Kościół nie popiera brania takich używek. Jeśli piszesz „Kościół nie popiera osób biorących takie używki”, sugerujesz, że branie używek jest istotną częścią tożsamości tych osób. Czyli że zażywając tego czy owego specyfiku „są sobą”. W ten sposób można dojść do wniosku, że nie są sobą bez tych używek. To nie stan pożądany.
Piszesz, że za posiadanie grożą 3 lata pozbawienia wolności. To prawda, ale mylisz prawo państwowe z nauką Kościoła. Kościół nie stosuje takich kar.
„Narkoman” zaś to nie jest ktoś, kto zażywa pewnych środków. Tak jak „alkoholik” to nie jest ktoś, kto do obiadu wypija lampkę wina.
Szymon Mag napisał(a):
Uważam, że takie przypadki mogły by być nagłaśniane w celu zmiany mentalności i zobrazowania, że narkoman to nie tylko drobny złodziejaszek, czy rozpuszczony dzieciak, ale także może nim być głowa największego kościoła na ziemi
I tym samym zbudowanie obrazu, że narkotyków można zażywać bez żadnych obaw. Niestety, tak nie jest. Nawet używanie
cannabis indicae, od której uzależnienie fizyczne jest słabsze niż od kofeiny (którą większość uzależnionych może odstawić praktycznie z dnia na dzień), mogą wystąpić pewne problemy z psychiką, tj. mogą zostać wzmocnione pewne postawy (np. eskapizm), które czasem decydują o zażywaniu konopnego dymka. Oczywiście, nie zawsze, nie u każdego itd.
Człowiek szczęśliwy nie potrzebuje środków psychoaktywnych, żeby swoje szczęście „wywoływać”. Po prostu czuje radość płynącą z istoty życia. Jeśli nie jest szczęśliwy, to zażywanie takich środków może go zniechęcić do poszukiwania tej istoty. A szkoda, bo ta radość jest o wiele trwalsza, niż to, co mogą dać dragi.