Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N kwi 28, 2024 14:00



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 41 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3  Następna strona
 Sigrid Undset 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
Bianko – Masz wiele ciekawych uwag i spostrzeżeń. Mówisz o swoim doświadczeniu ale mówisz tak jak byś już zamknęła się na życie, które co chwile dostarcza coś nowego // przecież nie tylko same zło //.
W życiu jest wiele różnych zdarzeń a my w środku tych, które w jakiś sposób nas „dotykają” można skupić swoja uwagę na tych, które nas „zabolały” i spowodowały zamknięcie //ze strachu// na nadzieję ale należy brać i te które są dobre by nie popaść w skrajności.
Zapominamy że „po nocy nastaje dzień”, a „po burzy słońce”. Wszystko się zmienia a u Ciebie jakoś stanęło w miejscu.

Bianko stwierdziłaś, że ”””Pan Bóg może zawieść””” podając „dowody” Przypatrzmy się tym Twoim „dowodom” i przeanalizujmy je. Rozumie przez to, co piszesz, że ten „””guzik””” jest pogrzebaniem nadziei na dobro – więc Twoim zdaniem nie ma sensu robić cokolwiek , bo i po co. //logicznie mniej więcej tak to wygląda// Jeśli się mylę, to proszę popraw mnie.

W psychologii mówi się o tzw. samo spełniającym się proroctwie. Polega, to na tym, że początkowym założeniem jest bezsens robienia czegokolwiek, bo i tak z góry wiadomo, że wszystko będzie źle. Zatem nie robi się nic, co dałoby „efekt” włożonej pracy bo w niego sie nie wierzy. Samo spełniające się proroctwo zamyka z góry swoim założeniem wszelkie działanie – stawiając mu szlaban z takim oto hasłem „nie ma sensu, bo …… //tu miejsce na argumenty uzasadniające bezsens działania - a w podamym przez Ciebie przykładzie to mniej więcej tak wygląda - "skoro się modliłam i nie otrzymałam to nbie będę wierzyła w Boga i nie będę w związku z tym się modlić". No i ponadto zasadniczy wniosek z Twoich dośw. zyciowych .skoro Bóg mnie zaw idł to po co będę się narażąła na ponowne kłopoty .....

Popatrz na to od strony załóżmy piekarza – spalił mu się cały wypiek chleba i on stwierdza – życie jest bez sensu, pieczenie chleba, to ustawiczne porażki – teraz nie będę nic robił, bo to nie ma sensu.
Popatrz ile razy w życiu piekł taki chleb i ile razy mu się udawało a ile nie. Czy sądzisz, że jego postawa porzucenia tych czynności przyniesie mu korzyść? Co z nim jako piekarzem dalej będzie? – zginie z głodu, bo mu się spalił chleb //nawet jak na 10 000 razy spalił mu się 100 razy – to , co z tego ?? – czy różnica tych dobrych i złych wypieków nie ma znaczenia ?

Następna sprawa dot. Twojej koleżanki.

Popatrz na Twój osąd Boga. Jest bardzo //przepraszam// dziecinny.
Dlaczego ?? A no dlatego, że oceniasz pewne sprawy stawiając się jako osoba znająca doskonale koleżankę, jej „czystość” „intencje” , „heroiczność”. Ponadto znakomicie znasz Boga i Jego intencje…. Ukazałaś Boga, który jest wobec „wspaniałości” koleżanki okrutnym nielitościwym Bogiem utrudniającym powrót do siebie dla jakichś „widzi mi się”
Idąc dalej można przypuszczać, że ów Bóg był zadowolony z faktu, że koleżanka tkwiła w złem. A przecież to absurd

A co powiesz o tym ? To powiedział Jezus.

I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża ? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą».

Myślę, że taki obraz Boga jaki zarysowałaś istotnie nie zasługuje na liczenie się z nim bo, to nie jest Bóg. To nie ten Bóg którego opisałaś jest, tym Bogiem który nie ”””złamie trzciny nadłamanej”””
Czy zatopienie się w swoich katastroficznych wizjach przybliży Ci Boga, który tam gdzie jest, a jest wszędzie – sprawia dobro i tylko dobro , nawet jeśli my z powodu różnych naszych „niedoskonałości” nie jesteśmy w stanie tego dostrzec? Może zacznij odnajdywać prawdziwego a nie „urojonego” Boga, bo przecież wielu ludzi Go odnalazło i nim zyje.

Zapytałaś wprawdzie Elkę – pozwolisz, że ja nieco się do tego wtrącę.
Uczucia nie są najważniejsze w naszym życiu. Wiadomo, że jak uczucia dochodzą do głosu, to niejako zaciemniają rozum.
Psycholodzy zgodnie orzekają, że jedną z charakterystycznych cech prymitywnej osobowości jest dominowanie myślenia uczuciowego.
Rozwój człowieka idzie w kierunku samowychowania. Rozwój człowieka polega na przezwyciężaniu trudności a nie na „gniewaniu” się na Pana Boga, że nie dał mi tego, czego ja pragnę, bez liczenia się z niczym i nikim.
Możesz nazwać hasełkami // "Nie jestem wcale samotna, bo Bóg jest ze mną" // to, co jest nakreślone jako droga rozwojową człowieka pragnącego odnaleźć nie siebie //nawet jeśli okoliczności są bardzo trudne// ale akceptując wszystko a szczególnie trudność.
Jeśli jesteśmy w stanie z trudności uczynić „materiał twórczy” i podążać w kierunku doskonałości – to tak naprawdę pomimo cierpienia jakim może być „niedoskonałość” nas samych i drugiego człowieka sprawiającego nam ból jesteśmy w stanie się podnieść i właśnie to właśnie mamy na uwadze, że nie jesteśmy sami – i to daje nam siły i pomaga budować dalej. Przecież są takie „pozostawione” kobiety, które w imię miłości do dzieci nie załamały się ale budując na Bogu trwają w wierze i otrzymują to o co proszą.
Dojrzałość człowieka rozwija się z czasem i w czasie - ale korzystać trzeba z doświadczeń na swoja korzyść a nie odwrotnie. Wszelki przeciwności losu, mogą uczynić z człowieka świętego, albo zbrodniarza – mądrego albo głupiego – jedno jest pewne – moc w słabości się doskonali
No i tego nam wszystkim życzę… :)
:D :)

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


N cze 27, 2004 13:21
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Rozalko: :przytul: dobrze mówisz

Lars:
Cytuj:
Rozumie przez to, co piszesz, że ten "guzik"jest pogrzebaniem nadziei na dobro – więc Twoim zdaniem nie ma sensu robić cokolwiek , bo i po co. //logicznie mniej więcej tak to wygląda// Jeśli się mylę, to proszę popraw mnie.


Larsie, nie jestem pewna, czy rozumiem.
"Guzik" oznacza "żadnej pomocy nie otrzymała". Nie wiem, dlaczego wyciągasz tak daleko idące wnioski jak "pogrzebanie nadziei" i "nie ma sensu robić cokolwiek".
Mogę tu tylko powiedzieć, że owa bliska mi osoba wcale nie przestała wierzyć w Boga. Przyjmuje, że Jego drogi nie są naszymi drogami i że nie musi wiedzieć, dlaczego nie pomógł jej w tej sytuacji. Ja to rozumiem i nie uważam wcale, że powinna się odwrócić od Boga z powodu tego jednego rozczarowania.

Ja tylko stwierdzam fakt, że zawiodła się na Bogu, dlatego uważam, że nie jest prawdziwe twierdzenie: "na człowieku można się zawieść, na Bogu - nigdy".

(Chyba żeby przyjąć, że w gruncie rzeczy niczego nie możemy od Boga oczekiwać, skoro Jego drogi są niepojęte – istotnie nie mogę się zawieść na Kimś, od Kogo niczego nie oczekuję.)

Cytuj:
A no dlatego, że oceniasz pewne sprawy stawiając się jako osoba znająca doskonale koleżankę, jej „czystość” „intencje” , „heroiczność”. Ponadto znakomicie znasz Boga i Jego intencje…. Ukazałaś Boga, który jest wobec „wspaniałości” koleżanki okrutnym nielitościwym Bogiem utrudniającym powrót do siebie dla jakichś „widzi mi się”

Larsie, gdzież to ja się chwaliłam, że znam Boże intencje?!? Gdzież to nazwałam go okrutnym i nielitościwym?
Ja tylko pokazałam sytuację – osoba prosiła o pomoc, o wydobycie z grzechu (a sądząc z fragmentu Pisma, który przytoczyłeś, miała prawo się tej pomocy spodziewać) – i tej pomocy nie otrzymała. To wszystko.

Pewnie że najłatwiej wtedy oceniać człowieka – „twoja wiara jest słaba, twoje intencje nieczyste, twoja modlitwa nieszczera – i dlatego Bóg nie spełnił twojej prośby”. Ale takie stawianie sprawy przypomina mi Hioba i jego przyjaciół, którzy też mieli tylko jedno wytłumaczenie – musisz być Hiobie, grzesznikiem, skoro Bóg cię tak doświadczył. Bo inny obraz Boga nie mieścił im się w głowie.

Co do ostatniej kwestii – jestem chyba strasznie głupia, bo zupełnie nie rozumiem, w jaki sposób twój wywód wiąże się z tym co mówiłam.
W skrócie, powiedziałam, że z moich doswiadczeń miłość Boga nie może zastąpić miłości człowieka, i że jeśli ktoś twierdzi, że jemu zastępuje, to moim zdaniem sam siebie oszukuje.
Nie twierdzę natomiast, że miłość Boga nie pomaga w trudnościach, a już zdecydowanie nie twierdzę, że powinniśmy w życiu kierować się głównie uczuciami. Co więcej, zupełnie nie rozumiem, w jaki sposób wywnioskowałeś to z mojej wypowiedzi, w związku z tym trudno mi odpowiedzieć na twoje zarzuty.


Pn cze 28, 2004 15:22
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
Widzisz Bianko od razu mamy jasną sytuację.
Ty przedstawiłaś jedną sytuację, a ja drugą. Jak uzgodniliśmy pojęcia można zastanowić się, dlaczego taka sytuacja miała miejsce. Oczywiście ani Ty ani ja nie będziemy w stanie rozwiązać problemu Twojej koleżanki gdyż to jej subiektywne odczucie dało nam możliwość wypowiedzenia się w tej kwestii.
Jednak dalej twierdzisz, że na Bogu można się zawieść. I tu w dalszym ciągu uważam, że nie masz racji. Zawodzimy się na samych sobie oczekując czegoś, co „naszym” zdaniem jest dla nas dobre.
Jeśli wierzymy, że Bóg jest Miłością i chce dla nas dobra i tylko dobra, bo w końcu takie są atrybuty Boga, to nasza wiara nie dopuszcza myśli „zawodu” na Bogu, a jedynie powinna zwrócić nam naszą uwagę, że z pewnością to, na co oczekiwaliśmy nie było tym, co było dla nas najkorzystniejsze.
Rozalka ma rację pisząc, że na Bogu zawieść się nie można.
Czasami dopiero po latach dowiadujemy się, że sytuacja, która była dla nas „zła” - z której to, powodu mieliśmy straszne kłopoty postawiła nas na „żyznej glebie”. Gdyby nie owo zło nie stałoby się to, co przyniosło nam w konsekwencji o wiele więcej dobra niż byśmy się tego spodziewali.
Czytałem wiele biografii świętych – oni przyjmowali z wielkim zaufaniem wszelkie przeciwności, //choć nie rozumieli ich sensu// i nie sądzili, że Bóg ich opuścił. Nie wiem, jakie czytałaś książki, więc oprę się na Józefie egipskim, którego historie życia z pewnością znasz.
Najmłodszy „rozpieszczony” syn Jakuba przyzwyczajony do wygód nagle zostaje ””sam”” - sprzedany przez braci, daleko od kochającego go i kochanego ojca. Jego dalsze losy, to wieloletnia tułaczka na obczyźnie. Za prawość i czystość osadzony w więzieniu.
Można powiedzieć, że Pan Bóg zabawia się jego prawością i nie wysłuchuje modlitw, ba nawet nie zwraca uwagi na to, że mu się dzieje straszna krzywda, gdyż za wierność otrzymuje same utrapienia i to coraz gorszego kalibru.
Wyobraźmy sobie, co by było gdyby Józef powiedział „zawiodłem się na Bogu”.

Moim poprzednim postem nie oceniałem żadnej osoby, bo nie znam ani Ciebie ani Twojej koleżanki. Chciałem nim szerzej napisać, o problemie jaki poruszyłaś korzystając z Twojego „materiału” i pokazać nam wszystkim – „ że nasze pretensje”, które przypisujemy pochopnie Bogu są jedynie naszą niedojrzałościa.
Każdemu z nas zdarza się „kłócić” z Panem Bogiem, co nie znaczy, że On jest winny. Co innego jest bunt w sytuacji „kryzysu” – a co innego zmaganie się z przeciwnościami, które są dojrzałą postawą człowieka wierzącego. Wiara potrzebuje walki i ocierania się o przeciwności - potrzebuje wzrastać.

