Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz maja 23, 2024 10:41



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 6 ] 
 coś niecoś o ks. Gilbercie 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post coś niecoś o ks. Gilbercie
Cytuj:
"Ks. Guy Gilbert - całkowicie oddany młodocianym przestępcom"
___________________________________________________________ Autorka: Anna Maria Sosna
"Psychologia i Rzeczywistość" nr2/2003
___________________________________________________________

Guy Gilbert urodził się w Rochefort-sur-Mer w 1935 roku w wielodzietnej rodzinie robotniczej(był jednym z piętnastu dzieci). Jego powołanie ujawniło się bardzo wcześnie, w wieku trzynastu lat. Jako kleryk odbył służbę wojskową w czasie wojny w Algierii. W 1965 roku przyjął święcenia kapłańskie i został wikarym w Blidzie w Algierii. Nauczył się języka arabskiego, aby zbliżyć się do ludu (podobnie jak później w Paryżu zaczął mówić żargonem bandziorów).Któregoś dnia schronił się u niego dwunastoletni chłopak, który przez rok nie był w stanie mówić gdyż jego rodzice dawali mu jedzenie w psiej misce, po psie. Ks. Gilbert po raz drugi nadał kierunek jego życiu.

Guy zdawał sobie sprawę, że dzieciaki z ulicy potrzebują kogoś, kto do nich pójdzie. Po powrocie do Paryża zamieszkał w dziewiętnastej dzielnicy i zaczął pomagać młodocianym pozostawionym samym sobie, młodym narkomanom i recydywistom. Swoje doświadczenia starał się ukazać w kilku książkach: Ksiądz wśród bandziorów, La rue est mon eglise ("Ulica jest moim kościołem"), Des jeunes y entrent, des fauves en sortent ("Wchodzą młodzi, wychodzą zwierzęta") o młodych w więzieniu, L'Esperance aux moins nues ("Nadzieja w pustych rękach"), Avec mon aube et mes santiags ("W albie i w glanach"), Les petits pas de l'amour ("Ubodzy bez miłości"), Aventurier de l'amour ("Awanturnik miłości"), Jusqu'au bout! ("Aż do końca!").

Oddelegowany do Rady kapłańskiej przy biskupie, reprezentuje księży, żyjących wśród ludzi z marginesu. Guy Gilbert wraz z grupą współpracowników zajmuje się obecnie resocjalizacją niepełnoletnich, nie chcianych przez nikogo recydywistów.

"Po niektórych dzielnicach wielkiego miasta tułają się bandy wyrostków. Sieją postrach, ponieważ sami się boją. Na ramieniu mają wytatuowane trzy litery: E. D. M. (enfant du malheur) <>. Taka jest parafia wybrana przez ojca Gilberta w Paryżu, w dziewiętnastej dzielnicy. Ulica jest jego kościołem. Od rana wędruje, żeby spotkać i kochać tych, którzy nigdy nie byli kochani. Rodzice alkoholicy, rodzice pozbawieni pracy lub tacy, którzy porzucili dzieci, pozostawiają w nich uraz na zawsze. Ich przemoc i krzyk nienawiści nie są niczym innym, jak wyrazem braku miłości, który odczuwają najgłębiej."

Guy Gilbert chce przekonać ludzi, że w każdej "świni" jest coś wspaniałego. Jego wychowankowie pomagają sobie nawzajem i poświęcają się tym, którzy są bardziej nieszczęśliwi od nich. Gilbert pokazuje, że są zawody, dzięki którym chłopcy ci mogą wybrnąć z tego bagna, jak również więzienia, w którym tracą wiarę w społeczeństwo i siebie samych.

Ks. Gilbert bez wahania podważa pewne praktyki policyjne i sądowe. Oskarża przede wszystkim społeczeństwo oparte na pieniądzu, które niejednoznacznie ocenia sposoby jego zdobywania. Uważa, że przemoc młodych z ulicy jest echem i kontestacją przemocy ukrytej w naszych stosunkach społecznych.

Ks. Guy Gilbert jest duszpasterzem przestępców od 36 lat. Nie nosi sutanny, a swoim wyglądem - włosy do ramion, czarna, skórzana kurtka, kowbojki, dżinsy - podkreśla solidarność ze swoimi podopiecznymi. Na jednym ze spotkań z polską młodzieżą tak uzasadnił swój wygląd: "Chciałem wyglądać jak moi podopieczni, być traktowany przez policję i tzw. normalnych ludzi jak oni."

Guy jeździ na motorze po mieście wyszukując ludzi z problemami. Dla nich założył farmę w Prowansji, na której prowadzi resocjalizację młodzieży z marginesu. Jego współpracownicy zmieniają się średnio co dwa lata. Niektórzy z nich z Faucon przechodzą do Paryża. Niewielu z nich ma dyplom wychowawcy. Jest to wbrew pozorom bardzo ważne, bo różnorodność ich doświadczeń i wykształcenia jest źródłem siły i bogactwa dla ich pracy.

Jeden ze współpracowników Guy stwierdził, że zbyt wiele jest ośrodków, w których personel tylko pilnuje wychowanków i wyczekuje urlopu. Struktura stworzona przez Gilberta nie jest doskonała, ale jest przede wszystkim ludzka. Młodzi, którzy wiele przeszli i którzy przybywają nie zmieściwszy się w żadnej innej strukturze wychowawczej, natychmiast podejmują decyzję o pozostaniu. A odchodzą po latach. Człowiek ten mówi o zespole jak o wielkiej rodzinie, w której Guy jest ojcem, a asystenci młodym rodzeństwem. On nadaje kierunek działanie a jego współpracownicy realizują jego wytyczne i opiekują się młodymi wspierając ich rozwój w przeżywanej wspólnie codzienności. W grupie tej nie liczą się dyplomy, ale chęć towarzyszenia młodym w ich drodze.

Faucon-farma dla młodocianych przestępców została zbudowana 23 lata temu z ruin w Górnej Prowansji. Farmę wzniesiono wspólnymi siłami ks. Gilberta i jego podopiecznych. W Faucon istnieje małe zoo. Są tu krowy, osły, dziki, pawiany, pawie, strusie (około trzystu zwierząt). Na nich opiera się cała praca wychowawcza (jest to tzw. zooterapia, czyli zwierzęce czary). Każdy rodzaj zwierząt dostarcza młodym czegoś innego. Te agresywne i gwałtowne uczą cierpliwości, bo trzeba je długo oswajać. Inne zachwycają swym pięknem. Jeszcze inne wywołują i pobudzają czułość.

Każde zwierzę na swój sposób wspomaga proces gojenia ran tych pokrzywdzonych, młodych ludzi. Dzięki wysiłkowi i uwadze jakich wymagają, młodzież otwiera się. Pomagają im w tym również wychowawcy. Podopieczni nie zdają sobie sprawy, że pytając opiekunów o zwierzęta otwierają się również na nich, co ułatwia im współpracę. Ten instynkt, który pcha młodych ku zwierzętom obala bariery, które dorośli znieśli miedzy nimi a światem. Dzięki temu, że młodzi są bardzo zaangażowani uczuciowo w opiekę nad zwierzętami mogą znaleźć, osiągnąć to czego potrzebują najbardziej: poczucia ładu.

"Widok tych młodych ludzi, których przestępcza przeszłość jest jeszcze bliska, pochylonych z czułością i współczuciem nad jelonkiem, zapewne porzuconym przez matkę, jest świadectwem ich ogromnego serca, gotowego na wszystko, żeby nieść ratunek. Wówczas odnajdują, sami o tym nie wiedząc, swoją zdeptaną niewinność. I leczą rany, które im zadano, gdy sami byli bezbronnymi jelonkami ... "

We wspólnocie ks. Gilberta obowiązują pewne normy. Po pierwsze - szacunek wobec wszystkich." Jeśli ktoś tego nie rozumie wybijamy mu prawo Ewangelii na twarzy. Uderzam z miłością, a zarazem potem błogosławię. Uderzam tylko raz, a potem każdy musi wybierać, czy chce z nami być. Nie oddają mi, bo wiedzą, że uderzam w słusznej sprawie." Po drugie - szczerość. Po trzecie obowiązuje wszystkich tolerancja, szacunek i akceptacja każdego takim, jakim jest. Panuje tu również zasada równości. Nawet ostatnio przybyły uczestniczy w podejmowaniu decyzji. Nikt nie stoi niżej od wychowawców, ale jeden drugiemu służy pomocą.

Życie wspólnoty uregulowane jest według cyklu biologicznego zwierząt. Ważne jest, że istnieje tu ludzki wymiar pracy i dzielenie się wszystkim. Jeden z opiekunów tak wyraził się o Faucon: " Faucon to drzwi otwarte ku przyszłości dorastających chłopców i dziewcząt, których nazywa się przestępcami. Dlatego nie ma tu odrodzenia. Droga jest niedaleko, drzwi domu są otwarte, można dać nogę, można wrócić. Tylko stróże porządku, policjanci i żandarmi, muszą uprzedzać o swoim przybyciu. Szanują tę zasadę. Gdy młody człowiek, o którego obecności w Faucon dowiedzieli się, nie chce z nimi rozmawiać, to odchodzą, nawet jeśli jego zeznanie jest im potrzebne. Każdy jest tu wolny i odpowiada przed własnym sumieniem.

Za każdym razem gdy do grupy wychowanków ks. Gilberta dołacza nowy członek, zostaje bardzo mile przywitany ucztą na jego cześć. "Nowy" zabierany jest od początku na wszelkie spotkania i konferencje prowadzone przez Guy. Następnie udaje się do Prowansji na farmę. Tam całkowite zanurzenie w przyrodzie, praca przy zwierzętach, dzielenie wszystkich obowiązków (łącznie z układaniem jadłospisów, gotowaniem i zmywaniem). Jest to dla każdego doskonała szkoła odpowiedzialności. Oto fundamenty jego nowego życia.

Na farmie każdy młody człowiek ma swojego opiekuna, który służy mu swoją dyspozycyjnością, czego młodzi potrzebują, a czego zabrakło im w dzieciństwie lub wczesnej młodości. A przy tym ma świadomość, że zarówno ks. Gilbert jak i jego współpracownicy będą przy nim tak długo, jak będzie trzeba. I tak powoli zaczyna rosnąć w tym młodym poczucie bezpieczeństwa, które zajmuje miejsce poczucia zagrożenia i chaosu.

Zarówno Guy jak i pozostali wychowawcy we wszystkich działaniach wobec podopiecznych muszą być konsekwentni. Tylko konsekwencja w postępowaniu dorosłego zapewni młodemu poczucie bezpieczeństwa.

We wspólnocie Guy Gilberta dorosły nie rządzi, ale służy, podobnie jak młodzi. Nigdy nie narzuca swojego autorytetu, ale stopniowo musi go zdobywać. Zaufanie rodzi się dzięki drobnym, pełnym miłości gestom dla każdego z osobna. " Jeśli dorastający chłopiec lub dziewczyna poczuje się kochany we wszystkich swoich wymiarach: uczuciowym, psychologicznym, fizycznym, intelektualnym i duchowym, wówczas obala mur, którym odgrodził się od dorosłych."

Na wierność dorosłego młodzi reagują natychmiast. Oddają spojrzenie, którym ich się darzy. Kiedy dostrzegą, że ktoś obdarza ich braterską miłością, dają z siebie to, co najlepsze. Młodzież ta jest tak samo skrajna w swojej nienawiści i niszczącej agresji, jak oddana i ufna w przyjaźni. Dorosły musi być uważny i stale otwarty.
Prace polowe i przy zwierzętach są trudne na początku dla wychowanków, ale Guy właśnie to im oferuje. Nawiązanie porozumienia nie zawsze bywa łatwe. Czasami uruchamia się w nich wewnętrzna blokada, która utrudnia kontakt, a czasem nawiązuje się go natychmiast.

Choć życie na farmie nie zawsze bywa łatwe, młodzi pozostają wierni domowi w Faucon jak matce, która podniosła ich z upadku.

Co miesiąc Guy przyjeżdża na farmę na tydzień i zajmuje się szkoleniem opiekunów. Następuje wtedy wymiana słów krytyki i uznania. Wychowawcy uczą się jak rozwijać w młodzieży solidarność i altruizm, jak rozbudzać w niej miłość do zwierząt i natury, jak zachęcać, żeby brała na siebie odpowiedzialność.

Guy najpierw rozmawia z samą młodzieżą, potem z zarządzającymi farmą i z opiekunami, a następnie, podczas zebrania koordynacyjnego, poświęca potrzebną ilość czasu na rozmowę z cała społecznością. Jest to rozmowa przyjazna i twarda zarazem, stanowi najważniejszy moment w miesiącu.

Ks. Gilbert nie chce by młodzi, którzy żyją w jego wspólnocie umieli sobie radzić tylko w ramach zamkniętej społeczności. Dlatego Faucon integruje młodych ze światem zewnętrznym. Są oni podobnie jak okoliczni rolnicy uzależnieni od przyrody. Dzielą ich radości i troski, uczestniczą w lokalnych świętach. Guy jest obecny na każdej z tych okoliczności tak religijnej jak i świeckiej. W ten sposób stara się stworzyć młodym, jeśli nie środowisko rodzinne, to przynajmniej głęboko przyjazne.

Drugi zespół Guy działa w Paryżu i zajmuje się nieletnimi uciekinierami oraz młodzieżą będącą w tarapatach. Gilbert organizuje spotkania z różnymi ludźmi i odczyty, poprzez które propaguje inne spojrzenie na człowieka. Jest to zadanie odmienne, ale równie ważne, gdyż uzupełnia działalność prowadzoną w Faucon.

Ks. Gilbert mówi: "Wśród dzisiejszej młodzieży więcej jest desperatów niż przestępców. Utraciwszy poczucie godności, młodzi żebrzą w metrze, narkotyzują się, prostytuują. Dotyka to wszystkich środowisk."

Kryzys duchowy, z którym mamy do czynienia, jest coraz głębszy i coraz bardziej powszechny. Młodzi potrzebują reguł i zakazów. Mówią o swoich prawach, a im trzeba mówić o obowiązkach, choć twierdzą, że nic nie zawdzięczają społeczeństwu, do którego należą. Trzeba ich od małego uczyć szacunku i otwarcia na drugiego człowieka ...

Tylko funkcjonując w zaprzyjaźnionej grupie, która wspólnie buduje swoją duchowość i wszystkim się dzieli, młody człowiek będzie mógł uchwycić to, co w każdym istnieniu nie widoczne.

"My, w Europie, jesteśmy zgłodniali miłości".

Przypisy:
1. Guy Gilbert: Ksiądz wśród bandziorów, (tłumaczyła Agnieszka Kulczyńska),Wyd."W drodze", Poznań 1995, s. 109.
3. Guy Gilbert : Na całość, Wydawnictwo "W drodze", Poznań 1996.

opracowała
Anna Maria Sosna

http://www.psycholog.alleluja.pl/tekst.php?numer=2680

Cytuj:
Guy Gilbert - duszpasterz poranionych

Guy GilbertOd piątku 3 czerwca do niedzieli 5 czerwca 2005r. w Toruniu przebywał francuski ksiądz Guy Gilbert, duszpasterz młodzieży ulicy. Zajmuje się resocjalizacją nieletnich w Paryżu oraz na założonej przez siebie farmie w Górnej Prowansji. Duchowny odwiedził studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, bursę akademicką w Przysieku, Wyższe Seminarium Duchowne, a także więzienie w Grudziądzu. Wszędzie dzielił się owocami swojej pracy z młodymi, pogubionymi ludźmi.

Ksiądz Gilbert przestrzegł młodych ludzi przed hołdowaniem bogactwu, Mówił, że nie można pogodzić materializmu z duchowością. - Pamiętacie "Solidarność"? - pytał młodych uczestników spotkania - Szczególnie wy musicie docenić i szanować wolność, jaką macie. Największym niebezpieczeństwem po komunizmie jest materializm, Spójrzcie na Francję. Jest bogata, ale ile w niej biednych - mówił gość z Francji.

Guy Gilbert ze studentami WSKSiMKsiądz Guy Gilbert ma 68 lat. Urodził się w jako trzecie z piętnaściorga rodzeństwa w bardzo biednej rodzinie. Tam, jak mówi, nauczył się miłości wzajemnej, szacunku do drugiego człowieka, prawości. Tego, czym jest przemoc, doświadczył w czasie wojny w Algierii, gdzie jako kleryk odbywał służbę wojskową. Później zobaczył przemoc na ulicach Paryża. Wtedy postanowił poświęcić swe życie młodym ludziom wplątanym w przestępczość. W tym celu zewnętrznie upodobnił się do nich. - Kościół ma wiele twarzy. Mam gębę z marginesu, ale jestem w Kościele - mówi ksiądz Gilbert noszący włosy do ramion, skórzaną kurtkę, dżinsy oraz kowbojki i jeżdżący na motocyklu - Kiedy byłem zmuszony uderzyć, używałem przemocy bez nienawiści, z szacunkiem. Gdybym nie bił się z nimi, nie mógłbym z nimi zostać - wspomina francuski kapłan. Żeby wyrwać młodych z ich przestępczego środowiska 31 lat temu kupił w Górnej Prowansji ruiny, na których "250 małych przestępców w ciągu 10 lat zbudowało farmę". - Ci ludzie nienawidzą innych ludzi, więc postanowiłem, że będą zajmować się zwierzętami. A ponieważ wielbłąd nie posiada portmonetki, nie mają co kraść. Opiekują się zwierzętami i w ten sposób przywracamy ich społeczeństwu - mówi o swojej pracy resocjalizacyjnej ksiądz Gilbert - Każda człowiek ma prawo do swej szansy. Każda osoba ma w sobie coś kryształowego, jest synem światłości, jak mówi Ewangelia - dodaje francuski duszpasterz.

Ksiądz Guy Gilbert w czasie krótkiego spotkania z młodzieżą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej odpowiadał także na pytania studentów. Interesowało ich to, czy są widoczne efekty jego pracy. Duchowny jako przykład podał Freda, który przychodząc na farmę był połanalfabetą z półświatka. Po kilku miesiącach wrócił do szkoły i został mechanikiem.


http://www.wsksim.edu.pl/info.php?t=wyd&id=03.06.05

Cytuj:
Ratować to, co zginęło

Guy Gilbert urodził się w Rochefort-sur-Mer, w wielodzietnej rodzinie. Bardzo wcześnie - w wieku 13 lat - poczuł powołanie do kapłaństwa. Będąc klerykiem, służył jako sanitariusz podczas wojny w Algierii. Święcenia kapłańskie otrzymał w Algierze w roku 1965. Spotkanie z Alainem - chłopcem, któremu rodzice dawali jeść w psiej misce - sprawiło, że zajął się młodzieżą ulicy. W 1970 r. opuścił Algierię, by zamieszkać w XIX dzielnicy Paryża i tam podjąć pracę z młodzieżą.

Ks. Guy Gilbert specjalizuje się w pracy z młodocianymi przestępcami, mającymi za sobą wielokrotne wyroki, narkomanami, najtrudniejszymi przypadkami - tymi, których inni uznali często za "straconych". W czasie swej pracy poznał uliczne bójki, więzienia i wszystko, co składa się na świat młodych pozostających na marginesie społeczeństwa. Gdy zorientował się, że jest traktowany lepiej niż jego podopieczni, ubrał się tak jak oni. "Tego samego dnia zostałem obrażony przez policjanta" - wspomina. Odtąd skórzana kurtka, otrzymana od jednego z młodych, stała się jego nieodłącznym atrybutem.

Dyżury w obleganym przez młodych biurze, a przede wszystkim praca na ulicy, przesiadywanie w barach będących miejscem spotkań, wizyty w więzieniach, w sądach, pomoc w znalezieniu pracy po wyjściu z więzienia, jednym słowem wierne towarzyszenie podopiecznym w różnych momentach ich życia - to codzienne zajęcia ekipy.
Owczarnia

W 1974 r. Ks. Guy Gilbert nabył zrujnowaną farmę w Prowansji, gdzie stworzył ośrodek terapeutyczny dla młodzieży. Owczarnia powstała na życzenie młodych, którzy w wyjeździe z Paryża widzieli swoją szansę. To oni zwrócili mu uwagę, że 10 metrów od biura można już kupić narkotyki, a niedługo po wyjściu odnajduje się bandę i wszystko, co się z nią wiąże. "Kup jakąś ruinę daleko od Paryża. Odbudujemy ją" - prosili. Tak też się stało. Zrujnowany budynek, odbudowywany rękami młodych przez 10 lat, stał się przez lata swego istnienia tymczasowym domem dla kilkuset osób.

W Owczarni przyjmowanych jest tylko 8 osób na rok. Młodzi przyjeżdżają pełni agresji. Powoli, dzięki pracy wychowawców: stanowczych i wymagających ale równocześnie pełnych ciepła, a także dzięki kontaktowi ze zwierzętami żyjącymi na farmie, pozbywają się swojej gwałtowności i zaczynają rozumieć, jak wiele można osiągnąć cierpliwą i spokojną pracą.

Wielką rolę w resocjalizacji odgrywają zwierzęta, których 29 często egzotycznych gatunków można spotkać na farmie. Dzięki nim młodzi uczą się panować nad swoimi gestami. Bardzo szybko pojmują, że aby zbliżyć się do zwierzęcia, muszą umieć zapanować nad sobą - ucieka ono przy każdym gwałtownym geście. Pomału zmienia się ich zachowanie. Sukcesy, jakie odnoszą wobec zwierząt, dają im zaufanie we własne siły.

"Widzimy jak ze zdziwieniem odkrywają tę prawdę. To nasze stałe zwycięstwo. Żaden z młodych, przyjeżdżających tu od 30 lat, nie oparł się tej magii pełnych zaufania i wymagających spojrzeń, ani obecności różnorodnych zwierząt: od gołębia do naszego bawołu Lulu, ważącego tonę! - pisze ks. Gilbert w jednym ze swoich listów, rozsyłanych co pół roku do osób zainteresowanych jego pracą. - Te wzajemne stosunki, pozbawione przemocy, sprawiają, że młodzi nie czują się zagrożeni i pozwalają na refleksję nad sobą samym i swoją przeszłością. Pole bitwy, które spodziewali się znaleźć w Owczarni, staje się w miarę upływu czasu miejscem pełnym harmonii, które coraz bardziej kochają, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Wreszcie dowiadują się, że naprawdę się liczą. Że każdy z nich ma swoje własne, wyjątkowe miejsce. I przede wszystkim, że harmonia pomiędzy ludźmi jest możliwa, chociaż o tym nie wiedzieli."
Praca w ekipie

W czasie swej pracy ks. Gilbert wykształcił wielu młodych wychowawców. Przeciętnie pracują oni w ekipie dwa lata. Honoraria autorskie za kilkanaście książek poświęconych pracy z młodzieżą pozwalają zatrudniać współpracowników, tworzących ekipę. Część książek była tłumaczona na j. polski.

Lata pracy dowiodły, że warunkiem powodzenia jest wierne, często trwające lata towarzyszenie osobie w trudnościach. Konieczne jest czuwanie nad powolnym włączaniem się młodego człowieka w społeczeństwo. Dlatego też po zakończonym pobycie w Owczarni, po którym młodzi kierowani są najczęściej do rodzin zastępczych, jedna z osób tworzących ekipę utrzymuje kontakt z rodzinami, inna z tymi z podopiecznych, którzy po raz kolejny znaleźli się w więzieniu. Tym samym osobom towarzyszy się nieraz przez wiele lat, trudno więc jest oceniać skuteczność pracy, mówić o sukcesach i porażkach.
Miłości nic nie pokona

Jak twierdzi ks. Guy Gilbert, udało mu się wytrwać tak wiele lat w skrajnie ciężkich warunkach pracy dzięki stworzonej ekipie współpracowników, a także dzięki solidnej formacji seminaryjnej i ścisłemu rozkładowi dnia, w którym pierwsze miejsce ma Eucharystia, brewiarz i regularne 48-godzinne rekolekcje co 10 dni.

"Dzieciństwo przepełnione miłością i długie studia w seminarium, podczas których uczono mnie, że Bóg jest Bogiem pokoju, były dla mnie glebą, z której czerpałem, by zrozumieć i podjąć się misji wydawałoby się niemożliwej. Przemoc młodych z marginesu zadziwiła mnie, gdy przybyłem do Paryża. Nie zniszczyła mnie ona jednak - dodała mi energii.

Od kołyski poznawałem moc miłości. Wiara w Boga, który nas kocha, sprawiła resztę. To moja jedyna siła. Wiem, że nic jej nie pokona." - pisze ks. Guy Gilbert. Tę wiarę w moc miłości przez prawie czterdzieści lat usiłuje przekazać osobom, które nie zaznały miłości w swoim dotychczasowym życiu.

Agnieszka Homan
Guy Gilbert: Jedna nogą w kościele, drugą na ulicy

Zajmując się Alainem i jego kolegami, zwróciłem się w kierunku "marginesu". Mój biskup, kardynał Duval jednoznacznie poparł moje wyjście na ulicę. Powiedział mi: "To dobre, co robisz, nie ma księży pracujących na ulicy, więc zostań tam. Ale bądź w Kościele. Jedną nogą w Kościele, drugą na ulicy".

Kiedy wróciłem do Paryża przed 19 laty, kontynuowałem tę pracę zawsze z błogosławieństwem biskupa. Nie szukałem mojej chwały, ale wszystko robiłem w służbie Kościołowi i ręka w rękę z moim biskupem. Mam "gębę" z marginesu, ale nie jestem marginesem Kościoła. Moja praca z młodymi na ulicy jest akceptowana przez Kościół. Regularne spotykam się z kardynałem Lustiger.

"Bóg pisze prosto na krzywych liniach życia". Chciałbym powiedzieć, że każde wydarzenie jest bardzo ważnym momentem w życiu mężczyzny i kobiety i jedynie modlitwa pozwala widzieć w nim sens nadany przez Boga. Wydarzenia w moim życiu uczyniły mnie bardzo szczęśliwym księdzem. Realizuję moje kapłaństwo w Kościele jako wychowawca młodzieży, z ulubioną książką, którą jest Ewangelia.
Błogosławieństwa

* Błogosławiony, kto przyjmując informacje ociekające przemocą nie hoduje w sobie nienawiści i chęci zemsty.
* Błogosławiony, kto nie potępia skazanych przez sądy ani nie cieszy się, że jest lepszy i wystarczająco silny, by samemu nie upaść.
* Błogosławiony, kto nie nienawidzi złodzieja, gwałciciela, zabójcy, ponieważ wie, że nikt się takim nie rodzi.
* Błogosławiony, kto zna adres więzienia w swoim mieście i nie uważa, że ci, którzy tam są, powinni w nim pozostać.
* Błogosławiony, kto nie gorszy się widząc tatuaż na czyimś ramieniu.
* Błogosławiony, kto widząc "skórę", dostrzega także ukryte pod nią cierpienie i wołanie o pomoc.
* Błogosławiony, kto języka myśli używać jako jedynego mięśnia w kontakcie z więźniem.
* Błogosławiony, kto nie nadużywa wyrażeń typu "integracja społeczna", nie dyskutuje na temat przestępczości, ale najpierw słyszy tego, kto wyszedł z wiezienia rozgoryczony, zraniony i pełen nienawiści.
* Błogosławiony, kto spycha na bok wszystkie biurka dzielące "specjalistów" od człowieka potrzebującego pomocy.
* Błogosławieni politycy nie domagający się większych represji, ale wysilający się w kierunku profilaktyki, wykazujący troskę o rodziny i prawidłowy rozwój dzieci - również tych najmniej zdolnych.
* Błogosławiony, kto wspiera i przyjmuje żonę i dziecko więźnia.
* Błogosławieni ci, którzy walczą przeciw zamykaniu w więzieniach 16-18-letnich dzieci.
* Błogosławiony wreszcie ten, kto nie zapomina, ze łotr na krzyżu otrzymał przebaczenie w ostatnim momencie swego życia i pierwszy znalazł się w Królestwie Niebieskim.

Ks. Guy Gilbert - duszpasterz młodzieży ulicy


http://www.btf.art.pl/gilbert.php

Cytuj:
Do ludzi z marginesu społecznego należy iść z gołymi rękami, z krzyżem Chrystusa w sercu, nie w dłoni - uważa ks. Guy Gilbert, francuski duszpasterz pracujący wśród młodych przestępców. Podczas spotkania z dziennikarzami, zorganizowanego przez Caritas Polska 23 kwietnia w Warszawie, ks. Gilbert, słynący z kontrowersyjnych zachowań, opowiadał o swojej pracy, o "ewangelizacji milczeniem" oraz ulicznych walkach, w których... stracił zęby.

- Mówienie wprost o Bogu młodym, którzy nigdy wcześniej nie zaznali rodzicielskiej miłości, namawianie ich do przystąpienia do Kościoła katolickiego byłoby wykorzystywaniem ich sytuacji, prozelitycznym skandalem - powiedział ks. Guy Gilbert.

Swoją posługę postrzega w inny sposób: żyje razem z młodocianymi przestępcami, pomaga im wrócić do społeczeństwa w stworzonym przez siebie ośrodku terapeutycznym "Owczarnia". - Ewangelizuję milczeniem, po prostu sam żyję głęboko Ewangelią, żyję tak, by młodzi patrząc na mnie pomyśleli: "to niemożliwe, żeby Boga nie było" - stwierdził.

Ks. Guy Gilbert ma 68 lat, do seminarium wstąpił w wieku lat 13. Jeszcze będąc klerykiem pracował jako sanitariusz w Algierii, gdzie zetknął się z okrucieństwem wojny. Święcenia kapłańskie przyjął w Algierze, gdzie zaczął też swoją pracę z młodzieżą ulicy. Kontynuował ją po powrocie do Paryża.

Początkowo pracował w stroju duchownego, ale za bardzo wyróżniał się wśród swoich podopiecznych. - Kiedy założyłem skórzaną kurtkę, którą mi podarowali, natychmiast zostałem obrażony przez policjantow - wspomina. - To uświadomiło mi, że jako ksiądz otrzymuję więcej szacunku. A przecież każdemu człowiekowi należy się go tyle samo, niezależnie od tego kim jest. Dlatego od trzydziestu lat ubieram się jak moi podopieczni.

Ks. Gilbert nie ograniczył się tylko do zmiany stroju. Często brał udział w ulicznych bójkach, w których stracił zęby . - Nie mogłem się nie bić, bo straciłbym twarz i musiałbym opuścić to środowisko - powiedział. Nagabywany przez dziennikarzy jak się ma używanie pięści do Ewangelii odparł, że żyjąc na ulicy jest się skazanym na używanie przemocy.

- Kiedy biłem się po raz pierwszy, następnego dnia mój przeciwnik podszedł do mnie i powiedział, że nie umiem się bić, ale biłem się do końca i dlatego mogę zostać wśród nich - wspominał. Swoje zachowanie francuski kapłan nazwał "gwałtownością z miłości". Wspomniał też księdza, swojego poprzednika, którzy nigdy nie użył przemocy, więc jego podopieczni okradli go i spalili dom. - Gdybym nie używał przemocy też bym nie przetrwał - stwierdził.

Młodzi przestępcy namówili ks. Gilberta, by kupił dom z dala od Paryża, gdzie mogliby oderwać się od swojego środowiska, dilerów narkotyków i znajomych z bandy. W 1974 roku kupił zrujnowaną farmę w Prowansji, którą wyremontowali jego podopieczni i nazwali "Owczarnią". Od trzydziestu lat przyjmuje tam młodych przestępców: gwałcicieli, niedoszłych zabójców i złodziei, których sąd skazuje na dwa lata terapii w "Owczarni". - Co roku otrzymuję 400 wniosków, przyjmuję tylko ośmiu najgorszych , ponieważ większa grupa nie nadaje się do resocjalizacji - powiedział ks. Gilbert.

Młodzi na farmie opiekują się zwierzętami, których jest aż 150. - Kontakt ze zwierzętami bardzo im pomaga, a praca bywa karą za ucieczkę, np. przerzucenie widłami gnoju - opowiada ks. Guy. Ucieczki zdarzają się, ponieważ na farmie nie ma kluczy. - Młodego, pełnego agresji człowieka nie można wychować w zamknięciu. Nawet jeśli uciekają, to wracają do nas, odbywają "ekologiczną" karę, a potem doceniają to, że obdarzamy ich zaufaniem i odpowiedzialnością - mówi ks. Gilbert.

Z młodymi przestępcami pracuje 20 wychowawców. Są wśród nich osoby różnego wyznania: chrześcijanie, buddyści, muzułmanie. Ks. Gilbert nie prowadzi katechizacji. - Żyję blisko Kościoła katolickiego, często spotykam się z biskupami, ale nie namawiam nikogo do przystąpienia do mojego Kościoła - powiedział. Zdarzają się jednak pojedyncze przypadki prośby o chrzest. - Ostatnio ochrzciłem jednego z moich wychowawców, 40-letniego mężczyznę, który pracuje u nas od 20 lat i na początku bardzo niepochlebnie wypowiadał się o Kościele - powiedział.

Spośród wszystkich wychowanków "Owczarni" ok. połowie udaje się skończyć z przestępczym życiem . - To zaskakujący wynik, ponieważ sędziowie byli pewni, że do więzień trafi 90 proc. - powiedział Gilbert. Nie buduje nowych ośrodków. - Wtedy stałbym się menadżerem, a ja chcę żyć wśród naszych podopiecznych. Ten sposób pomocy młodym przestępcom podjęto w 18 krajach, m.in. w Algierii, Niemczech, Belgii i Hiszpanii. To inni będą kontynuować to, co zacząłem - powiedział.

http://www.harambee.przymierze.info/ksgilbert.htm

_________________
Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]


Pt sie 19, 2005 16:30
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
Cytuj:
Nr 2/04
Być znakiem Boga

W dniach 23–25 kwietnia na zaproszenie Caritas Polskiej gościł w Warszawie ks. Guy Gilbert – swoista legenda pracy charytatywnej Kościoła we Francji. Charyzmatem ks. Gilbert jest pomocna obecność wśród młodzieży najgorszego autoramentu: członków band ulicznych i młodocianych przestępców. Tym charyzmatem Guy Gilbert żyje do końca bez względu na ryzyko i nie zważając na pozory. Narażony na agresję swoich zagubionych braci i niezrozumienie „przyzwoitej” części społeczeństwa, samym sobą – a nie słowem czy strojem – świadczy o nadziei i miłości, jaka nawet dla najgorszego przestępcy pozostaje zawsze w Chrystusie. Poniżej zamieszczamy skrócony zapis spotkania ks. G.Gilbert z szeroko pojętym gronem „liderów katolickich” (byli to w większości ludzie młodzi), jakie odbyło się 24 kwietnia w ośrodku księży michalitów na warszawskim Bemowie.

Obowiązek reprezentowania najuboższych

Ktoś tutaj dzisiaj powiedział: Nie jestem gwiazdą, przyszedłem taki, jaki jestem – i miał rację. Ważne jest, żeby przekazać orędzie najuboższych. Dlatego trzeba się pokazać. Moja twarz nie jest ważna. Ja tylko przekazuję to, co chcieliby powiedzieć najubożsi. Znam wielu księży, wielu pracowników socjalnych, którzy pracują z młodymi. Wykonują naprawdę wspaniałą robotę, ale nie występują w telewizji, nie piszą książek. Jednak ci, którzy mają dar przekazywania tego, co chcieliby powiedzieć najubożsi, powinni to robić. Nie jestem lepszy od innych, ale skoro mam ten dar, muszę go wykorzystać.

Jacek powiedział przed chwilą: Może dobrze jest mówić, ale sto razy lepiej jest działać. A my, chrześcijanie, często dużo mówimy, ale nie robimy zbyt wiele. Gdyby wszyscy katolicy w Polsce, którzy w niedzielę chodzą na msze, poszli później odwiedzić więźniów i wszystkich tych, którzy są nieszczęśliwi, nie byłoby już w Polsce ludzi nieszczęśliwych. Ale wy traktujecie więźniów jakby byli zadżumieni i w ten sposób policzkujecie dziś Chrystusa. Jeżeli nie idziecie do więzienia odwiedzić więźnia, jeżeli nie czekacie na niego, kiedy wychodzi z więzienia, obrażacie Chrystusa. Jeśli ludzie widzą nas w kościołach, ale nie widzą nas tam, gdzie jest nędza, nasza wiara nie jest nic warta w ich oczach.

Co zagraża Kościołowi

Mówimy, że nasz Bóg jest Bogiem miłości, więc i my żyjmy miłością. Boję się kościołów przepełnionych chrześcijanami, boję się Kościoła zbyt potężnego, zbyt bogatego. Wczoraj przemawiałem do 130 kleryków z warszawskiego seminarium, w obecności jego profesorów. I klerycy pytali: Jakie jest największe niebezpieczeństwo dla katolickiej Polski? Odpowiedziałem: wasze bogactwo – bogactwo biskupów, bogactwo kapłanów, bogactwo zakonników i zakonnic. Można wiele mówić o ubogich, ale jeżeli my, którzy reprezentujemy Boga, nie będziemy żyli jak ludzie ubodzy, będzie to tylko czcza mowa a nie ewangelizacja. Papież wszędzie powtarza, że nikt nie jest w stanie oprzeć się świadectwu miłości, więc niech Kościół przestanie mówić i zacznie działać – poczynając od pasterzy. Jeżeli dobrze pamiętam, Chrystus chodził boso. Nie nosił mitry, nie nosił złota. I był Synem Bożym. O ile czytamy tę samą Ewangelię. Znakiem Chrystusa nie była sutanna, nie były szaty kapłańskie, znakiem Chrystusa było umycie nóg apostołom. Nikt Go nie rozpoznawał po stroju. Wy macie swoje sutanny, koloratki, habity – to wasza sprawa. Ja boję się religii, która się afiszuje. Nie trzeba mówić, że należymy do Chrystusa, trzeba to pokazywać życiem. A znakiem Chrystusa jest miłość. Poszedł do najuboższych, oni mieli absolutne pierwszeństwo. Ja bezpośrednio nie ewangelizuję – nigdy. Nie zapominam o tym, że Chrystus przez 30 lat milczał. Popatrzcie, jaki Kościół jest gadatliwy. A tymczasem tylko gesty miłości, gesty dzielenia, tylko nasze ubóstwo zaświadcza o żyjącym Chrystusie. Lubię dzisiaj patrzeć na twarz Jana Pawła. Kiedy został papieżem, miał oblicze Kościoła triumfującego, dzisiaj ma oblicze cierpienia. I to jest najpiękniejsze oblicze Kościoła. Oblicze słabości. Św. Paweł powiedział: „Jestem mocny wtedy, kiedy jestem słaby”. Nigdy o tym nie zapomnijcie.

Dzisiejsza walka

Zaczyna się u was cywilizacja pieniądza. Najpierw miażdżył was komunizm i wtedy byliście ludźmi walki. A teraz jaką walkę prowadzicie?

Nowy układ społeczny przetacza się po was jak walec. Stajecie się częścią zjednoczonej Europy. Strzeżcie się jej materializmu. On was może zniszczyć. Z materializmem komunistów potrafiliście sobie poradzić i dobrze to zrobiliście. Ale teraz macie inną walkę do poprowadzenia, walkę z poleganiem tylko na tym, co zewnętrzne, walkę z pozorami, z potęgą pieniądza, z tym, że każdy ma na względzie tylko samego siebie. To jest wasza walka na dzisiaj. Walczcie tak dobrze jak przeciw ateistycznemu marksizmowi.

Być naprawdę z ubogimi

W jaki sposób spotkać ubogich? Poprzez obecność, poprzez słuchanie ich. My, chrześcijanie, często chcemy robić różne rzeczy za ubogich. Tymczasem wszystko, co się robi za nich, szkodzi im. To ubodzy sami muszą zacząć działać. Przeżyłem to. Jako 30–letni ksiądz spotkałem młodego człowieka, który żył w strasznych warunkach, i wziąłem go do siebie na plebanię. Przyprowadził swoich kolegów. Bo wiecie, kiedy bogaci zajmują się biednymi, mają swojego biednego, swoje małe dzieło – tak się dużo nie zdziała. Ubodzy dzielą swoje ubóstwo z innymi. I to Alan, pierwszy młody, którego spotkałem, który jadł w misce po psie – tak dawali mu rodzice – przyprowadził do mnie swoich kolegów. Uznał, że koledzy są w gorszej sytuacji niż on. I dlatego ten, kto chce się zajmować biednymi, musi też żyć w jakiś sposób ubogo, ponieważ inaczej on się tylko pochyla nad biednym ze swojego poziomu. Obecność, słuchanie – nigdy w moim życiu wychowawcy i księdza od 38 lat nie zrobiłem nic innego jak to, że słuchałem najuboższych.

Posługiwać się ich kodem

Żyłem wśród band w Paryżu, na ulicy. Biłem się razem z nimi. Byłem zmuszony bić się. Kiedy zostałem publicznie obrażony przed całą bandą, musiałem reagować, waląc w czyjąś gębę moją ewangeliczną prawicą. Więc najpierw walę, a potem błogosławię. Nieczęsto. To nie jest taktyka, która polega na biciu się, ale jeżeli młodzi popychają was w stronę przemocy, musimy posługiwać się tym samym kodem. Pierwsza uliczna bójka, w jakiej uczestniczyłem – wyszedłem z niej zakrwawiony, ale biłem się do końca. I przypominam sobie, że wtedy szef bandy powiedział: Teraz jesteś jednym z nas. Inaczej nigdy nie byłbym kimś takim. Nie uważam, że przemoc fizyczna oznacza siłę, wręcz przeciwnie, ukazuje słabość. Ale jeśli zachodzi chwilowa konieczność bicia się, to jest bardzo potrzebne, to dowartościowuje tego, kto stoi naprzeciw mnie. Słowa Ewangelii: „Kiedy cię uderzą w jeden policzek, nadstaw drugi” nie straciły ważności. Kiedy uderzałem, uderzałem z miłością. Uderzałem, żeby posługiwać się tym samym kodem. To nie jest metoda wychowawcza, ale kiedy trzeba, może pełnić funkcję wychowawczą, ponieważ życie z najuboższymi to nie bycie z nimi przez godzinę tygodniowo. Można tak robić, ale dopiero prawdziwe życie pozwala odczuć ich ubóstwo. Jeśli nie zaznamy ubóstwa ludzi, z którymi żyjemy, to nie będziemy umieli w niesieniu pomocy pójść głębiej, będziemy się zatrzymywali na powierzchni.


Kompetencja

Trzeba mieć dobrą wolę. Wolontariusze są ważni. Ale potrzebna jest – i to mogę powiedzieć w oparciu o moje długie doświadczenie – także kompetencja. Żyć wśród prostytutek, żyć wśród narkomanów to coś innego niż żyć na przykład wśród niepełnosprawnych. Trzeba głęboko poznać ludzi, z którymi się żyje. Znam księży, którzy zajmują się wszystkimi: marginesem, młodzieżą etc. Dużo nie zdziałają. Myślę, że w pomocy trzeba się specjalizować. Bardzo lubię osoby niepełnoprawne, także umysłowo, ale nie potrafię się nimi zajmować. Tymczasem z młodocianymi przestępcami nie mam żadnych problemów. Mam tę łaskę, że w wieku 68 lat jestem w stanie ich jeszcze znieść.

Zdrowie, dystans i oparcie w zespole

Ażeby żyć z ludźmi marginesu, trzeba mieć naprawdę świetne zdrowie, być w doskonałej równowadze fizycznej i psychicznej. Oni naprawdę umieją zwodzić – zarówno chłopaki, jak i dziewczyny. Najczęściej prowadzą zupełnie niemoralne życie, bez jakichkolwiek reguł moralnych. I można przeżywać wśród nich naprawdę silne pokusy. Trzeba zachować dystans i być w doskonałej równowadze emocjonalnej. Gdybym, co 10 dni, nie miał dwóch dni wolnych, które spędzam w klasztorze, od dawna nie byłbym już księdzem. Nie dałoby się tego przeżyć – tylko dystans na to pozwala. Życie z ludźmi z marginesu, jeżeli jest się zdanym tylko na własne siły, to samobójstwo. Dlatego potrzebny jest zespół.

Nie mówię im o Bogu

Ja nie mówię ludziom z marginesu o Bogu. Mówienie im o Nim byłoby pewnym rodzajem gwałtu. Taki człowiek powie sobie: On się mną zajmuje po to, żeby mnie nawrócić. Uważam, że trzeba iść do nich z pustymi rękami. Jeżeli noszę w sobie Chrystusa, oni to poczują. A afiszować się nie trzeba, bo temu, kto w życiu nie zaznał miłości, bardzo trudno jest przyjąć Boga miłości. Ci ludzie muszą poczuć naszą całkowitą bezinteresowność. Tak myślę. Żyję tym od 38 lat. Kiedyś, na początku kapłaństwa, powiedziałem pewnemu 16–latkowi, że Bóg wszystko stworzył. On na to: „To znaczy, że ten Bóg miłości stworzył moich rodziców, którzy trzymali mnie w szafie przez 3 lata? Tak że musiałem się załatwiać pod siebie? I od czasu do czasu dostawałem trochę zmoczonego ryżu? Kiedy wyszedłem, to na resztę życia miałem zablokowane prawe kolano. Możesz się wypchać tym swoim Bogiem miłości.” Więcej im nie powiedziałem, że Bóg jest miłością, bo nie mam ochoty pozwalać na to, żeby obrażano miłość mojego życia. Skazali mnie na to, żebym ich ewangelizował – milcząc o Bogu.

Wyjść do ubogich

Przez 10, 15 lat pracowałem szukając młodych. Szukałem ich na ulicy. Jeżeli na ulicach Paryża o 2 w nocy znajduje się młodych, którzy mają po 13 lat, to znaczy, że u nich w domu nie ma nikogo. Myślę, że w Warszawie, w Krakowie i w innych miastach jest podobnie. Czy więc będziemy czekać na młodych w biurze, za zamkniętymi drzwiami, czy pójdziemy spotkać ich tam, gdzie żyją, to zasadnicza różnica. Zupełnie inne podejście. Powtarzam: Nie zaczynajcie od projektów dla ubogich. Tak robią bogaci i to niczemu nie służy. Idźcie najpierw do nich, żyjcie i wzrastajcie razem z nimi.

Owczarnia

Tak więc przez 15 lat szukałem, wraz z innymi księżmi, młodych żyjących na ulicy. Pewnego dnia jeden z nich powiedział: Szukasz nas na ulicy, zabierasz nas do siebie na kilka dni, a potem wracamy do narkotyków i do przemocy... Znaleźli jakąś ruinę koło Paryża. Chcieli ją odbudować własnymi rękami. Zrobiłem to, o co mnie poprosili – kupiłem ją. W 10 lat 250 młodych zbudowało ten dom na nowo. Czym oni tam żyją? Na początku mieliśmy 3 kury i królika. Zobaczyłem, że ci młodzi nienawidzą ludzi, nienawidzą swoich rodziców, którzy byli katami, nienawidzą ludzi, którzy ich wykorzystywali, ale jednocześnie interesują się zwierzętami. W ciągu 30 lat kupiłem 120 zwierzaków. Mamy bawoły, wielbłądy, kury, krowy, konie, antylopy, różne cuda... Zobaczcie to zdjęcie: po lewej stronie mamy Popeja, to jest dzik, który waży dwieście kilo, a naprzeciw Freda. Człowieka, który nigdy nie spotkał się z miłością drugiej osoby, potrafi połączyć prawdziwa przyjaźń ze zwierzęciem. Jeden z młodych powiedział mi kiedyś: Zwierzę nigdy nie odbiera tego, co już dało. Ta metoda wychowawcza pokazuje, z drugiej strony, nędzę takiego bogatego kraju jak Francja. Wychowuję młodych przez zwierzęta, dlatego że młodzi uciekają od ludzi. A przecież ludzie posiadają inteligencję i wolę, i to, co stawia nas ponad zwierzętami: miłość. Niech więc nasze zadanie, niezależnie od tego, gdzie będziemy pracować, polega przede wszystkim na darmowym dawaniu miłości.

Zwracam to, co otrzymałem

Od niemowlęcia aż do starca, który ma sto lat – cały czas, jaki spędzamy na ziemi – to czas miłości. Jeżeli przestajecie kochać, umieracie. Ponieważ wiecie, co to jest miłość. Jestem trzecim z piętnaściorga dzieci. Byłem bardzo kochany przez mojego ojca i moją matkę. Naprawdę wiem, co to jest miłość. Od 38 lat poświęciłem moje życie w służbie miłości. Żeby ją dać tym, którzy miłości nie otrzymali. Zwracam tylko to, co dostałem. Obyście wy też stali się żołnierzami miłości. W imię tej miłości, którą otrzymaliście od ludzi, i w imię miłości Boga – jeżeli zdajecie sobie sprawę, że Bóg jest miłością. Najpiękniejszy rodzaj ewangelizacji to nie mówienie o Bogu, ale życie Bogiem i bycie znakiem Boga.

Opracował: Andrzej Czarnocki

Guy Gilbert urodził się w Rochefort–sur–Mer, w wielodzietnej rodzinie. Bardzo wcześnie – w wieku 13 lat – poczuł powołanie do kapłaństwa. Będąc klerykiem, służył jako sanitariusz podczas wojny w Algierii. Święcenia kapłańskie otrzymał w Algierze w roku 1965. Spotkanie z Alanem – chłopcem, któremu rodzice dawali jeść w psiej misce – sprawiło, że zajął się młodzieżą ulicy. W 1970 r. opuścił Algierię, by zamieszkać w XIX dzielnicy Paryża i tam podjąć pracę z młodzieżą.

Ks. Guy Gilbert specjalizuje się w pracy z młodocianymi przestępcami, mającymi za sobą wielokrotne wyroki, narkomanami, najtrudniejszymi przypadkami – tymi, których inni uznali często za „straconych”. W czasie swej pracy poznał uliczne bójki, więzienia i wszystko, co składa się na świat młodych pozostających na marginesie społeczeństwa. Gdy zorientował się, że jest traktowany lepiej niż jego podopieczni, ubrał się tak jak oni. „Tego samego dnia zostałem obrażony przez policjanta” – wspomina. Odtąd skórzana kurtka, otrzymana od jednego z młodych, stała się jego nieodłącznym atrybutem.

Dyżury w obleganym przez młodych biurze, a przede wszystkim praca na ulicy, przesiadywanie w barach będących miejscem spotkań, wizyty w więzieniach, w sądach, pomoc w znalezieniu pracy po wyjściu z więzienia, jednym słowem wierne towarzyszenie podopiecznym w różnych momentach ich życia – to codzienne zajęcia ekipy ks. Gilbert.

W 1974 r. ks. Guy Gilbert nabył zrujnowaną farmę w Prowansji, gdzie stworzył ośrodek terapeutyczny dla młodzieży. Owczarnia powstała na życzenie młodych, którzy w wyjeździe z Paryża widzieli swoją szansę. To oni zwrócili mu uwagę, że 10 metrów od biura można już kupić narkotyki, a niedługo po wyjściu odnajduje się bandę i wszystko, co się z nią wiąże. „Kup jakąś ruinę daleko od Paryża. Odbudujemy ją” – prosili. Tak też się stało. Zrujnowany budynek, odbudowywany rękami młodych przez 10 lat, stał się przez lata swego istnienia tymczasowym domem dla kilkuset osób.

W Owczarni przyjmowanych jest tylko 8 osób na rok. Młodzi przyjeżdżają pełni agresji. Powoli, dzięki pracy wychowawców: stanowczych i wymagających, ale równocześnie pełnych ciepła, a także dzięki kontaktowi ze zwierzętami żyjącymi na farmie, pozbywają się swojej gwałtowności i zaczynają rozumieć, jak wiele można osiągnąć cierpliwą i spokojną pracą.

Wielką rolę w resocjalizacji odgrywają zwierzęta – 29 często egzotycznych gatunków można spotkać na farmie. Dzięki nim młodzi uczą się panować także nad swoimi gestami. Bardzo szybko pojmują, że aby zbliżyć się do zwierzęcia, muszą umieć zapanować nad sobą – ucieka ono przy każdym gwałtownym geście. Pomału zmienia się ich zachowanie. Sukcesy, jakie odnoszą wobec zwierząt, dają im zaufanie we własne siły.

„Widzimy jak ze zdziwieniem odkrywają tę prawdę. To nasze stałe zwycięstwo. Żaden z młodych, przyjeżdżających tu od 30 lat, nie oparł się tej magii pełnych zaufania i wymagających spojrzeń, ani obecności różnorodnych zwierząt: od gołębia do naszego bawołu Lulu, ważącego tonę! – pisze ks. Gilbert w jednym ze swoich listów, rozsyłanych co pół roku do osób zainteresowanych jego pracą. – Te wzajemne stosunki, pozbawione przemocy, sprawiają, że młodzi nie czują się zagrożeni i pozwalają sobie na refleksję nad sobą samym i swoją przeszłością. Pole bitwy, które spodziewali się znaleźć w Owczarni, staje się w miarę upływu czasu miejscem pełnym harmonii, które coraz bardziej kochają, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Wreszcie dowiadują się, że naprawdę się liczą. Że każdy z nich ma swoje własne, wyjątkowe miejsce. I przede wszystkim, że harmonia pomiędzy ludźmi jest możliwa, chociaż o tym nie wiedzieli.”

W czasie swej pracy ks. Gilbert wykształcił wielu młodych wychowawców. Przeciętnie pracują oni w ekipie dwa lata. Honoraria autorskie za kilkanaście książek poświęconych pracy z młodzieżą pozwalają zatrudniać współpracowników, tworzących ekipę. Część książek była tłumaczona na język polski.

Lata pracy dowiodły, że warunkiem powodzenia jest wierne, często trwające lata towarzyszenie osobie w trudnościach. Konieczne jest czuwanie nad powolnym włączaniem się młodego człowieka w społeczeństwo. Dlatego też po zakończonym pobycie w Owczarni, po którym młodzi kierowani są najczęściej do rodzin zastępczych, jedna z osób tworzących ekipę utrzymuje kontakt z rodzinami, inna z tymi z podopiecznych, którzy po raz kolejny znaleźli się w więzieniu. Tym samym osobom towarzyszy się nieraz przez wiele lat, trudno więc jest oceniać skuteczność pracy, mówić o sukcesach i porażkach.

Jak twierdzi ks. Guy Gilbert, udało mu się wytrwać tak wiele lat w skrajnie ciężkich warunkach pracy dzięki stworzonej ekipie współpracowników, a także dzięki solidnej formacji seminaryjnej i ścisłemu rozkładowi dnia, w którym pierwsze miejsce ma Eucharystia, brewiarz i regularne 48–godzinne rekolekcje co 10 dni.

„Dzieciństwo przepełnione miłością i długie studia w seminarium, podczas których uczono mnie, że Bóg jest Bogiem pokoju, były dla mnie glebą, z której czerpałem, by zrozumieć i podjąć się misji, wydawałoby się, niemożliwej. Przemoc młodych z marginesu zadziwiła mnie, gdy przybyłem do Paryża. Nie zniszczyła mnie ona jednak – dodała mi energii.

Od kołyski poznawałem moc miłości. Wiara w Boga, który nas kocha, sprawiła resztę. To moja jedyna siła. Wiem, że nic jej nie pokona” – pisze ks. Guy Gilbert. Tę wiarę w moc miłości przez prawie czterdzieści lat usiłuje przekazać osobom, które nie zaznały miłości w swoim dotychczasowym życiu.

Agnieszka Homan


http://www.publikacje.caritas.pl/kwartalnik_204/bzb.php

_________________
Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]


Pt sie 19, 2005 16:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn sty 03, 2005 21:25
Posty: 7301
Post 
Posty przeniesione z tematu:
viewtopic.php?t=4661&start=240


cieplutki napisał(a):
Funeral.

Autorytetem dla mnie w tej dziedzinie jest francuski duszpasterz
- znany na całym świecie Ks.Guy Gilbert.. będąc księdzem, nie raz
musiał dać "w pyska" (kierując się miłością) .. bo to jest język wilków..
przestępców, dla których jest on największym księdzem stuleci...



Funeral napisał(a):
Ksiądz który daje komu w pysk powinien być po pierwsze ekskomunikowany a po drugie oskarżony, osądzony i ukarany według prawa karnego obowiązującego w danym kraju (Francji???).
Nie jest godny nosić sutanny. No ale tak się dzieje, gdy amatorzy usiłują się zajmować resocjalizacją i wychowaniem. Ksiądz dający w pysk... Wybacz, ale nie mogę tego pojąć. To jakiś absurd. Jak można uczyć kogoś wyzbycia się agresji, będąc samemu przykładem, że bez agresji nie umie się sobie poradzić w życiu.
Czy ten ksiądz kradnie również samochody i napada na staruszków w parku??? A może narkotyzuje się???

Nie dziwię się, że ów ksiądz jest największym autorytetem przestępców. Skoro potrafi on dać im w pysk to znaczy, że jest z nich nasilniejszy a zarazem jest odbierany jako największy przestępca z nich wszystkich. Brawo!

Całkowitym bezsensem jest pisanie o biciu w pysk w imię... miłości?!?!?!?!
Podobnego absurdu nie słyszałem. Bicie z miłości. Extreme. Porażka.



elka napisał(a):
funeral - jeśli nie wiesz NIC na temat księdza Gilberta i środowiska w jakim żyje - jakim prawem osądzasz jego metody ewangelizowania i jego samego pośrednio? bo jest to sprzeczne z tym, co TY uważasz za słuszne? może najpierw poczytaj, dowiedz się czegoś o nim, a potem wydawaj kategoryczne osądy :)



funeral napisał(a):
Osądzam go takim prawem jakim każdy sąd w każdym cywilizowanym kraju osądza ludzi bijących kogoś po pysku.

Chyba, że to co napisał Cieplutki o tym bicu w pysk to nieprawda. Ale to, że zarzucam Cieplutkiemu niezrozumienie praw fizyki i chemii oraz immunologii to nie znaczy, że uważam Go też za kłamcę. Zatem, skoro Cieplutki mówi prawdę, a wiem, że tak jest, to dla mnie człowiek bijący innych po twarzy tyle jest wart co każdy pospolity kryminalista, bandzior i łobuz.

Tyle.



elka napisał(a):
jasne, tylko że ty masz podopiecznych w zakładzie, a on jest wśród morderców na ulicy - ciekawe, czy zaczeliby go słuchac, gdyby mówił gładko i elokwentnie i gdyby nie "zniżył" sie do ich poziomu...

jak rozumiem - też ewangelizujesz swoich wychowanków? możesz coś więcej o tym opowiedzieć?



cieplutki napisał(a):
Ks.Guy Gilbert jest najbardziej poważanym duszpasterzem
przestępców wśród ludzi głoszących Ewangelię.. nie do Ciebie
należy "pouczanie" kogoś, kto ma więcej doświadczenia życia
na "ulicy", niż Ty.. nikt w Kościele jeszcze nie pokazał takiej postawy.
PRAGNĘ ZAUWAŻYĆ,ŻE KSIĄDZ NIGDY PIERWSZY NIE WYCIĄGAŁ
RĄK,ALE SIĘ BRONIŁ.. I MOŻE WIĘCEJ PRZYNIÓSŁ OWOCÓW PRACY,
NIŻ WSZYSTKIE RAZEM WZIĘTE OŚRODKI POPRAWCZE,NA KTÓRE
KLNĄ I PRZEKLINAJĄ WYCHOWANKOWIE..




cieplutki napisał(a):
Już wiem skąd Twoje poniżanie mnie...
Pracujesz jako wychowawca...

A Księdza nauczasz i potępiasz za to,że się broni...
Przepraszam,ale to zwie się hipokryzją...




funeral napisał(a):
Cytuj:
jak rozumiem - też ewangelizujesz swoich wychowanków? możesz coś więcej o tym opowiedzieć?


Oczywiście, że mogę, jeżeli założysz ODPOWIEDNI temat ku temu.

Cytuj:
Nie pomawiaj mnie, że "ludzi z marginesu" traktuję,
jak ludzi z marginesu.. Używam powszechnie stosowanych
pojęć, by być zrozumianym. Nie przypisuj mi "patrzenia z góry".


Powszechnie też się stosuje takie słowa jak pijaczyna, menel, łach, itp, jeszcze bardziej pejoratywne. Czy świadczy to o tym, że my mamy również obrażać ludzi???

[...]

Cytuj:
Ty nim nie byłeś, więc nie znasz praw panujących na "ulicy"..


Typowa nadinterpretacja i wkładanie w czyjeś usta słów, których nigdy nie powiedział. Typowe dla ludzi, którym w dyskusji kończą się argumenty a nie potrafią się przyznać do błędu. Wtedy wymyślają sobie argumenty (prawdopodobnie wysysają je z palca albo też odczytują z sufitu), które z rzeczywistością nic nie mają wspólnego. [...]

Cytuj:
Ks.Guy Gilbert jest najbardziej poważanym duszpasterzem
przestępców wśród ludzi głoszących Ewangelię..


Jestem człowiekiem głoszącym Ewangelię. Moi znajomi (w tym księża) również. Nikt z nas nawet nie słyszał o tym lejącym w pysk niby-księżuli więc skąd znowu teza, że tenże jest najbardziej poważanym wśród ludzi głoszących Ewangelię ???? Skąd przypuszczenie, że ktoś mógłby szanować księdza-bandytę?

Cytuj:
nie do Ciebie
należy "pouczanie" kogoś,


[...]
Do Ciebie natomiast nie należy pouczanie mnie.

Cytuj:
kto ma więcej doświadczenia życia
na "ulicy", niż Ty..


Kolejna bzdura, którą Cieplutki WYSYSA sobie jedna po drugiej z palca. Facet zupełnie mnie nie zna. Nie wie nic ani o mojej przeszłości ani o moim doświadczeniu ani o NICZYM. Ale wypowiada się jakby znał mnie od 35 lat i był moim powiernikiem.

Cytuj:
nikt w Kościele jeszcze nie pokazał takiej postawy.


To akurat prawda. PIERWSZY RAZ faktycznie słyszę o księdzu, który leje w pysk.

Cytuj:
PRAGNĘ ZAUWAŻYĆ,ŻE KSIĄDZ NIGDY PIERWSZY NIE WYCIĄGAŁ
RĄK,ALE SIĘ BRONIŁ..


Aha. Teraz okazuje się, że się po prostu bronił... Kto chciał go napaść??? Czy może przestępcy,

Cytuj:
dla których jest on największym księdzem stuleci


???????

Cytuj:
znany na całym świecie Ks.Guy Gilbert.. będąc księdzem, nie raz
musiał dać "w pyska" (kierując się miłością) .. bo to jest język wilków..


Wybacz, ale wcześniej wyglądało, że ona tak z MIŁOŚCI i po to, żeby się dogadać (bo taki jest język...) a nie z samoobrony...

Cytuj:
I MOŻE WIĘCEJ PRZYNIÓSŁ OWOCÓW PRACY,


Może... A może nie...

Cytuj:
NA KTÓRE KLNĄ I PRZEKLINAJĄ WYCHOWANKOWIE..


Aha. Cenna informacja. Skąd je bierzesz? Z Superexpresu?

[...]

Cytuj:
Już wiem skąd Twoje poniżanie mnie...
Pracujesz jako wychowawca...


Cóż za przenikliwość umysłu. Czy jako (jak sam napisałeś) człowiek z marginesu, masz jakieś zadawnione urazy na tle kontaktów z wychowawcami???

Cytuj:
A Księdza nauczasz i potępiasz za to,że się broni...


O teraz okazuje się, że jednak faktycznie, biedny ksiądz bronił się przed uwielbiającymi go przestępcami. Dobrze, bo już myślałem, że to prawda z tym laniem w pysk z miłości...

[...]

_________________
Czuwaj i módl się bezustannie,
a czyń to dla Boga, dla ludzi i dla samego siebie.
Nie ma piękniejszego zadania,
które zostałoby człowiekowi dane do wypełnienia,
niż kontemplacja.

P. M. Delfieux


Śr sie 24, 2005 20:15
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sie 24, 2005 3:08
Posty: 21
Post 
obszerne rozmowy z ks. Gilbertem byly w Radiu Maryja.
Ten ks. to niesamowity facet !
Nierzadko niecenzuralnym slowkiem tam rzucil i ma poczucie humoru


Śr sie 24, 2005 22:58
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr sie 24, 2005 3:08
Posty: 21
Post 
tutaj sa audycje z ks. Gilbertem
mozecie sobie sciagnac i posluchac:

http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2005/ ... 4.rn18.mp3
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2005/ ... 4.rn21.mp3
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2005/ ... 3.rn18.mp3


Śr sie 24, 2005 23:08
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lip 24, 2003 10:29
Posty: 328
Post 
Dzięki Elu, że przypomniałaś o ks. Gilbercie, oraz za dość obszerne i cenne, myślę informacje dotyczące ewangelizowania własnym życiem. To taka osłoda na dzisiejsze czasy.

Funeral, powiedz jak sobie wyobrażasz cucenie omdlałego lub uspokojenie osoby w ataku histerii?
Policzkowanie jest często stosowanym zabiegiem, np. w pogotowiu ratunkowym. I nie ma na celu skrzywdzenia kogokolwiek, lecz właśnie jest inną formą pomocy.

_________________
„Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3, 1).


Cz gru 15, 2005 14:53
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 6 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL