Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N kwi 28, 2024 23:05



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
 Szczęśliwe dziecko 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
Szczęśliwe dziecko

Rozmawiała Justyna Dąbrowska 26-10-2004, ostatnia aktualizacja 26-10-2004 18:07

O powinnościach rodziców wobec dzieci i dzieci wobec rodziców mówi prof. Jacek Hołówka*

Panie profesorze, dlaczego dzisiaj mówienie o powinnościach wydaje się niestosowne?

Bo to trąci jakimś starodawnym stylem myślenia i fałszem. Kojarzy się z jakimiś idealnymi normami, czymś zbyt poważnym, zbyt wielkim, niedościgłym, nieosiągalnym.

A jak to jest w rodzinie? Czy rodzice mają większe powinności wobec dzieci, czy może jest odwrotnie?

Wydaje mi się, że powinności rodziców wobec dzieci są najważniejsze. Z niektórymi radzimy sobie bez kłopotu, na przykład ze społeczną adaptacją dzieci. W gruncie rzeczy chyba najbardziej nam na tym zależy. Żeby dziecko było ładnie ubrane, żeby nie wypadało w rywalizacji gorzej niż rówieśnicy, żeby dążyło do sukcesu... Ale jest pewien aspekt, o którym się w Polsce notorycznie zapomina. Rodzice mało starają się, by wychować dziecko na człowieka zdrowego emocjonalnie. Nie potrafią być konsekwentni, rzeczowi - z jednej strony traktować dzieci z wyrozumiałością, a z drugiej stawiać im wymagań. Popełniamy cztery rodzaje typowych błędów. Dwa rodzaje dla chłopców, dwa dla dziewczynek.

Czy to znaczy, że Pańskim zdaniem synów trzeba wychowywać inaczej niż córki?

Nie. Wychowywać trzeba tak samo, ale efekt i tak okaże się różny. Wychowanie nie jest lepieniem z gliny. Musi brać pod uwagę naturalne predyspozycje i w większości je rozwijać, a nie wykorzeniać. Chłopcy różnią się od dziewcząt, tak jak mężczyźni od kobiet. Widać to w prostych eksperymentach. Na trzy dni zamyka się pięciu mężczyzn w jednym pokoju. Ledwie udaje im się z sobą wytrzymać. Odwracają się od siebie plecami i wciskają w cztery kąty, albo wszczynają awantury. Kobiety w tej samej sytuacji zachowują się inaczej. Organizują sobie jakieś zajęcia, opowiadają o swoim życiu, sprzątają, przygotowują jedzenie. Warto uczyć młodych mężczyzn, żeby czasem umieli się zachowywać tak, jak młode kobiety.

Dobrze, zacznijmy więc od chłopców. Na czym polegają typowe błędy, które popełniamy w ich wychowaniu?

Zawsze było wiadomo, że chłopcy mają silne nastawienie rywalizacyjne. Ale coś się w ciągu ostatnich lat zmieniło. Jestem wykładowcą i widzę na co dzień, ile studenci mają problemów emocjonalnych. W grupie strasznie się nakręcają. Ktoś chce błyszczeć, nie dopuszcza nikogo do głosu i nie patrzy na to, jak inni się z nim czują. Przerażające wydaje mi się przekonanie, że to jest dopuszczalne i że asertywność polega na wchodzeniu innym na głowę.

Ale przekładając to na powinność, jakby Pan to sformułował?

Wniosek jest taki, że zaniedbuje się dobre maniery. Wiem, że to trywialne. Dobrze jest zabłysnąć, ale niedobrze być człowiekiem, który dominuje innych. To po prostu nieuprzejme. Nie można zwracać uwagę wyłącznie na siebie, nie można forsować swojego punktu widzenia, nie można ciągle ściągać na siebie uwagi innych. To bardzo trudna powinność rodziny - nauczyć dzieci asertywności, pewności siebie, brania spraw w swoje ręce i jasnego ułożenia poglądów, ale bez tłumienia i gniecenia innych ludzi. Trzeba każdego traktować jako człowieka zasługującego na taki sam szacunek, jaki mamy dla siebie. I wiem, że na nauczenie tego w pewnym momencie jest za późno. Dziecko staje się dominującym samcem alfa, a rodzice widzą w nim wielkiego przywódcę, kogoś, kto w przyszłości coś wielkiego osiągnie.

A tymczasem?

To czyste złudzenie. Takie dziecko będzie skazane albo na porażkę, na izolację, bo rówieśnicy nie zechcą tego zaakceptować, albo istotnie stanie się ohydnym tyranem i wtedy będzie źródłem nieszczęścia innych.

Czy nie jest tak, że indywidualny rozwój dziecka stał się najważniejszym drogowskazem dla rodziców, a mniejszą wagę przywiązuje się do tego, żeby mu było miło z innymi?

To się bierze z małych rodzin, z tego, że mamy po jednym, po dwojgu dzieci. I tu zawstydzam panią i siebie. Jeżeli w rodzinie jest czworo dzieci czy pięcioro, to żadna natarczywa ekspansywność nie może się tam utrwalić, bo taki dzieciak będzie przez swoje rodzeństwo hamowany. Ale świat jest przeludniony i wcale bym nie chciał, żeby wszyscy mieli po czworo, pięcioro dzieci.

Mówił Pan o dwóch rodzajach błędów popełnianych wobec chłopców. Jaki jest ten drugi?

Przeciwny błąd polega na tym, że na naszych oczach dziecko ucieka, izoluje się, staje się przesadnym introwertykiem, rezygnuje z kontaktów społecznych, zamyka się w sobie, czyta książki... Zaczyna się dobrze uczyć, co oczywiście jest bardzo dobre, ale jeśli dzieje się tak kosztem tego, że mogłoby zabłyszczeć spontanicznością, to staje się samotnikiem, niezdolnym do nawiązania kontaktów społecznych. To strata olbrzymia i przerażająca. Dlaczego pewni chłopcy wycofują się z rywalizacji? Bo albo nie umieją dominować i boją się konfrontacji z innymi, albo sama myśl, że trzeba walczyć o pozycję w grupie, wydaje im się wstrętna i idiotyczna.

A co Pana niepokoi w postawie wobec dziewczynek?

Dziewczynce mówimy, że ma być opiekunką, pielęgniarką, gosposią, że ze wszystkim ma sobie dobrze radzić i ma być dla wszystkich bardzo usłużna. Nie walczyć, tylko powiedzieć: trudno, taki mi się trafił los i będę z tym szczęśliwa. Rodzice nie potrafią nauczyć dziewczynek samodzielnego rozwiązywania problemów i przeżywania cierpienia. Z potulnej dziewczynki wyrasta potem "dobra żona", która o swoim mężu myśli, co chce, ale nadskakuje mu, okazuje mu przesadną pobłażliwość. Jeśli na takim założeniu zbuduje całe życie, to je zmarnuje, bo człowiek, który z góry sobie mówi "będę na drugim planie", prędzej czy później obudzi się z poczuciem, że coś go ominęło.

Nie wszyscy jednak chcą wychować córki na kury domowe!

No tak, czasem popełniamy inny błąd. Mówimy dziewczynce: "oszczędzimy ci tej roli kuchty i kury domowej, zbuduj sobie silną karierę zawodową, odbierz dobre wykształcenie, rywalizuj z mężczyznami...". I wtedy ona będzie bardzo poobijana przez życie. Przyjmuje rolę osoby, która wyraźnie odbiega od stereotypu, jest więc traktowana z wielką podejrzliwością i ma niewielką szansę na sukces. Albo, nie daj Boże, nauczy się stawiać na swoim i stanie się nieznośną jędzą.

Jakie mogą być skutki tych naszych błędów?

Co mnie naprawdę niepokoi, to tamowanie zdolności do kształtowania uczciwych, ciepłych uczuć między ludźmi. To jest główny błąd wychowawczy popełniany przez rodziców. Zarówno wykoślawiony emocjonalnie chłopiec, jak i wykoślawiona emocjonalnie dziewczyna nie nadają się do roli partnera życiowego. Takie osoby są bezczelne albo płaczliwe, skrycie roszczeniowe albo dokuczliwie wyrachowane - w zależności od tego, który z tych czterech błędów się popełniło. Nie potrafią nawiązać trwałej, otwartej, prawdziwie równoprawnej relacji z inną osobą. A to dlatego, że mają te zupełnie fałszywe reakcje - jeżeli ktoś jest dla nich łagodny, to chcą tę osobę zdominować, albo jeżeli ktoś jest dla nich serdeczny, to chcą tej osobie służyć. Zamiast w jednym i w drugim przypadku nawiązać kontakt partnerski.

Co można na to poradzić?

Pilnować, żeby dzieci nie zatraciły wiary w możliwość zbudowania uczciwych kontaktów z innymi ludźmi. Trzeba im pokazywać, że ich zdanie się liczy, ich pragnienia też się liczą, ale nie wolno im stawiać na swoim i nie zawsze będą wygrywać. Trzeba uczyć zdrowej rywalizacji i oduczać instrumentalnego traktowania innych. Przede wszystkim dziecko musi się pogodzić z tym, że nie zawsze będzie w pierwszym szeregu, że czasem dozna klęski i niepowodzenia. Niech nawet będzie dumne z tego, że czasem przegrywa, jeśli gra była uczciwa i wygrał ten, kto zasłużył na zwycięstwo. Prawdziwa postawa sportowa polega na tym, że przyjmuje się jakieś zasady i akceptuje wynik, nawet jeśli braknie nam talentu, sił czy zdolności, żeby wygrać. Lepiej przegrać w szachy, ale się nagrać, niż w ogóle nie zaczynać i tylko marzyć, że zawsze by się wygrywało. I tak samo z pływaniem, stopniami w szkole itd.

W Pańskiej książce pisze Pan ciekawe rzeczy o powinności ojców wobec dzieci.

Ojciec powinien chłopcom służyć czasem jako aparat treningowy, jako chłopiec do bicia, by dziecko od czasu do czasu mogło wybuchać "słusznym gniewem". To Arystoteles pisał, że człowiek z charakterem to taki, który potrafi wybuchnąć słusznym gniewem. Jeśli człowiek nie potrafi wybuchnąć takim gniewem, to jest pozbawiony charakteru i albo jest zbyt uległy, albo gniewa się bez powodu.

A zatem zdolność do wyrażania negatywnych uczuć także jest potrzebna?

Dziecko powinno poznać dwie postawy - jedną, która stanowi wzór funkcjonowania w małej, życzliwej grupie, i drugą, która będzie potrzebna w sytuacji, gdy dziecko musi sobie radzić z przeciwnościami, stanąć wobec wrogów. To jest bardzo ważny aspekt wychowawczy, że musimy mieć dwie strategie zachowania - na sytuacje wśród przyjaciół i na sytuacje wśród wrogów.

Łagodność wobec łagodnych i stanowczość wobec stanowczych?

Tak. Tego bardzo trudno się nauczyć i to jest wielki problem. Matka najczęściej jest wyrozumiała, łagodna, opiekuńcza, słodka, troskliwa i serdeczna. To dobrze. Gdy dziecko ma kłopot, a ufa matce, to śmiało biegnie do niej po pomoc. Uczy się wtedy, że z matką tworzy taką małą duchową, emocjonalną wspólnotę. Nawet nic nie mówiąc, tylko słuchając z czym sobie dziecko nie radzi, matki uczą je życzliwości i ufności. Ale potem dziecko odkrywa, że w niektórych miejscach, wśród niektórych ludzi nie wolno mu okazać słabości, ani liczyć na zrozumienie. Są takie sytuacje w życiu, kiedy okoliczności będą od nas żądać bardzo wiele, kiedy będziemy osamotnieni, poniżani, zapomniani, kiedy inni będą chcieli przyłapać nas na jakimś błędzie, żeby nas ukarać - emocjonalnie, finansowo, społecznie. Trzeba umieć sobie radzić też we wrogim otoczeniu.

Tego zwykle lepiej uczyli ojcowie.

Tak, ale jeżeli w rodzinie dojdzie do silnej polaryzacji - że matka zawsze jest miła, słodka, kochająca, a ojciec zawsze wymagający i surowy, to strach i groza. Rodzina rozpadnie się na dwie grupy i dzieci będą skołowane. Zaczną napuszczać ojca na matkę i matkę na ojca. Taka rodzina nie potrafi się kochać. Nie potrafi nauczyć się tego, że te dwie role nie łączą się z dwiema konkretnymi osobami, że każdy z nas musi się nauczyć jednego i drugiego, jak być łagodnym i jak być wymagającym.

Czyli matka powinna umieć być i łagodna, i stanowcza.

No tak. Ale ojciec też. Myślę, że to jest trochę tak jak w tańcu, czasem jedno prowadzi, a czasem drugie. W każdym razie ja tak tańczę. A gdy już jedno zaczyna prowadzić, to drugie powinno ustąpić i dać sobą kierować. Nie na zawsze, ale na trochę. Czyli musimy się wszyscy nauczyć elastyczności, a nasze postawy, jeśli chodzi o dyscyplinę, powinny być adekwatne do okoliczności. Wobec tego dobrze by było, gdyby matka co jakiś czas brała dziecko w ryzy i nie bała się, że ono przestanie ją kochać.

A czy są jakieś powinności dzieci wobec rodziców?

Z pewnością. Powiedziałbym, że rodzicom nie powinno być wyraźnie gorzej niż dzieciom.

Ja mam umowę z moimi dziećmi, że skoro ich nie oddałam do domu dziecka, to one mnie nie oddadzą do domu starców...

To jest śmiesznie powiedziane, ale trafne. Powinniśmy wzajemnie na siebie liczyć. Nie możemy być roszczeniowi wobec własnych dzieci, ale nie powinniśmy też być przesadnie ofiarni. Coś nam się od nich należy. Chyba przede wszystkim powinniśmy liczyć na to, że ich sposób życia będzie dla nas nagrodą za to, jak je wychowaliśmy.

Można powiedzieć - ten dług, który zaciągnęliście u nas, spłacicie swoim dzieciom?

To też... dlatego nie możemy od naszych dzieci wymagać zbyt wiele. To wielki błąd, gdy rodzice przyjmują rolę dziecka i liczą na to, że ich własne dzieci staną się dla nich opiekunami. Takie odwrócenie ról powoduje, że ludzie przestają być emocjonalnie niezależni i stawiają sobie niewykonalne wymagania.

Czasem mówi się, że dzieci są świetną inwestycją na starość...

To przerażające, ale bardzo powszechne złudzenie. Dobre angielskie powiedzenie mówi: don't put all your eggs into one basket. Nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. To między innymi znaczy - nie uzależniaj się od dzieci. Do końca życia każdy z nas musi mieć własne zajęcia, jakieś plany, jakieś zamiary. Nie można budować całej swojej przyszłości na dzieciach.

*Jacek Hołówka - profesor i wykładowca w Instytucie Filozofii Uniwesytetu Warszawskiego, autor książki "Etyka w działaniu". Zajmuje się filozofią analityczną i filozofią moralności. Ma dwoje dorosłych dzieci.


co wy na to? :)


Śr paź 27, 2004 7:16
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz wrz 02, 2004 11:29
Posty: 61
Post 
A co Ty na to ??

:P

_________________
Nie chcę, żyć...chcę, żeby żył we mnie Chrystus


Cz paź 28, 2004 6:45
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
ja na to, jak na lato, Spoonman ;)


Cz paź 28, 2004 6:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Cytuj:
To wielki błąd, gdy rodzice przyjmują rolę dziecka i liczą na to, że ich własne dzieci staną się dla nich opiekunami. Takie odwrócenie ról powoduje, że ludzie przestają być emocjonalnie niezależni i stawiają sobie niewykonalne wymagania.

Cytuj:
Czasem mówi się, że dzieci są świetną inwestycją na starość...


To przerażające, ale bardzo powszechne złudzenie. Dobre angielskie powiedzenie mówi: don't put all your eggs into one basket. Nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. To między innymi znaczy - nie uzależniaj się od dzieci. Do końca życia każdy z nas musi mieć własne zajęcia, jakieś plany, jakieś zamiary. Nie można budować całej swojej przyszłości na dzieciach.


Ciężko. Gdy rodzice stają się dziećmi.

Owszem - chcą i potrafią dawać. Chcą pomagać. Owszem - nadal mają wiedzę i umiejętności. Owszem - jakoś funkcjonują sami. Ale gdzieś powoli ujawnia się oczekiwanie: weź za nas odpowiedzialność. Zaopiekuj się. Ja jestem coraz starszy - coraz bardziej się boję życia - coraz bardziej jest ono dla mnie walką z zagrożeniami i przeciwnościami.

Walcz za mnie. Nie - ze mną...

Może to i złe. Tylko co zrobić? I czy jeszcze można cokolwiek zmienić?

PS. Nie zamierzałam generalizować. Z pewnością nie wszyscy tak patrzą. Znam ludzi starszych wiekiem, a młodszych duchem niż wielu młodych. Tylko - czasem zdarza się i tak...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Cz paź 28, 2004 7:22
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Cytuj:
Do mojej wyobraźni (i zgodnie z moją obserwacją świata) przemawia zwłaszcza taka teza Postmana: w XX wieku zaczęło się, a dziś się nasila świadome sterowanie niszczeniem dzieciństwa. Jeśli zgadzamy się, że prawidłowy rozwój dziecka musi być zgodny z pewnymi zasadami dostosowanymi do jego psychiki i etapów jej rozwoju (pogląd przeciwny byłoby chyba niemożliwe uzasadnić), to - podkreślę znowu - rozwój ten musi być kontrolowany przez dorosłych. W tym sensie, że "dowiadywanie się o życiu" musi być odpowiednie do percepcji i zdolności do samokontroli i w tym sensie, by nie zniszczyć cudownych dziecięcych cech: ciekawości, wyobraźni, otwartości, wrażliwości na cudze cierpienie (także zwierząt!). [...]

"Jeśli technologia kultury - pyta Postman - uniemożliwia ukrycie czegokolwiek przed dziećmi, to czy w ogóle możemy powiedzieć, że dzieciństwo istnieje?". Rewolucja informacyjna, rzeczywiście, uniemożliwia ukrycie czegokolwiek przed kimkolwiek, "sekrety życia", jak to nazywa Postman, czyli sekrety seksualne, polityczne, społeczne, historyczne, medyczne, są dostępne dla dzieci bez ograniczeń. "Sekrety" w tym sensie, że niszczą wrażliwość, rozwijają agresję i skłonność do permisywizmu, a zwłaszcza niszczą zdolność odróżniania tego, co godziwe, od tego, co niegodziwe. Siłę działania na dzieci - złego działania! - takich "sekretów" także już udowodniono, a jednak znajdują się dorośli ogłaszający wszelkie próby ograniczania dzieciom dostępu do takich sekretów jako ograniczanie wolności dziecka.

Jest tak, że dzieci jako "mali dorośli" dołączyli do rynku konsumentów, dzieciństwo stało się kategorią ekonomiczną. Podaję do przemyślenia ostatnią tezę "konserwatystów", tak wyrażoną przez Postmana: "Jeżeli rodzice chcą zachować dzieciństwo swoich dzieci, muszą pojmować rodzicielstwo jako rodzaj buntu przeciw współczesnej kulturze".


I z troszkę innej strony - dziecko w społeczeństwie
http://kiosk.onet.pl/art.html?NA=1&ITEM=1197523&KAT=239
Teza: Jeśli dziecko ma się rozwijać, ma dojrzewać, to musi móc być dzieckiem. Nie powinnno się stawać "małym dorosłym" - z jego prawami ale i obciążeniami z tego wynikającymi. Bo tych obciążeń może nie udźwignąć. A nie da się ich rozdzielić.

Czy wobec tego "prawa dziecka" mogą niszczyć dzieciństwo?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Cz paź 28, 2004 11:36
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
Cytuj:
Cytat:
Cytuj:
To wielki błąd, gdy rodzice przyjmują rolę dziecka i liczą na to, że ich własne dzieci staną się dla nich opiekunami. Takie odwrócenie ról powoduje, że ludzie przestają być emocjonalnie niezależni i stawiają sobie niewykonalne wymagania.

Cytat:
Cytuj:
Czasem mówi się, że dzieci są świetną inwestycją na starość...

Cytuj:
To przerażające, ale bardzo powszechne złudzenie. Dobre angielskie powiedzenie mówi: don't put all your eggs into one basket. Nie stawiaj wszystkiego na jedną kartę. To między innymi znaczy - nie uzależniaj się od dzieci. Do końca życia każdy z nas musi mieć własne zajęcia, jakieś plany, jakieś zamiary. Nie można budować całej swojej przyszłości na dzieciach.



Ciężko. Gdy rodzice stają się dziećmi.

Owszem - chcą i potrafią dawać. Chcą pomagać. Owszem - nadal mają wiedzę i umiejętności. Owszem - jakoś funkcjonują sami. Ale gdzieś powoli ujawnia się oczekiwanie: weź za nas odpowiedzialność. Zaopiekuj się. Ja jestem coraz starszy - coraz bardziej się boję życia - coraz bardziej jest ono dla mnie walką z zagrożeniami i przeciwnościami.

Walcz za mnie. Nie - ze mną...

Może to i złe. Tylko co zrobić? I czy jeszcze można cokolwiek zmienić?

PS. Nie zamierzałam generalizować. Z pewnością nie wszyscy tak patrzą. Znam ludzi starszych wiekiem, a młodszych duchem niż wielu młodych. Tylko - czasem zdarza się i tak...



dziecko to dar, o czym często rodzice zapominają.... dlatego mają roszczeniowe postawy wobec niego - żądaja zaopiekowania sie, podczas gdy są jeszcze czasem w sile wieku...
owszem, gdy rodzic jest stary, zniedołęzniały, a nawet młodszy wiekiem, ale schorowany - opieka sie mu należy - i o tym też bylo w tym artykule...
takie właśnie żądania stawiają swoim dzieciom rodzice, którzy nie są dla siebie małżenstwem - takie jest moje zdanie...
ale dziecko ma prawo do swojego życia, ma obowiązek nawet życ po swojemu [zwłaszcza gdy to dzieko ma 30 i wiecej lat, jest samodzielne finansowo i pracuje]

ja myślę, ze dobrze jest od początku jasno to komunikować rodzicom - owszem, pomogę umyc okna, zrobic zakupy, pozalatwiac cos w urzędzie - ale... jesli mama złamala ręke, jesli mama ciężko pracuje zawodowo i po prostu nie ma na to czasu i sił... jeśli sie na czymś znam lepiej niż oni... jeśli to nie będzie kolidowało z moimi planami [tu powinna być jasna hierarchia tych planów]
poza tymi rzeczami - jeśli nawet mogę do nich wpaść na obiad niedzielny, ale nie mam ochoty, to zostaję u siebie... nawet jeśli oni czekają, a mnie sie nie chce...
w przeciwnym razie - dziecko zaczyna uciekac przed rodzicami... chować sie za parawanem wymyślonych czasem zajęć - a takie zachowanie jest dla mnie zyciem w nieprawdzie...

Cytuj:
Ale gdzieś powoli ujawnia się oczekiwanie: weź za nas odpowiedzialność. Zaopiekuj się. Ja jestem coraz starszy - coraz bardziej się boję życia - coraz bardziej jest ono dla mnie walką z zagrożeniami i przeciwnościami.

Walcz za mnie. Nie - ze mną...


to o czym piszesz, jotko, to dla mnie zwykle lenistwo rodzicow, czesto psychiczne
nie mozna zyc za kogos - zyje sie za siebie - i za swoje, a nie ich zycie, jestes przed Bogiem odpowiedzialna - chyba ze rodzice są starzy i zniedołęzniali.... bo kazdy człowiek starzeje sie w innym tempie i inaczej

są tez 70latkowie, którzy zadną miara nie chcą przyjąć pomocy od mlodych, bo sami zrobią cos lepiej... a najbardziej w świecie chcą pomagac dzieciom - czesto tez finansowo - z emerytur
wtedy tez jest pole do konfliktu :) o ile mlodzi sa normalni a nie roszczeniowi... bo normalną reakcją na pomoc jest chęć zrewanzowania sie, pomocy w czymś drugiej osobie - a tu - nie mozna w żaden sposob...
a najgorsze, gdy dostrzega to nie dziecko, a malżonek dziecka ;)

Cytuj:
Może to i złe. Tylko co zrobić? I czy jeszcze można cokolwiek zmienić?

nie bardzo wiem, co określiłas tu mianem "zła" - to moze nie tyle zle, takie żądanie rodziców, co chore i nienormalne - i nie słuzace rozwojowi dziecka, tylko zaspokojeniu czy rozgrzeszeniu wlasnego lenistwa

ja zaczęłam wprost mowic o tym, jak widzę wspolne pomaganie sobie... na razie natrafiam na mur :) ale mam w swoim patrzeniu na pomoc błogosławienstwo ze strony teścia, wiec teściowej i tak wysprzatam tę piwnicę :D


Pn lis 01, 2004 10:26
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
http://kiosk.onet.pl/art.asp?DB=162&ITE ... 86&KAT=239

dla mnie pod rozwagę, gdy za dużo chcę mieć..... "dla" dzieci....


Śr lis 17, 2004 8:33
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 14, 2004 19:35
Posty: 796
Post 
Widzę, że natknęłyśmy sie na ten sam artykuł w tym samym czasie.


Śr lis 17, 2004 10:50
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Cytuj:
Z definicji rodziny patologicznej wynika, że jest nią również rodzina zaniedbująca emocjonalnie dziecko – zauważa psycholog Małgorzata Szulik. – Jednak bałabym się tak określić rodziny, w których ciężko się pracuje, aby przetrwać – komentuje Mirosława Kątna. Ale wielu pedagogów zgadza się z tym pierwszym twierdzeniem. – Do tej pory patologiczna rodzina to była rodzina rozbita, tam gdzie problemem był alkohol. Jednak pojęcie to dotyczy też pełnych rodzin, dobrze sytuowanych, gdzie nie ma czasu i miłości – uważa Bogumiła Borowska.


Zastanawiam się, jak często jest to problem braku czasu - a jak często braku umiejętności? Rozmowy, kontaktu? Nawet nie braku troski? Po prostu - nieumiejętności, niedostrzeganiu?

Skąd się bierze potem dialog przy obiedzie:
"Co w szkole?" "Lekcje i przerwy" <hehehe> <dobry żart>
Koniec rozmowy. Na jakikolwiek temat poza organizacyjnym.

W artykule opisano sytuacje drastyczne. Ale świat składa się z dużo mniej wyraźnych...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Śr lis 17, 2004 12:48
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57
Posty: 2184
Post 
Moze ja cos przeoczylem ale czy ktorys z artykow mowil o wychowaniu religjnym, zeby i dzieci rodzice opieraji sie na Pana Bogu?

Pierwszy problem rodzin to te ze malzonkowie czesto nie sa zgodni jak wychowac dzieci i kazdy robi po swojemu, dziecko to niesamowicie wykorzystuje i wychodzi klapa. Czesto tez mezczyzni boja, niepotrafia i nie wiem jeszcze co byc ojcem, czyli dawac jakies prawo i je egzekfowac, dziecku sa potrzebne jasne granice.

Czasami rodzice w slowach stawiaja Pana Boga na pierwszym miejscu, a potem zyciem pokazuja ze np. kariera albo pieniadze albo dobre imie jest o wiele wazniejsze, i wtedy dziecko naturalnie odrzuca Pana Boga jako bajka.

Podstawowym momentem wychowawczym jest wspolna modlitwa, najlepiej jeszcze w czasie ktorej dzieci moga odniesc swoje zycie do Pisma Swietego, do tego co mowi Kosciol np. w sprawach moralnosci czy wiary. Gdzie moga sie zapytac rodzicow, czemu oni wierza, jak Pan Bog sie objawil w ich zyciu.

Zydzi maja taki moment podczas kazdego szabatu, a przede wszystkim w noc paschalna, jest specjalny moment na rozmowe, na opdowiadanie pytan.

Psychologia i pedagogia moga pomoc oczywiscie ale podstawa wychowania, chyba jednak powino byc odniesie wszytkiego do Boga?


Śr lis 17, 2004 15:01
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 10 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL