Sakrament małżeństwa,tak ważny to skąd rozwody?
Autor |
Wiadomość |
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Sakrament małżeństwa,tak ważny to skąd rozwody?
Potwierdzeniem małżeństwa są słowa wypowiadane przez kapłana"Co Bóg złączył,człowiek niech nie rozdziela"...
Tak,ale jaka jest rzeczywistość...
Wciąż się słyszy o rozwodach,separacjach,rozstaniach...
a gdzie ta przysięga "ślubuję...miłość,wierność,uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszcze,aż do śmierci..."W dniu samego ślubu nowożeńcy są tak podekscytowani prezentami,suknią,tym czy gości jest tylu ilu się spodziewali,jakim samochodem pojadą...itd
A to co tak naprawde miało mieć znaczenie w tym wyjątkowym dniu odchodzi na dalszy plan.
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
Pt lis 10, 2006 18:24 |
|
|
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
Cytuj: Wciąż się słyszy o rozwodach,separacjach,rozstaniach... a gdzie ta przysięga "ślubuję...miłość,wierność,uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszcze,aż do śmierci..."W dniu samego ślubu nowożeńcy są tak podekscytowani prezentami,suknią,tym czy gości jest tylu ilu się spodziewali,jakim samochodem pojadą...itd tere fere,. nie wszyscy i nie wsadzaj ludzi do jednego worka! a to dlaczego tak jest to już musisz się ich samych zapytać.
|
Pt lis 10, 2006 18:48 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
Rozwód i separacja nie sa zakazane przez Kościoł...
Po prostu po rozstaniu nie mozna wiązać się z nikim innym...
Dlatego trzeba uważnie wybierać i pytać się nawzajem o podejście do rożnych spraw...
A nie jak ktoś powiedział " nie rozmawiali ze sobą przed slubem, bo usta mieli zajęte..."
|
Pt lis 10, 2006 18:56 |
|
|
|
|
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Nie wsadzam ludzi do jednego worka...próbuję tylko zrozumieć dlaczego z roku na rok zamiast przybywać kochających się ludzi,ktorzy chcą ze sobą spędzić reszte życia na dobre i złe,jest przewaga osób które za nic sobie mają przysięge małżeńską.Ludzie sobie bagatelizują fakt,że małżeństwo to nie zabawa w "dom",ale przede wszystkim obowiązki i kompromisy.Szcześcia nie znajdzie się w małżeństwie jeżeli ktoś wyobraża sobie że to tylko "nałożenie obrączek",takie podejście szybko przyciąga tylko wciąż narzekania i pretensje"bo miało być tak pięknie..."
Moim zdaniem jest to problem,bo rozwodów z roku na rok wciąż przybywa.
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
Pt lis 10, 2006 19:08 |
|
|
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Małżeństwo powinno się ludzią kojarzyć przede wszystkim z miłością,zaufaniem,wiernością i nierozerwalną więzią, którą przysięgają przed Bogiem...a coraz częściej wiążą się ze wzdlędu na pieniądze,stanowisko,piękną twarz...a miłość,ta szczera i prawdziwa,gdzieś ginie,przysłonięta względami światowymi.
I to jest chyba główny prolem...
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
Pt lis 10, 2006 19:15 |
|
|
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
Teresse napisał(a): Rozwód i separacja nie sa zakazane przez Kościoł... "
A to ciekawe....W rachunku sumienia,z ktorego sie przygotowuje do spowiedzi jest "rozwiodlem sie (zg) - (mw)" "Zg" oznacza,ze jest grzechem zgorszenia,rozumianym w sensie popularnym jako zly przyklad,powodujacy oburzenie oraz zachete do zla. "Mw" oznacza,ze jest to zawsze materia wielka odnosnie tego grzechu i jest w kazdym przypadku grzechem ciezkim (a takowych uogolnien jest w rachunku spowiedzi stosunkowo malo)
Samo wiazanie sie z innym to juz inna kwestia. Wtedy juz jest trwanie w grzechu. Sam rozwod to chyba kwestia pojedynczego grzechu ciezkiego... Jesli po fakcie jest zal to owszem mozna wyspowiadac sie i chodzic do komunii. Jednak sam rozwod jako rozwod jest grzechem ciezkim i rozumowanie,ze kosciol tego nie zakazuje jest bledne. W kazdym razie tak mi sie wydaje, sami bezposrednio zainteresowani (czyli ci co sie rozwiedli badz chca) powinni raczej udac sie doi KSIEDZA w celu rozwiania watpliwosci.
|
Pt lis 10, 2006 19:21 |
|
|
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Zgadzam się z opinią,że rozstania i separacje są grzechem,kościół nie powinien tolerować takiego postępowania,bo przecież małżeństwo to też sztuka kompromisów.Człowiek wiążąc się z kimś na całe życie musi być również przygotowany na szereg kłód jakie mu życie może wrzucić pod nogi i szukać kompromisu,a nie pretekstu do rozstania.
Ktoś kiedyś mi powiedział,że "oddalając się od Boga,oddalamy się od miłości"i zapominamy o wartościach które powinny Nami kierować
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
Pt lis 10, 2006 19:30 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
samotn@ napisała: Cytuj: ,kościół nie powinien tolerować takiego postępowania,bo przecież małżeństwo to też sztuka kompromisów wydź za alkoholika a zobaczysz czy da się z taką osobą dojść do kompromisu i czy i jak wpływa to na dzieci, dziwne, że jakoś wszyscy albo prawie wszyscy alkoholicy pochodzą z domów gdzie własśnie jeden (przynajmniej jeden) z rodziców był alkoholikiem, nie wspominając o byciu DDA a więc w takich przypadkach separacja jest konieczna choćby ze względu na dzieci, na ich dobro, oczywiście seperacja nie oznacza całkowitego odwrócenia się od męża/żony ponieważ w dalszym ciągu przysięga małżeńska obowiązuje mimo, że ta druga, pijaca osoba już dawno o niej zapomniała; i dzieci to "nie pretekst do rozstania." Cytuj: ...a miłość,ta szczera i prawdziwa,gdzieś ginie,przysłonięta względami światowymi. I to jest chyba główny prolem... tak, masz racje, tym bardziej, ze teraz lansuje się związki bez zobowiązań, bez ślubu, ponieważ zmieniły się czasy życie bez ślubu już nie gorszy i szokuje tak jak dawnej, jeśli w ogóle jest jakaś reakcja,ale jest i druga strona: rozwody nie są tabu, dawniej jak się ktoś rozwiódł to "ojej, rozwódka/rozwodnik" i już jakies etykietowanie było, bo "może coś z nim nie tak jest" a teraz już tego nie ma i ludzie nie boją się rozwodu, niektórzy doczekują aż dzieci dorosną i potem się rozchodzą, niektórzy na to nie czekają, różnie to bywa.
|
Pt lis 10, 2006 21:56 |
|
|
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Alkoholizm to choroba dziedziczna,to nie jest regółą,ale niestety w większości przypadków się sprawdza...
Duży akcent bym tu postawiła na słowo "choroba".Nie twierdze,że dojście do kompromisu z alkoholikiem to rzecz prosta,ale nie należy go z góry przekreślać...
Różne są przypadki,jedni chcą pomocy,ale nie potrafią o nią poprosić,wstydzą się swojego problemu z alkoholem,inni mimo pomocy są tak oporni,że nawet jakbyśmy się bardzo starali,to jej nie przyjmą.
Uważam,że nie należy z góry takiej osoby przekreślać.Jesteśmy tylko ludźmi,popełniamy błędy,ale czasem żeby się uporać z nałogami,bardzo potrzebna jest pomoc bliskich.Każdy powinien dostać drugą szansę,a jak w związku jest prawdziwa miłość,to mimo wszystko oboje będą dążyć do naprawy więzi która została naruszona z powodu alkoholizmu jednego z małżonków.
Zgodze się z tym,że czasem rozstanie to jedyne wyjście,ale zawsze należy próbować...
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
Pt lis 10, 2006 23:13 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
taaaa, Cytuj: Różne są przypadki,jedni chcą pomocy,ale nie potrafią o nią poprosić,wstydzą się swojego problemu z alkoholem,inni mimo pomocy są tak oporni,że nawet jakbyśmy się bardzo starali,to jej nie przyjmą. to są osoby, które mają już świadomość tego, że są uzależnione a ja mówię o tych, którzy jej nie posiadają czyli uważają, że wszystko jest w porządku i nie mają problemu z alkoholem tylko inni. Cytuj: Uważam,że nie należy z góry takiej osoby przekreślać separacja nie zawsze jest przekreśleniem, ale w tym przypadku jest ochroną dzieci, wiesz mi nie ma niczego gorszego niż życie z alkoholikiem pod jednym dachem, poza tym wina również spada na współmałżonka, że nic nie zrobił i ja musialem/am z taką osobą mieszkać, nie jest to tylko moje zdanie ale wszystkich DDA. Cytuj: Jesteśmy tylko ludźmi,popełniamy błędy,ale czasem żeby się uporać z nałogami,bardzo potrzebna jest pomoc bliskich.Każdy powinien dostać drugą szansę,a jak w związku jest prawdziwa miłość,to mimo wszystko oboje będą dążyć do naprawy więzi która została naruszona z powodu alkoholizmu jednego z małżonków. przykro mi to tylko teoria, w praktyce to nie jest możliwe, taka piękna bajka, że jak się kogoś kocha to się tą miłością wszystko zrobi...szkoda tylko, ze ta bajka tak źle wpływa na osoby, które uważają, że tylko ta miłość wystarczy a nie jakieś konkretne środki typu leczenie na przykład; poza tym zdażają się przypadki kiedy to właśnie takie kategoryczne postanowienie sprawy czyli "odchodzę i już nie będę się tobą przejmować" pomaga jakieś osobie oprzytomnieć ale to też jakiś 1% z całych przypadków, albo i mniej.
|
Pt lis 10, 2006 23:27 |
|
|
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Wiem lepiej niż Ci się wydaje co znaczy mieszkać pod jednym dachem z alkoholikiem...
Miłość,jeżeli jej ten nałóg wcześniej nie wyniszczy pomaga i to w dużym stopniu,przełamać się uzależnionemu i mieć motywację do poprawy.
Szantaż typu"przestań pić,bo odejdę"w zasadzie ma wręcz odwrotny skutek.
Gorzej jest,gdy nie chce sobie uświadomić,że ma problem z alkoholem i w rodzinie są dzieci...
Druga strona kieruje się wtedy tylko ich dobrem,to zrozumiałe...
ale jeżeli jest choć cień nadzieji,że może być lepiej,to rozbijać rodziny nie warto...trzeba mieć nadzieję i inwestować w poprawę związku
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
Pt lis 10, 2006 23:54 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
samotn@ żadne DDA nie jest lepsze czy gorsze od drugiego DDA - bo tak zrozumiałam twoją wypowiedź.
Cytuj: Miłość,jeżeli jej ten nałóg wcześniej nie wyniszczy pomaga i to w dużym stopniu,przełamać się uzależnionemu i mieć motywację do poprawy. jeśli pomaga rodzina bo jeśli kobieta jest sama i nie ma jej ktoś przyjść z pomocą to nie da rady, nawet jeśli teściowa ''chce" ale na tym się kończy Cytuj: Szantaż typu"przestań pić,bo odejdę"w zasadzie ma wręcz odwrotny skutek. szantaż tak, ale ja miałam na myśli konkretne odejście. Cytuj: ale jeżeli jest choć cień nadzieji,że może być lepiej,to rozbijać rodziny nie warto...trzeba mieć nadzieję i inwestować w poprawę związku "nadzieje umiera ostania" ale wcześniej zaczyna się syndrom "dla świętego spokoju" i syndrom "może on się zmieni" a więc ułuda nie mająca nic wspólnego z nadzieją, raczej z bierną postawą.
|
So lis 11, 2006 0:37 |
|
|
samotn@
Dołączył(a): Cz lis 09, 2006 18:30 Posty: 20
|
Każdy z Nas,jak sądzę szuka w małżonku oparcia i przyjaciela,a jak znajduje chorego człowieka,który gdyby miał do wyboru butelke wódki,albo rodzinę,wybrałby to pierwsze to wtedy tylko marzy się o świętym spokoju i wolności...plany co by tu zrobić,żeby uciec z tego "bagna"...
ale wiążąc się z tą osobą na dobre i złe,przed ołtarzem,wpatrzony zakochanym wzrokiem nie stał alkoholik tylko mężczyzna(kobieta) Naszego życia,człowiek bez którego wydawałoby się nic nie ma sensu...
Tak przynajmniej powinno być...
Życie nie raz poddaje Nas próbie,stawia schody,które musimy pokonać...
Każdy ma swoją wytrzymałość i nie jest w stanie znieść zbyt długo chorego "kata"jeżeli ten,nie chce przyjąć pomocy,ani uświadomić sobie,że jest chory.ale nie należy się poddawać bez walki,jeżeli jest choć cień wątpliwości na to,żeby nie odchodzić, to trzeba próbować...
Nieraz wiele daje ingerencja osób trzecich,nie mówie od razu specialisty,lekarza(choć w niektórych przypadkach to byłoby wskazane)ale przyjaciół,rodziny...jeżeli jesteśmy wstanie zobaczyć w danej osobie to,w czym się tak bardzo zakochaliśmy to myśle,że warto na nowo próbować,aby ta zagubiona owca,znowu wróciła
_________________ Jedyne co Nam pozostaje,
to kolejny ślad w pamięci,
to pokrwawione serca,
to krzyk tęsknoty i rozpaczy
to przerwanie tej wspinaczki życia...
Czy jest nadzieja,aby załatać te bruzdy na sercu?
|
So lis 11, 2006 2:04 |
|
|
Stanisław Adam
Dołączył(a): Śr sty 11, 2006 14:23 Posty: 3613
|
Uważam "samotn@", że odpowiedź na zadane przez ciebie pytanie:
"Sakrament małżeństwa,tak ważny to skąd rozwody ?"
jest zwięzła, nadzwyczaj krótka i prosta:
Rozwody są głupoty ! Tylko i wyłącznie z głupoty.
Z głupoty przed zawarciem małżeństwa i głupoty w trakcie jego trwania.
Doszukiwanie się związków przyczynowo-skutkowych między Sakramentem, a rozwodem też, wydaje mi się, a wlaściwie to nawet prawie jestem pewien, nie jest objawem przeciwieństawa głupoty.
Nie jestem pewien, czy trzeba tych moich stwierdzeń aż udowadniać.
Tak są oczywiste.
_________________
Gdy rozum śpi, budzą się po.twory.
|
So lis 11, 2006 2:48 |
|
|
Kropka
Dołączył(a): N lip 30, 2006 9:08 Posty: 1456
|
to Ja napisał(a): samotn@ napisała: Cytuj: ,kościół nie powinien tolerować takiego postępowania,bo przecież małżeństwo to też sztuka kompromisów wydź za alkoholika a zobaczysz czy da się z taką osobą dojść do kompromisu i czy i jak wpływa to na dzieci, dziwne, że jakoś wszyscy albo prawie wszyscy alkoholicy pochodzą z domów gdzie własśnie jeden (przynajmniej jeden) z rodziców był alkoholikiem, nie wspominając o byciu DDA a więc w takich przypadkach separacja jest konieczna choćby ze względu na dzieci, na ich dobro, oczywiście seperacja nie oznacza całkowitego odwrócenia się od męża/żony ponieważ w dalszym ciągu przysięga małżeńska obowiązuje mimo, że ta druga, pijaca osoba już dawno o niej zapomniała; i dzieci to "nie pretekst do rozstania."
To nie musi być nawet kwesita alkoholizmu.
Co ma zrobić kobieta, która po 10 latach małżeństwa słyszy od męża, że ich małżeństwo było pomyłką i on teraz właśnie poznał swoją prawdziwą miłość. wyprowadza się z domu, zostawiając ją z małym dzieckiem. Idzie do tej nowej. W sądzie sprawa o alimenty, facet ma płacić, ale zwalnia się z pracy, więc jest niewypłacalny. Nie wiadomo gdzie pracuje, bo dochody ma ale nie oficjalne. Po jakimś czasie rzuca tę nową i wyprowadza się ... do mamusi. Żona robi kolejne podejście, żeby skleić małżeństwo. Mamusia na to, żeby się odczepiła od jej synka. Synek tylko przytakuje. Kobieta do niego w sprawie alimentów, na co słyszy od jego rodzine, że jest cyniczna i dla niej liczą się tylko pieniądze. A nie problemy męża. Biedny "ma doła". Po jakimś czasie znajduje sobie nową, wije z nia gniazdko. Bierze jakieś dziwne kredyty ( w jaki sposób, jak nie ma dochodów). mnie spłaca rat, a do jego żony urywają się telefony od jego rodziny, żeby jakoś na niego wpłynęła, bo przecież są małżestwem i dlaczego ją nie obchodzą jego problemy.
Winę za rozpad małżeństwa ja widzę tutaj wyłącznie po jego stronie.
Facet przez 10 lat małżeństwa był zupełnie normalny. Nagle mu odbiło.
Acha, w pewnym momencie zaproponował jej trójkąt, i co jej właściwie w takim układzie przeszkadza.
No, i co? Może kiedyś w końcu się rozwiodą. A wtedy? Kobieta już nie ma prawa do szczęścia, z powodu głupoty tego faceta? Powtarzam, przez 10 lat małżeństwa wszystko było ok. Znali się kilka lat przed ślubem, facet wyglądał na bardzo odpowiedzialnego.
_________________ Nie mam nic, co bym mogła Tobie dać, Nie mam sił by przed Tobą, Panie stać...
|
So lis 11, 2006 19:25 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|