Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz mar 28, 2024 10:52



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona
 Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pn sty 14, 2013 18:47
Posty: 3
Post Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
Po spotkaniu z o. Johnem Baszeborą wróciłem z pewną refleksją. Chcę się z Wami nią podzielić.

Powiedzmy, że mam depresję i wiem, że Jezus może mnie uzdrowić.
Dlaczego muszę jechać na spotkanie z o. Johnem? Dlaczego nie mogę pójść do konfesjonału i dostać tego podczas spowiedzi, czy Mszy Świętej? Wiem, że mogę, ale brak mi wiary.
Kiedy wracałem do domu brzmiały mi w uszach słowa Ewangelii "Co to za jakaś nowa nauka z mocą?", "Mówił jak ten, który miał władzę, a nie jak uczeni w piśmie.". Zobaczyłem Chrześcijaństwo oczyma sprzed 2000 lat w wydaniu współczesnym. Jakiś "człowiek" jeździ po wioseczkach (Jezus też chodził po wioseczkach), ciągną do niego zewsząd ludzie (jak do Jezusa), słuchają o Bogu i doznają przy tym uzdrowień (jak u ... Jezusa :D). Normalnie pierwotne chrześcijaństwo we współczesnym wydaniu.

Jestem katolikiem od urodzenia, ale dopiero na spotkaniu z o. Johnem zobaczyłem tą moc, pewność siebie, niezachwianą wiarę w to, że Jezus działa, działa przez ręce swoich apostołów.
Przyganiał kocioł garnkowi, sam mam wiarę tak słabiutką, że szok, ale szkoda, że nasi kapłani nie mają w sobie tej mocy, pewności, siły... Stoją za amboną, mówią ... "Jezus Cię uzdrowi", "Jezus Cię kocha" ... kurcze a czasem chciałbym, żeby jeden czy drugi wyleciał z konfesjonału, nałożył na mnie ręce i z mocą kazał się wynosić depresji, czy demonowi nieczystemu. Broń mnie Panie Boże, żebym żywił urazę do któregokolwiek z Kapłanów, ale kurcze... 2000 lat temu tak wyglądał o Chrześcijaństwo, a dzisiaj musi przyjechać o. John Baszebora... Jak szukam po tygodniu utrudzenia miejsca, gdzie mógłbym zostać uwolniony od tego stada demonów, które nademną krąży, to fajnie byłoby mieć takiego Proboszcza "Boszeborę", który pomodliłby się nad swoją trzódką z mocą.... i ze smutkiem stwierdzam, że moja parafia nie jest takim miejscem. Zrozumiałem jak bardzo brakuje mi w moim kościele siły i mocy. I biję się w pierś bo i ja jestem powołany do bycia Apostołem i też tej wiary i mocy nie mam, aby posługiwać innym. Zrozumiałem jakie to jest ważne w Kościele, aby to było, że w tym tkwi sedno fenomenu Chrześcijaństwa sprzed 2000 lat (oczywiście między innymi).

Druga rzecz: miałem mega problem z głośną modlitwą. Nie "na głos", tylko głośną. Mam ten komfort, że przez ostatni tydzień mieszkałem sam i ćwiczyłem rano i wieczorem krzycząc w modlitwie "Jezu!" daj mi to, to i tamto. I znowu głośniej "Jezuuu!!" chcę, mieć w życiu tak, tak i tak! I jeszcze głośniej ... "zabierz mi to to i to!". Było to dla mnie mega ciężkie. Zrozumiałem, że to czego mi najbardziej brakuje to głębokie pragnienie tego o co proszę. Nie jestem dość zachłanny, a przez to zdeterminowany. Od Jezusa otrzymywali Ci, którzy postawili wszystko na jedną kartę, którzy byli pozbawienie skrupułów, aby dostać to czego chcieli.

I trzecia rzecz (nie ostatnia, ale teraz akurat pamiętam). Kiedy o. John chodził z monstrancją przypomniała mi się Ewangelia o kobiecie, która cierpiała na upływ krwi. Bardzo zapragnąłem dotknąć się Chrystusa, ale pomyślałem, że jak ruszę w kierunku o. Johna i z upartością będę próbował dotknąć monstrancji, to mnie zaraz spacyfikują, przytrzymają i na tym się skończy. Kurcze jaką ta kobieta musiała mieć determinację! Mi jej brakuje.

Dziękuję Bogu, że mogłem Wam to napisać :)


Ostatnio edytowano Pn wrz 02, 2013 15:21 przez Anonymous, łącznie edytowano 1 raz

Zmiana z Bashebora na Bashobora w tytule wątku.



N sie 25, 2013 20:20
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Basheborą
Rozumiem Cię i zgadzam się. Często na tym forum, czy w życiu codziennym własnie to chce powiedzieć - w wierze naprawdę nie chodzi o takie wierzenie sobie w coś czego się nie widzi, ale wszyscy zapewniają że jest i głupio się nie zgodzić. W wierze chodzi właśnie o doświadczenie. Nie o dowody, ale relację z Bogiem. Nawet jeśli nie mówimy o cudzie, zjawisku nadnaturalnym, to często słyszy się że Jezus zmienił czyjeś życie. Życie zwykłego człowieka, który się nie umiał cieszyć, życie narkomana który był już na dnie, życie nieśmiałego chłopaka, który dziś jest pełnym charyzmy ojcem i odpowiedzialnym człowiekiem w parafii. Te małe uzdrowienia, to wyniesienie nas przez Boga ponad nasze słabości to też są te małe cuda. One nie zaspokajają naszej próżności, ale dają nowy powiew. Niby życie dalej jest takie samo, ale coś się zmieniło, jest w nas więcej energii i zdolności aby robić rzeczy wcześniej tak trudne.

_________________
Pozdrawiam
WIST


N sie 25, 2013 23:13
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57
Posty: 464
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Basheborą
@jankoprowski, piszesz tu jeszcze? Jak oceniasz w tej chwili to spotkanie? Przyniosło jakieś efekty, czy jeszcze nie?

_________________
Come and see the truth through lies you've been fed.
Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?


N wrz 01, 2013 22:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N sty 13, 2013 4:33
Posty: 1633
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Basheborą
Cytuj:
Przyniosło jakieś efekty, czy jeszcze nie?

Acha! Czyli jakies musi przyniesc! Babel na d...e, ewentualnie znikniecie juz istniejacego pryszcza. A gdyby ani to, ani tamto, to co?


Pn wrz 02, 2013 15:10
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57
Posty: 464
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
O co Ci chodzi?

_________________
Come and see the truth through lies you've been fed.
Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?


Cz wrz 05, 2013 21:07
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
Lokisowi chodzi chyba o to oczekiwanie efektów jako nietrafione. Bo i jakie efekty po czasie miałoby przynieść to spotkanie? Coś miałoby się stać np 10 dni po wszystkim? Chyba że pytasz o zauważalne owoce, bo efekty to faktycznie dziwnie brzmi, jak kuracja która powinna przynieść jakieś efekty u Lokisa są to te niechciane pryszcze oczywiście nie dosłownie, ale rozumiane specyficznie, odpowiednio dla stylu autora.

_________________
Pozdrawiam
WIST


Cz wrz 05, 2013 21:46
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57
Posty: 464
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
No właśnie wydawało mi się, że słowo "efekty" oznacza dosłownie to, o co ma chodzić, natomiast "owoce" to tylko przenośnia.
Zadam zatem pytanie jeszcze raz, chociaż autor zdaje się już nas opuścił:

@jankoprowski, piszesz tu jeszcze? Jak oceniasz w tej chwili to spotkanie? Przyniosło jakieś owoce, czy jeszcze nie?

Szczególnie interesujący jest ten fragment, gdzie jankoprowski pisze o tym wrażeniu, jakoby spotkanie z o. Johnem przypominało pierwotne chrześcijaństwo "z mocą". Bo to dzisiejsze żadnej mocy nie ma, nawet żeby zreformować samo siebie, nie wspominając już o mierzeniu się z wyzwaniami dzisiejszego świata. Tak samo jak autor, znam tylko księży "bez mocy", którzy mówią, mówią... i nic. Żeby spotkać kogoś, czyje słowa czy działania mają naprawdę realne efekty (no dobrze: owoce) w realnym świecie. Dlatego chciałem nawiązać dialog z autorem tego posta, jeżeli jeszcze tu pisze.

_________________
Come and see the truth through lies you've been fed.
Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?


Pt wrz 06, 2013 20:06
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
Owoce jak dla mnie to bardziej pojemne i biblijne słowo. Ale ok, nie spierajmy się o słowa, moim celem było nie tyle Cie krytykować, ale wyjaśnić stanowisko "Zezowatego Misia" :) Mnie to aż tak bardzo nie przeszkadza.

To są efekty czy też owoce tamtego spotkania. Co dziś z tego pozostaje? Może tutaj owocem jest pragnienie wiary żywej, pragnienie znalezienia się w Kościele w którym jest moc. Bądźmy jednak ostrożni, bo czy tą moc zawsze odczuwano w pierwotnym Kościele? Czy trochę nie idealizujemy tamtego okresu i tamtych ludzi? I dziś mamy ruchy, wspólnoty, inicjatywy gdzie czuje się tą moc, czy to namacalnie czy też poprzez świadectwo jakie dają samym sobą. Na pewno zaburzony jest ten kontakt z kapłanami. Czasem i ja chciałbym aby mówili do mnie normalnym językiem i powiedzieli szczerze jak im się żyje, jak sobie radzą, oraz z czym mają problem, zamiast widzieć ich ciągle jako jedynych strażników idealności. Ale to sami ludzie też od nich oczekują tego, więc trudno tu o działanie z mocą jakkolwiek byśmy to rozumieli.

_________________
Pozdrawiam
WIST


Pt wrz 06, 2013 21:10
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57
Posty: 464
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
Cytuj:
To są efekty czy też owoce tamtego spotkania. Co dziś z tego pozostaje? Może tutaj owocem jest pragnienie wiary żywej, pragnienie znalezienia się w Kościele w którym jest moc. Bądźmy jednak ostrożni, bo czy tą moc zawsze odczuwano w pierwotnym Kościele? Czy trochę nie idealizujemy tamtego okresu i tamtych ludzi?

No właśnie mam wrażenie, że zbyt często niektórzy chrześcijanie bronią tego braku realnych efektów, tego braku "mocy". Czy naprawdę wiara chrześcijańska nie może mieć żadnych namacalnych konsekwencji poza tymi psychicznymi?

Ta postawa jest dzisiaj zbyt częsta, dlatego tak ciekawi mnie zdanie autora tego wątku, który zdaje się ma bardziej konkretne poglądy na temat "owoców" wiary:
jankoprowski napisał(a):
(...) ale szkoda, że nasi kapłani nie mają w sobie tej mocy, pewności, siły... Stoją za amboną, mówią ... "Jezus Cię uzdrowi", "Jezus Cię kocha" ... kurcze a czasem chciałbym, żeby jeden czy drugi wyleciał z konfesjonału, nałożył na mnie ręce i z mocą kazał się wynosić depresji, czy demonowi nieczystemu.


Właśnie o to mi chodzi. O realne, rzeczywiste efekty, konsekwencje w świecie realnym a nie jakieś "większe pragnienie wiary", które przecież ma każdy jeden człowiek na Ziemi. Żeby tak kapłan umiał poprosić Boga o uzdrowienie z depresji, żeby ta depresja naprawdę znikła, a jak nie, to niech przynajmniej cegła mi spadnie na głowę, byleby się stało coś rzeczywistego i prawdziwego.

Niestety, podczas większości modlitw w jakich w swoim życiu uczestniczyłem, czułem, że nie ma kontaktu z Bogiem. Jakbym mówił do zepsutego telefonu. Jakby te modlitwy do Boga nie docierały i nic z nich zupełnie nie wynikało.
Wiem, że są chrześcijanie, którzy mówią, że właśnie na tym polegają owoce modlitwy i że niczego więcej nie należy się spodziewać, ale coś mi się nie chce w to wierzyć :). Kiedyś ludzie przychodzili do Jezusa czy apostołów z prawdziwymi chorobami czy problemami i dostawali prawdziwe rozwiązania i naprawdę byli leczeni. To było coś więcej niż zwyczajna przemiana psychiczna, którą równie dobrze można osiągnąć psychologią czy jakimiś technikami medytacji.

Dzisiaj większość księży przejawia ten ziejący brak "mocy" i co gorsza nie widzą w tym problemu, tylko uważają, że właśnie tak powinno być. Czy naprawdę po modlitwie nie można się spodziewać czegoś więcej? Naprawdę nikt już nie ma dostępu do Boga takiego, jak mieli pierwsi chrześcijanie?

Dlatego tak ciekawi mnie opinia autora tego wątku. Bo zdaje się, że właśnie rozumie "owoce" modlitwy jako coś realnego, z czym można "iść pokazać się kapłanom" a nie tylko wewnętrzne psychiczne przeżycie, które nie wiadomo na czym ma polegać.

_________________
Come and see the truth through lies you've been fed.
Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?


So wrz 07, 2013 14:40
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
eskimeaux napisał(a):
No właśnie mam wrażenie, że zbyt często niektórzy chrześcijanie bronią tego braku realnych efektów, tego braku "mocy". Czy naprawdę wiara chrześcijańska nie może mieć żadnych namacalnych konsekwencji poza tymi psychicznymi?

Nie wiem czy dobrze się zrozumieliśmy. Napisałem, że nadmierne skupianie się na tych widocznych efektach nie jest dobre, a nie że wiara ma ich być pozbawiona. Na kartach Ewangelii przecież nie cuda były najważniejsze, ale dobra nowina i wiara. Jeśli ktoś utożsamia wiarę z fajerwerkami non stop to szybko się zawiedzie. Cuda się dzieją codziennie, choć nie sa tak spektakularne. Wystarczy jednak aby alkocholik został uzdrowiony i dla niego, oraz jego rodziny, stało się coś niesamowitego. Takie rzeczy się czasem bardziej liczą niż wskrzeszanie zmarłych - dla rodziny alkocholika to jest wskrzeszenie.

Cytuj:
Właśnie o to mi chodzi. O realne, rzeczywiste efekty, konsekwencje w świecie realnym a nie jakieś "większe pragnienie wiary", które przecież ma każdy jeden człowiek na Ziemi. Żeby tak kapłan umiał poprosić Boga o uzdrowienie z depresji, żeby ta depresja naprawdę znikła, a jak nie, to niech przynajmniej cegła mi spadnie na głowę, byleby się stało coś rzeczywistego i prawdziwego.

Nie każdy ma większe pragnienie wiary. Prawdziwej wiary. Skąd to wiem? Bo na co dzień spotykam się z ludzmi i widze jakie są ich postawy - bardzo różnorodne, a nie jedne i te same. Co się liczy według Jezusa? Zdrowe ciało tu, czy dusza w niebie? Podkreślam, chodzi o hierarchie ważności, a nie wykluczenie jednego (działania z mocą) na rzecz drugiego (codzienności, zwykłej prostej wiary). Chodzi o równowagę.

I dlatego nie miałbym nic przeciw temu aby kapłani, a nawet świeccy nakładali ręcę i uzdrawiali, bo to jest rzeczywistość ewangelii, ale powtórzę - sama Biblia wcale nie uczy że o to chodzi w naszej wierze. Po co Jezus przyszedł? Aby powołać grzeszników, a to czy dany wymagał uzdrowienia, to już inna sprawa. Mam trochę wrażenie że te fajerwerki przyslaniają wam piękno odpuszczenia grzechów. A Jezus czynił jedno i drugie w powiązaniu ze sobą...

A zatem, aby było jasne, zgadzam się że brakuje świeżości i żywej wiary, w której coś się dzieje, ale nie po to abyśmy sie lepiej poczuli i mieli dowody, lecz aby to byla naturalna konsekwencja nasze wiary i tego że Bóg działa. Nigdy nam nie obiecał na na tej ziemi uczyni nas kryształowymi - obiecał jednak o wiele więcej, że będzie z nami zawsze.

_________________
Pozdrawiam
WIST


So wrz 07, 2013 15:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N sty 13, 2013 4:33
Posty: 1633
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
Nareszcie rozsadni ludzie dyskutuja. Rozroznijmy dwie sprawy; nasze oczekiwania dotyczace np.uzdrowien i skutki wyplywajacy z "wystepow" o.Bashobora. Moim zdaniem wiara duzej grupy ludzi jest poddawana probie. Trudno by biolog, fizyk uwierzyl w moc "guru" wskrzeszajacego trupa.
Czasy Apostolow minely, a sztuczne nawadnianie gleby krwia JPII przynosi przeciwne skutki.
Zycie w Afryce jest odmienne, wiara katolicka tez. Zalinkuje (dla wielebnego biskupa X)"kladzienie reki" ( :D )w celu uzdrowienia:
http://www.youtube.com/watch?v=O3W1cUr-NIE


So wrz 07, 2013 17:38
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 25, 2010 10:57
Posty: 464
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
lokis napisał(a):
Nareszcie rozsadni ludzie dyskutuja. Rozroznijmy dwie sprawy; nasze oczekiwania dotyczace np.uzdrowien i skutki wyplywajacy z "wystepow" o.Bashobora. Moim zdaniem wiara duzej grupy ludzi jest poddawana probie. Trudno by biolog, fizyk uwierzyl w moc "guru" wskrzeszajacego trupa.
Czasy Apostolow minely, a sztuczne nawadnianie gleby krwia JPII przynosi przeciwne skutki.
Zycie w Afryce jest odmienne, wiara katolicka tez. Zalinkuje (dla wielebnego biskupa X)"kladzienie reki" ( :D )w celu uzdrowienia:
http://www.youtube.com/watch?v=O3W1cUr-NIE

Nie za bardzo Cię rozumiem.
Twierdzisz, że kiedyś w czasach apostołów możliwe było czynienie cudów, ale teraz już nie jest?
Do o. Bashobory masz stosunek negatywny, tak?

WIST napisał(a):
Napisałem, że nadmierne skupianie się na tych widocznych efektach nie jest dobre, a nie że wiara ma ich być pozbawiona. (...) Chodzi o równowagę.

No to ja nie zaobserwowałem nadmiernego skupiania się na widocznych efektach, przynajmniej w polskim Kościele. Moim zdaniem wręcz nadmiernie się skupiamy na niewidocznych. Nie znam nikogo, kto by chodził i wskrzeszał zmarłych jak opętany, zaniedbując przy tym modlitwę czy sakramenty. Wręcz przeciwnie, od dłuższego czasu na każdym kroku różni chrześcijanie zdają się głosić, że wiara w ogóle nie powinna mieć żadnych konsekwencji i w ogóle nie o to w niej chodzi. I wcale tu nie mówię o żadnych cudach, tylko o normalnych efektach w życiu. Równowaga jest za bardzo przesunięta w stronę "niewidzialności".

Cytuj:
Cuda się dzieją codziennie, choć nie sa tak spektakularne. Wystarczy jednak aby alkocholik został uzdrowiony i dla niego, oraz jego rodziny, stało się coś niesamowitego. Takie rzeczy się czasem bardziej liczą niż wskrzeszanie zmarłych - dla rodziny alkocholika to jest wskrzeszenie.

Dobrze by było, gdyby stało się chociaż tyle, ale nawet o takie znaki trudno. Kościół w ostatnich dziesięcioleciach był jakby obrażony na psychologię i medycynę i często kwestionował metody tych nauk. I przez to został w tyle. Dobrze, że od paru lat to się zmienia.

Autor tego wątku już tu widać nie pisze, a szkoda. Bo chętnie zapytałbym go, czy naprawdę spotkał kogoś, kto ma realny kontakt z Bogiem. Taki, z którego coś wynika; jeżeli nie cud, to przynajmniej jakaś realna konsekwencja w życiu. Kogoś innego, niż ci księża, którzy tylko mówią i których kazania się zapomina po pięciu minutach.

_________________
Come and see the truth through lies you've been fed.
Weigh the worlds at hand, now which direction will you take?


So wrz 07, 2013 19:32
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
W moim środowisku jedyne co słysze to że wiara jest w czyims życiu czymś realnym. Dlatego moge powiedzieć że w Kościele są środowiska, które wiare traktują poważnie. Nieustannie słyszę o efektach w życiu, tzn sytuacjach może nie cudownych, ale niezwykłych zbiegów okoliczności, które miały miejsce właśnie dzięki modlitwie, lub tuż po niej.

Niestety chyba nadal, po wielu latach od kiedy ja poznałem bogactwo Kościoła, nadal jest ono ukryte dla wielu. To wręcz przykre gdy czytam tu na forum, że ktoś odnajduje się u protestantów, choć ich spotkania i modlitwy niczym nie różnią się od tych katolickich w grupach, wspólnotach itp. Mamy nieraz nawet ten same piosenki do śpiewania. To świadczy jak decyzje wielu nie zostały podjęte z uwzględnieniem dokładnego poznania, czy aby napewno w tym Kościele katolickim nie ma dla nich miejsca. Co do o. Baschabory to widziałem go w innych okolicznościach. Nie chcę się chwalić, ale to co o nim słyszałem to nie było wielkie zaskoczenie. Nic nowego wręcz. W pewnych grupach, zupełnie jawnych, w pełnej łączności z Kościołem katolickim, o których wiedzą proboszczowie i księża, taka duchowość nie jest niczym nowym. Jeśli o tym nie słyszałeś to wynika chyba z tego że nie było komu Ci o ty powiedzieć. Dlatego warto popytać, czy w parafii dzieje się coś więcej niż jedynie Msza niedzielna - swoją drogą tak ważne i niezbędna, a tak bardzo niedoceniona i niezrozumiana.

_________________
Pozdrawiam
WIST


So wrz 07, 2013 20:17
Zobacz profil

Dołączył(a): So lip 20, 2013 5:42
Posty: 51
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Basheborą
lokis napisał(a):
Cytuj:
Przyniosło jakieś efekty, czy jeszcze nie?

Acha! Czyli jakies musi przyniesc! Babel na d...e, ewentualnie znikniecie juz istniejacego pryszcza. A gdyby ani to, ani tamto, to co?

Czy to jest sprawiedliwe, moja koleżanka twierdzi i dysponuje badaniami USG że po sotkaniu na stadionie zeszły jej mięsniaki z macicy, a miała ich wczesniej aż sześć.


N wrz 08, 2013 4:12
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N sty 13, 2013 4:33
Posty: 1633
Post Re: Refleksja ze spotkania z o. Johnem Bashoborą
Cytuj:
Twierdzisz, że kiedyś w czasach apostołów możliwe było czynienie cudów, ale teraz już nie jest?

Ja? Nie! Szanuje czyjas wiare, to wszystko. Byc moze w czasach Chrystusa czyniono cuda, tego nie wiem. Natomiast dzisiejsza technika pozwala na kontrole tych bierzacych, kontrolujmy, niech sie okaze!
Cytuj:
Czy to jest sprawiedliwe, moja koleżanka twierdzi i dysponuje badaniami USG że po sotkaniu na stadionie zeszły jej mięsniaki z macicy, a miała ich wczesniej aż sześć.

Skad wiesz, ze dzieki o.Bashobora? Moze w drodze powrotnej ze stadionu jechala ze mna w tramwaju? Znane mi kobiety twierdza, ze mam cudowny wplyw na macice. :P
Zdaje sobie sprawe z istnienia samosugestii, te mniejsze "cuda" moga miec miejsce, nie przecze. Jednak kiedy ktos trupowi kaze tanczyc, to niech nie liczy na moj poklask. Co mysle o danym osobniku, jego sponsorach, pozostanie tajemnica. :)


N wrz 08, 2013 16:17
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 82 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL