Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz mar 28, 2024 11:30



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 11 ] 
 Wasze historie - ku pokrzepieniu serc 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pt cze 30, 2017 22:52
Posty: 22
Post Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Jestem tu stosunkowo nowa, więc nie wiem, czy pojawił się już taki wątek na forum, jednak pozwolę sobie zadać to pytanie i zrobić coś w rodzaju sondy :)

Jak wiadomo, to miejsce zrzesza głównie osoby wierzące, czyli takie, które świadomie podążają pewną drogą i starają się żyć w relacji z Bogiem, modląc się i przestrzegając Jego przykazań.
Chciałabym Was zapytać o Wasze osobiste doświadczenia związane z wiarą.
Czy w Waszym życiu zdarzyły się sytuacje, które zinterpretowaliście jako przejaw Boskiej ingerencji? Może została wysłuchana Wasza modlitwa, byliście świadkami cudu, doświadczaliście jakichś wyjątkowych stanów lub łask, widzieliście/odczuwaliście manifestację jakiejś siły wyższej lub nie z tego świata, której nie udało się realnie wytłumaczyć (np. ukazała Wam się osoba zmarła), a może mieliście do czynienia z siłami ciemności?
Może korzystając z anonimowości na forum, zechcielibyście opowiedzieć swoje historie?


Pt lip 14, 2017 15:09
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 07, 2011 18:17
Posty: 8958
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Dla mnie Bóg staje się coraz bardziej namacalny, nie będę opowiadał dokładnie, tylko wspomnę że czuję Jego prowadzenie choćby w tym, że nie daje mi zadowolenia z grzechów.

_________________
Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z Krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa.Gal 6:14


Pt lip 14, 2017 15:11
Zobacz profil

Dołączył(a): So paź 17, 2015 22:00
Posty: 101
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
zdarzyło mi się kilka razy, że jak miałem problem i się pomodliłem, to wszystko nagle jakoś się dobrze układało. Oczywiście można powiedzieć, że to zwykły przypadek i bez modlitwy też by się tak stało. Tylko czym właściwie jest przypadek? Może Bóg właśnie w taki sposób kieruje naszym losem?


Pt lip 14, 2017 22:05
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sie 22, 2017 19:09
Posty: 1
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Napisac sobie mozna duzo ale co dobrego ten opis ma dac? Wzbudzic milosc do Boga?

_________________
http://vitalbrands.pk/product/dermonu-gel-pakistan-acne-removal-cream/


Wt sie 22, 2017 19:24
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 25, 2016 21:33
Posty: 18
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Ja nie jestem katolikiem, najbliżej mi do gnostycyzmu i mistycyzmu, a nawet... ezoteryki :o . Mimo to wierzę w moc i szczególne wstawiennictwo świętych KK - zwłaszcza św. Charbela, św. Tadeusza Judę, św. Stanisława Papczyńskiego, czy św. Rity.
Jak już pisałem w dziale " Maryja i święci " w moim życiu wydarzył się cud. Mój jedyny pracownik ( byłem kierownikiem projektu ) był strasznie nerwowy i porywczy. Wkurzył się na kierownika magazynu ( mojego szefa ) i złożył wypowiedzenie. Pracownik ten może był i nerwowy, ale pracował bardzo dobrze z zaangażowaniem i znał się biegle na asortymencie i wszelkich procedurach.
Po odejściu pracownika musiałbym pracować sam w dziale, na którym wcześniej pracowały 4 osoby ( dwóch pracowników zabrano mi wcześniej )- tak więc było to niewykonalne, no i pewnie sam musiałbym się zwolnić.
Próbowałem mediować z pracownikiem, żeby został. Był nieprzejednany w swojej decyzji. Prosiłem go tyle razy, że i na mnie się wkurzył :D Nic już nie mogło zmienić jego decyzji, jedynie Wszechmocny Bóg.
W akcie rozpaczy zacząłem odmawiać Nowennę do św. Tadeusza Judy, jeździć do " cudownego obrazu " św. Tadeusza Judy w Bazylice Św. Krzyża w Warszawie i tam się modlić, aby ten pracownik został.
Zdarzył się CUD. Dziewiątego dnia nowenny, a ostatniego dnia okresu wypowiedzenia pracownika kierownik podszedł do mojego pracownika i ze sobą porozmawiali ( nie rozmawiali przez cały okres wypowiedzenia - tj. przez 3 miesiące, bo byli na siebie obrażeni ). Na skutek tej rozmowy mój pracownik... nagle zmienił zdanie - poprosił o cofnięcie wypowiedzenia, a kierownik przystał na to i jeszcze dał mu najwyższą ze wszystkich pracowników podwyżkę :-D

Inny przypadek, to pomoc w nalezieniu dobrej pracy. Zafascynowany wieloma cudami św. Ojca Stanisława Papczyńskiego odmawiałem do niego nowenny, jeździłem do Jego Grobu w Górze Kalwarii na Mariankach ( wczoraj też byłem ), zamówiłem mszę za wstawiennictwem Tegoż świętego, no i dobra praca się znalazła :D Mam 20 minut pieszo do pracy, pracuję 7-15, pięć dni w tygodniu i mam o 1000 zł netto więcej niż w poprzedniej pracy. Praca spokojna i bezstresowa :-D

A teraz to, za co katolicy mnie powieszą :D , czyli jak prawie wygrałem 12 000 000 zł w Lotto.
Czy to ezoteryka, czy psychologia stosowana, czy też rodzaj modlitwy - nie wiem.
W każdym bądź razie stosowałem Austosugestię Max'a F. Longa, w której chodzi o wywieranie wpływu na swojej podświadomości, a co za tym idzie - wpływu na otaczającą rzeczywistość. Stosowałem ją przez 3 miesiące 3 razy dziennie. Chodziło o wygraną w Lotto.
Któregoś dnia w trakcie stosowania autosugestii poszedłem do kolektury i typowałem 6 liczb.
Intuicja podpowiadała mi, żebym skreślił liczbę 44. Już miałem na niej długopis, ale rozum powiedział mi, że jednak nie... skreślę liczbę 46, bo 44 skreślałem w innym okienku ( zakładzie ) i się powtarza. Gdybym skreślił 44 jak podpowiadała mi intuicja wygrałbym 12 milionów złotych. Tak trafiłem tylko " piątkę " wygrywając 5400 brutto. :-(


N sie 27, 2017 3:08
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 30, 2017 22:52
Posty: 22
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Mamy tu forum pełne osób wierzących i pięknie opowiadających o Bogu, więc mówiąc szczerze, liczyłam na większy ruch w tym wątku ;) Nie, to absolutnie nie ma być złośliwość z mojej strony. Szkoda, że tak mało osób podzieliło się swoimi doświadczeniami (dziękuję za powyższe wypowiedzi). Dziś przyszedł czas na mnie... Ogólnie nie wiem, czy słusznie to wszystko interpretuję. Może Wy mi pomożecie. moja historia też będzie o robocie ;)

Jeżeli ktoś z Was czytał moje poprzednie posty, zapewne zauważy, że jestem osobą trochę nieogarniętą, albo raczej niepoukładaną w kwestiach wiary. Wychowałam się w rodzinie katolickiej, poszukuję tego Boga na różne sposoby (dlatego m.in odnalazłam to forum), ale często miewam problemy z żarliwością w tej mojej wierze, innymi słowy, po prostu wątpię.

Otóż, na początku tego roku postanowiłam zmienić pracę. Niby nic takiego, ale przez lata utknęłam w miejscu i na posadzie, która była ogólnie mówiąc daleka od moich (i tak już niezbyt wygórowanych) oczekiwań. Co prawda miałam spokojną i stabilną pracę, ale bez szans na jakikolwiek rozwój, awans, zmianę...Było za to ciągłe zmęczenie, niedosypianie i rozregulowanie organizmu. Już w zeszłym roku zawzięłam się, że muszę coś zmienić i zaczęłam poszukiwać innej pracy. Efekt moich starań był mizerny. Na kilkadziesiąt wysłanych aplikacji otrzymałam jakąkolwiek odpowiedź może z trzech miejsc. Zniechęcona i zdołowana pogodziłam się już z losem i uznałam, że moim przeznaczeniem jest skisnąć w obecnej firmie. Na początku tego roku ponownie wróciłam do tematu, ale przestałam już wierzyć w to, że coś się zmieni. W tym samym czasie na jednej z katolickich stron (mam takowe w polubieniach na fb) odnalazłam artykuł o św. Józefie, jako partonie osób poszukujących pracy. Mówiąc szczerze, wcześniej nawet nie wiedziałam, komu on patronuje. Uznałam, że to coś dla mnie i postanowiłam działać, w końcu i tak nie miałam nic do stracenia. W artykule zalecano, żeby po prostu napisać do niego list. Z zakamarków wyciągnęłam starą, nieużywaną, ale wciąż elegancką papeterię w kwiaty (kto w dzisiejszych czasach pisze tradycyjne listy?) i zredagowałam, niezbyt długą, ale konkretną wiadomość, którą następnie włożyłam do koperty i schowałam w odpowiednim miejscu.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po dość krótkim czasie (tygodniu lub dwóch) otrzymałam kilka odpowiedzi na moje zgłoszenia i nagle wszyscy chcieli przyjąć mnie do pracy :D Spośród kilku ofert wybrałam moim zdaniem najodpowiedniejszą, szybko zwolniłam się z dotychczasowej roboty (ku zdziwieniu wszystkich, bo byłam już stałym pracownikiem z niemałym stażem) i zaczęłam kolejny rozdział w życiu, pełna optymizmu, ciekawości i przede wszystkim - wiary. Pełna wdzięczności za tak nagłą odmianę losu często się modliłam, prosiłam, dziękowałam... A ponieważ w pobliżu mojej nowej firmy znajdował się kościółek, do którego lubiłam zaglądać, wpadałam tam na kilka minut nawet codziennie przed pracą, żeby sobie posiedzieć w ciszy i spokoju, nabrać siły na kolejny dzień. A nowa praca wcale nie była łatwa. Wymagała całkiem sporej wiedzy, cierpliwości, radzenia sobie ze stresem. Ale byłam pełna wiary w to, że jakoś sobie poradzę i tak rzeczywiście było, w dodatku trafiłam na fajnych ludzi i spoko kierownictwo, tak więc narzekać nie mogłam. Owszem, miewałam czasem gorsze dni, ale siedziałam sobie w tej nowej pracy, choć w pewnym momencie zaczęłam uważać, że mogłabym poszukać czegoś lepszego i za ciekawsze pieniądze. Byłam już tak pewna siebie i wiary we własne możliwości, że postanowiłam poszukać fajniejszego zajęcia. Skoro już raz się udało, to czemu nie miałoby udać się znowu?

W tym samym czasie moja babcia, która już od roku zmagała się z rakiem skóry, jeszcze bardziej podupadła na zdrowiu i zaczęła strasznie cierpieć z powodu żywej, otwartej rany, która co gorsza zaczęła się jej powiększać. Pisałam zresztą na jej temat w osobnym wątku. Wszyscy bardzo modliliśmy się o jej powrót do zdrowia, wcześniej miała zabiegi, które przyniosły na początku nadzieję na cofnięcie choroby. Ofiarowałam w jej intencji spowiedź i komunię (było to dla nie niemałe poświęcenie, ponieważ nienawidzę się spowiadać). Niestety, wszystko bez skutku. Byłam mocno rozgoryczona, ponieważ babcia należała do osób bardzo religijnych, gorliwie wierzących, praktykujących, przy tym spełniających dobre uczynki względem bliźnich, słowem - ideał katolika. A ponieważ przy tym wiele w życiu przeszła, tym bardziej nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak okrutnie jest doświadczana na sam koniec żywota. Wtedy odsunęłam się od Boga, przestałam się modlić, a jeśli już to robiłam, odbywało się to raczej mechanicznie. Zaczęły mnie ogarniać coraz większe wątpliwości, czułam się tak samo jak kilka lat temu przy moim poprzednim kryzysie, kiedy w wyniku życiowych niepowodzeń moja wiara poważnie się zachwiała (pamiętam, ze wówczas całą moją proreligijną logikę i chęć tłumaczenia wszystkiego wyrokami Opatrzności diabli wzięli). Mimo wszystko zostałam wówczas przy Kościele, ale zaczęłam tego Boga zwyczajnie ignorować, bo i tak nie wierzyłam, że w czymkolwiek mi pomoże. Teraz, obserwując aktualne wydarzenia, miałam do Niego po prostu pretensje, które głośno wyrażałam przy rodzinnych dyskusjach. Jednocześnie doszłam do wniosku, że skoro jest taki nieustępliwy, albo głuchy na cudze modlitwy lub cierpienie, to raczej jest Mu z miłosierdziem nie po drodze, a najprawdopodobniej w ogóle Go nie ma. Zmianę pracy wytłumaczyłam sobie po prostu dobrą sytuacją na rynku zatrudnienia i ogólnym spadkiem bezrobocia. Zaczęłam wręcz wyrzucać sobie swoją naiwność i te regularne wizyty w kościele. Przecież to wszystko zrobiłam JA SAMA. No i wtedy wszystko zaczęło się sypać…

W międzyczasie, jeszcze przed śmiercią babci udało mi się zmienić pracę – z założenia na lepszą, co prawda podobną do poprzedniej, ale łatwiejszą i na bardziej korzystnych warunkach. Mając wiedzę i doświadczenie z poprzedniego zakładu, bez trudu przebrnęłam przez rekrutację (która była dla mnie kaszką z mleczkiem), na wstępnych szkoleniach uchodziłam za osobę bardzo ogarniętą i nadającą się na to stanowisko. Ja sama byłam z siebie bardzo dumna i szybko obrosłam w piórka. Do czasu…
Trafiłam pod opiekę pewnej niezbyt sympatycznej kierowniczki, o czym dowiedziałam się w ostatniej chwili (moim bezpośrednim przełożonym miał być kto inny, dużo milszy wobec swoich podwładnych). Nie byłam z tego faktu zadowolona, ale stwierdziłam, że nie będę się tym zbytnio przejmować, tylko po prostu robić swoje. Kłopot w tym, że nagle wszystko zaczęłam robić źle. Oczywiście od owej pani od razu mi się oberwało i zdecydowanie zrobiła się dla mnie nieprzyjemna, jeszcze bardziej niż miała w zwyczaju. Ogólnie, czego się nie ruszyłam, robiłam nie tak, marnie, odwrotnie. I to pomimo, że wszystko rozumiałam, a na samym początku zakres moich obowiązków nie był znowu taki duży. Strach przed moją przełożoną i stres przed popełnieniem błędu (co skutkowało reprymendą na forum grupy) spowodowały jeszcze większą niepewność własnych poczynań i w efekcie – kolejne błędy. Czułam się jak idiotka, chodziłam zestresowana, pojawiły się problemy ze snem. Rano, kiedy zmierzałam do pracy, nogi same mi się cofały. Ogólnie atmosfera w tym miejscu była dość drętwa, co dodatkowo mnie przygnębiało. Wtedy nabrałam pokory i zrozumiałam, że to co się dzieje to chyba nauczka dla mnie. Postanowiłam się z tym Bogiem trochę pojednać i jakoś wszystko zaczęło pomału się układać. Z podkulonym ogonem wróciłam do poprzedniego miejsca pracy (tego „wymodlonego”), gdzie na szczęście zostałam ciepło przyjęta, zaczęłam nawet lepiej niż wcześniej dogadywać się ze współpracownikami, a „zaprawa” w tamtym zakładzie wyszła mi na swój sposób na dobre, ponieważ pewne kwestie, które bywały dla mnie problematyczne jeszcze przedtem zanim ich opuściłam, teraz okazały się jakoś bardziej do ogarnięcia. Na razie nie zamierzam się stąd ruszać i wszystko wydaje się cacy, jednak ledwo zdążyłam odetchnąć z ulgą po tamtych przeżyciach, znowu martwię się o przyszłość. Otóż, dowiedziałam się, że firma nie będzie miała przedłużonego kontraktu, na którym pracuję. Teraz pytanie, co będzie ze mną dalej. Niby nieoficjalnie dowiedziałam się, że nie zostawią nas na lodzie, ale tak naprawdę nic nie wiadomo… Pozostaje mi tylko zaufać Bożej Opatrzności i wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży. Już raz zaufałam i dobrze na tym wyszłam. Nie wiem, może to wszystko przypadek, ale mam takie poczucie, że dostałam niezłą lekcję za te moje bluźnierstwa, tak to przynajmniej odbieram. Więc takie to będzie moje dziwne świadectwo. Zauważyłam, że odkąd trzymam się tego Boga, jakoś lepiej radzę sobie z problemami. To nie tak, że zwalam na Niego odpowiedzialność, bo przecież to ja muszę podejmować codzienne decyzje i dopilnować własnych spraw, nie przejawiam biernej postawy wobec życia. Ale mam jakieś poczucie, że coś czuwa nade mną i nie pozwala mi upaść. Obym tylko nie chwaliła dnia przed zachodem słońca…


N sie 27, 2017 23:02
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 30, 2017 22:52
Posty: 22
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
saara napisał(a):
Napisac sobie mozna duzo ale co dobrego ten opis ma dac? Wzbudzic milosc do Boga?


Może nie od razu wzbudzić miłość, ale może umocnić w wierze, dać nadzieję wątpiącym :) Ja czasem sama jej potrzebuję.


N sie 27, 2017 23:04
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr kwi 26, 2017 15:16
Posty: 2261
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Zawsze zadziwia mnie przekonanie ze Bog personalnie zajmuje sie naszymi codziennymi klopotami jak praca, szkola, czy problemy malzenskie.
Jakos trudno mi to pojac, biorac pod uwage zakres ewentualnych boskich obowiazkow w skali calego swiata rozumianego jako miliony galaktyk z ich gwiazdami, planetami itd.


N sie 27, 2017 23:58
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2000
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
panna_nikt_87 napisał(a):
Teraz, obserwując aktualne wydarzenia, miałam do Niego po prostu pretensje, które głośno wyrażałam przy rodzinnych dyskusjach. Jednocześnie doszłam do wniosku, że skoro jest taki nieustępliwy, albo głuchy na cudze modlitwy lub cierpienie, to raczej jest Mu z miłosierdziem nie po drodze, a najprawdopodobniej w ogóle Go nie ma.

Śmierć we współczesnej kulturze wciąż jest tematem tabu, dziś poddaje się krytyce Kościół, który przypomina człowiekowi, że jego czas jest policzony, nie zna dnia ani godziny. Nie chce przyjąć do wiadomości, że jego rodzina, przyjaciele, sąsiedzi i znajomi z pracy dziś są, jutro ich może już nie być.

Mój dziadek również miał raka skóry, czerniaka. Przejrzałam badania i statystyki, kupiłam książkę księdza Kaczkowskiego dla najbliższych, a także wybrałam się na mszę w jego intencji. Przed mszą, były odczytywane świadectwa różnych osób, moją uwagę zwróciło to, w którym pewna rodzina modliła się uzdrowienie 2 ciężko chorych członków rodziny, które dzień po mszy zmarły. Nie było w nim gniewu, pretensji ani rzuconego wyzwania Bogu, lecz podziękowanie, że prowadził autora świadectwa przez ten trudny dla niego i jego rodziny czas. Wyrzucił do kosza własny scenariusz na życie dla bliskich, oddając Bogu stery. Można by zadać pytanie: Co się stało z Bogiem, który pozwala na śmierć ukochanej osoby? Sam umarł? Kościoły zamieniły się w grobowce i kamienie nagrobne Boga? A może to w nas coś umarło po stracie kogoś bliskiego? Może to czas na przewartościowanie dotychczasowych przekonań, uświadomienie sobie, że w gruncie rzeczy niewiele siebie znamy i jesteśmy na drodze wiary, której nieustannie brak pewności, dlatego wciąż pyta, wchodząc w chmurę tajemnicy życia i podejmując wyzwanie zanurzania się na kolejne poziomy?
Dziadek odszedł, w pamięci pozostały wspomnienia jego pogody ducha i kapitalnego poczucia humoru, choć życie go nie oszczędzało. Dla mnie to doświadczenie nie było powodem zerwania wszelkich umów z Bogiem, nie posadziłam Go również na ławie oskarżonych, nie miałam pretensji. Życie nie jest moją własnością, nie jestem stwórcą, jedynie korzystam z tego, co zostało mi dane.
Dryfuję po nieznanych mi wodach, ufając Bożemu kompasowi. Wiatr wieje kędy chce, zawsze w dobrym kierunku, bo Bóg jest miłością, która prowadzi człowieka do ocalenia bez względu na kondycję w jakiej się znajduje.

subadam napisał(a):
Zawsze zadziwia mnie przekonanie ze Bog personalnie zajmuje sie naszymi codziennymi klopotami jak praca, szkola, czy problemy malzenskie.
Jakos trudno mi to pojac, biorac pod uwage zakres ewentualnych boskich obowiazkow w skali calego swiata rozumianego jako miliony galaktyk z ich gwiazdami, planetami itd.

Trudno Ci pojąć, boś jest człowiekiem małej wiary ;).

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Wt sie 29, 2017 22:05
Zobacz profil

Dołączył(a): N gru 25, 2016 21:33
Posty: 18
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
Hm... I ja zacząłem modlić się do św. Józefa.
Jak pisałem mam już dobrą pracę - głupio to zabrzmi - wymodloną u św. Stanisława Papczyńskiego.
Szkopuł w tym, że dostałem propozycję innej pracy tak samo dobrze płatnej, blisko, tylko że na wyższym stanowisku niż obecnie i w tematyce, którą zajmowałem się kilka lat temu, którą lubiłem i w której byłem cenionym profesjonalistą.
Proszę św. Józefa, aby dał mi rozeznanie, czy zostać w obecnej pracy, czy iść do tej, z której mam propozycję, a jeśli to praca nie dla mnie, to żebym nie przeszedł procesu rekrutacji.
Jak to mówią: " wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma ", a ja nie chciałbym mieć " przygód " takich jak @panna_nikt_87

Co do śmierci i niewysłuchanych modlitw o pozostawieniu przy życiu.
Zgadzam się z @Mrs_Hadley. Bóg wie, co jest dla nas najlepsze ( " Bóg jest wszędzie i wie wszystko " ), a jeśli najlepsza jest śmierć, to tak stać się musi ( przecież śmierć, to nie koniec - przynajmniej wg. mojej wiary ).
Może podam zły przykład, ale w Sanktuarium Św. Stanisława Papczyńskiego na Mariankach w Górze Kalwarii k. Warszawy jest w każdą sobotę o 12:00 odprawiana specjalna msza za wstawiennictwem tegoż świętego. Ksiądz Mariannin znający wiele cudów tegoż świętego i mający rozeznanie w tej tematyce opowiadał o pewnej kobiecie, która miała śmiertelnie chorego syna. Kobieta ta nie chciała za wszelką cenę pogodzić się ze zbliżającym się odejściem swojego potomka. Przez jakiś czas jeździła po bardzo wielu sanktuariach świętych, zamawiała msze za wstawiennictwem tych świętych, odmawiała nowenny itp. itd. Robiła wszystko, żeby jej syn wyzdrowiał.
I stał się cud. Syn wyzdrowiał. Lekarze sami twierdzili, że to czysta ingerencja sił wyższych, bo oni już nic nie mogli dla tego chłopaka zrobić.
Chłopak dorastał w zdrowiu, ale niestety nie był dobrym człowiekiem. Już od młodzieńczych lat miał problemy z zachowaniem w szkole, stosował przemoc w stosunku do słabszych, imponowali mu mafiozi. Skończyło się tak, że postawiono mu... 17 zarzutów morderstw. Dzisiaj siedzi w więzieniu z wyrokiem dożywocia.
Tak więc to co wydaje się nam dobre wcale takie być nie musi " albowiem nikt nie wie tego, co Bóg wie ".


Wt wrz 12, 2017 21:13
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2000
Post Re: Wasze historie - ku pokrzepieniu serc
niunio napisał(a):
Jak pisałem mam już dobrą pracę - głupio to zabrzmi - wymodloną u św. Stanisława Papczyńskiego.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego miałoby to głupio zabrzmieć. Jesteśmy narratorami własnej księgi życia ze względu na przyjętą perspektywę światopoglądową. Nie musimy tworzyć kalki życia w imię politycznej poprawności, ani przepraszać za to, że mamy własne zdanie.

niunio napisał(a):
opowiadał o pewnej kobiecie, która miała śmiertelnie chorego syna. Kobieta ta nie chciała za wszelką cenę pogodzić się ze zbliżającym się odejściem swojego potomka. Przez jakiś czas jeździła po bardzo wielu sanktuariach świętych, zamawiała msze za wstawiennictwem tych świętych, odmawiała nowenny itp. itd. Robiła wszystko, żeby jej syn wyzdrowiał.

Wierzymy, że Bóg daje nam to, co jest dla nas dobre tj. prowadzi do Niego. Do cudu wystarczy wiara maleńka jak ziarnko gorczycy, ale nie każdy cud pochodzi od Boga, gdyż nawet Szatan potrafi uzdrawiać. Rachunek jednak wychodzi słony, więc warto przeanalizować czy coś jest dla nas tak ważne, że jesteśmy gotowi zapłacić każdą cenę za coś nie bacząc na producenta. Później może być płacz, bo inaczej planowaliśmy przyszłość, gdy tylko coś się wydarzy tak jak pragnęliśmy. Często jesteśmy krótkowzroczni i emocjonalni.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


Cz wrz 14, 2017 21:47
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 11 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL