Nasza Wspólnota nr 113 Sierpień 2007
Maryja w życiu ... Świadectwa (13)
Błogosławiony Bartolomeo Longo - kapłan szatana
Bartolomeo Longo urodził się w Latiano, w pobliżu Brindisi, 10 lutego 1841 roku. Po ukończeniu szkoły elementarnej i średniej zapisał się na uniwersytet w Neapolu. Wtedy jednak młodzież tego uniwersytetu, jak i profesorowie, mało myślała o nauce, a więcej o polityce, na której temat aż tam wrzało. Dlatego Longo udał się do Lecce, gdzie pod opieką wytrwałych profesorów odbywał prywatne studia. W wolnym czasie oddawał się muzyce. Ponieważ nie stać go było na opłacanie nauczyciela gry na fortepianie i na flecie, dla zaoszczędzenia grosza żył bardzo skromnie, tak dalece, że zapadł na zdrowiu. Kiedy Neapol został przyłączony do zjednoczonych Włoch, Longo wraz ze swoim młodszym bratem, Alcestem, powrócił na uniwersytet do Neapolu, by uzupełnić studia.
Tu, niestety, zaraził się duchem laickim, jaki wówczas na tymże uniwersytecie był w modzie, i sam zaczął występować przeciwko Kościołowi. Obojętny religijnie, oddawał się namiętnie modnym w owym czasie praktykom spirytystycznym. Nawet przyjął "święcenia kapłańskie" - na wzór katolickich - jako kapłan szatana, który miał mu się pokazywać pod imieniem św. Michała. Na szczęście Longo miał przyjaciela, profesora Wincentego Pepe, człowieka głębokiej wiary. Ten powoli przekonał Longo, że jest na złej drodze; że na drodze, na którą wstąpił, nie osiągnie ani szczęścia doczesnego ani wiecznego. Profesor zapoznał Longo z Albertem Kadente, dominikaninem i uczonym, który w dyskusji rozjaśnił mu wiele wątpliwości dotyczących wiary katolickiej. Powoli Bartolomeo stawał się na nowo katolikiem praktykującym.
W roku 1864 Longo otrzymał doktorat z prawa i powrócił do domu. Był jednak już wtedy zupełnie innym człowiekiem. Oddał się życiu modlitwy i uczynkom miłosierdzia. Odrzucił dwa razy proponowane mu małżeństwo, by wypełnić to, co mu proroczo przepowiedział Emanuel Ribera, kapłan - redemptorysta, sługa Boży: "Pan żąda od Ciebie wielkich rzeczy. Jesteś przeznaczony do niezwykłego zadania". Porzucił więc zawód adwokata i złożył ślub dozgonnej czystości. Powrócił do Neapolu, gdyż tu widział o wiele szersze pole dla swej apostolskiej pracy. Tu zaprzyjaźnił się z księżną Marianną de Fusco, która hojną ręką będzie odtąd wspierać wszystkie jego dzieła i uczyni go również administratorem swoich majątków w okolicach Pompei (1872).
Pewnego październikowego dnia roku 1872, Longo zatrzymał się na polu w pobliżu Pompei i zaczął rozmyślać o swych dawnych "święceniach" kapłańskich w sekcie szatana. Oto jego słowa: "Pomyślałem, że być może, skoro stan kapłański w chrześcijaństwie jest wieczny, tak i kapłaństwo u szatana obowiązuje na zawsze. Zatem pomimo mego nawrócenia, ciągle jeszcze należałem do szatana, byłem jego niewolnikiem i własnością, na którą czekał w piekle. Gdy tak zastanawiałem się nad swym położeniem, odczułem głębokie przerażenie i byłem bliski popełnienia samobójstwa, w moich uszach rozbrzmiało echo słów ojca Alberta, powtarzającego za Maryją: "Ten, kto propaguje mój różaniec, będzie zbawiony". Słowa te oświeciły mą duszę. Upadłem na kolana, wykrzykując: "Skoro te słowa zawierają prawdę, to osiągnę zbawienie, gdyż nie opuszczę tej ziemi, dopóki nie spopularyzuję różańca". Jakby w odpowiedzi na me słowa, zaczął bić dzwon w parafii w Pompei, nawołujący do modlitwy Anioł Pański. Odebrałem to jako przypieczętowanie mej decyzji".
Nie zwlekając, zorganizował parafialną misję i zachęcał księży do szerzenia czci Świętego Różańca. W tym celu postanowił też nabyć wizerunek Najświętszej Maryi Panny. W jednym z neapolitańskich sklepów znalazł nawet odpowiedni obraz, jednak nie było go stać na jego zakup. Potem dowiedział się, że obraz ten nie odpowiadał wymaganiom prawa kanonicznego, które wówczas stanowiło, że święte obrazy muszą być namalowane farbą olejną, na płótnie lub na drewnie. Ten wizerunek był natomiast papierowym oleodrukiem.
W drodze powrotnej Bartolomeo rozmawiał na ten temat z Albertem Radente, który opowiedział mu o obrazie, jaki pewna zakonnica, matka Concetta, przechowywała w swoim klasztorze. Zakonnik zachęcał go, by poprosił o ów wizerunek. Pierwotnie obraz ten Alberto znalazł w sklepie z rupieciami i nabył za znikomą cenę - równowartość jednego dolara. Po jakimś czasie ofiarował go zakonnicy.
Bartolomeo obejrzał obraz, który bardzo mu się nie podobał, zarówno z powodu jego nędznego stanu, jak i braku wartości artystycznych. Opisał go tymi słowami: "Nie tylko był podziurawiony przez robactwo, ale ponadto Madonna miała pospolity, typowy dla wieśniaczek, wyraz twarzy... nad głową brakowało kawałka płótna... Jej opończa cała była popękana. Nie wspomnę już o brzydocie innych postaci. Św. Dominik wyglądał jak skończony prostaczek. Na lewo od Maryi stała św. Róża. Potem zamieniłem ją na św. Katarzynę Sieneńską. .. Wahałem się, czy mam przyjąć ten podarunek, czy też podziękować. W końcu wziąłem go".
Do tej decyzji skłoniła go Matka Concetta, mówiąc: "Weź go, zobaczysz, że Matka Boża użyje tego obrazu, by zdziałać mnóstwo cudów". Okazało się, że były to prorocze słowa. Wizerunek był za duży, by Bartolomeo sam mógł go przewieźć. Zawinął go więc w prześcieradło i oddał wozakowi, który przewoził ładunki pomiędzy Neapolem a Pompeją. Nie znając zawartości paczki, woźnica położył ja na stercie obornika, który wiózł na pobliskie pole. W ten oto - zdawałoby się złowróżbny - sposób, Matka Boża Różańcowa przybyła do Pompei 13 listopada 1875 roku. Obecnie co roku wierni uroczyście obchodzą rocznicę tego wydarzenia.
Dwa miesiące po przybyciu, w styczniu 1876 roku, ukończono już pierwszą renowację obrazu, co zbiegło się z założeniem przez Bartolomea Longo Bractwa Różańca Świętego. Kolejne prace przy wizerunku wykonał w roku 1879 Maldarelli, artysta z Neapolu, który początkowo uznał to przedsięwzięcie za beznadziejne. Kolejny raz odnawiał obraz w roku 1965 pewien artysta z Watykanu.
Specjalnie dla Madonny Bartolomeo wzniósł wspaniałą świątynię. Wybudowano ją dzięki skromnym datkom ubogich i dużym pieniądzom bogatych.
Bartolomeo Longo wyróżniał się nabożeństwem do Matki Bożej Różańcowej Pompejańskiej. Założył czasopismo "Różaniec i Nowa Pompeja". Nadto opublikował wiele pism, dotyczących Różańca świętego. Siebie nazywał "kawalerem Maryi". Nie mniejszym przywiązaniem i czcią darzył Stolicę Apostolską. Całe sanktuarium i wszystkie swoje dzieła oddał pod jej opiekę (1893).
Bartolomeo Longo musiał dla Maryi wiele w życiu wycierpieć. Do walki z nim rzuciła się cała masoneria i liberałowie. W gazetach opluwano go, nazywano szalbierzem, obskurantem. "Kawaler Maryi" cieszył się, że może dla swojej Pani cierpieć i tym goręcej szerzył Jej chwałę. Dla dopełnienia zasług, Pan Bóg nie szczędził swojemu słudze także i fizycznych cierpień. Znosił je z poddaniem się woli Bożej. Jakby w nagrodę zabrała Maryja swojego "kawalera" w miesiącu swojego Różańca, 5 października 1926 roku, w wieku 85 lat.
Ciało jego złożono w kaplicy pod bazyliką, w krypcie. Tak więc pod tronem Pani znalazł się Jej czciciel, czekając na dzień zmartwychwstania. Tłumy, nawiedzające sanktuarium, przychodzą i tu również, by się pomodlić i rozpalić w sercu miłość dla Królowej Różańca świętego.
Obietnica Matki Bożej, że ten, kto propaguje Jej Różaniec, zostanie zbawiony, spełniła się, gdy papież Jan Paweł II potwierdził zbawienie duszy Bartolomeo Longo ceremonią beatyfikacji w dniu 26 października 1980 roku.
Ks. Józef Orchowski