Aktualnie to szkoły zabiegają o dzieci, nie dzieciaki o szkoły, więc średnia nie jest tak istotna.

Bereta - a jeżeli Asia zbuntowana gimnazjalistka przymuszana do uczestnictwa w religii przez rodziców (bo nikt inny nie jest w stanie przymusić) nie robi nic i dostaje z religii 2 to mamy 36:9 = 4. Skąd założenie, że skala ocen z religii obejmuje tylko 6 i 5? Zgodnie z obowiązującymi przepisami w szkolnictwie i w tym przypadku skala ocen wynosi od 1 do 6. Ponadto Kasia ma dwie dodatkowe godziny, (które Asia spędza na religii) które może poświęcić na podnoszenie wiedzy z innego przedmiotu aby podnieść sobie ocenę a tym samym średnią?

Breta, nie Bereta
Pisałam wszak, że przykład uproszczony i raczej w celu udowodnienia, że brak jednej oceny może spowodować niższą średnią. Ta sama sprawa jest zresztą w kwestii wf - sama pewnego roku nie miałam z tego przedmiotu oceny, więc powiedzmy, że to o czym piszę przetestowałam na sobie i nie trzeba mi tłumaczyć możliwych wersji.
Odnośnie ocen opieram się o dosyć uśrednione dane, doświadczenia moje, znajomych i dzieci znajomych. Sytuacja w której oceny wystawiane są wedle ostrych kryterium mieszczą się jednak moim znaniem w dość małym zakresie, w przeważającej większości są to oceny pozytywne prawie za nic, a nawet już za nieprzeszkadzanie. I napisałam 5 nie 6, więc wcale nie aż tak najlepiej Może szokujące, ale bardzo realne. Tak samo mogłabym się zapytać o sytuację, w której to Asia olewa inne przedmioty, podciągając średnią wf i religią, podczas gdy Kasia wkłada o wiele większy wysiłek w taką samą średnią, ale nie może uczestniczyć w wf i z racji innego wyznania/światopoglądu w religii. Tylko nie o przerzucanie się naciąganymi historyjkami mi chodziło w wypowiedzi, miałam nadzieję, że dość jasno to wyraziłam. Pragnęłam wyprostować kwestię ilości ocen w stosunku do średniej.

Mi wcale fajnie nie było, kiedy miałam niższą średnią o tą chyba jedną dziesiątą, czy kawałek mniej (ale w przybliżeniu tak wyszło), bo jednak byłam typem rozrabiającej prymuski i trochę mnie kuło, że ze względu na wypadek nie mogłam uczestniczyć w zajęciach, wykazać się i dostać te 5 Wiem, szurnięta byłam i choć w domu tłumaczono mi, że średnia nie ma dużego znaczenia, mnie i tak to męczyło. Stąd rozumiem kontrowersje odnośnie wliczania do średniej, bo to trochę wielopłaszczyznowa sprawa, złaszcza w przypadku młodszych dzieci. Tak samo jak rozumiałam w pewnym sensie, że ktoś uważał za średnio sprawiedliwe, że w liceum miałam dodatkową ocenę z łaciny (była utworzona mała grupa na wszystkie klasy), a inni nie. Co z tego, że ja robiłam więcej, a ktoś nie, skoro tzw. średnia miała być pewnym wskaźnikiem przykładanym do wszystkich? Wbrew pozorom szkolna średnia mało ma wspólnego z jej definicją matematyczną i jest traktowana jak jakiś uniwersalny wskaźnik, choć zasady dla wszystkich równe nie są. Tylko tyle i aż tyle.

Srednia jest brana pod uwage przy naborze na studia.

Nie powszechnie, ale się zdarza. Ja akurat mogłam się na każdych moich studiach swoim świadectwem ukończenia po...bawić i wtedy panowało takie przekonanie, że możemy sobie na paseczki je pociąć i zrobić jakiś collage, aż ktoś w końcu trafił na jakąś specyficzną rekrutację i był płacz, bo obok wyników z matury komisja poprosiła o wgląd w świadectwo ukończenia. Ale generalnie i zazwyczaj najważniejsze są wyniki na świadectwie maturalnym, a nie ukończenia - tak gwoli ścisłości.

Czasy się już dawno zmieniły. Na studia się bierze pod uwagę tylko efekty egzaminu maturalnego. A świadectwo ukończenia szkoły to nic nie warty świstek papieru.

Siostrzenica w tym roku skladala papiery na studia- czasem chca sredniej ocen. Moze to nieformalne, nie wiem.
Ale rozmawiamy o indoktrynacji.
Oczywiscie, slowo to ma wydzwiek ujemny. Dlatego wiekszosc wierzacych sie oburza, gdy go uzyc w stosunku do religii.
To, ze rodzice formuja dzieci wedlug swoich przekonan nie jest indoktrynacja. Przynajmniej ja tak uwazam. Maja do tego prawo. Natomiast religia w szkole jak najbardziej.
Dla mnie np, trudna do zniesienia jest wszechobecnosc KK w polskiej telewizji. Msze, ksieza zapraszani do dyskusji, jakas glupia autocenzura, zeby nie narazic sie Kosciolowi.
Na szczescie, nie jestem na nia skazana.

Właśnie - NIKT nie jest skazany - wystarczy pod ręką pilot......więc nie dostrzegam problemu.
Ja nie cierpię reklam i dzieki pilotowi też nie jestem na nie skazana.

Popieram Alus. Jest tyle kanałów, że można je przełączyć. Nikt nie jest zmuszany do oglądania prokatolickich czy antykatolickich programów w TV. Protesty przeciw jednym czy drugim uważam za kompletnie nieuzasadnione.

Ja generalnie też, niemniej postanowiłam niedawno oprotestowywać wszystkie istotniejsze dla katolików wydarzenia. Jak im przeszkadza to, co dla mnie ciekawe i co ja chcę oglądać, Nergal w telewizji, czy na przykład koncert Madonny, to mnie przeszkadzają księża w telewizji publicznej, procesje na ulicach, czy ewentualne wizyty ich papieża.
Będę klikać przeciw nie z przekonania co do samych wydarzeń (ja nawet telewizji nie oglądam), ale za to z pełnym przekonaniem, że takie same prawa mają być dla wszystkich

Takie same prawa mają wszyscy - jedni protestują p-ko obecności Koscioła w przestrzeni politycznej/medialnej, inni p-ko Nergalowi i Madonnie.
Nie widzę żadnego problemu.

Skoro katolicy wolą sobie nawzajem przeciwko sobie poprotestować, zamiast wzajemnie się akceptować i żyć zgodnie - niech i tak będzie Też nie widzę problemu, natomiast warto sobie utrwalić na czym polega postawa katolicka