Teraz opowiem bajkę o palmie, którą często czytam w sytuacjach trudnych i po skończeniu, której mam siły do zaczynania od nowa. :D

Na brzegu oazy rosła młoda palma. Pewnego dnia przechodził tędy człowiek, który miał manię niszczenia. Zobaczywszy małe drzewko, wziął ciężki kamień i położył go w koronie palmy. Potem poszedł dalej.
Palma próbowała wszelkimi sposobami zrzucić ten ciężar, ale bez skutku. Za mocno siedział w jej koronie. Palma jednak nie myślała się poddać: wbiła mocno korzenie, szła w ziemię coraz głębiej, aby zdobyć oparcie.
Tak dotarła do żyły wodnej, skąd czerpała siłę i wzrost.
Teraz dopiero poczuła, że rośnie. Wkrótce stała się największą i najpiękniejszą palma w okolicy.
Po latach przechodził tędy znowu ten sam człowiek i chciał zobaczyć dzieło swojego zniszczenia. Spodziewał się znaleźć jakieś małe, karłowate drzewko. Wówczas nachyliła się do niego najpiękniejsza palma, pokazała kamień i powiedziała:
- Dziękuję ci, człowieku. Twój ciężar uczynił mnie mocną.

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Pn cze 28, 2004 17:15
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
witam :)

poprosilam cie o wypowiedź nie tyle odnosnie danego zacytowanego fragmentu [ten zacytowałam, bo co niektórzy myślą o kobietach i tym, co one czytają, bardzo stereotypowo ;)], ale dlatego, że pieknie w nim ukazane jest, jak w tej powieści Sigrid ludzkie życie, cierpienia, radości, upadki i zwycięstwa prowadzą do Boga :) jak go czytałam, skojarzył mi sie z Tobą i dyskusją w temacie o wszechmocnym Bogu :) sama nie wiem, czemu :)

co do wizji Boga - oczywiście, że jest On większy nad wszelkie ludzkie wyobrażenie, nasz umysł nie jest w stanie Go objąć
jednak nie rozumiem, dlaczego to, co pisałaś, zakonczyłaś konkluzją, że

Cytuj:
Religia chrześcijańska wydaje mi się przedstawiać nieprawdziwy obraz Boga, i dlatego tak się wam dziwię, że go wyznajecie


piszesz o "swoim" obrazie Boga:
Cytuj:
Boga kochającego, opiekującego się i zarazem wymagającego


cóz, taki sam jest obraz "mojego" Boga - Boga chrzescijan :)

twoje pytanie bianko, tak bardzo mnie zaskoczylo, ze jeszcze raz przeczytalam cały artykuł :)

skąd pomysł, że mozna miłość do człowieka ZASTĄPIĆ milością do Boga???

wg mnie nie mozna kochac Boga, jesli sie nie kocha czlowieka - i to tez mówi moja religia :) i to wg mnie jest tez ukazane w tym artykule

co zrobiłabym, gdyby odszedł mój mąż? nie mam pojęcia :) buduję na słowach Pisma, że "miłość nigdy nie ustaje" :) a zbyt wiele zesmy wspólnie przeszli, by nie móc na tym budować :)

czyzbysmy były bliższe sobie w wierze, niz nam sie zdaje? :)

a co do pomocy twojej przyjaciółce... On nie zawodzi i nie wierzę w to, że nie chce jej pomóc...
sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji - i wiem - teraz - ze to tylko moja słabość powodowała, że nie umiałam wyjść z niej...
złu też trzeba sie nauczyć mówić - NIE...
i kiedy raz sie tak powie, wtedy czuje sie, ze to nie własna mocą sie złu sprzeciwiło - tak to przezyłam, dlatego mogę tak napisać - z mojej strony to nie jest teoria

pozdrawiam serdecznie :)


Pn cze 28, 2004 18:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
i jeszcze jedno, bianko :)

miłosci sie nie da zastąpić, ale "niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Bogu"...

póki człowiek nie ukocha Boga bardziej niz jakiegokolwiek człowieka, będzie sie szamotał w okowach swoich pragnień, zmysłów, pożądań...
co nie oznacza, ze mam miłosc do męża zastępować miłoscią do Boga! nie!! ale oznacza to, że Boga mam kochać BARDZIEJ niż człowieka - a z tym sie chyba zgodzisz ze mną :)


Pn cze 28, 2004 18:05
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Lars_P napisał(a):
Jednak dalej twierdzisz, że na Bogu można się zawieść. I tu w dalszym ciągu uważam, że nie masz racji. Zawodzimy się na samych sobie oczekując czegoś, co „naszym” zdaniem jest dla nas dobre.
Jeśli wierzymy, że Bóg jest Miłością i chce dla nas dobra i tylko dobra, bo w końcu takie są atrybuty Boga, to nasza wiara nie dopuszcza myśli „zawodu” na Bogu, a jedynie powinna zwrócić nam naszą uwagę, że z pewnością to, na co oczekiwaliśmy nie było tym, co było dla nas najkorzystniejsze.


Larsie, najsmiesniejsze jest w tym wszystkim to, ze z mojego punktu widzenia rzeczywiscie lepiej, że koleżanka pozostała w grzechu (bo według mojego rozumienia dobra i zła nie zrobiła nic złego), natomiast nie wiem jak z punktu widzenia katolika pozostawanie w grzechu może być korzystne.

Ty piszesz o sytuacjach, kiedy zło przychodzi z zewnątrz, kiedy przydarza nam się coś złego - ja cały czas piszę o sytuacji, kiedy grzech przychodził z wewnątrz. A ponieważ człowiek jest słaby, potrzebuje pomocy Boga do walki ze swoim grzechem. I nie chodziło tu o wyręczanie się Bogiem typu "ja sobie posiedzę, a ty mnie, Panie Boże, wyciągnij z grzechu", tylko naprawdę już brakowało sił do walki.


Wt cze 29, 2004 8:56
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
elka napisał(a):
co do wizji Boga - oczywiście, że jest On większy nad wszelkie ludzkie wyobrażenie, nasz umysł nie jest w stanie Go objąć
jednak nie rozumiem, dlaczego to, co pisałaś, zakonczyłaś konkluzją, że
Cytuj:
Religia chrześcijańska wydaje mi się przedstawiać nieprawdziwy obraz Boga, i dlatego tak się wam dziwię, że go wyznajecie

piszesz o "swoim" obrazie Boga:
Cytuj:
Boga kochającego, opiekującego się i zarazem wymagającego

Ale dalej piszę, że jestem świadoma, że ten obraz jest nieprawdziwy, stworzony na mój obraz i podobieństwo.

Cytuj:
skąd pomysł, że mozna miłość do człowieka ZASTĄPIĆ milością do Boga???

Sorry, byłam nieprecyzyjna. Chodziło mi o to, że bycia kochanym przez człowieka nie można zastąpić miłością ze strony Boga.
Może niesłusznie, ale właśnie tak odebrałam artykuł - że Krystyna szukała tej prawdziwej miłości u ludzi, a znalazła ją dopiero u Boga.
Taka postawa pod tytułem "u ludzi nigdy nie znajdziesz prawdziwej miłości, tylko u Boga" wydaje mi się trochę niebezpieczna, bo czasami może prowadzić do konkluzji "nawet nie warto szukać człowieka, który mnie naprawdę pokocha". Tymczasem poczucie bycia prawdziwie kochanym przez drugiego człowieka jest zawsze potrzebne... tak mi się przynajmniej wydaje.
A co do miłości do człowieka i Boga, zgadzam się, chociaż pewnie każda z nas trochę inaczej rozumie pojęcie "Bóg". :)

Cytuj:
On nie zawodzi i nie wierzę w to, że nie chce jej pomóc...
sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji - i wiem - teraz - ze to tylko moja słabość powodowała, że nie umiałam wyjść z niej...
złu też trzeba sie nauczyć mówić - NIE...

A co, jeśli nie umiesz przezwyciężyć słabości? Jeżeli mówisz NIE, a potem znowu dostajesz od życia kopniaki i znowu upadasz na duchu? Jeśli mówisz Bogu - staram się, ale jestem słaba, zaradź mojej słabości?

Jeśli nawet tego nie mogę od Boga oczekiwać, to czego mogę oczekiwać?


Wt cze 29, 2004 9:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Bianka................
Echhhh - drugi raz to piszę - chyba niełatwo :) Widzisz - patrzę na to, co się dzieje w moim życiu i wokół mnie...

Czasem bym chciała - uwolnienia od pokus, uwolnienia od siebie - od emocji, od pragnień. Byłoby łatwiej - być innym człowiekiem od zaraz. I przecież Bóg może to zmienić. I więcej - czasem zmienia - na chwilę, gdy ktoś zaczyna iść, gdy jest słaby, gdy niepowodzenie może go pokonać. Ale czasem "oddaje" - gdy człowiek się wzmacnia. Bo nie chodzi o to, by coś załatwić "za człowieka", ale by będąc takim, jakim jest - świadomie i dobrowolnie wybrał dobro... I powoli dojrzewał i się zmieniał... A może - nigdy? Może do końca życia trzeba znosić również - siebie i swoją słabość?
"Dany mi jest oścień dla ciała, aby mnie policzkował" - wierzę że znasz ;)

Więc może trzeba - wytrwałości - pokory - czasem ciągłego wstawania - czasem, w końcu - powiedzenia nie temu, co do zła prowadzi?
Na pewno "nie zabraknie Ci Mojej Łaski" - za skarby świata nie pamiętam, gdzie to było... Jeśli tylko po nią będziesz sięgać...

Aha - podpowiedziano mi :)
Cytuj:
lecz /Pan/ mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.
(2 list do Koryntian 12:9)

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt cze 29, 2004 9:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
Bianko muszę przyznać, że nie bardzo rozumiem Twoje wywody – w każdym poście masz inne poglądy. Przeanalizuj swoje wypowiedzi i zwróć uwagę czy aby na pewno precyzyjnie wyrażasz swoje poglądy. Powszechnie grzech uważa się za „odstępstwo i zło. Dla Ciebie grzech nie istnieje, – ale winą jakiegoś zła obarczasz Boga. Żal Ci jest koleżanki, przyznajesz, że jej kłopoty wynikają z jakiegoś zła jednak uważasz, że to nie jest zło. Co zatem jest powodem i kto jest winny temu, że ona usiłuje się wyrwać z sytuacji, które ja „zniewalają” – i usiłuje „”””wyjść z pewnego zła”””” ///tak napisałaś.///

Jeśli mówisz o grzechu – to rozumiem, że masz na uwadze fakt, iż grzech jest czynem człowieka umniejszającym jego pełnię. Człowiek uwikłany w grzech, rozpoczyna pewien cykl powtarzających się kłopotów cierpień i niepokojów jak i oczekiwania na spokój, szczęście i zadowolenie.
Oczywistością jest, że trzeba się wyrwać z tego niekończącego się koła sytuacji przyczynowo skutkowych by stać się człowiekiem „wolnym”.
Zło rodzi zło jak i dobro zasiewa dobro. Jak wkładasz rękę do ognia to się parzysz. Jak można inaczej logicznie wytłumaczyć zło czy dobro. Każdy człowiek znakomicie wie, czym jest dobro a czym zło.
Jeśli Twoim zdaniem grzech nie jest złem – to wytłumacz, co Ty uważasz za dobro i czym w Twoim mniemaniu jest zło. Jeśli będziemy balansować swobodnie wokół pojęć, które są określone i oczywiste //nie tylko w mniemaniu katolika// to nie sądzę, że rozmowa ta sprowadzi się do budujących i satysfakcjonujących wniosków.
Czy Twoje stanowisko i poglądy, jakie tu głosisz będą podstawą do pomocy bliskiej Ci osoby ??

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Wt cze 29, 2004 10:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
I tak jeszcze myślę... Pamiętam...

Też się tak kiedyś modliłam - kaleko, ale jednak. Też szukałam ratunku - widząc, że lecę w dół. Próbowałam powiedzieć "nie" - ba, powiedziałam nawet. I też nie zniosłam samotności...
Ile w tym łaski, że to się rozpadło? Że nie weszłam na drogę, z której wrócić byłoby bardzo trudno?

A jednak - patrzę teraz - zbyt słabo szukałam. W sumie na sobie się oparłam - i poległam z kretesem. Pamiętam myśl - "Nie jestem w stanie przeżyć tej straty". Nie jestem? Nie byłam? No właśnie - byłam. Przecież w końcu przeżyłam. Z ulgą - że to koniec. Życie w sprzeczności z sobą, z tym w co się wierzy jest dramatem bez wyjścia. Życie tak - do końca - budziło moją ciężką panikę... Może też dlatego mi się udało...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt cze 29, 2004 10:32
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
myślę, ze w części twoje odczucia są słuszne, bianko :)

Cytuj:
Krystyna szukała tej prawdziwej miłości u ludzi, a znalazła ją dopiero u Boga.


co nie znaczy jednak, że miala nie kochac ludzi! nie! jednak żadna z tych miłosci nie była wolna od braków [ułomności drugiego człowieka jak i samej Krystyny]

mnie natomiast zaciekawila postać Paula Selmera - i to, że odnalazł Bożą miłość w trudzie - w wierności żonie, z którą go niewiele łączyło

Cytuj:
ogromowi ludzkiego smutku i namiętności towarzyszy jednoczesne poszukiwanie miłości, która przynieść może ze sobą znacznie więcej, aniżeli oferować może ludzkie serce.


może właśnie współczesny człowiek za bardzo poprzestaje tylko na poszukiwaniu ludzkiej milosci, i gdy po jakims czasie okazuje sie, ze to nie to - tak łatwo odchodzi do innej "miłości"?
dla mnie własnie to jest piękne w moim Bogu [przy całej ułomności mojego wyobrażenia :)] że On nie pozwala mi siebie ograniczyć - ze stawia przede mną wymagania [spisane w Pismie] i ja MOGĘ, nie muszę, je realizować
a wypełnianie ich owocuje ZAWSZE pokojem serca :)

specjalnie nie piszę, ze szczęściem, pokój serca jest bowiem podstawą wszelkiego szczescia, dobrego samopoczucia i co tam komu przyjdzie na myśl :)


Wt cze 29, 2004 11:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Larsie,
może się zdawać, że zmieniam poglądy, bo najpierw pisałam z punktu widzenia koleżanki, która jest wierzącą katoliczką - chciałam w końcu przedstawić, jak przeżyła rozczarowanie Panem Bogiem, a mogłam to zrobić tylko patrząc jej oczami.
Potem pisałam z mojego punktu widzenia,

Lars_P napisał(a):
Powszechnie grzech uważa się za „odstępstwo i zło. Dla Ciebie grzech nie istnieje, – ale winą jakiegoś zła obarczasz Boga.

Tu miałam na myśli akurat jej konkretny grzech - rozwód. Akurat w jej przypadku nie uważam rozwodu za zło. W innych przypadkach - bywa złem. Zależy od okoliczności.
Natomiast dla Kościoła katolickiego zawsze jest złem.

Przyznaję, że mam kłopoty z terminologią. Czy możemy przyjąć definicję: "grzech" - to, co Kościół katolicki uznaje za zło?

Cytuj:
Żal Ci jest koleżanki, przyznajesz, że jej kłopoty wynikają z jakiegoś zła jednak uważasz, że to nie jest zło.

Jej kłopoty wynikają nie ze zła, tylko z tego, że stara się nie popełnić grzechu, a ulega słabości.
(Z mojego punktu widzenia żadna tam słabość tylko zdrowy instynkt samozachowawczy i żadne tam zło, tylko próba zachowania zdrowia psychicznego).

Cytuj:
Co zatem jest powodem i kto jest winny temu, że ona usiłuje się wyrwać z sytuacji, które ja „zniewalają” – i usiłuje „”””wyjść z pewnego zła”””” ///tak napisałaś.///

Jeśli pytasz, jak to widzę z mojego punktu widzenia - Kościół, który ją przekonał, że rozwód zawsze i w każdym wypadku jest złem.

Cytuj:
Jeśli Twoim zdaniem grzech nie jest złem – to wytłumacz, co Ty uważasz za dobro i czym w Twoim mniemaniu jest zło.

Na ten temat możemy rozpocząć odrębny wątek, bo wątpię, żeby dało się to rozstrzygnąć w jednym zdaniu. (A i jestem ciekawa, co inni forumowicze na ten temat powiedzą :) )

Cytuj:
Czy Twoje stanowisko i poglądy, jakie tu głosisz będą podstawą do pomocy bliskiej Ci osoby ??

Osobie tej na pewno nie pomogę, bo szanuję poglądy drugiego człowieka, i jeżeli wybrała, że będzie wyznawać naukę katolicką, to ja jej od tego odwodzić nie będę.


Wt cze 29, 2004 21:18
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Bianka - sygnalizujesz problemy tylko... Więc może po prostu stanowisko KKK:

Cytuj:
2382 Pan Jezus podkreślił pierwotny plan Stwórcy, który chciał nierozerwalności małżeństwa. Znosi pobłażliwość, która przeniknęła do Starego Prawa. Między ochrzczonymi "małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny, oprócz śmierci".

2383 Separacja małżonków z utrzymaniem węzła małżeńskiego może być uzasadniona w pewnych przypadkach przewidzianych przez prawo kanoniczne.

Jeśli rozwód cywilny pozostaje jedynym możliwym sposobem zabezpieczenia pewnych słusznych praw, opieki nad dziećmi czy obrony majątku, może być tolerowany, nie stanowiąc przewinienia moralnego.

2384 Rozwód jest poważnym wykroczeniem przeciw prawu naturalnemu. Zmierza do zerwania dobrowolnie zawartej przez małżonków umowy, by żyć razem aż do śmierci. Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne. Fakt zawarcia nowego związku, choćby był uznany przez prawo cywilne, powiększa jeszcze bardziej ciężar rozbicia; stawia bowiem współmałżonka żyjącego w nowym związku w sytuacji publicznego i trwałego cudzołóstwa:

Jeśli mąż, odłączywszy się od swej żony, łączy się z inną kobietą, sam jest cudzołożnikiem, ponieważ każe popełnić cudzołóstwo tej kobiecie; także kobieta, która mieszka z nim, jest cudzołożnicą, ponieważ pociągnęła do siebie męża innej kobiety.

2385 Niemoralny charakter rozwodu wynika z nieporządku, jaki wprowadza on w komórkę rodzinną i w społeczeństwo. Nieporządek ten pociąga za sobą poważne szkody: dla porzuconego współmałżonka, dla dzieci, które doznały wstrząsu z powodu rozejścia się rodziców, często starających się pozyskać ich względy, oraz z uwagi na zły przykład, który czyni z niego prawdziwą plagę społeczną.


I Kodeks Postępowania Kanonicznego (o separacji)
Cytuj:
Kan. 1152
§ 1. Chociaż bardzo zaleca się, aby współmałżonek pobudzony chrześcijańską miłością i zatroskany o dobro rodziny, nie odmawiał stronie cudzołożnej przebaczenia oraz nie zrywał z nią życia małżeńskiego, to jednak, gdy wyraźnie lub milcząco nie darował winy, ma prawo przerwać pożycie małżeńskie, chyba że zgodził się na cudzołóstwo, albo stał się jego przyczyną lub sam także popełnił cudzołóstwo.

§ 2. Zachodzi milczące darowanie, gdy strona niewinna upewniona już o zdradzie małżeńskiej, dobrowolnie z miłością małżeńską współżyje z tą, która zawiniła. Domniemywa się zaś je, jeśli przez okres sześciu miesięcy zachowała współżycie małżeńskie i nie odniosła się do władzy kościelnej lub państwowej.

§ 3. Jeśli współmałżonek niewinny sam zerwał dobrowolnie współżycie małżeńskie, powinien w ciągu sześciu miesięcy wnieść sprawę o separację do kompetentnej władzy kościelnej, która, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, rozważy, czy niewinny współmałżonek mógłby być skłoniony do darowania winy i nie przedłużania separacji na stałe.

Kan. 1153
§ 1. Jeśli jedno z małżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne, tym samym daje drugiej stronie zgodną z prawem przyczynę odejścia, bądź na mocy dekretu ordynariusza miejsca, bądź też gdy niebezpieczeństwo jest bezpośrednie, również własną powagą.
http://www.archidiecezja.lodz.pl/czytel ... 4t7r9.html

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt cze 29, 2004 21:38
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Czekałam na ciebie, Jotko :)

jo_tka napisał(a):
I więcej - czasem zmienia - na chwilę, gdy ktoś zaczyna iść, gdy jest słaby, gdy niepowodzenie może go pokonać.

Może tu jest cała różnica, że ty takie doświadczenie miałaś, a ja - nie.
Że na koniec stwierdziłam, że nie ma żadnego znaczenia, czy jestem wierząca czy niewierząca. Bo nic się nie zmieniło. Nie stałam się ani gorsza, ani lepsza. To moje rozczarowanie.

Żebym się stała chociaż trochę gorsza! Prawie chciałam, żeby tak było. To by znaczyło, że jednak mi pomagał. Ale nie. Dalej człapię swoją drogą rozwoju. Codziennie się czegoś uczę, staję się trochę mądrzejsza i trochę lepsza.

Cytuj:
Może do końca życia trzeba znosić również - siebie i swoją słabość?
"Dany mi jest oścień dla ciała, aby mnie policzkował" - wierzę że znasz ;)

Znam i swój oścień też znam :) Wszystko to prawda, "moc w słabości się doskonali". Tylko dlaczego mieszać do tego Boga? (niestety brak emoticonów na to co teraz czuję).


Wt cze 29, 2004 22:33
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 06, 2004 9:10
Posty: 140
Post 
Jotko, dzięki za Prawo kościelne. Będę trochę lepiej myśleć o Kościele. :mrgreen: (Ale gorzej o pewnym księdzu :twisted: )

Ela:
Cytuj:
jednak żadna z tych miłosci nie była wolna od braków [ułomności drugiego człowieka jak i samej Krystyny]

Dla mnie miłość człowieka jest piękna właśnie dlatego że jesteśmy ułomni. I dlatego, że rozpaczliwie nie chcemy być samotni. To dzięki temu możemy sobie wybaczać. Możemy się pokłócić, a potem pogodzić. Bez tych ułomności - to nie byłoby to samo :) Kocham naszą ludzką ułomną miłość.

Cytuj:
może właśnie współczesny człowiek za bardzo poprzestaje tylko na poszukiwaniu ludzkiej milosci, i gdy po jakims czasie okazuje sie, ze to nie to - tak łatwo odchodzi do innej "miłości"?

Ja raczej widzę to tak, że współczesny człowiek ucieka od słabości i ułomności. Nie umie jej akceptować - ani u siebie, ani u bliskich osób. Za bardzo jesteśmy nastawieni na sukces, na efektywność, na komfort i wygodę.


Wt cze 29, 2004 22:54
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 41 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL