieli z innej planety. Mówią często o sprawach, które nie wiążą się z życiem; mówią nie do tych ludzi, którzy ich słuchają. To - moim zdaniem - największa słabość dzisiejszego kaznodziejstwa. Kazania są też za długie. Kapłani, którzy je wygłaszają, nie zdają sobie sprawy, że burzą proporcje poszczególnych części liturgii. Nie może bowiem być tak, że homilia zajmuje 2/3 czasu eucharystii. Powinna trwać 10-12 minut. Niektórzy twierdzą nawet, że najwyżej 7 minut. Lepiej, by u słuchacza pozostał niedosyt niż uczucie ulgi: dobrze, że już skończył. Warto w tym miejscu przytoczyć zdanie jednego ze starożytnych retorów: dobra mowa winna być nie za długa i nie za krótka, tylko w sam raz.


So paź 22, 2005 10:27
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 17, 2005 18:30
Posty: 268
Lokalizacja: Gdańsk
Post 
A tak a propos tych "długów" w modlitwie pańskiej to nie jest to żaden wymysł i żadna nowość. prawosławnych to pewnie wcale nie dziwi. Wszak w języku staro-cerkiewno-słowiańskim jest taqk od dawna.
Cytuj:
Otczie nasz, Iże jesi na niebiesiech, da swiatitsia imia Twoje, da priidiet Carstwije Twoje: da budiet wola Twoja, jako na niebiesi i na ziemli. Chleb nasz nasuszcznyj dażd’ nam dnieś, i ostawi nam dołhi nasza, jakoże i my ostawlajem dołżnikom naszym: i nie wwiedi nas wo iskuszenije, no izbawi nas ot łukawaho.

_________________
Obrazek
Błogosławiony jesteś Panie, Boże ojców naszych,*
pełen chwały i wywyższony na wieki.
Dn 3,52


So paź 22, 2005 12:10
Zobacz profil WWW
Post 
Leszek, Jan napisał(a):
Płonne twoje nadzieje, Pjo, ks. profesor wcale nie zachęca do powrotu do liturgii trydenckiej. A przecież o to ci w gruncie rzeczy chodzi.


Panu to się już wszystko z liturgią trydencką kojarzy... Obsesja jakaś...

Leszek, Jan napisał(a):
Dziwnym trafem pominąłeś zupełnie postulat, który nie wychodzi na przeciw oczekiwaniom lefebrystów (...) oderwanie od życia. Czasem wydaje się, że kaznodzieje przylecieli z innej planety. Mówią często o sprawach, które nie wiążą się z życiem; mówią nie do tych ludzi, którzy ich słuchają. (...) Kazania są też za długie.


Nie rozumiem?!? Był Pan kiedyś na Mszy w kaplicy FSSPX? Bo ja bywam dość często i jak do tej pory nigdy się nie zdarzyło, żeby było kazanie dłuższe niż 15 minut albo żeby było "przeteoretyzowane" i niezrozumiałe dla człowieka choćby powierzchownie obeznanego z Katechizmem. Ale rozumiem, ze musiał Pan się odezwać mimo wszystko, aby tylko dać znać, że żyje.


So paź 22, 2005 12:32

Dołączył(a): N sie 01, 2004 6:57
Posty: 2427
Post 
Chodzi o to, Pjo, że wykorzystujesz każdą okazję, jaka ci się nadarza, żeby skrytykować współczesny Kościół, przedstawiając jednocześnie Kościół przedsoborowy jako idealny i bez zmazy, a przecież tak nie było. Trzeszczało, i to fest, w kościele przedsoborowym, wystarczy choćby przypomnieć nagonkę antymodernistyczną i rolę w ten nagonce, jaką odgrywała słynna Sapiniera


So paź 22, 2005 16:17
Zobacz profil
Post 
Leszek, Jan napisał(a):
przedstawiając jednocześnie Kościół przedsoborowy jako idealny i bez zmazy


???? Znowu się Panu wszystko z jednym kojarzy...

Leszek, Jan napisał(a):
wystarczy choćby przypomnieć nagonkę antymodernistyczną


Taaa... Rozpętaną przez świętego Piusa X, głównego "naganiacza"... Oj, ciężko mieli ci moderniści. Prawie tak ciężko, jak wszyscy trzej komuniści z Holywood zadenuncjowani przez Waltera Disneya...


So paź 22, 2005 16:48

Dołączył(a): N sie 01, 2004 6:57
Posty: 2427
Post 
Najwidoczniej nic nie wiesz o tamtych czasach. Chciałbym mimochodem wspomnieć o błog. Janie XXIII, który także znalazł się, jako profesor w seminarium, na liście podejrzanych obok swoich dwóch kolegów, którzy zostali zawieszeni w prawach wykładowców, co bardzo zasmuciło przyszłego papieża. Prosił o interwencję swego biskupa, ten udał się do Rzymu i po powrocie oświadczył Roncalliemu, że wszystko, co do jego osoby, zostało załatwione. Gdy Ronaclli został Janem XXIII sprawdził swoje dossier i stwierdził ze zdumieniem, że ciągle jeszcze jest podejrzany.
Z modernizmem sprawa nie jest jednoznaczna, o czym świadczy przytoczony przeze mnie zdarzenie. Obok takich, jak Loisy, który słusznie został potępiony, bo stracił wiarę w boskość Jezusa Chrystusa, prześladowanie byli inni teologowie, którzy w pełni pozostawali wierni Kościołowi.
Dobrze byłoby, abyś zapoznał się z działalnością tzw. sapiniery, żeby lepiej przyjrzeć się klimatowi tamtych czasów, które w zasadzie przetrwały do Piusa XII.


So paź 22, 2005 17:57
Zobacz profil
Post 
Tak troche zapoznałem sie z działalnościa Sapiniery...i musze przyznac czesciowa racje pjo.
Ci goście naprawde mieli cos wspólnego z Waltem Disneyem.......karykaturalnie przypominali jego kreskówkowe postacie.
Na szczescie nastał pozniej Benedykt XV (tez oskarżany przez disneyowskie postacie), który wywalił Benigniego i rozpoczał zakończenie tego mało chwalebnego okresu Koscioła...


So paź 22, 2005 20:24
Post 
A może by tak panowie wrócili do tematu? Dziwne, że cieszycie się swoistym immunitetem u cenzorów-moderatorów...


So paź 22, 2005 21:54
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt mar 19, 2004 19:24
Posty: 3644
Post 
Proszę o powrót do tematu ;)

Cenzorzy-moderatorzy nie siedzą na forum całymi dniami :)

_________________
Co dalej za zakrętem jest?
Kamieni mnóstwo
Pod kamieniami leży szkło
Szło by się długo
Gdyby nie to szkło, to by się szło... ♪


So paź 22, 2005 23:02
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
O ile na przykład język kazań czy język katechezy powinien pouczać, więc musi być zrozumiały, to język modlitwy wcale taki być nie musi. On ma wprowadzić w pewną przestrzeń, w której człowiek spotyka się z Istotą Najwyższą. Kiedy msze odbywały się w języku łacińskim, mało kto ten język rozumiał, a jednak ludzie modlili się żarliwie.


Czyli co? Taka dalekowschodnia mistyka...cos w rodzaju buddyzmu, zen czy innych rzeczy? Po co rozumieć? Masz człeczku swiecki tylko powtarzac nawet bezmyslnie.
Szkoda tylko, że nikt nie zuważył prostej sprawy. Jezus przemawiał językiem zrozumiałym dla wspólczesnych mu słuchaczy....Tak samo działo sie podczas Zesłania Ducha Świetego. Wszyscy rozumieli.
Cóz ...przyszły jednak takie czasy, kiedy kler zagarnał wszystko dla siebie, traktujac świeckich jako istoty co prawda Boże, ale mniej wartościowe i nadajace sie tylko do popędzania i pouczania.
Na szczęscie kler sie w końcu opamietał (chociaż jak widac nie wszyscy) i zaczął tworzyc prawdziwą wspólnote ludzi wierzących. Taka gdzie każdy ma swoje miejsce, ale każdy ma też swoje zdanie. Nie tak jak wcześniej: "Ja KSIĄDZ ci to mówie i wara ci plebejuszu do mojego zdania".

To se juz ne wrati....


N paź 23, 2005 19:12

Dołączył(a): Pn wrz 12, 2005 7:31
Posty: 314
Post 
Drogi Panie Belizariuszu!

Są w naszym kraju kościoły, w których - zgodnie z zaleceniami Soboru Watykańskiego II - praktykuje się choćby śpiew części stałych po łacinie. Proszę się wybrać do jednego z nich i podzielić się z wiernymi swoimi przemyśleniami. Proszę także zastanowić się nad fenomenem żarliwej modlitwy, także w języku łacińskim, w Taize. Dopiero potem będzie sens, by prezentował Pan swoje zdanie na szerszym forum.

Pozdrawiam,
Bartek


Pn paź 24, 2005 8:08
Zobacz profil
Post 
Owszem sa....jednakowoz jest ich tak mała ilośc, ze trudno brać pod uwage zdanie nielicznej garstki ludzi.

Co do Taize....tam sie spiewa w różnych językach, nie tylko po łacinie, ale także po rosyjsku, niemiecku, angielsku, francusku, hiszpańsku...itd.
Są to kanony znane wszystkim uczestnikom i składajace sie z jednego lub dwóch zdan. Tak wiec ten argument także uważam za chybiony.

Całkowity powrót do łaciny jest nierealny i moze spowodowac o wiele wiecej szkód nizli korzysci. Zdecydowana wiekszośc wiernych stanie sie obserwatorami i słuchaczami...zamiast właczyc sie we wspólna modlitwę. Na powrót zaniknie wspólnota, częśc ludzi sie zniecheci, częśc z powodu niezrozumienia bedzie "klepała" różaniec podczas mszy sw.....a znajda sie też tacy co odejdą. Czy to ma sens?
Przywoływanie jako chwalebne przykłady garstki (dosłownie garstki wobec milionów) ludzi ogarnietych sentymentem do j. łacińskiego, jest argumentem wysoce niepoważnym, ba wręcz śmiesznym.

Jest jeszcze jeden argument na który owa garstka sie powołuje, a który jest równie niepoważny. Łacina jest jezykiem Kościoła. Tak owszem, ale nie całego (wschód), a poza tym ustalonym przez LUDZI, nie przez Boga. Co człowiek w Kosciele ustanowił, człowiek jest władny zmienić.
Niech bedzie łacina podczas mszy w Watykanie...ale po co wprowadzac ja w regiony, po co ja znów rozprzestrzeniać, skoro może wprowadzić tylko zamęt i niepotrzebne odejścia? Przeciez to TYLKO język...nic wiecej


Pn paź 24, 2005 8:23

Dołączył(a): Pn wrz 12, 2005 7:31
Posty: 314
Post 
Aż się Pan prosi, bym postawił Panu podobną diagnozę, jak pjo Panu Leszkowi, Janowi parę postów wyżej! ;-)

Czy ojciec profesor wzywa do powrotu liturgii trydenckiej?!
Nie! Rzecz idzie choćby o uszanowanie staropolszczyzny w modlitwach i pieśniach, o podkreślenie "inności" przestrzeni sakralnej, które można przecież bez szkody dla zaangażowania wiernych wykonać - za Soborem oraz ostatnim Synodem - właśnie poprzez łacinę w częściach stałych i proste śpiewy gregoriańskie!
Mamy we mszy hebrajskie "Alleluja" i "Amen", greckie "Kyrie eleison" - dlaczego łacina ma być gorsza?


Pn paź 24, 2005 8:49
Zobacz profil
Post 
Bartku

Sory, ale jezeli chodzi o ocene, to wybacz....
Gdzie ja tu pisałem i trydenckiej liturgii? To chyba jakas obsesja, albo po prostu zdradzasz sie ze swoimi upodobaniami.
Ja pisałem tylko i wylacznie o j. łacińskim w Liturgii....co wspólnego ma z tym ryt trydencki?
Przecież obecny NOM takze można odprawiać w tym jezyku.....ja jestem po prostu przeciwny zamianie języka narodowego w łaciński w Liturgii wogóle. Bez względu na to ryt....chociaż sory, ryt trydencki nie jest możliwy do tejże zamiany. Jednak jest mało powszechny...jest po prostu marginalny.

Ze tak offtopicowo nawiaze do ostatnich dni. Na ślasku 22 lpazdziernika zakończył sie I Kongres Muzyki Liturgicznej Archidiecezji Katowickiej. Była tam mowa o tym, ze w Liturgii nie powinna byc uzywana do spiewu gitara, a jedynie organy lub instrumenty śpiewne (flet lub smyczkowe)...ciekaw jestem co z poprzedniczka gitary - lirą..
Ok, niech bedzie ...spiwey oazowe "wypad", na to miejsce spiewy kościelne przy akompaniamencie organ. Co jednak w takim razie ze spiewami chórów kościelnych? Przecież w tym momencie wierni pozostaja tylko i wyłacznie słuchaczami, nie uczestnicza w tym śpiewie.......Czy to nie kolejny przejaw sentymentalizmu osób "wczesniej urodzonych" za młodościa? Nie czarujmy sie...biskupi i profesorowie sa zazwyczaj "starej daty" i ich sentymentalizm powinien być brany pod uwagę


Pn paź 24, 2005 13:10
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 22 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL