Cały czas sprowadzasz swój problem do kwestii seksu, a przecież gołym okiem widać, że jest on znacznie poważniejszy. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, ale jeżeli nadal kochasz żonę, to musisz o nią powalczyć. Małżeństwo samo w sobie niczego nie załatwia. To może brzmi dziwnie, ale musisz swoją żonę po prostu.. poderwać. W końcu wzięła z tobą ślub, więc nie wygląda, by wszystko było stracone. Czasami miłość nie pojawia się ot tak sobie, czasami trzeba ją "wypracować". Wspaniale to ukazuje choćby tytuł książki Wandy Półtawskiej, przeznaczonej dla małżeństw: "Przed nami miłość". Przed nami! I chodzi o prawdziwą miłość, nie o zauroczenie. O coś, co trzeba wspólnie budować, a nie coś, co się pojawia samo z siebie. A kiedy pojawi się miłość, pojawi się też i seks, bo jest on nieodłącznym składnikiem prawdziwej miłości. Masz zadanie do wykonania i stać cię na to, by mu podołać. Powodzenia! Na modlitwę możesz liczyć.

Otóż to, a może by udało się wam umówić na rozmowę z Panią Profesor?
O ile znam jej publikacje- nie takie problemy małżeńskie rozwiązywała...
I jeszcze jedno, oby ta sprawa Was nie dotyczyła- czasami totalna niechęć do seksu jednego z małżonków wynika z tego, że jest ktoś inny, jakaś fascynacja, niespełniona fantazja, lub młodzieńcza miłość, co niekoniecznie wiąże się ze zdradą fizyczną.
Dawniej w małżeństwach aranżowanych zapewne tak było. Znam małżeństwo którego dziś już nie ma; nie byłó chęci do seksu, bo był ktoś inny....
Pozdrawiam

No byc moze DonMateusz także nie kocha zony i chodzi mu tylko o seks i zaspokojenie swoich żądz. Bo o tym cały wątek jest a nie o tym że żona go nie kocha co mu otwarcie powiedziła jako,s go to nie rusza nie ma w tym problemu tylko problem bo żona mu nie "daje". Tak jak już pisano wyżej pracujcie nad wzajemną miłościa to i seks sie pojawi.

Gdybym nie kochał żony to już dawno nie było by żadnego małżeństwa. Tylko miłość daje mi szanse znosić to wszystko. Bardzo mnie dotyka to, że mnie nie kocha, ale do miłości nikogo zmusić nie można. A o miłość powinny się starać dwie osoby a nie tylko mąż. Co do seksu to im dłużej o tym myślę to sam mam coraz mniej ochoty na seks z nią...

Czy jest ktoś inny? Cóż... wszystko możliwe.

To są jak dla mnie trudne tematy. Miłość, rozstanie, rozwody, unieważnienie małżeństwa itp. Mnie samej również trochę ten temat tyczy. Tylko cały czas sobie zadaję pytanie: po co np. takie unieważnienie małżeństwa przez jakiegoś tam biskupa? I co to niby daje? Mnie interesuje co na to Bóg? Co on uważa i czy on uważa słuszność takowego rozwiązania. Czy nie to jest istotne? Przecież nie biskup jest wyrocznią i on nie może rozstrzygać które małżeństwo w jego oczach jest ważne a które nie(biorąc jeszcze pod uwagę wiele kłamstw małżonków w tym procesie) Chyba najważniejsze jest jak to wygląda w oczach Boga. Co nam da unieważnienie małżeństwa na papierze po różnych kombinacjach? Czy będzie to zgodne z wolą Bożą?

Byc moze Twoja zona jest aseksualna poprostu. Jakos nie moge wyobrazic sobie ze przez tyle lat nie porozmawialiscie o sednie problemu. Macie progblem z komunikacja wzajemna. Wiele pracy przed wami aby to naprawic.

Nie ma unieważnienia jest stwierdzenie nieważności od początku mimo pozorów ważności

Te sprawy wbrew pozorą nie sa rozwiązywane od ręki ciągną sie latami, i gdy małżeństwo rzeczywiście jest uznawane za nieważne to nie wydaje mi się aby to było niezgodne z wolą bożą.