Otóż przewidział, dlatego nie przeprowadził rewolucji potępiając w czambuł niewolnictwo. Potępił wyraźnie, czy nie? Wskaż w nauczaniu Jezusa słowa mówiące dosłownie o potępieniu niewolnictwa.[/quote]

Uważasz, że Jezus nie przeprowadził rewolucji przez kontekst historyczny? Czyli bał się wybuchu rewolucji gdyby powiedział: koniec z uprzedmiotowieniem człowieka? Bóg?
Your comment made my day

To że Jezus takiego zdania nie wypowiedział nie oznacza, że pochwalał bicie, głodzenie czy jakieś inne formy poniżania ludzi.

Nie o tym mowa. Oczywiście, że tego nie pochwalał. Mowa jest o niewolnictwie w zupełnie innym kontekście, jakie wówczas istniało. Szkoda, że do Was to nie dociera.

Po prostu nie mogę sobie wyobrazić w jaki inny sposób zmuszano tych ludzi do pracy.

Sami się zmuszali... albo zmuszali do tego swoje dzieci rodzice.
Inaczej mogli od razu podciąć sobie żyły. Mogliby, oczywiście żebrać, ale woleli pójść w niewolę na służbę.

Jeśli nie było przy tym przemocy to myślę, że nie należy tego nazywać niewolnictwem, tylko jakąś formą służby w zamian za utrzymanie.

To jest proste, zwyczjnie wiedzieli ze jesli wlasciciel nie bedzie mial wystarczajaco dla siebie to dla nich nie zostanie nic, a nie po to zgodzili sie byc niewolnikami.
Nawet dzis, jesli bedziesz sie opiepszal w pracy wraz z kolegami to doprowadzisz do upadlosci firmy, a wtedy musisz sie liczyc z tym ze nie wystarczy kasy na twoja wyplate.

Wlasnie tak forma sluzby nazywala sie niewolnictwem, bo osoba za ktora wlasciciel zaplacil np. rodzicom, miala obowiazek pracowac na rzecz wlasciciela.
Wlasciciel to byla osoba majaca mozliwosci dzialania na wieksza, szersza skale tak jak dzis robia to firmy zatrudniajace pracownikow a osoba ktora sama nie potrafi sobie nic zorganizowac, to taki niewolnik ktorego wlasciciel przeszkolil do wykonywania jedenej i tej samej czynnosci z ktorej jest jakis pozytek.
Taki niewolnik to byl jak pracownik na tasmie produkcyjnej, sam nic konkretnego ni potrafi zrobic, ale pod kierunkiem wlasciciela, robi czesc pracy potrzebnej do uzyskania calego gotowego produktu z ktorego sam tez skozysta.

Dotyczyły wszystkich pokoleń, ale były nauczane językiem dostosowanym do systemu pojęciowego ludzi z I wieku. A po to Jezus ustanowił Kościół, aby ten adaptował język przekazu do sytemu pojęciowego dowolnej epoki. Dlatego właśnie wyłącznie UNK może wiążąco interpretować Biblię. A nie każdy chłopek roztropek na własną rękę.

Stało się to szczególnie istotne, kiedy system pojęć i wartości zaczął się gwałtownie zmieniać, czyli od początku XIX wieku (wcześniej w stuleciach I-XVIII zmiany były praktycznie niezauważalne)



Kary cielesne, jak chłosta, w tamtych czasach były zupełnie zwyczajnym środkiem penitencjarnym i stosowanym nie tylko wobec niewolników. Obywatele rzymscy mieli tylko ten przywilej że w ich przypadku karę chłosty wymierzano wyłącznie trzciną.

Przyznaję, że jeśli to było „niewolnictwo” bez stosowania przemocy to Jezus rzeczywiście nie miał powodu do jego potępiania. Natomiast co do rewolucji to myślę, że jak najbardziej jej chciał. Świadczą o tym Jego słowa „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz”. Jezus pragnął rewolucji duchowej, radykalnej przemiany ludzkich serc. Na pewno życzyłby sobie, żeby nastąpiła jak najprędzej. A to, dlaczego zamiast tej rewolucji nastąpiła powolna ewolucja to już zupełnie inny temat.

Jeśli Jezus przekazywał swe prawdy językiem dostosowanym do poziomu świadomości ludzi z I wieku to tym bardziej powinny być też zrozumiałe w czasach późniejszych i żadna adaptacja tego języka nie jest potrzebna.

A to dlaczego?

Czy felek próbował może przeczytać pamiętniki Paska w "oryginale"? A przecież upłynęło zaledwie nieco ponad 300 lat od ich napisania...

Nie. Czytam Ewangelię zawartą w najnowszym przekładzie Biblii Tysiąclecia.

Poza tym czym innym jest adaptacja językowa tekstu a czym innym jego interpretacja.

Każdy przekład jest interpretacją. Tłumacz czyta tekst w języku źródłowym, interpretuje i przekazuje w języku docelowym, uwzględniając różnice obu języków, konteksty, kulturę i całą resztę. Co jest znacznie trudniejsze niż uwspółcześnienie, które zdaje się nazywasz "adaptacją językową", a które również często wymaga interpretacji, bo nie sprowadza się bynajmniej do stosowania mechanicznych reguł.