Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 15:34



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 41 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3
 Sigrid Undset 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Owszem - miałam takie doświadczenie - czasu ulgi... Ale nie wiem, czy warto dochodzić do takiego stanu :( I wcale nie jest łatwo, gdy ten czas się kończy - gdy to co było, wraca, choć już przecież było inaczej...
Nie stałam sie inna - od razu. A w ogóle stałam się inna? Może tylko w tym, że chcę walczyć, próbuję walczyć, że nie na sobie się opieram. I idę naprzód. Inaczej nie będzie...

Po co mieszać Boga? Bo bez Niego nie ma nic. To już wiem - choć zatrzymałam się na skraju. Mówisz, że nie jesteś gorsza... Widzę :) I podziwiam :) Ja nie potrafiłam. Ale czemu zakładasz, że wraz z Twoim odejściem/niewiarą i On Ciebie zostawił?

Kiedyś usłyszałam zdanie: "Bóg wspomaga w dobrym i niewierzących"
Znam wspaniałych ludzi niewierzących. Tylko rzeczywiście im trudniej wytrwać - wtedy gdy robi się bardzo ciężko...

I kompletnie schodzimy z tematu :( Może da się go jakoś podzielić?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Śr cze 30, 2004 11:50
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
a moze zamiast dzielic - wrocic do tematu? :)

bo mysle, ze wasze uwagi co do milosci i rozwodów są związane z tematem :) w tym artykule tez była mowa o sytuacji trudnej w małzenstwie - tylko ze ten mężczyzna - włsanie odkrywając Boga - został w swoim trudzie... nie rozwiódł sie z żoną

bianko - myślę, że wlasnie pokochanie własnych ułomności jest bardzo ważne - wtedy akceptuje sie tez ułomności drugiego człowieka, wtedy nie zatrzymuję sie egoistycznie na sobie, na swoich brakach - ale po przyjęciu faktu, ze je mam - idę dalej - do drugiego człowieka :)


Śr cze 30, 2004 12:31
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Cytuj:
Paul Selmer sądzi, że Bóg dopasuje się do jego planów


No właśnie... Pomyliłem się - byłem idiotą - chcę to zmienić... Czy człowiek nie ma prawa popełnić błędu????

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Śr cze 30, 2004 15:52
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
oczywiscie, ze ma, jotko i wtedy powinien sie rozwieść i nie patrzec na to, że ważne jest dotrzymanie przysięgi - takze dla samego siebie to jest ważne - ale najważniejsze, by naprawić "bład", potem kolejny i kolejny...
celowo nie piszę o odniesieniu do Boga, bo nie wszyscy w Niego wierzą, wiec powoływanie sie na słowa Jezusa o nierozerwalności małżenstwa nie jest zadnym argumentem :)

pzdr :)


Śr cze 30, 2004 16:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
O - to już trudniej, Elka :) Bo jeśli pominąć Boga i "nie będziesz fałszywie przysięgał"... Jeśli pominąć Sakrament...

Dotrzymanie danego słowa jest ważne - zgadzam się. Ale czy na pewno zawsze - najważniejsze?

Dobro współmałżonka? Czy można nazwać dobrem sytuację, gdy każda próba bycia razem prowadzi do konfliktu/awantury, szczególnie dotkliwe są soboty, niedziele i święta (o wakacjach nie ma nawet mowy, by spędzać je razem), gdy się nie rozumiecie w żadnej sprawie?

Dobro dzieci? Gdy bardzo zdecydowanie na tym cierpią? Wepchnięte w środek konfliktu, szarpane to w jedną to w drugą stronę, wysłuchujące skarg, zmuszane do stawania po którejś ze stron?

Jeśli cierpi również ta trzecia strona - bo czeka już naście lat?
Pomijam sytuacje patologiczne...

Rozstanie może przynieść ulgę. Przynajmniej konflikt zaognia się raz w tygodniu - nie kilka razy dziennie. Przynajmniej nie oglądasz wrzasków i rękoczynów. Jedyne co musisz to słuchać i współczuć - na przemian - ostatecznie da się przeżyć. I nic tak bardzo nie przeraża jak pomysł powrotu do tego co było.

Tyle że jest - Sakrament...
I gdybym nie widziała, że coś takiego może zostać naprawione... Że to jest możliwe...

A w tym artykule uderzyło mnie jedno zdanie - trzeba przestać się szarpać, trzeba sobie powiedzieć - tak być musi, tak ma być, tak decyduję. I dopiero wtedy powoli przychodzi pokój...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Śr cze 30, 2004 19:08
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Jotko, wiesz co jest dalej po "Nie będziesz fałszywie przysięgał" :)
"A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie". Nie wiem, czy Sakrament małżeństwa pozostaje w zgodzie z nauczaniem Chrystusa :)

Cytuj:
trzeba przestać się szarpać, trzeba sobie powiedzieć - tak być musi, tak ma być, tak decyduję. I dopiero wtedy powoli przychodzi pokój...

Właśnie dopiero co to samo usłyszałam od psychologa. :) Jest taki układ sił w człowieku: jest Rodzic - czyli siła obowiązku, który mówi "ja powinnam" i jest Dziecko - czyli siła pragnień, które mówi "ja chcę". Rodzic i Dziecko stale walczą.
Jeśli posłuchamy Rodzica, nie Dziecka, mamy poczucie krzywdy. Jeśli posłuchamy Dziecka, nie Rodzica, mamy poczucie winy. I tak się ciągle szarpiemy pomiędzy krzywdą i winą.
Na szczęście jest trzecia siła - Dorosły, który mówi "ja decyduję". Jest to siła woli, i jeśli posłuchamy Dorosłego, zyskamy spokój.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. :)

A co do Paula Selmera, trochę nie do końca rozumiem tę historię. Musiałabym chyba przeczytać książkę, żeby zrozumieć. Dlaczego uznał, że jego ukochana jest absolutnie poza jego zasięgiem?


Cz lip 01, 2004 16:30
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
bianko :) jesli mialabys byc konsekwentna i pisac o nauczaniu Jezusa - to byl On kategorycznie przeciwny ROZWODOM :)


Cz lip 01, 2004 16:42
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Bianka :) Chyba mi się podoba dyskusja "cytatowa" ;) Wiem, wiem co jest dalej - ale jest i o tym, że opuści człowiek ojca i matkę... itd... ;)

Tylko żeby to było takie proste, z tym Dorosłym... Bo jeśli to drobna rozbieżność między chcę a muszę, to się da... Ale gdy chodzi o całe życie? Jaki dobry powód jest do tego by "marnować" życie z tą jedną osobą? Skoro nic już nas nie łączy...?

Nie znam książki... Ale powodów trochę można znaleźć...

Krzywda współmałżonka... Wbrew temu co napisałam wyżej - nie wybór mniejszej lub większej krzywdy, bo stan opisany powyżej jest już stanem, który bardzo go krzywdzi, rozwód tego nie zmieni, tylko dołoży kolejną...

Krzywda dzieci... Tak - nie jest im dobrze. Ale będzie lepiej? Będzie może spokojniej. Za to pozostanie problem wiecznej nieobecności jednej ze stron, ukrytych żalów i konfliktów, niewypowiedzianych pretensji, komentarzy bliższej i dalszej rodziny. Pozostanie problem Świąt, uroczystości rodzinnych, ważnych wydarzeń w życiu, w każdym przypadku trzeba wybrać jedno albo znosić konflikt...

Krzywda moja (jako strony odchodzącej) - bo chyba nie daje się "pozostawić za sobą", "zamknąć"... Bo trzeba patrzeć - mieć w pamięci - czyjąś krzywdę... Pewnie - można przerzucić winę i żyć w gniewie/ nienawiści. Ale to też niszczy...

Pominęłam drugi związek... Jeśli wierzysz - żyjesz wiarą... Potrafisz żyć bez Sakramentów? I czy masz odwagę "urządzić" tak kogoś, kogo kochasz? A jeśli nie - czy potrafisz, chcesz w swoją przeszłość i jej obciążenia włączyć drugą osobę? W swoje - poczucie winy, gniew? I czy - potrafisz jej dać coś wiecej, niż to co zabierzesz? A jeśli nie.............

Nie wiem - czemu była niedostępna... Może po prostu dlatego, że zło jakie by spowodował rozwód i drugi związek, byłoby większe niż ulga...............

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Cz lip 01, 2004 18:48
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Elu - nie tak znów kategorycznie, tylko "poza wypadkiem nierządu" :)

Poza tym ja tu nie mówię, że w ogóle był przeciwko małżeństwu, tylko przeciwko składaniu przysięgi :)

Jotko
Cytuj:
Tylko żeby to było takie proste, z tym Dorosłym... Bo jeśli to drobna rozbieżność między chcę a muszę, to się da... Ale gdy chodzi o całe życie? Jaki dobry powód jest do tego by "marnować" życie z tą jedną osobą? Skoro nic już nas nie łączy...?

Na pewno nie jest tak, że jedna decyzja wszystko załatwia. Trzeba właściwie na nowo decydować codziennie, ale zawsze ta decyzja na nowo pozwala się uspokoić i przestać szarpać.
Jaki jest dobry powód? Mogą być różne.
Możesz powiedzieć - jestem chrześcijanką, taki jest mój wybór. To zupełnie co innego niż powiedzieć "Bo Kościół tak każe", czy "Bo Bóg tak każe" i chodzić z poczuciem pokrzywdzenia. Nie tak, tylko - to mój wybór, moja decyzja, takie mam zasady.
Ja mogłabym powiedzieć - nie chcę być samotna. Nie chcę umierać w samotności. Nie chcę zostać znaleziona przez sąsiadów po dwóch tygodniach nadjedzona przez koty. Bardzo dobry powód :)


Pn lip 05, 2004 15:06
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Syndrom owczarka alzackiego? ;) Do tego by nie być samotną wystarczy jakikolwiek człowiek, nie musi być akurat ten... Moja koleżanka kiedyś stwierdziła - teraz jestem sama, ale nie szkodzi, za parę lat pojawią się kawalerowie z odzysku...

A mój wybór - bycia chrześcijaninem - nie wystarcza. Nie wystarczył. Nikt podobno nie da rady być chrześcijaninem własną siłą. A na pewno ja nie byłam i nie jestem w stanie. Nawiasem mówiąc - to chyba równoznaczne ze stwierdzeniem, że robię tak, bo tak jest napisane, taki jest nakaz Boży?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pn lip 05, 2004 15:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Jotko
Zupełnie co innego znaczy "moją decyzją" a "moją siłą".

Jeśli robisz coś, bo czujesz presję otoczenia, że powinnaś - to jest "nie twoją decyzją". Jeśli robisz to, bo sama uważasz, że tak jest dla ciebie korzystniej - to jest "twoją decyzją".

Oczywiście, samo podjęcie stanowczej decyzji nie gwarantuje, że przedsięwzięcie sie powiedzie - może tylko ochronić przed szarpaniem się pomiędzy poczuciem winy a poczuciem krzywdy.

Jeśli w połowie przedsięwzięcia zabraknie ci sił bądź środków, twoja reakcja zależy od tego czy podjęłaś trud "nie twoją decyzją" - wtedy będziesz się czuć pokrzywdzona przez otoczenie - czy też "twoją decyzją" - wtedy będziesz co najwyżej zła na siebie, a jeśli podchodziłaś do przedsięwzięcia rozsądnie i założyłaś ryzyko niepowodzenia - to siadasz, analizujesz i uczysz się na własnych błędach.

A może być też tak, że kiedy zabraknie sił lub środków, ktoś przyjdzie z pomocą - i wtedy przedsięwzięcie powiedzie się "nie twoją siłą", ale nadal będzie to "twoją decyzją".


N lip 11, 2004 13:08
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 41 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL