Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Autor |
Wiadomość |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Pokój z Wami Chrześcijanie!
Od pewnego czasu interesuję się chrześcijańską interpretacją ateizmu. Pomijając zazwyczaj agresywne i niemerytoryczne wypowiedzi, zetknąłem się także z wieloma błędnymi stereotypami na temat ateizmu. Jako niegdyś głęboko wierzący Chrześcijanin, a do dziś sympatyzujący z Kościołem i wiarą agnostyk, chciałbym je zrozumieć.
Prawdziwe argumenty ateistów są dość łatwe do wyrażenia i bardzo trudne do obalenia. Oto przykład: 1. Idea miłośiernego i dobrego Boga stoi w sprzeczności z nieosobowym złem obecnym w Jego stworzeniu. Nie chodzi o inkwizycje, wojny i inne zła spowodowane przez ludzi. Według teologii Chrześcijańskiej ludzie mają wolną wolę, mogą więc czynić zło. W powyższym argumentcie chodzi o to, dlaczego Bóg stworzył zło takie jak: choroby, naturalne kataklizmy itd.
Odpowiedzią Chrześcijan na problem istnienia cierpienia nie spowodowanego działaniem innego człowieka są dwie idee: - idea cierpienia, które uszlachetnia - idea Planu Bożego.
Z tego co rozumiem, idea cierpienia, które uszlachetnia, polega na tym, że człowiek, który doświadcza cierpienia, w jakiś sposób staje sie bogatszy duchowo. Myślę, że to czasami prawda. Jednak tylko wtedy, gdy człowiek cierpiący jest świadomy. Ale co z 3 miesięcznymi dziećmi, cierpiącymi na nieuleczalne choroby, przeżywającymi niewiarygodny ból. One nie czerpią ze swojego cierpienia, bo go nie pojmują i nie rozumieją - nie są wystarczająco dojrzałe itd. Zresztą dorośli też często nie wzrastają duchowo w cierpieniu. Np. ksiądz Tishner napisał na kartce tuż przed śmiercią, kiedy już nie mógł mówić, tylko dwa słowa: "nie uszlachetnia".
Argument Planu Bożego mówi natomiast mniej więcej tyle, że Bóg ma pewien plan zbawienia,w którym cierpienie odgrywa jakąś niepojmowalną dla nas rolę. Powinniśmy zaakceptować ten Plan Boży, jako z założenia najlepszy, bo Boży. Problem z tym, że nawet jeśli taki Plan jest najlepszy, to stoi on w sprzeczności z ideą indywidualnej bezgranicznej miłości Boga do każdego człowieka. Bo Bóg, dla dobra Ludu Bożego, skazuje pewnych ludzi na chwilowe (aż do czasu dostania się do nieba w nagrodę) cierpienie. Tak jakby cel uświęcał środki.
Bardzo bym prosił o nieagresywne merytoryczne kontrargumenty. Argumenty typu "ateiści są intelektualnie ułomni" itp. są logicznie bez sensu. Miałem szczęście dużo podróżować (do ponad 50 krajów) a także sporo studiować (mam 4 tytuły magistra i jeden doktorat, ale nic związanego z teologią) więc jestem w miarę obytym w świecie i wykształconym głupcem. Naprawdę chciałbym zrozumieć Chrześcijańską perspektywę rozumienia cierpienia. Jeśli ją zrozumiem, być może będę w stanie znów uwierzyć.
Na koniec chciałbym podać po Waszą argumentację pewną tezę: "Ateista postępując moralnie, kochając bliźniego, pomagając ludziom, wyraża najwyższą miłość bliźniego, ponieważ nie robi tego dla nagrody: raju, ani by postępować zgodnie z bożym nakazem. Robi to, bo czuje, że tak trzeba".
Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku!
Krzysztof
P.S. Przepraszam za błędy, jeśli jakieś znajdziecie. Mieszkam za granicą i nie mam od wielu lat kontaktu z językiem polskim.
|
N sty 02, 2011 18:33 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Nie podoba mi się założenie, że jeśli chrześcijanin kocha bliźniego to tylko dla nagrody. Pewnie są tacy, ale czynienie tu kontrastu z absolutną bezinteresownością ateisty wydaje mi się nieuprawnione.
|
N sty 02, 2011 18:39 |
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Broń Boże nie zakładam, że chrześcijanin kocha bliźniego dla nagrody. Nie napisałem tak. Z tego, że twierdzę, że ateista kocha nie dla nagrody nie wynika wcale że chrześcijanin kocha tylko dla nagrody. Jeśli z A wynika B to nie znaczy od razu że z C nie wynika B. To tak jak z żalem doskonałym i niedoskonałym. Chrześcijanin może żałować niedoskonale (ze strachu przed karą) i doskonale (z miłości do Boga).
|
N sty 02, 2011 18:51 |
|
|
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Chodzi o to, że ateista nie ma nawet możliwości pomyślenia o potencjalnej nagrodzie czekającej go w niebie. Bo nie wierzy w nieśmiertelność duszy. Jestem przekonany, że wielu wierzących poświęciło swoje życie z miłości a nie w oczekiwaniu na nagrodę: niektórzy apostołowie, o. Kolbe itd. Nie kwestionuję tego. Twierdzę tylko, że poświęcenie np. życia przez ateistę jest niezwykle pięknym czynem. Ponieważ ateista poświęca życie w pełni. Wierzy, że nic nie ma za granicą śmierci. Chrześcijanin poświęcający życie wierzy natomiast, że poświęca tylko powłokę cielesną, ale nie zabija swojej nieśmiertelnej duszy. To jednak łatwiejsze poświęcenie.
|
N sty 02, 2011 19:05 |
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Naprawdę nie ma na tym forum nikogo, kto zechciałby i potrafiłby obalić tzw. naiwny argument ateistyczny zwykłego laika? Przecież 2000 lat chrześcijańskiej teologii z pewnością musiało opracować jakąś sensowną argumentację przeciw problemowi cierpienia vs. miłośierdzie Boga.
|
N sty 02, 2011 21:36 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Może spróbuj użyć wyszukiwarki bo temat zła na świecie był tu już wiele razy omawiany w różnych aspektach. Ateizmu nie wyłączając.
|
N sty 02, 2011 21:39 |
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Ależ spróbowałem i to wielokrotnie. Pytałem też przyjaciela, który jest profesorem religioznawstwa. Nie znalazłem żadnego sensownego argumentu, prócz paru łatwych do obalenia sylogizmów i paradoksów. Czytałem też parę książek o sensie cierpienia w chrześcijaństwie, które można podsumować tak, jak napisałem powyżej: uszlachetnienie lub Plan Boży. Jeśli znasz jakieś dobre źródło, to byłbym wdzięczny, gdybyś się nim podzielił. Ciekaw jestem także, czy masz jakiś kontrargument do tego, co napisałem powyżej o postawie ateisty jako najwyższej formie "agape".
|
N sty 02, 2011 21:47 |
|
 |
zephyr7
Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13 Posty: 800
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Kpicture, fajny post, pozwól że troszkę się poprzyczepiam: Cytuj: Jako niegdyś głęboko wierzący Chrześcijanin, a do dziś sympatyzujący z Kościołem i wiarą agnostyk, chciałbym je zrozumieć. Heheh, teizm agnostyczny to się u nas nazywa "wierzący, ale nie praktykujący", LOL  Cytuj: Idea miłośiernego i dobrego Boga stoi w sprzeczności z nieosobowym złem obecnym w Jego stworzeniu. Nie, po prostu cierpienie istniejące na świecie jest trudne do pogodzenia z wizją Boga miłosiernego. Nie chodzi tu o jakieś bezosobowe zło tylko o śmierć, choroby, przemoc, itp. Cytuj: dlaczego Bóg stworzył zło takie jak: choroby, naturalne kataklizmy itd. Generalnie, Biblia stawia jasno: świat jest wygnaniem, Bóg mówi jasno, że ludzie będą cierpieć, aż nie umrą, w trudzie zdobywać pożywienie, itp. Jeśli myślisz, że Bóg jest taki niedobry, to zastanów się przez chwilę nad tym pytaniem: Jaki byłby świat, gdyby ludzie byli niezdolni do wyrządzania zła? Gdyby każdy ich czyn był moralnie subiektywnie i obiektywnie OK? Wiem, że to niemożliwe, ale wyobraź sobie.Choroby i tsunami wynikają z natury świata. Nie jestem pewien, czy świat - znaczy CAŁY świat był pierwotnie pomyślany dla ludzi - czy tylko Rajski Ogród. Dlaczego zatem Bóg wyrzucił ludzi z Raju?Skoro zobaczył jaka degradacja nastąpiła w ludziach po poznaniu dobra i zła, musiał chronić ich, a może "porządek naturalny" świata - obrazowo: gdybyś był Bogiem i zorientował się, że szatan spieprzył Ci ludzi tak, że każdy z nich jest jak Hitler, Pinoczet, Castro, Stalin, pierwsze co byś zrobił, to zabronił im dostępu do drzewa życia, do nieśmiertelności «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki» Cytuj: Odpowiedzią Chrześcijan na problem istnienia cierpienia nie spowodowanego działaniem innego człowieka są dwie idee: - idea cierpienia, które uszlachetnia - idea Planu Bożego.
To nie jest do końca tak. Nikt nie jest świętym, ani nie zostaje świętym dlatego, że dużo cierpiał. To gigantyczne nieporozumienie. Czy żul bez nogi, który przez całe życie trąbił denaturat i umarł w grzechu zostanie świętym, tylko dlatego, że przez całe życie był smutny i nieszczęśliwy? Nie! Cierpienie może stwarzać okazję do "złagodzenia" skutków skażenia ludzkiej natury, skłonności do zła, podłości i łajdactwa. To nie musi być zaraz nasze własne cierpienie. Ale zdarza się, że ludzie cierpiący dokonują często dramatycznego "przewartościowania" swojego życia, o młodych osobach, które bardzo cierpią (choroba, tragedia, itp.) często mówi się, że szybko dojrzewają, albo że stają się poważni. Cierpienie może sprawić, że człowiek zostanie oderwany (najczęściej w bolesny i przykry sposób) od ziemskiej codzienności i zwróci się ku Bogu. Częściej jednak sprawia, że dzieje się dokładnie odwrotnie. Cytuj: idea cierpienia, które uszlachetnia, polega na tym, że człowiek, który doświadcza cierpienia, w jakiś sposób staje sie bogatszy duchowo. Myślę, że to czasami prawda.
To są bardzo trudne rzeczy. Jeśli przyjąć, że to nie On zsyła na człowieka cierpienie (w Biblii Bóg nigdy nie karał niewinnych osób)... Osobiście, wydaje mi się, że cierpienie jest rozpaczliwą próbą odwrócenia ludzi od Boga. Jeśli to cierpienie rzeczywiście z czegoś wynika, np. ze zła - i nie pochodzi od Boga, wtedy faktycznie, cierpienie będzie próbą odwrócenia ludzi od Boga. W końcu wtedy zaczną zadawać pytania: jak miłosierny Bóg może na to pozwolić? Cytuj: "Ateista postępując moralnie, kochając bliźniego, pomagając ludziom, wyraża najwyższą miłość bliźniego, ponieważ nie robi tego dla nagrody: raju, ani by postępować zgodnie z bożym nakazem. Robi to, bo czuje, że tak trzeba". Powyższe zdanie zawiera w sobie wielkie zagrożenie, a dotyka pośrednio wiele innych doktryn, jak np. buddyzm, gdzie w/w jest oficjalnie drogą do oświecenia. Tym zagrożeniem jest brak punktu odniesienia. Co to znaczy: to znaczy, że moralność się zmienia. Wystarczy podać kilka przykładów: dawniej uważano, że rudzi są czarownicami i nie mają dusz, czymś moralnym było ich przeganianie, albo prześladowanie. Spartanie uważali, że moralnie jest zabić upośledzone dziecko, Grecy, że czymś moralnym jest współżycie z nieletnim, komuniści wierzyli święcie, że bogatym trzeba zabrać i że jest to słuszna rzecz, Niemcy uważali za słuszne prześladowanie Żydów, wybijanie im szyb w oknach, itp. W niektórych kulturach islamu czymś moralnym jest wydać za mąż 12 letnią dziewczynkę, ukamienować jej siostrę, która założyła dżinsy i dokooptować sobie nową żonę. "Moralność" się zmienia, zmienia się to, co ludzie uważają za słuszne. Człowiek nie może być autorytetem sam dla siebie, bez odwoływania się do Boga, choćby urojonego.
|
Pn sty 03, 2011 1:19 |
|
 |
zephyr7
Dołączył(a): Wt paź 07, 2008 19:13 Posty: 800
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Przepraszam, że trochę chaotycznie - u mnie jest 1:24  A tak na marginesie, zapraszam jakiegoś księdza, filozofa, albo teologa do jasnego wypowiedzenia się w tej sprawie. Ostatnio na forum zaroiło się od pytań sprowadzających się do jednego: jak pogodzić cierpienie z ideą Boga, który jest samą miłością... Najwyższy czas, żeby się wypowiedział profesjonalista! Więc, piszcie i nawracajcie 
|
Pn sty 03, 2011 1:26 |
|
 |
parepidemos
Dołączył(a): Wt gru 14, 2010 23:38 Posty: 34
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Może zacznę od drugiej kwestii, bo jest istotnie ciekawa, a omawiana dość rzadko, w przeciwieństwie do pochodzenia zła. Cytuj: Ateista postępując moralnie, kochając bliźniego, pomagając ludziom, wyraża najwyższą miłość bliźniego, ponieważ nie robi tego dla nagrody: raju, ani by postępować zgodnie z bożym nakazem. Robi to, bo czuje, że tak trzeba Stoi za tym pewien model etyki, zwany etyką deontologiczną, której typowym przedstawicielem jest Immanuel Kant. Według niej moralne jest tylko to, co czynimy wbrew własnym chęciom, jedynie z obowiązku. Prowadzi to jednak do wniosku, że jeśli jakaś działalność pożyteczna dla innych przynosi nam radość, to w istocie nie jest to spełnianie powinności. Jedynie ten, kto osiągnie jakiś stan beznamiętności, w którym nie będzie odczuwał radości z powodu dobrych rzeczy, jakie czyni, będzie prawdziwie moralny. Oczywiście sprzeciwia się to wpisanemu w naturę ludzką dążeniu do szczęścia. Jeszcze bardziej sprzeciwia się zwykłemu doświadczeniu sprawiedliwości, według którego zło powinno zostać ukarane, a zło nagrodzone. Dostrzegał to sam Kant, który wyciągał ze swojego systemu etycznego postulat istnienia Boga, który ostatecznie nagrodzi za wypełnianie powinności. Etyka chrześcijańska jest bardziej zgodna z naturą człowieka. Owszem, Paweł mówi, że "Miłość nie szuka swego". Ale zarówno on, jak i cała Biblia, uznaje ludzkie dążenie do szczęścia i wręcz wzywa: "Radujcie się!" Nie chodzi o wyrzeczenie się dobra w imię dobra bliźniego, ale dzielenia się dobrem - na zasadzie paradoksalnego stwierdzenie, że dobro mnoży się, gdy je się dzieli. Naturze ludzkiej odpowiada przykazanie: "Miłuj bliźniego siebie jak siebie samego", które łączy to uznanie ludzkiej dążności do szczęścia z nakazem dzielenia się tym szczęściem. Dobro byłoby niepełne, gdyby nie dotyczyło ono także osoby, która tym dobrem się dzieli. Cytuj: Idea miłośiernego i dobrego Boga stoi w sprzeczności z nieosobowym złem obecnym w Jego stworzeniu. Nie chodzi o inkwizycje, wojny i inne zła spowodowane przez ludzi. Według teologii Chrześcijańskiej ludzie mają wolną wolę, mogą więc czynić zło. W powyższym argumentcie chodzi o to, dlaczego Bóg stworzył zło takie jak: choroby, naturalne kataklizmy itd. Kwestia zła naturalnego jest w istocie problemem, z którym musi się borykać apologetyka chrześcijańska. Przedstawię kilka prób wyjaśnienia. I. Zło naturalne ma charakter jedynie subiektywny - zło to tylko pewna nazwa, w istocie nie jest to żadne realne pojęcie. Takie można znaleźć także wśród chrześcijan, ale wydaje się kłócić tak z ludzkim doświadczeniem, jak i z objawieniem biblijnym. Istnieje modyfikacja takiego podejścia - gdyby nie ludzki grzech (będący konsekwencją wolnego wyboru człowieka), to człowiek z pokorą przyjmowałby wszelkie wyroki Boga i nie traktował ich jako zło, więc z punktu widzenia człowieka zło by nie istniało. Ale czy jednak doczesne cierpienia, nawet biorąc pod uwagę życie wieczne, nie są obiektywnie złe? Zresztą dostrzeganie zła w nieszczęściach ludzkich z trudem może być pojmowane jako grzech - wręcz przeciwnie, Pismo św. uznaje prawo człowieka do zanoszenia skargi do Boga, wystarczy przykład Psalmów. II. Wspomniany "argument planu Bożego" - Bóg dopuścił zło, bo bez niego nie dokonałoby się jakieś dobro, które to zło przewyższa. Mimo wszystko żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Dużo bardziej odpowiadające duchowi chrześcijaństwa wyjaśnienie (choć oczywiście zawsze ktoś może powiedzieć, że żadne dobro nie zasługuje, by wiązało się z tak wielkim złem - na to trudno odpowiadać, bo dokonywana przez człowieka ocena wielkości zła i dobra zawsze będzie subiektywna). Można właściwie skończyć na tym i co jest istotą tego dobra pozostawić tajemnicy Boga, ale i można też spróbować skonkretyzować. 1. Wbrew pozorom - wolność. Biblia niejednokrotnie wiąże zło naturalne z błędnymi wyborami istot myślących. a) szatana i demonów - np. klęski, jakie spadły na Hioba, opętania, b) człowieka - czytamy np., że przez grzech zaistniała śmierć. Oczywiście z taką interpretacją wiążą się duże problemy. Wprawdzie szatan jest przedstawiany jako "bóg tego świata", ale czy taka interpretacja nie jest jakąś formą gnostycyzmu, przypisując szatanowi zbyt dużą władzę w sferze doczesnej? Czy nie jest to sprzeczne z Bożym panowaniem nad naturą, także nad zjawiskami takimi jak burza (Ps 29)? Wejście zła w życie człowieka nie jest przedstawiane jako naturalna i niezależna od Boga (czy cokolwiek może być niezależne od Boga? pod rozwagę) konsekwencja ludzkich grzechów, ale jako kara Boża. Taka interpretacja w gruncie rzeczy nie rozwiązuje problemu, tylko dodaje nowe, wymagające wyjaśnienia. W istocie interpretacja tekstów biblijnych, które prowadzą do takiego wyjaśnienia, jest poważnym problemem hermeneutycznym. 2. Bóg wprowadza cierpienia, by doświadczać człowieka, i w ten sposób go umacniać (tudzież uszlachetniać). Znowu chrześcijaństwo jest niejako zmuszone, by głosić taką interpretacją, bo zobowiązują je do tego wyraźne wskazania Pisma. Ks. Tischner napisał, że cierpienie nie uszlachetnia. Ale czy można powiedzieć, że nie ma osób, których cierpienie uszlachetnia? Przysłowia czasami niosą wielką mądrość, choć bez wątpienia nie wszystkie. Tym bardziej można znaleźć przykłady ludzi, których trudne doświadczenia czegoś nauczyły. Czy ta nauka równoważy zło, które się dokonało? Znowu wkrada się tu nam nasza subiektywność. III. Teologia procesu, kwestionując klasyczną koncepcję Boga zakładającą wszechmoc, wszechwiedzę itd., próbuje "bronić" Boga dowodząc, że nie chcę zła, ale nic nie może poradzić na to, że istnieje. Raz, że to sprzeczne z Pismem, dwa, że taki pogląd nie daje żadnych praw do wiary w przyszłe zwycięstwo dobra. Podsumowanie:Kwestia pochodzenia zła naturalnego, jest mimo podejmowanych prób nierozwiązana. Ale czy jest w ogóle taka możliwość? Czy nie jest tak, jak mówi Pannenberg, że żaden system, nawet chrześcijański, nie może całkowicie opisać rzeczywistości, gdyż ona jeszcze się nie dokonała? Pełne prawo do oceny rzeczywistości ma tylko ten, kto widzi ją całą, taką jaką jest - obejmującą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Posiadając ułamek wiedzy o przeszłości i teraźniejszości, a nie wiedząc nic o przyszłości, nie możemy ocenić świata poprawnie, nawet, jeśliby nasz umysł pozwalał na obiektywny osąd. To tyle, jeśli chodzi o pochodzenie zła. Jeśli chodzi o samą logiczną spójność klasycznego teizmu z istnieniem zła, to przykładem rozwiązania z punktu widzenia filozofa analitycznego jest książka Alvina Platingi Bóg, wolność, zło (obszerne fragmenty).
|
Pn sty 03, 2011 1:30 |
|
 |
gargamel
zbanowany na stałe
Dołączył(a): So gru 11, 2010 21:39 Posty: 918
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Ja trochę ogólniej; otóż ja rozumiem ateistów, bo jeżeli sam Bóg nie zaszczepi nam wiary, lub nie postawi na drodze odpowiednich ludzi czy wydarzeń, to bycie ateisą jest jak najbardziej zrozumiałe i logiczne. Co mogę zalecić, nie tylko ateistom, to zdrową pokorę.
A co do bożych planów, to głęboko wierzącym pozostaje chyba ufać, że wszystko to ma sens, którego swymi móżdzkami po prostu nie ogarniamy.
Jeżeli dawać wiarę słowom, że Bóg jest miłością, to mnie osobiście bardziej intryguje i przeraża możliwość wiecznej pośmiertnej męczarni. Ja np. żadną miłością nie jestem, a uwazam, że nawet największy grzesznik na coś takiego nie zasługuje.
parepidemos: "Wspomniany "argument planu Bożego" - Bóg dopuścił zło, bo bez niego nie dokonałoby się jakieś dobro, które to zło przewyższa. Mimo wszystko żyjemy w najlepszym z możliwych światów."
To chyba żart, coś jednak można by na tym świecie poprawić.
_________________ http://forum.wiara.pl/viewtopic.php?f=42&t=30168 http://pajacyk.pl/
|
Pn sty 03, 2011 1:43 |
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Cytuj: Choroby i tsunami wynikają z natury świata. Nie jestem pewien, czy świat - znaczy CAŁY świat był pierwotnie pomyślany dla ludzi - czy tylko Rajski Ogród.
Taka interpretacja zakłada literalne czytanie Genesis. Przecież nawet chrześcijańscy teologowie zgodzą się, że Rajski Ogród to tylko metafora. Zatem jeśli jest Bóg i to on stworzył świat, stworzył go właśnie takim, jakim go znamy. Cytuj: Dlaczego zatem Bóg wyrzucił ludzi z Raju? Skoro zobaczył jaka degradacja nastąpiła w ludziach po poznaniu dobra i zła, musiał chronić ich, a może "porządek naturalny" świata - obrazowo: gdybyś był Bogiem i zorientował się, że szatan spieprzył Ci ludzi tak, że każdy z nich jest jak Hitler, Pinoczet, Castro, Stalin, pierwsze co byś zrobił, to zabronił im dostępu do drzewa życia, do nieśmiertelności «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki»
No to obawiam się, że Armagedon będzie musiał nastąpić stosunkowo niedługo, zanim człowiek opanuje technologię pozwalającą mu żyć w jakimś sensie wiecznie  . Ale tak na poważnie, to ochrona człowieka przed złem wynikającym z grzechu pierworodnego jest piękną metaforą, ale niczym więcej. Z prostego powodu. Jeśli rzeczywiście każdy ma wolną wolę, nie powinien być obciążony grzechem swojego przodka, Adama. Jeśli jestem nim obciążony, to nie mam wolnej woli: Adam popełnił grzech ZA mnie, bez jakiegokolwiek udziału mojej wolnej woli. Cytuj: idea cierpienia, które uszlachetnia, polega na tym, że człowiek, który doświadcza cierpienia, w jakiś sposób staje sie bogatszy duchowo. Myślę, że to czasami prawda.
To są bardzo trudne rzeczy. Jeśli przyjąć, że to nie On zsyła na człowieka cierpienie (w Biblii Bóg nigdy nie karał niewinnych osób)...
Niestety, czytałem Biblię. Jest wiele przykładów, kiedy Bóg starotestamentowy każe śmiercią całe rodziny do piątego pokolenia za grzech jednej osoby (np. kradzież złotego dzbana ze świątyni). Odpowiedzialność zbiorowa jest niemoralna z naszego humanistycznego punktu widzenia. Cytuj: "Ateista postępując moralnie, kochając bliźniego, pomagając ludziom, wyraża najwyższą miłość bliźniego, ponieważ nie robi tego dla nagrody: raju, ani by postępować zgodnie z bożym nakazem. Robi to, bo czuje, że tak trzeba".
Powyższe zdanie zawiera w sobie wielkie zagrożenie, a dotyka pośrednio wiele innych doktryn, jak np. buddyzm, gdzie w/w jest oficjalnie drogą do oświecenia. Tym zagrożeniem jest brak punktu odniesienia. Co to znaczy: to znaczy, że moralność się zmienia. Wystarczy podać kilka przykładów: dawniej uważano, że rudzi są czarownicami i nie mają dusz, czymś moralnym było ich przeganianie, albo prześladowanie. Spartanie uważali, że moralnie jest zabić upośledzone dziecko, Grecy, że czymś moralnym jest współżycie z nieletnim, komuniści wierzyli święcie, że bogatym trzeba zabrać i że jest to słuszna rzecz, Niemcy uważali za słuszne prześladowanie Żydów, wybijanie im szyb w oknach, itp. W niektórych kulturach islamu czymś moralnym jest wydać za mąż 12 letnią dziewczynkę, ukamienować jej siostrę, która założyła dżinsy i dokooptować sobie nową żonę.
"Moralność" się zmienia, zmienia się to, co ludzie uważają za słuszne. Człowiek nie może być autorytetem sam dla siebie, bez odwoływania się do Boga, choćby urojonego.
Niestety, Bóg nigdy nie zapewniał obiektywnej instancji odwoławczej. Oczywiście, łatwo byłoby żyć moralnie, gdyby wiara zapewniała obiektywny punkt odniesienia. Ale nie zapewnia i nigdy nie zapewniała. Sam piszesz, że rudzi byli uważanie za czarownice i za to paleni na stosie itp. Moralność chrześcijańska przechodziła tę samą ewolucję co moralność niechrześcijańska, a tekst Biblii czy nawet samej Ewangelii niewiele tu pomagał. Wystarczy tu przypomnieć herezję katarską i los jej wyznawców, małżeństwa 10 letniej, późniejszej królowej, Jadwigi, zabijanie dzieci "dzikich", pogromy Żydów przez chrześcian, palenie na stosie za rozwiązanie matematyczne problemu ruchu ziemi itd. Dopiero Oświecenie przyniosło takie idee jak równość, czy prawa człowieka (choć i wiele innych negatywnych pomysłów). Nawet dziś etyka chrześcijańska nie jest w stanie rozwiązać prostych dylematów moralnych: w sytuacji gdy mogę uratować z płonącego budynku tylko albo swoje dziecko albo naukowca, który jako jedyny potrafi wyleczyć raka, kogo mam uratować? Albo: jeśli zabicie dziesięciu osób uratuje 100 osób, a pozostawienie ich przy życiu zabije te 100 osób, co należy zrobić? Jaka jest chrześcijańska odpowiedź na te znane dylematy?
|
Pn sty 03, 2011 2:22 |
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Cytuj: Jeżeli dawać wiarę słowom, że Bóg jest miłością, to mnie osobiście bardziej intryguje i przeraża możliwość wiecznej pośmiertnej męczarni. Ja np. żadną miłością nie jestem, a uwazam, że nawet największy grzesznik na coś takiego nie zasługuje.
Istnienie piekła jest moralnie nie do pogodzenia z ideą Raju. Prosty przykład z przedszkola (to pytanie zadał mi mój 4 letni syn): Jeśli Hitler jest w piekle, to czy jego mamusi nie jest smutno? Rozwijając. Hitler jest w piekle, bo był zły. Matka Hitlera, powiedzmy że nie zasłużyła na piekło (może być matka jej matki itd.), jest w takim razie w niebie. A w niebie żyje się w stanie szczęścia i świadomości, a nawet obcowania świętych. Tylko jak to możliwe, że ona jest w stanie szczęścia. Jeśli wie, że jej zły syn jest w piekle, to nie może być szczęśliwa, jeśli nie wie, to niebo jest stanem narkotycznego upojenia, niepełnej świadomości. Niektórzy rozwiązują powyższy problem likwidując piekło na rzecz bardzo długiego czyśćca. Według tej idei, piekło jest przejściowe, a taki Hitler wyjdzie kiedyś, po odsiedzeniu odpowiednio długiego wyroku w stanie "nieobecności Boga", aby wreszcie i on mógł dostąpić szczęścia obecności Boga. Tylko że taki pomysł jest sprzeczny z Biblią, ideą Sądu Ostatecznego i ideą bezczasowości Królestwa Niebieskiego.
|
Pn sty 03, 2011 2:32 |
|
 |
Kpicture
Dołączył(a): N sty 02, 2011 17:30 Posty: 15
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Cytuj: "Ateista postępując moralnie, kochając bliźniego, pomagając ludziom, wyraża najwyższą miłość bliźniego, ponieważ nie robi tego dla nagrody: raju, ani by postępować zgodnie z bożym nakazem. Robi to, bo czuje, że tak trzeba"
Stoi za tym pewien model etyki, zwany etyką deontologiczną, której typowym przedstawicielem jest Immanuel Kant. Według niej moralne jest tylko to, co czynimy wbrew własnym chęciom, jedynie z obowiązku. Prowadzi to jednak do wniosku, że jeśli jakaś działalność pożyteczna dla innych przynosi nam radość, to w istocie nie jest to spełnianie powinności. Jedynie ten, kto osiągnie jakiś stan beznamiętności, w którym nie będzie odczuwał radości z powodu dobrych rzeczy, jakie czyni, będzie prawdziwie moralny. Oczywiście sprzeciwia się to wpisanemu w naturę ludzką dążeniu do szczęścia. Jeszcze bardziej sprzeciwia się zwykłemu doświadczeniu sprawiedliwości, według którego zło powinno zostać ukarane, a zło nagrodzone. Dostrzegał to sam Kant, który wyciągał ze swojego systemu etycznego postulat istnienia Boga, który ostatecznie nagrodzi za wypełnianie powinności.
Etyka chrześcijańska jest bardziej zgodna z naturą człowieka. Owszem, Paweł mówi, że "Miłość nie szuka swego". Ale zarówno on, jak i cała Biblia, uznaje ludzkie dążenie do szczęścia i wręcz wzywa: "Radujcie się!" Nie chodzi o wyrzeczenie się dobra w imię dobra bliźniego, ale dzielenia się dobrem - na zasadzie paradoksalnego stwierdzenie, że dobro mnoży się, gdy je się dzieli. Naturze ludzkiej odpowiada przykazanie: "Miłuj bliźniego siebie jak siebie samego", które łączy to uznanie ludzkiej dążności do szczęścia z nakazem dzielenia się tym szczęściem. Dobro byłoby niepełne, gdyby nie dotyczyło ono także osoby, która tym dobrem się dzieli.
Tak, czytałem kiedyś o etyce deontologicznej. Ale nie do końca chodziło mi o założenie, że "prawo moralne we mnie" ma być jak obowiązek nie przynoszący żadnej korzyści, nawet radości. Oczywiście ateistę także może cieszyć czynienie dobra. W moim argumencie chodziło jedynie o to, że czynienie dobra przez ateistę wydaje mi się najwyższą moralnie postawą, bo nie zakłada nawet w podtekście żadnej nagrody. Prócz oczywiście przyjemności z czynienia dobra. A poświęcenie życia przez ateistę jest najwyższym moralnie poświęceniem. Lekarze Bez Granic czy Czerwonego Krzyża, w większości ateiści, giną co dzień pomagając bezinteresownie ludziom. Cytuj: "Idea miłośiernego i dobrego Boga stoi w sprzeczności z nieosobowym złem obecnym w Jego stworzeniu. Nie chodzi o inkwizycje, wojny i inne zła spowodowane przez ludzi. Według teologii Chrześcijańskiej ludzie mają wolną wolę, mogą więc czynić zło. W powyższym argumentcie chodzi o to, dlaczego Bóg stworzył zło takie jak: choroby, naturalne kataklizmy itd."
Kwestia zła naturalnego jest w istocie problemem, z którym musi się borykać apologetyka chrześcijańska. Przedstawię kilka prób wyjaśnienia.
I. Zło naturalne ma charakter jedynie subiektywny - zło to tylko pewna nazwa, w istocie nie jest to żadne realne pojęcie. Takie można znaleźć także wśród chrześcijan, ale wydaje się kłócić tak z ludzkim doświadczeniem, jak i z objawieniem biblijnym.
Istnieje modyfikacja takiego podejścia - gdyby nie ludzki grzech (będący konsekwencją wolnego wyboru człowieka), to człowiek z pokorą przyjmowałby wszelkie wyroki Boga i nie traktował ich jako zło, więc z punktu widzenia człowieka zło by nie istniało. Ale czy jednak doczesne cierpienia, nawet biorąc pod uwagę życie wieczne, nie są obiektywnie złe? Zresztą dostrzeganie zła w nieszczęściach ludzkich z trudem może być pojmowane jako grzech - wręcz przeciwnie, Pismo św. uznaje prawo człowieka do zanoszenia skargi do Boga, wystarczy przykład Psalmów.
No tak, chwyt lingwistyczny by zło było tylko nazwą nie nacechowaną wartością moralną nie jest szczególnie przekonującym argumentem, ponieważ jest całkowicie sprzeczne z naszym doświadczeniem. Cytuj: II. Wspomniany "argument planu Bożego" - Bóg dopuścił zło, bo bez niego nie dokonałoby się jakieś dobro, które to zło przewyższa. Mimo wszystko żyjemy w najlepszym z możliwych światów.
Dużo bardziej odpowiadające duchowi chrześcijaństwa wyjaśnienie (choć oczywiście zawsze ktoś może powiedzieć, że żadne dobro nie zasługuje, by wiązało się z tak wielkim złem - na to trudno odpowiadać, bo dokonywana przez człowieka ocena wielkości zła i dobra zawsze będzie subiektywna). Można właściwie skończyć na tym i co jest istotą tego dobra pozostawić tajemnicy Boga, ale i można też spróbować skonkretyzować.
Moje rozumienie Boga jako istoty miłosiernej musi być z założenia subiektywne. Przede wszyskim nie można kochać grupowo: miłość jest indywidualna i nie może być podzielona na 10% cierpiących dla planu, i 90% zbawionych dzięki 10% cierpiących. Jeśli przyjąć by taką postawę za moralną, to wiele totalitaryzmów byłoby bardzo moralnych. Zatem ocena miłośierdzia Boga należy całkowicie do każdego człowieka z osobna. Wielu ludzi określiłoby Boga jako istotę niezwykle okrutną. Cytuj: 1. Wbrew pozorom - wolność. Biblia niejednokrotnie wiąże zło naturalne z błędnymi wyborami istot myślących. a) szatana i demonów - np. klęski, jakie spadły na Hioba, opętania, b) człowieka - czytamy np., że przez grzech zaistniała śmierć.
Oczywiście z taką interpretacją wiążą się duże problemy. Wprawdzie szatan jest przedstawiany jako "bóg tego świata", ale czy taka interpretacja nie jest jakąś formą gnostycyzmu, przypisując szatanowi zbyt dużą władzę w sferze doczesnej? Czy nie jest to sprzeczne z Bożym panowaniem nad naturą, także nad zjawiskami takimi jak burza (Ps 29)?
Wejście zła w życie człowieka nie jest przedstawiane jako naturalna i niezależna od Boga (czy cokolwiek może być niezależne od Boga? pod rozwagę) konsekwencja ludzkich grzechów, ale jako kara Boża.
Taka interpretacja w gruncie rzeczy nie rozwiązuje problemu, tylko dodaje nowe, wymagające wyjaśnienia. W istocie interpretacja tekstów biblijnych, które prowadzą do takiego wyjaśnienia, jest poważnym problemem hermeneutycznym.
Chyba wszysko w religii sprowadza się do problemu hermeneutycznego  Ale dobrze, wróćmy do tematu: Zło naturalne jako konsekwencja wolności jest sprzeczne z ideą wszechmocy Boga. No bo jeśli nawet człowiek ma wolną wolę i może popełniać zło, to dlaczego szatan ma "wolną wolę". Albo inaczej, jakim cudem upadły anioł, istota z definicji bezwolna, ma wolną wolę czynienia zła, np. wywołania burzy (co prowadzi, jak wspomniałeś, do gnoztycyzmu). Bo jeśli szatan nie ma wolnej woli, to jest tylko wykonawcą planu bożego: i wracamy do punktu wyjścia: zło ma źródło w bogu. A jeśli szatan, natura itp. wprowadza element zła niezależnie, to Bóg nie jest wszechmocny, a człowiek nie jest jedyną istotą obdarzoną wolną wolą. Religie animistyczne miały lepsze wytumaczenie: wprowadzały po prostu dla każdego "zła", czy to choroby, czy kataklizmu, siłę metafizyczną, taką jak demony itp. Cytuj: 2. Bóg wprowadza cierpienia, by doświadczać człowieka, i w ten sposób go umacniać (tudzież uszlachetniać). Znowu chrześcijaństwo jest niejako zmuszone, by głosić taką interpretacją, bo zobowiązują je do tego wyraźne wskazania Pisma.
Ks. Tischner napisał, że cierpienie nie uszlachetnia. Ale czy można powiedzieć, że nie ma osób, których cierpienie uszlachetnia? Przysłowia czasami niosą wielką mądrość, choć bez wątpienia nie wszystkie. Tym bardziej można znaleźć przykłady ludzi, których trudne doświadczenia czegoś nauczyły. Czy ta nauka równoważy zło, które się dokonało? Znowu wkrada się tu nam nasza subiektywność.
To jest nieistotne, czy cierpienie czasami uszlachetnia czy nie. Wystarczy, że istnieje jeden przypadek, że nie uszlachetnia, aby stwierdzić że cierpienie jest złem. Subiektywnie, dla danego człowieka. Ale co z tego, że tylko subiektywnie i tylko dla danego człowieka. Dla mnie to wystarczy. Cytuj: III. Teologia procesu, kwestionując klasyczną koncepcję Boga zakładającą wszechmoc, wszechwiedzę itd., próbuje "bronić" Boga dowodząc, że nie chcę zła, ale nic nie może poradzić na to, że istnieje. Raz, że to sprzeczne z Pismem, dwa, że taki pogląd nie daje żadnych praw do wiary w przyszłe zwycięstwo dobra.
To mi brzmi jak idea maniheizmu  . Ma sens logiczny, ale znów niszczy ideę Boga miłosiernego a równocześnie wszechnogącego. Na razie pozostaję nieprzekonany  . Ale dziękuję za poświęcony czas i liczę na więcej.
|
Pn sty 03, 2011 2:59 |
|
 |
buscador
Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13 Posty: 1790
|
 Re: Ateizm jako najwyższa forma miłości bliźniego
Kpicture napisał(a): Jeśli jestem nim obciążony, to nie mam wolnej woli: Adam popełnił grzech ZA mnie, bez jakiegokolwiek udziału mojej wolnej woli. Tak jak piszesz (w innym miejscu) całą "Genesis" a szczególnie opisy dotyczące "Raju" należy traktować jedynie symbolicznie, a symbole jak wiadomo można interpretować w różnoraki sposób. Jeśli tak, to wpierw należałoby zadać podstawowe pytanie - czym lub kim był ów zakazany "owoc", którego "zerwanie miało tak dalekosiężne i destrukcyjne skutki dla całej ludzkości. Moim zdaniem był to "grzech" natury genetycznej,  pisze o tym bardziej realistycznie Zecharia Sitchin w "Kronikach Ziemi", czy "Genesis jeszce raz". A więc jaki był ten bardziej realistyczny scenariusz? Otóż, pewnego pięknego dnia przybyli na Ziemię bogowie (w domyśle, kosmici).  Zastali tu jedynie zwierzęta oraz istoty człekopodobne. Postanowili przyspieszyć ewolucję, oczywiście stosując iżynierię genetyczną. Do genotypu człekopodobnych dodali swój własny (w końcu jesteśmy stworzeni na ich obraz i podobieństwo).  Tak powstała uszlachetniona ludzka rasa, lecz aby nie uległa wtórnemu skażeniu genetycznemu owi pierwsi osobnicy byli odizolowani od reszty świata w "rajskim" ogrodzie (w domyśle getcie). Lecz sielanka nie trwała długo, Adam (a może Ewa, ciekawe kto pierwszy zgrzeszył)  znalazł dziurę w płocie i zerwał ten zakazany owoc, czyli zaczoł "grzeszyć"  z człekopodobnymi, no i jak się słusznie obawiano cały eksperyment spalił na panewce. Tym symbolicznym mieszańcem był (owłosiony jak małpa) Kain. Po jakimś czasie szlachetna linia adamowa wymarła a pozostała jedynie ta skażona, kajnowa, a my jesteśmy jego bezpośrednimi potomkami. Jak widać ten pierworodny grzech ciągnie się za nami aż do dzisiaj, on (lub ona) zgrzeszył, my cierpimy, a więc wszystko się zgadza, z małymii wyjątkami było tak jak napisano w Bibli 
_________________ Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść
|
Pn sty 03, 2011 13:47 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|