Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz mar 28, 2024 22:30



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 127 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona
 śmierć Boga 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pt wrz 16, 2016 23:07
Posty: 25
Post śmierć Boga
"Największym wydarzeniem w życiu człowieka są narodziny i śmierć Boga" pisał Tadeusz Różewicz w wierszu "Bez". Otóż obawiam się, że we mnie Bóg umiera i w dodatku - nie mam komu o tym opowiedzieć. Stąd ten post na forum.

Wydawało mi się, że Bóg narodził się w moim życiu, kiedy się nawróciłem. Tak 5-6 lat temu. Były rekolekcje, wspólnoty, stały spowiednik. I wrażenie Jego obecności. Schemat znany ze "świadectw" jednak nie zadziałał. Nic się w moim życiu nie ułożyło. Żadnych tzw. owoców.

A wiecie jaki jest schemat w "świadectwach": życie w grzechu - dotyk Boga - nawrócenie - szczęście. W międzyczasie oczywiście zwątpienia, zmagania, ale generalnie do przodu. Pojawiają się ludzie, którzy pomagają (często przyszły mąż/żona), jest feedback z nieba itd.

Co jednak, kiedy ten schemat nie zadziała? Kiedy odpowiada ci uporczywe milczenie. A większość zdarzeń w życiu zaprzecza, że On istnieje.

Ktoś tak miał? Nawrócenie - nadzieja - droga - a na końcu tej drogi pustka? Niewiara?

Liczę na jakiś odzew. Tylko proszę nie pisać sloganami typu "zaufaj, zaproś Jezusa do swego serca, otwórz się na działanie łaski".

Z góry dzięki.


Pt wrz 16, 2016 23:26
Zobacz profil

Dołączył(a): So sie 06, 2016 20:42
Posty: 120
Post Re: śmierć Boga
Cytuj:
Otóż obawiam się, że we mnie Bóg umiera i w dodatku - nie mam komu o tym opowiedzieć. Stąd ten post na forum.

Bardzo się cieszę, że tutaj napisałeś. Poza mną znajdą się i inni, więc nie jesteś sam. Zawsze też warto powiedzieć Bogu, co się dzieje.

Cytuj:
Wydawało mi się, że Bóg narodził się w moim życiu, kiedy się nawróciłem. Tak 5-6 lat temu. Były rekolekcje, wspólnoty, stały spowiednik. I wrażenie Jego obecności. Schemat znany ze "świadectw" jednak nie zadziałał. Nic się w moim życiu nie ułożyło. Żadnych tzw. owoców.

Ja z tymi świadectwami nie jestem na bieżąco, o co chodzi? Jaki schemat?
Zastanawiam się, czego oczekiwałeś po rozmowach z Bogiem, po modlitwach, po zgłębianiu Jego dzieła? To nie jest tak, że Bóg Ci poukłada życie, nie zrobi dlatego, że:
a) mamy wolną wolę, On nie chce jej nam zabierać,
b) nigdy tego nie obiecywał,
c) Mu zależy na zbawieniu naszym.
Natomiast Bóg nam daje narzędzia byśmy to swoje życie układali, sprzątali. Co do owoców, to co byś chciał ujrzeć? Z tymi owocami jest jak z drzewem owocowym, człowiek sadzi, pielęgnuje, ale zanim przyjdą owoce, to minie sporo czasu, może nawet taki sadownik stracić nadzieje, albo umrzeć przed pierwszymi zbiorami z drzewa, ale to, że on owoców nie zobaczy nie oznacza ich braku.

Cytuj:
Co jednak, kiedy ten schemat nie zadziała? Kiedy odpowiada ci uporczywe milczenie. A większość zdarzeń w życiu zaprzecza, że On istnieje.

Pierwsza sprawa, czy naprawdę chodzi Ci o to uporczywe milczenie w sensie dosłownym? Mam nadzieję, że nie. Jeśli liczysz, że Bóg do Ciebie przemówi, to jest to oczywiście możliwe, ale nie opierałbym na tym swojej drogi zbawienia. Natomiast w sprawach poważnych, jest w Piśmie kilka mądrych przypowieści na Twoją sytuację, bo ja odczytuję Twoje słowa jako zapytanie, gdzie są znaki Boga, gdzie są Jego cuda:
Cytuj:
Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku.
12 On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: "Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu".
13 I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.

Przypomnę tylko, że Jezus co chwila uzdrawiał, nauczał, tłumaczył Prawo. Problem polegał na tym, że faryzeusze tego nie widzieli, nie chcieli dojrzeć. Ja nawet dalej pójdę, Bóg do nas mówi, ale mówi ustami ludzi, przez ich serca i czyny, przecież Jezus powiedział:
Cytuj:
Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili

Więc realizując Jego posłanie względem innych ludzi głosimy Ewangelię, a ta zaś jest Jego wolą, Jego Słowem.

Co zaprzecza istnieniu Boga? Co takiego działo, dzieje się w Twoim życiu, że nie jesteś szczęśliwy?
To co ja uwielbiam w Jezusie, to jest ta nauka, której realizacja prowadzi do szczęścia na ziemi i do życia wiecznego po śmierci. Realizując Boże Prawo przestajemy czynić automatycznie zło, a zło ma to do siebie, że jego przykre konsekwencje wracają. Więc pierwszy element nieszczęść wykluczony. Są pewne rzeczy, na które nie mamy wpływu (choroby, wypadki itp.), jednak trzeba zadać sobie pytanie, czy wolno nam patrzeć na wielki świat tylko z jednej perspektywy? Czy choroba kogoś bliskiego w jakikolwiek sposób ujmuje piękna skowronkowi, chmurom na niebie, liściom brzozy kołyszącym się na wietrze? Pismo Święte uczy nas cieszyć się ze wszystkiego (co dobre), szukać szczęścia choćby w najmniejszej radości.

Tak wiele się mówi o czytaniu Pisma Świętego. Sięgnąłem po nie trochę z takiego moralnego obowiązku. Nie sądziłem, że poza opisem życia Jezusa może dawać rady do życia doczesnego. A tak się dzieje. Nowy Testament (Stary też...) ma bardzo wiele figur literackich, które pozwalają nam w miejsce krzewów, niewiast wstawić współczesne "rzeczy" i na nowo poznawać te Boskie mądrości. Tak na przykład przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych daje się też interpretować w odniesieniu do uszczęśliwiania innych. Wiele osób stara się tak żyć, aby dogadzać innym - czyli oddaje swoją oliwę innym. Natomiast cały sekret polega na tym, aby nie oddawać swojego zbawienia, swojego szczęścią innym, bo inni nigdy nie będą zadowoleni do końca, my zaś nie będziemy szczęśliwi. Dokładnie tak jest z tymi pannami roztropnymi, które odmówiły oddania swojej oliwy. Polecam: http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=361

Cytuj:
zaufaj, zaproś Jezusa do swego serca, otwórz się na działanie łaski".

Nigdy nie piszę takich tekstów. Zasadniczo są one mądre, ale jest pewne ale... Jezus już na ziemię przyszedł, wypełnił Pismo. Teraz pora byśmy my się do Niego pofatygowali, zrobili krok w Jego stornę. Dlatego zamiast zapraszania Jezusa, idź i zobacz co do Ciebie mówi - przeczytaj Nowy Testament, zastanów się z czym się nie zgadzasz, z czym się zgadzasz i dlaczego. Poznaj nauczanie Kościoła, krytycznie spójrz na nie, równie krytycznie spójrz na swoje życie, czy na pewno ono realizuej to nauczanie?
Przede wszystkim jednak określ, czym dla Ciebie ma być to szczęście, czego szukasz.

_________________
Bóg jest duchem, dowiedz się więcej o tym fakcie!


So wrz 17, 2016 0:06
Zobacz profil
Post Re: śmierć Boga
themockturtle napisał(a):
Wydawało mi się, że Bóg narodził się w moim życiu, kiedy się nawróciłem. .. jednak nie zadziałał. Nic się w moim życiu nie ułożyło. .. A wiecie jaki jest schemat w "świadectwach": życie w grzechu - dotyk Boga - nawrócenie - szczęście.


Według tego, co sama przeżywam, to samo nawrócenie, odwrócenie się od grzechu jest już tym pierwszym, wewnętrznym "ułożeniem" i tym pierwszym owocem, pierwszym szczęściem ..

I najpierw chyba to "pierwsze szczęście", je samo w sobie, trzeba poznać, kosztować, czuć radość i wdzięczność za nie, tylko za nie .., za to wewnętrzne oczyszczanie, za tą lekkość, przejrzystość, wyostrzanie zmysłów, również tych wewnętrznych, odbierających obecność w świecie Boga, Jego tajemnicy i mądrości.

Zauważyłam, że ta wlasna, tak żywo odbierana odmiana, zaczyna samoczynnie odmieniać moje życie, to znaczy chyba ja, tak odmieniona je odmieniam, lub może nareszczie pozwalam mu się odmieniać .. bez jakiegoś konkretnego celu czy oczekiwania, bo jakby zaczynam wierzyć, czuć, że jestem na wlaściwej drodze i po prostu nią ufnie idę ..


So wrz 17, 2016 10:25
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: śmierć Boga
themockturtle napisał(a):
Wydawało mi się, że Bóg narodził się w moim życiu, kiedy się nawróciłem. Tak 5-6 lat temu. Były rekolekcje, wspólnoty, stały spowiednik. I wrażenie Jego obecności. Schemat znany ze "świadectw" jednak nie zadziałał. Nic się w moim życiu nie ułożyło. Żadnych tzw. owoców.


To ty nie wiesz jak życie wygląda? :D
W krajach ateistycznych również tak jest, że jednemu sie życie ułożyło drugiemu już nie zabardzo.
I do tego żadna religia nie jest potrzebna, bo gdybyś sie urodził w jakiejś innej części świata to również wiara w smoki nie pomogła, i tak samo by ci nic nie wyszło.
Więc sie zastanów co ty wymyślasz, bo co niektórych ludzi za wiarę to ukrzyżowano, a tobie niby mieli by pomagać.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


So wrz 17, 2016 20:11
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt wrz 16, 2016 23:07
Posty: 25
Post Re: śmierć Boga
Dziękuję za tak szybki odzew, za dobre słowa, rady i podpowiedzi.

Do Szukającego w Drodze: co do świadectw to chodzi mi o pewien schemat, który się w nich powtarza (mam na myśli świadectwa nawróceń, które słyszymy na rekolekcjach, youtubach itp.). Większość tych opowieści jest do siebie podobnych: "żyłem w grzechu, sięgałem dna, ale nagle pojawiło się coś (jakieś zdarzenie) lub ktoś, dzięki czemu się otrząsnąłem i poczułem działanie Boga... odtąd wkroczyłem na drogę nawrócenia, bywało ciężko, ale Jezus mnie ochraniał i prowadził... dziś jestem szczęśliwym mężem i ojcem/ żoną i matką..." itd. itp. Na końcu tych świadectw zawsze jest przesłanie - "nawróćcie się, jak ja, a zobaczycie jak będzie pięknie". Łatwo tak mówić tym, którym się ułożyło. Przypisują to Bogu, a może to po prostu ich nastawienie plus splot różnych okoliczności przyczyniły się do ich szczęścia.
Co do milczenia Boga, nie oczekuję żadnego fizycznego głosu z nieba:) I wiem, że nie będzie nam dany żaden znak, z wyjątkiem znaku Jonasza (czyli Zmartwychwstania). Jednak chrześcijanie twierdzą, że Bóg odpowiada nam przez Pismo, zdarzenia, ludzi. Ilekroć myślałem o jakimś wydarzeniu czy Słowie, że jest taką właśnie odpowiedzią, myliłem się.
Wspominasz też o idei szukania szczęścia w małych rzeczach, w każdej przeżytej chwili itp. Ok, ta idea jest piękna i może skuteczna, ale czy do jej odkrycia potrzebna jest wiara w Boga?

Do Dróżki: wiem, o czym piszesz. Znam to uczucie po spowiedzi. Oczyszczenie, wyostrzenie zmysłów, orientacja na dobro. Wiem, też długo się tego trzymałem. Niestety - to może być jedynie nasza reakcja psychiczna, sposób radzenia sobie z presją społeczną, wewnętrznymi konfliktami itd. Każdy przecież potrzebuje katharsis. Grecy osiągali je poprzez misteria i sztukę, współczesne zlaicyzowane społeczeństwa na drodze różnych terapii (o podłożu medyczno-psychologicznym). A chrześcijanie przez sakramenty. Spowiedź jest piękna, bo otwiera nas na wolność, nadzieję, "pokój ducha". Komunia stwarza w nas poczucie zjednoczenia. Ale równie dobrze to nie ma nic wspólnego z Duchem. To wcale nie musi być metafizyka. Kontakt z pięknem natury lub sztuki czy też szczera rozmowa z kimś bliskim (tudzież terapeutą) - mogą skutkować podobnymi odczuciami.

Do Robka: ok, wiem, że wiara nie jest po to, byśmy nią sobie załatwiali codzienne sprawy. Z drugiej jednak strony Jezus mówił, że Królestwo Boże w was jest, tu i teraz. Więc nie gdzieś tam, kiedyś, w bliżej nieokreślonym wymiarze. Ja tego Królestwa nie doświadczam (a rozumiem przez nie siłę do bycia dobrym, do dawania, kochania itd. a zarazem wewnętrzny pokój, ufność, radość). Jeśli Ci się w życiu nie układa, to stopniowo popadasz w zniechęcenie, frustrację, gniew, a na końcu rozpacz. I tracisz zdolność do dobra. Zło rodzi zło. Tak to działa. Jeśli z cierpienia potrafisz wyprowadzić miłość - to to jest heroizm. Ci których na niego stać - zostają świętymi.
Jezus jest zresztą świadom tego życiowego mechanizmu, o którym piszę. Że brak rodzi większy brak, bieda większą biedę itd. "Temu który ma, będzie dodane, a temu, który nie ma odbiorą nawet i to, co wydaje mu się, że ma". I w końcu nie masz już z czego się odbić.

Pozdrawiam wszystkich.


So wrz 17, 2016 22:29
Zobacz profil
Post Re: śmierć Boga
themockturtle napisał(a):
Do Dróżki: wiem, o czym piszesz. Znam to uczucie po spowiedzi.


To co przeżwam i próbowałam ci opisać, nie wynika ze spowiedzi, ani przyjęcia komunii, bo nie praktykuję juz od lat tych sakramentów, chociaż nie wykluczam, że do nich wrócę.

Ja zawsze potrzebuję najpierw własnej, czysto wewnętrznej przemiany, żeby potem chcieć szukac jej wyrazu i wzmocnienia w zewnętrznych rytualach i symbolach. Tak też dzieje się z moim otwieraniem się na rzeczywiatośc Bożą: to moje własne duchowe dojrzewanie powoduje, że przyciągają mnie coraz bardziej słowa zwarte w biblii, coraz bardziej do mnie przemawiają, podobnie sztuka i natura .. A wiec to nie one powoduja we mnie odnajdywanie bliskości Boga, tylko Jego odczuwana w sobie bliskość pozwala mi w nich Go coraz bardziej rozpoznawać i dogłebniej doświadczać. Tez samej siebie. Wlaściwie wszystkiego.

Równiez modlitwa pojawila się w moim życiu dopiero jako rezultat mojego duchowego otwierania się i zauważam, że ona, w ten sposób przeze mnie znaleziona i powstała, jednoczesnie to moje otwieranie pogłebia i nasila.

To jest przede wszystkim mój, wewnętrznie napedzany przez moja duchowość proces. Wydaje mi sie, że Boga trzeba najpierw odnaleźć i poczuć w sobie, że tu sie wszystko inne prawdziwie zaczyna.


N wrz 18, 2016 9:53

Dołączył(a): Pt wrz 16, 2016 23:07
Posty: 25
Post Re: śmierć Boga
Ok, to sensowne co piszesz. Podróż do własnego wnętrza. Szukanie Boga w sobie, we własnej jaźni. To droga inspirowana duchowością Wschodu? Na to wygląda. Skoro nie korzystasz z sakramentów, nie jesteś tradycyjną katoliczką. To znaczy sił do życia (wiary, nadziei, miłości itd.) nie czerpiesz z Ciała i Krwi Chrystusa. To oczywiście żaden zarzut, jedynie konstatacja. Możliwe że jesteś protestantką, albo po prostu uprawiasz prywatną religię. Wszystkie drogi są dobre, jeżeli prowadzą do Źródła. Gorzej jeśli Źródło nie istnieje:(


Pn wrz 19, 2016 1:31
Zobacz profil
Post Re: śmierć Boga
Uważam sie za rodzącą się Chrześcijankę :) I odkrywam że ozancza to również otwartość duchową, że ta religia tego uczy .., a im większa ona jest, tym bardziej wolny, mam wrażenie, ma do mnie dostęp Bóg, też w osobie Chrystusa, Jego obecności we mnie, Jego słów, jego postaci na krzyżu .. W ten sposób "zdobywam" dostep do Bożego źródła. Ono istnieje :)


Pn wrz 19, 2016 10:16
Post Re: śmierć Boga
Moim zdaniem podstawowy problem jaki masz polega na tym, że naoglądałeś się tych jutubków, nasłuchałeś tych świadectw i stworzyłeś sobie wyobrażenia. I teraz stawiasz Panu Bogu wymagania, że ma działać dokładnie według tych Twoich wyobrażeń.

I bardzo dobrze się dzieje dla Ciebie, że Pan Bóg nie zachowuje się posłusznie względem Ciebie, bo byś sobie te swoje wyobrażenia jeszcze bardziej rozdmuchał.

Proponuję zamiast oglądać egzaltowanych jutuberów zabrać się za żywoty świętych ascetów. Zobaczyć, jak wiele oni dali z siebie, a jak mało i jak późno otrzymali pocieszenia od Boga. No i modlić się, a nie stawiać Bogu wymagania.


Pn wrz 19, 2016 10:58

Dołączył(a): So sie 06, 2016 20:42
Posty: 120
Post Re: śmierć Boga
@themockturtle
Nie odpowiedziałeś mi na żadne zadane przeze mnie pytania. Pytałem, co wprowadza Cię w stan powątpiewania w istnienie Stwórcy, co odbiera Ci szczęście, jak to szczęście ma Twoim zdaniem wyglądać?

Cytuj:
co do świadectw to chodzi mi o pewien schemat, który się w nich powtarza (mam na myśli świadectwa nawróceń, które słyszymy na rekolekcjach, youtubach itp.). Większość tych opowieści jest do siebie podobnych: "żyłem w grzechu, sięgałem dna, ale nagle pojawiło się coś (jakieś zdarzenie) lub ktoś, dzięki czemu się otrząsnąłem i poczułem działanie Boga... odtąd wkroczyłem na drogę nawrócenia, bywało ciężko, ale Jezus mnie ochraniał i prowadził... dziś jestem szczęśliwym mężem i ojcem/ żoną i matką..." itd. itp. Na końcu tych świadectw zawsze jest przesłanie - "nawróćcie się, jak ja, a zobaczycie jak będzie pięknie". Łatwo tak mówić tym, którym się ułożyło. Przypisują to Bogu, a może to po prostu ich nastawienie plus splot różnych okoliczności przyczyniły się do ich szczęścia.

No właśnie to nastawienie bierze się z nauki Chrystusa, który je im (i każdemu chętnemu: "kto ma uszy, niechaj słucha") przekazał. Natomiast ten splot różnych okoliczności to właśnie może (duża szansa) być działanie Boga - bo jeśli wierzymy w los, to czemu nie wierzyć w Boga?
To nie jest tak, że poznasz prawdy wiary, zaczniesz nimi żyć i już będzie dobrze. Każdy zły uczynek niesie za sobą konsekwencje, więc one mogą trwać, przyjść już długo po popełnieniu takiego uczynku - no niestety, modlitwa czasu nie cofa. Natomiast Jezus uczy, jak radzić sobie z problemami, tak by nie stracić z oczu czegoś dużo ważniejszego.
Jezus przestrzegał przed przełożeniem trosk doczesnych, czy bogactwa przed Boga:
Cytuj:
To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu.

Nie daj się cierniom.

Cytuj:
I wiem, że nie będzie nam dany żaden znak, z wyjątkiem znaku Jonasza (czyli Zmartwychwstania). Jednak chrześcijanie twierdzą, że Bóg odpowiada nam przez Pismo, zdarzenia, ludzi. Ilekroć myślałem o jakimś wydarzeniu czy Słowie, że jest taką właśnie odpowiedzią, myliłem się.

Pierwsza sprawa: człowiek wie na 100% tylko, że umrze.
Druga sprawa: a może się nie myliłeś? Jak sprawdzisz, czy coś stało się z natchnienia Boga? Z Jego słów? Ktoś, kto poda Ci pomocną dłoń, może właśnie w ten sposób całkiem świadomie wcielać w życie naukę Chrystusa, a Bóg postawił go na Twojej drodze.


Cytuj:
Wspominasz też o idei szukania szczęścia w małych rzeczach, w każdej przeżytej chwili itp. Ok, ta idea jest piękna i może skuteczna, ale czy do jej odkrycia potrzebna jest wiara w Boga?

Nie, są też alternatywy typu literatura motywacyjna. Jednak wiara w Boga daje więcej.

_________________
Bóg jest duchem, dowiedz się więcej o tym fakcie!


Pn wrz 19, 2016 15:29
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt wrz 16, 2016 23:07
Posty: 25
Post Re: śmierć Boga
Odnosząc się do kolejnych głosów:

do Dróżki: cieszę się, że wierzysz w istnienie Źródła:) Jak śpiewał Jacek Kaczmarski: "w baśniach śpią prawdziwe dzieje, woda życia nie istnieje, ale zawsze warto po nią iść". Więc może rzeczywiście - niezależnie od zwątpienia, warto otwierać się na Tajemnicę.

do Zefcia: dlaczego utożsamiasz prośbę ze stawianiem warunków? Czy jeśli przyszedłby do Ciebie syn z tą czy inną prośbą - odpowiedziałbyś mu: "nie stawiaj mi wymagań"? Na innym forum (katolik pl) ktoś słusznie zauważył, że jeśli Bóg spełnia prośbę modlącego się - to wówczas wszyscy wierzący Go wychwalają i podkreślają, jaki to Bóg jest wspaniały, w przeciwnym wypadku - winę widzą w proszącym, że się źle modlił, albo że nie ma Bogu dyktować warunków.
Znalazłem tę wypowiedź, więc pozwolę sobie ją zacytować: "Gdybyś napisała, że Jezus po latach Cię wysłuchał, że nagle zdarzył się jakiś niewiarygodny wręcz przypadek, który sprawił, że dzisiaj rozpiera Cię szczęście - wszyscy ci wierzący ludzie rozczulaliby się społem jak bardzo Jezus Cię kocha... Bo przecież zna pragnienia Twojego serca, jest troskliwym Pasterzem, dba o tych, którzy są Mu wierni i jest wsłuchany w Twoje serce.
Ale Cię nie wysłuchał... I ci sami ludzie widzą przyczynę wyłącznie w Tobie. To jest bezrefleksyjne, a często po prostu okrutne. Bo przecież trzeba dać Ci jakąś odpowiedź - doktrynalnie poprawną. Wcale nie trzeba.
Bóg jest tajemnicą. Twoje życie też nią jest. I niestety nasze cierpienia też nią często pozostaną. Być może nigdy się nie dowiesz dlaczego Bóg Cię doświadczył w ten, a nie w inny sposób. I nie będzie w tym żadnej Twojej "winy". Tylko bezsilność wobec faktu życiowego".

Odsyłasz mnie do ascetów i żywotów świętych. Wiele z nich to legendy, przykłady szlachetnego, pobożnego życia tworzone jako wzory dla wiernych. Jakoś mnie nie pociąga idea samobiczowania w oczekiwaniu na przyjście Królestwa. Owszem, wielka jest mądrość Ojców Pustyni. Ale kto z Was potrafi żyć jak oni? Kto na serio realizuje postulaty zawarte w "O naśladowaniu Chrystusa" (tym pomniku literatury ascetycznej)?

do Szukającego w Drodze: pytasz, co wprowadza mnie w stan zwątpienia w istnienie Stwórcy.

W pierwszej kolejności: Jego milczenie. To znaczy brak zależności, powiązań między moją modlitwą a Jego reakcją. Między życiem (próbą życia) ewangelią, a obietnicami w niej zawartymi. Krótko mówiąc - modlitwa, sakramenty, rekolekcje, dobre uczynki itd. nie sprawiają że czuję się szczęśliwy. Na krótką metę mogą uspokajać. Ale gdzie jest ta radość duchowa, o której tyle mówią chrześcijanie?
Szczęście rozumiem jako stan pokoju, radości, nadziei itd. potrafiący uniezależnić człowieka od cierpień i trosk dnia codziennego, od tego co w życiu bolesne, nietrwałe. Chrześcijanie cierpiąc, byli szczęśliwi, bo mieli szczęście (Jezusa?) w sobie.

Co jeszcze każe mi wątpić o Bogu? Rozum. Akurat jestem po filozofii i analizowałem wiele tzw. argumentów teologicznych. Większość z nich jest przeciw zdrowemu rozsądkowi.
Współczesna wiedza naukowa to potwierdza: człowiek jest tylko pyłkiem, drobinką, punkcikiem w bezmiarze czasu (świat istnieje kilkanaście miliardów lat, homo sapiens pojawił się na nim 100-400 tys. lat temu - zdajmy sobie sprawę z tej proporcji). Jest też punkcikiem w przestrzeni (czym jest Ziemia w skali niewyobrażalnie wielkiego Wszechświata, który to Wszechświat stale się rozszerza?).
Jak to ujął Bertrand Russell: "życie w ogóle, a życie ludzkie w szczególności wygaśnie w pewnej chwili na naszej planecie; jest ono tylko nieudaną próbą, jedną z faz rozpadu systemu słonecznego. W pewnym stadium tego rozpadu temperatura oraz inne warunki sprzyjają powstawaniu protoplazmy i na krótki okres w istnieniu całego systemu słonecznego pojawia się życie. Patrząc na Księżyc widzimy stan, do którego zdąża Ziemia - coś martwego, zimnego, bez życia".

Więc rozum wcale wiary nie wspiera, jak to przyjęło się w chrześcijaństwie sądzić. Dlaczego akurat my ludzie (jedna z form życia, które samo w sobie jest chwilą, "fazą rozpadu systemu słonecznego" pośród milionów układów kosmicznych, galaktyk itd.), żyjący w mikroskopijnym punkcie czasoprzestrzeni, mielibyśmy być wybrańcami Boga, adresatami Jego przyjścia, obecności, zbawienia? Albo to naiwność, albo pycha. Obie cechy zresztą bardzo ludzkie:)

Co do przypowieści Jezusa o ziarnach (które padły na drogę, skały, ciernie i żyzną ziemię). Jedna z interpretacji mówi, że te wszystkie miejsca są w nas. Każda z tych przestrzeni. I Siewca obsiewa po prostu nasze wnętrza. Ale ok, załóżmy (jak w klasycznej wykładni), że ciernie to warunki zewnętrzne, troski doczesne itd. Pytanie jak się od nich zdystansować. Bo jeśli twoje ciernie to brak pracy, rodziny, przyjaciół - to żadne pocieszenia metafizyczne ci nie pomogą. I nie wydasz dobrego owocu.

Trochę się rozpisałem. Dzięki wszystkim za dialog. Pozdrawiam ciepło:)


Wt wrz 20, 2016 17:54
Zobacz profil
Post Re: śmierć Boga
themockturtle napisał(a):

Wydawało mi się, że Bóg narodził się w moim życiu, kiedy się nawróciłem. Tak 5-6 lat temu. Były rekolekcje, wspólnoty, stały spowiednik. I wrażenie Jego obecności. Schemat znany ze "świadectw" jednak nie zadziałał. Nic się w moim życiu nie ułożyło. Żadnych tzw. owoców.

A wiecie jaki jest schemat w "świadectwach": życie w grzechu - dotyk Boga - nawrócenie - szczęście. W międzyczasie oczywiście zwątpienia, zmagania, ale generalnie do przodu. Pojawiają się ludzie, którzy pomagają (często przyszły mąż/żona), jest feedback z nieba itd.

Co jednak, kiedy ten schemat nie zadziała? Kiedy odpowiada ci uporczywe milczenie. A większość zdarzeń w życiu zaprzecza, że On istnieje.

Ktoś tak miał? Nawrócenie - nadzieja - droga - a na końcu tej drogi pustka? Niewiara?

Liczę na jakiś odzew. Tylko proszę nie pisać sloganami typu "zaufaj, zaproś Jezusa do swego serca, otwórz się na działanie łaski".

Z góry dzięki.


Napisałeś, że nie czujesz obecności Boga. Czy ty dostatecznie otworzyłeś się na Boga ? na jego działanie i obecność w twoim życiu ? Ty pragniesz czuć Boga w realu, tak namacalnie. Bóg jest żywy i prawdziwy i jest z tobą cały czas. Zna ciebie, twoje uczynki, twoje pragnienia, twoje marzenia. Czy ty otworzyłeś swoje zmysły, by to widzieć, by to czuć. Jest z tobą cały czas i cię wspomaga. Wspomaga posługując się innymi ludźmi, których spotykasz w swoim życiu. Z perspektywy czasu nieraz dopiero potrafimy ocenić, jak Bóg nas bardzo wspomagał i to niejednokrotnie, tylko nie zawsze to widzimy. Twoja tęsknota za Bogiem jest wielka. Tęsknimy za Bogiem, bo jest On naszym największym pragnieniem. To nasza dusza tęskni i pragnie Jego Królowania w niej. To pięknie, że nawróciłeś się na wiarę. Teraz nie lubisz siebie, bo czujesz się taki słaby, ułomny i niedoskonały. Taka jest nasza natura - natura ludzka, że jesteśmy słabi, ułomni i niedoskonali. Nawet Jezus powiedział do młodzieńca - nie nazywaj mnie dobrym, bo dobry jest tylko nasz Ojciec w Niebie. Nawet Jezus jako człowiek nie czuł się dostatecznie doskonały. My ludzie będziemy raz lepsi, raz gorsi. Będziemy wznosić się i upadać. Wzrastać w wierze i czasem wątpić. Najważniejsza jest nasza wola, nasza chęć, by stawać się lepszymi. Rozmawiaj w codziennej modlitwie z Bogiem. Powiedz Bogu, co cię trapi, jakie masz trudności, czego pragniesz. Pozwól, by Bóg poznał ciebie,twoje wewnętrzne pragnienia. Powierz to wszystko swojemu Ojcu, swojemu Przyjacielowi. Mów szczerze, tak od serca. Powierz to w czym masz trudność Bogu. Człowiek jest zbyt słaby, by niektóre problemy - zwłaszcza te dotyczące duszy, rozwiązał sam. Jeżeli powierzymy je Bogu, to Bóg nam zawsze pomoże, ale nie tak wedle naszej woli, tylko wedle Bożej woli. Bóg wie, co jest dla nas najlepsze. Rozmawiaj z Bogiem co dzień i proś o pomoc. Nie katuj siebie za to, że jesteś niedoskonały. Z codzienną modlitwą zauważysz również, jak sam się zmieniasz, jakie cuda czyni tobie Bóg. Modlitwa szczera, ta od serca, jest naszą siłą, jest naszym orężem w walce z podszeptami złego ducha. To zły duch ci wmawia, że jesteś zły, by cię duchowo niszczyć. To zły duch ci wmawia, że ludzie są źli, bo chce byś ich nienawidził. Jezus powiedział, że największym naszym przykazaniem jest kochać Boga, bliźniego jak siebie samego. Nielubienie siebie i ludzi sprawia, że to tworzy twoją częściową barierę, by wzrastać w miłości Bożej.
Wzrastanie w miłości i świętości Bożej jest naszym procesem. Musimy pragnąć i chcieć zrastać. Codzienna szczera własna modlitwa pomaga nam to robić.


Wt wrz 20, 2016 18:27
Post Re: śmierć Boga
Chciałabym również podzielić się swoją radością o szczególnym zdarzeniu w moim życiu.
Było to ok. niecały rok temu. Miałam napisać na komputerze bardzo ważne dla mnie pismo urzędowe w mojej sprawie. Trzymałam dokumenty w ręku i szłam do drugiego pokoju by zrobić ich ksero. Byłam bardzo zmartwiona i gdy szłam z tymi dokumentami, to na środku pokoju usłyszałam taki mocny wewnętrzny głos " nie bój się, jestem z tobą, twoja wiara cię obroni"
To był tak silny wewnętrzny głos, niesłyszalny uszami, ale był tak mocny, że słysząc go zostałam sparaliżowana na środku pokoju i nie byłam wstanie zrobić ani jednego kroku na przód.
Ten głos był wewnątrz mnie, w mojej głowie, ale jego moc była tak duża i wymowna. Problem urzędowy którym byłam zmartwiona, nie był już więcej dla mnie żadnym problemem.
Ale nie ten problem miał dla mnie znaczenie, tylko to, że dostałam pocieszenie, tak wymowne, tak odczuwalne, tak niewyobrażalne. Przez dwa dni po tym zdarzeniu można powiedzieć, że non stop płakałam. Były to łzy wielkiego szczęścia i radości. Słowa: Jestem przy tobie, twoja wiara cię obroni, były tak pięknymi słowami. Dały i dają mi wielką nadzieję, że dla Boga jestem wartościową osobą, że z moją wiarą nie jest tak źle. Często zadaję sobie pytanie: czym sobie na to zasłużyłam i dlaczego mnie spotkało tyle łask. O uzdrowieniu moim pisałam w swoim świadectwie. Zrozumiałam, że Bóg jest z nami, że nas widzi, że nas słyszy,m że zna nasze problemy, że nas wspomaga, że nas pociesza.
Wiem, że niewielu mi w to co napisałam uwierzy, ale ja to doświadczyłam. Otrzymałam tą łaskę. Jest ona niewyobrażalną dla mnie radością. Teraz wiem, że nie ma takiego problemu, takiego zmartwienia, którym mam się trwożyć. Cóż są warte nasze ziemskie, ludzkie problemy ?
Naszym pragnieniem ma być miłość i opieka Boża i to jest nasze największe bogactwo.
Życie przeminie a wieczność zostanie.


Wt wrz 20, 2016 18:40
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: śmierć Boga
wybrana napisał(a):
Problem urzędowy którym byłam zmartwiona, nie był już więcej dla mnie żadnym problemem.


Co to był za problem?

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Wt wrz 20, 2016 22:11
Zobacz profil

Dołączył(a): So sie 06, 2016 20:42
Posty: 120
Post Re: śmierć Boga
@themockturtle
Cytuj:
W pierwszej kolejności: Jego milczenie. To znaczy brak zależności, powiązań między moją modlitwą a Jego reakcją. Między życiem (próbą życia) ewangelią, a obietnicami w niej zawartymi. Krótko mówiąc - modlitwa, sakramenty, rekolekcje, dobre uczynki itd. nie sprawiają że czuję się szczęśliwy. Na krótką metę mogą uspokajać. Ale gdzie jest ta radość duchowa, o której tyle mówią chrześcijanie?
Szczęście rozumiem jako stan pokoju, radości, nadziei itd. potrafiący uniezależnić człowieka od cierpień i trosk dnia codziennego, od tego co w życiu bolesne, nietrwałe. Chrześcijanie cierpiąc, byli szczęśliwi, bo mieli szczęście (Jezusa?) w sobie.

Kurcze z tą reakcją na modlitwę, to jest ciężka sprawa. Bóg nam daje to, co jest naprawdę dobre, a nie to co dla nas za takie uchodzi. Jeśli ktoś prosi o uzdrowienie ręki i na tym opiera swoją wiarę, to cóż. To uzdrowienie ręki powinien opierać na wierze, nie odwrotnie. Poza tym wielu osobom Bóg daje widoczne znaki, to, że Tobie nie daje widocznych gołym okiem już dziś znaków nie znaczy, że Cię nie słucha.
Tu nie chodzi o to, abyś odklepywał modlitwy, przyjmował sakramenty, chodzić na rekolekcje, czynił dobre uczynki, bo Ty masz się czuć szczęśliwy. Ty masz to robić, bo Ty masz tego chcieć, bo to mają być Twoje zasady życia, one mają z Ciebie wypływać. Jeśli ja mam jakąś zasadę postępowania, to mam ją nie po to, żeby mieć z tego jakąś namacalną korzyść, ale mam ją, bo jest ona dobra i nie przynosi szkody. Jeśli ktoś przyjął dekalog jako swój system wartości, to nie zabija po prostu, bo to jest dla niego złe. Nie dlatego, że oczekuje szczęśliwości, cukierków czy uzdrowienia. Trudno mi to wyjaśnić, bo z wiarą nie jest jak z przepisem kulinarnym: dodaj 2 modlitwy dziennie, raz w tygodniu Eucharystię itd., a po 3 miesiącach urośnie Cię piękne szczęście.

Cytuj:
Współczesna wiedza naukowa to potwierdza: człowiek jest tylko pyłkiem, drobinką, punkcikiem w bezmiarze czasu (świat istnieje kilkanaście miliardów lat, homo sapiens pojawił się na nim 100-400 tys. lat temu - zdajmy sobie sprawę z tej proporcji). Jest też punkcikiem w przestrzeni (czym jest Ziemia w skali niewyobrażalnie wielkiego Wszechświata, który to Wszechświat stale się rozszerza?).

Tylko czy to przeczy istnieniu Boga? Kto stworzył ten Wszechświat? Niech współczesna wiedza naukowa najpierw opisze, jak się ten Wszechświat rozpoczął. Na chwilę obecną jest wiele teorii, żadna nie wyklucza istnienia Boga. Mnie na przykład intryguje teoria Wszechświata - hologramu.
Niektórzy wierzą w naukę, w to, że człowiek sam wszystko będzie umiał wyjaśnić (cóż za pycha). Ja nie wierzę. Niech nauka najpierw znajdzie lekarstwo na katar chociażby. Jednak do celu, czekam na dowód naukowy lub choć logiczny wykluczający istnienie Boga.

Cytuj:
Dlaczego akurat my ludzie (jedna z form życia, które samo w sobie jest chwilą, "fazą rozpadu systemu słonecznego" pośród milionów układów kosmicznych, galaktyk itd.), żyjący w mikroskopijnym punkcie czasoprzestrzeni, mielibyśmy być wybrańcami Boga, adresatami Jego przyjścia, obecności, zbawienia?

Przede wszystkim: nie tylko my. Są jeszcze aniołowie. Druga sprawa, nas Bóg zbawia, bośmy zeszli na drogę grzechu, można było tego uniknąć.... Trzecia i ostatnia sprawa: Bóg nas stworzył i Bóg nas wybrał, bo tak chciał.

Cytuj:
Ale ok, załóżmy (jak w klasycznej wykładni), że ciernie to warunki zewnętrzne, troski doczesne itd. Pytanie jak się od nich zdystansować. Bo jeśli twoje ciernie to brak pracy, rodziny, przyjaciół - to żadne pocieszenia metafizyczne ci nie pomogą. I nie wydasz dobrego owocu.

To nie jest klasyczna wykładnia, to jest wykładnia Jezusa. Jeśli ktoś nie ma pracy, rodziny, przyjaciół, to musi wczytać się w Słowo Boże, nie w celu zagłuszenia problemów (bo Nowy Testament to nie alkohol czy narkotyki), a w celu znalezienia motywacji do walki z tym problemami życiowymi. Szczęście trzeba budować własną pracą. Każde nieszczęście ma jakąś przyczynę, z każdym trzeba walczyć. Jezus mówi:
Cytuj:
Jeśli ktoś chce iść za Mną - mówi - niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje

Czyli musimy ze swoimi problemami się zmierzyć, choćbyśmy w tej walce na chwilę mieli utracić własny komfort, wygodę.
Dalej, Chrystus powiada:
Cytuj:
Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.

Jest to jasny przekaz, że same słowa, sama wiara, że Chrystus jest Panem, nie jest gwarancją zbawienia. Trzeba działać, trzeba spełniać wolę Boga, którą Pismo opisuje.

Czy czytałeś Ewangelię jakąkolwiek? Próbowałeś ją odnieść do swojego życia? Do swoich problemów?
To nie jest tak, że ktoś nie ma przyjaciół bez powodu. Ten powód zazwyczaj jest w nas, może za mało jesteśmy otwarci dla innych, za mało pomocni, a może dajemy się wykorzystywać? Jeśli rodzina się od kogoś odwróciła, to różnie bywa, jednak Jezus uczy pięknie:
Cytuj:
„Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

Co do pracy, to jest to do pewnego stopnia od nas niezależne. Tylko nie wolno nam się zakopywać w smutku, w żalu, bo to z nas potem bije na zewnętrz (poczytaj opracowania psychologów na ten temat), a jeśli ktoś na rozmowę o pracę idzie właśnie taki przybity, sfrustrowany, no to inni to wyczują i lipa. W takich trudnych chwilach trzeba mieć coś, co poprawi ten nastrój, ja polecam:
http://otwarteniebo24.pl/magazyn/walka- ... ci-wersety

W tej całej narracji naukowej dzisiejszego świata musimy pamiętać, że jednak Pismo Święte istnieje, istnieje Prawo Boże, istnieją spisane słowa Chrystusa. Czy jest coś w nich zdrożnego, złego? A przecież jakiś swój początek miały, byli prorocy, są wierni, byli męczennicy, są nawróceni.

_________________
Bóg jest duchem, dowiedz się więcej o tym fakcie!


Wt wrz 20, 2016 22:18
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 127 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 9  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL