No widzisz, odebrałem to inaczej. Nawet tak, jakby za mało było myślenia w kategoriach "grzech-czy-nie-grzech", no bo autor wstępniaka w dwóch ważnych kwestiach (seks przedślubny i Komunia Sw.) zaniedbał się o to spytać. Tak to odebrałem, niezależnie od intencji.





Nie tyle "niemożliwa", co na wstępnym etapie rozmowy niepotrzebna a nawet szkodliwa. Jeżeli człowiek pyta się o własne grzechy, podchodzę do tego nieco inaczej (choć też unikam jednoznacznych ocen). Jednak to już drugi temat w ciągu paru dni, w którym autor pyta się o "cudze" grzechy. Nie chcę dawać mu taniej amunicji w jakimś małżeńskim sporze, do którego wglądem jest jeden lub kilka postów jednej strony.





Jest jeszcze trzeci aspekt, który nieco pominąłeś, kwestia wzajemnego oddania vs. akceptacji zachowań w małżeństwie. Być może innym razem przy innej okazji warto to odgrzać. Wiosna się zbliża, pewnie zaraz kolejny wpis z tego cyklu będzie.



Co do pierwszego, nie widzę sensu nadmiernego wałkowania, autor wątku się nie zgłasza, "jeżeli" są jakieś ważne aspekty tej sprawy, to musi to wpisać w tej konkretnej sprawie. A temat IMHO nie zasługuje na to, żeby go podnosić do rangi samodzielnego tematu.

Co do drugiego, to proponuję wirtualne podanie sobie ręki, którą niniejszym wyciągam. Takie nieporozumienia się zdarzają. Ja postaram się na przyszłość lepiej czytać w kontekście, Ty może będziesz lepiej pamiętał już napisane kwestie, reszta wyjdzie w praniu.

Możliwości wałkowania tematu też nie widzę. Tzn właściwie można by, ale moim zdaniem, skrótowy sposób informowania we wstępniaku, wymagał by przyjęcia hipotetycznej sytuacji wyjściowej, bo teraz to właściwie nie wiadomo, na czym się stoi. Ja takie podstawy sobie założylem, dlatego zaczałem mówić od "jeśli". Ale takich założeń może być więcej, bo info początkowe jest bardzo ogólne, a że sposób podania tematu lekko trąci żenadą, to lepiej go nie ruszać i sobie odpuścić...

Z podaniem ręki nie ma sprawy, chociaż do konfliktu to chyba jeszcze nie doszło

Witam ponownie, problem nie jest wymyślony. To nasza autentyczna historia. Lektura waszych odpowiedzi dała mi wiele do myślenia...

Rzeczywiście nie powinienem włazić z butami w sumienie mojej żony (ona nie wie, o tym że tu piszę itd.)
Tak, ja sam nie jestem bez grzechu. Być może to wina mojego lenistwa w łóżku. Za mało się staram, za szybko odpuszczam...

A może za mało się modlicie?
Modlitwa o czystość serca, modlitwa różańcowa, dobre rekolekcje małżeńskie, warto przemyśleć.

Żona nie ma orgazmu w trakcie seksu bo za mało się modlą.

Żona nie ma orgazmu bo za mało sie staram. Modlitwa może wyprosić wiele łask.

To moze byc prawda ze za malo sie starasz, ale moze byc prawda tez to ze zona nie jest zdolna do przezywania orgazmu podczas zblizenia. Warto razem z zona zbadac na czym problem polega, wiekszosc wiadomosci znajdziecie w necie, ale jesli nie to seksuolog moze pomoc.

No to i ja się przyłączę do klubu "wujków dobra rada". Ode mnie tyle: nic na siłę, w tej delikatnej materii "wymuszanie" czy oczekiwanie szybkich efektów jest przeciwskuteczne.

Poza tym życzę cierpliwości, wytrwałości i wyrozumiałości. I będzie dobrze.

Dziękuje wszystkim za odpowiedzi. Teraz już wiem że problem wymaga raczej konsultacji seksuologa. Nie to forum...

dobrze gadasz albo idziesz w dobrym kierunku. Pożycie małżeńskie prowadzi ku prokreacji, nie chodzi tyle o przyjemność ze współżycia małżeńskiego, chociaż pewnie i Pan Bóg to zakładał pierwotnie, bo tak nas stworzył, a nie inaczej, ale z początku jak wiadomo nie było środków antykoncepcyjnych, ale pierwotnie też nie było grzechu pierworodnego i Adam z Ewą mieli inaczej 'współpracować ze sobą' niejako

Iago = weź sobie daj na luz, jak masz pisać takie rzeczy, nie pisz nic. Z każdego bezużytecznie wypowiedzianego słowa będziemy musieli zdać relacje Panu Bogu w dzień sądu. Twoje obśmiewanie kwestii relacji małżeńskich pokazuje jak bardzo jesteś niedojrzały jeszcze (niezależnie ile masz lat) najwidoczniej. Nie to żebym chciał urazić, ale weź sobie do serca i się nawróć (nawróć = zmień myślenie).

Małżeństwo nie jest zalegalizowanym prawnie łożem uciech i rozpusty.

Nie jest rowniez srodkiem do niepotrzebnego umartwiania sie, tylko dlatego ze jedno z malzonkow jest niezadowolone ze wspolzycia. Wsropd codziennych obowiazkow i klopotow wspolzycie ma byc ta jasna strona i lacznikiem miedzy malzonkami a nie powodem dodatkowych problemow.

Gdyby w akcie kobieta nie przeżywała orgazmu, może pozwolić, aby ją mąż zaspokoił po akcie w jakikolwiek sposób – nie popełnia wówczas żadnego grzechu. Kobieta ma prawo do orgazmu. Występuje on zazwyczaj później niż u mężczyzny. Gdyby nastąpił nawet przed samym stosunkiem, w bezpośredniej z nim łączności – także grzechu nie ma. Gdyby mąż w ogóle żony nie zaspokoił, wówczas ŻONA MOŻE SAMA DOPROWADZIĆ SIĘ DO ORGAZMU w moralnej łączności z aktem małżeńskim. Grzechu nie będzie. Orgazm u kobiety nie jest potrzebny do zapłodnienia, ale ułatwia zapłodnienie i należy do natury stosunku. Kobieta ma do niego prawo. Jest to naturalna nagroda za podjęcie trudu zrodzenia i wychowania dziecka. Dlatego kobieta ma prawo do przeżycia rozkoszy w akcie małżeńskim.” (ks. A. Kokoszka. Moralność życia małżeńskiego. Sakramentologia moralna. Część III. Tarnów 1998 s. 137)

Wzięłam stąd, bo nie mam książki pod ręką, https://blog.mt3o.it/2014/05/masturbacj ... -u-kobiet/, ale można poszukać źródła.

Orgazm w zamian za poród. Serio? To jest tak niedorzeczne, że aż nie wiem co powiedzieć.
Do tej pory myślałam, że tylko widok dziecka i wzięcie go w ramiona jest w stanie zrekompensować bóle rodzenia, ale widać gdzieś są jakieś kobiety, dla których orgazm jest taką nagrodą, bo przecież ksiądz nie pisałby tylko o swoich wyobrażeniach na ten temat(?)
Chyba że miał na myśli orgazm zamiast bóli porodowych, to rozumiem ;)

Moze spuscmy zaslone milczenia nad tym uzasadnieniem...
Dla mnie jest oczywiste, ze obie strony maja prawo do satysfakcji. U mezczyzny jest to czesc naturalna wspolzycia, wiec i dla kobiety powinno byc naturalna czescia wspolzycia. A technika to sprawa wewnetrzna malzonkow a nie paragrafow spisanych przez teoretykow.