Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn kwi 29, 2024 9:31



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 52 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
 Książki, które trzeba przeczytać:) 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt mar 31, 2009 4:54
Posty: 1993
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
1. "Anus mundi" Wiesława Kielara.
2. Wszystko inne co wpadnie w ręce.

BTW nie wiecie nic o e-bookach Wiktora Zawady ? Okupacja, kaktusy i te sprawy.


So wrz 25, 2010 23:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 13:41
Posty: 1
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Witam!

Polecam tytuł "Sokrates i inni święci" autorstwa Dariusza Karłowicza.


N wrz 26, 2010 14:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz lis 25, 2010 13:59
Posty: 14
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Ja gorąco polecam wszystkie utwory mojego ulubionego,wielkiego pisarza Franza Kafki, który dzięki swej niesamowitej wrażliwości napisał wiele wieloznaczeniowych ,groteskowych dzieł, świetnie obrazujących współczesną rzeczywistość(jego dzieła są ponadczasowe) ich bohaterem jest zazwyczaj człowiek wyalienowany
1 proces
2 zamek
3 ameryka
4 głodomór
oraz polecę tutaj także utwór pisarza z którego światopoglądem nie do końca się zgadzam,jednakże napisał wybitną powieść psychologiczną:F.Dostojewski ''Zbrodnia i Kara''


Cz lis 25, 2010 20:46
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49
Posty: 10063
Lokalizacja: Trójmiasto
Post 
Nadrabiam zaległości książkowe.


Bernard Lecomte, "Tajemnice Watykanu" (Znak 2010)

W opisie wydawniczym książki na początku czytamy: Historie, na podstawie których Dan Brown mógłby napisać kolejne książki. Zdecydowanie tak - gdyby nie fakt, że Brown pisze powieści, a nie jest historykiem :) Ale myśl bardzo dobra, ponieważ Lecomte - ograniczając zakres i tak dość obszernej (blisko 400 stron) książki - pisząc o samej tylko historii Watykanu w kontekście ciekawostek jedynie XX wieku, stworzył dzieło bardzo ciekawe. Nie tylko dla historyka, który z lubością przebija się przez tomiszcza, w których 1/2 każdej strony to przypisy - właśnie nie. Źródeł nie brakuje autorowi, a książkę - mimo że absolutnie opartą na faktach - czyta się jak dobrą powieść. A to nic innego, jak po prostu prawda o najbardziej zapalnych momentach w Kościele poprzedniego stulecia.

Nie mam przed nosem teraz spisu treści - a szkoda - ale spróbuję przytoczyć z głowy. Kwestie państwowości Stolicy Apostolskiej (kulisy i tło przygotowywania Paktów Laterańskich), zjawisko księży-robotników (przykład, gdy Watykan - wbrew opiniom biskup - zajął stanowcze stanowisko, które zjawisko to szybko ukróciło, choć nie pogodzili się z tym wszyscy księża-robotnicy), jak to było z tym sługą Bożym Piusem XII i jego nastawieniem w stosunku do Hitlera i nazizmu (a było zupełnie inaczej, niż to funkcjonuje w dużym uproszczeniu - ponieważ papież ten faktycznie zrobił, co mógł, i uratował tysiące Żydów - a podjął decyzję o swojej postawie widząc, jak naziści karali za jakikolwiek sprzeciw, słusznie stwierdzając, że wobec jego głośnego i zdecydowanego sprzeciwu po prostu ucierpieli by na tym chrześcijanie w skali trudnej do przewidzenia - i dlatego milczał), czy Hitler faktycznie planował porwanie i uwięzienie papieża (a planował - była gotowa nawet specjalna procedura jego natychmiastowej abdykacji, gdyby do tego doszło, i powrotu do godności kardynalskiej, aby fuhrer nie mógł wykorzystać nacisków na niego jako głowę Kościoła), arcyciekawy rozdział o okolicznościach powstania encykliki Humanae Vitae traktującej o antykoncepcji (jaka miała być, jakie stanowisko miała przedstawić - a jak to finalnie wyszło) - i wiele innych.

Interesuję się historią Watykanu nie od wczoraj, niejedną książkę o tym przeczytałem - a i tak dowiedziałem się sporo ciekawych rzeczy. Dlatego polecam. Dla cierpliwych - sporych rozmiarów recenzję zamieścił u siebie na blogu Szymon Hołownia, ale interfejs newsweekowy nie umożliwia wyszukania... Więc nie znajdę. Ja polecam serdecznie - bo warto. A cena? Cóż - teraz w modzie jest wydawanie wszystkiego w twardych oprawach, więc to kosztuje.


x Sławomir Oder, Saverio Gaeta - "Dlatego święty" (św. Stanisław BM, 2010)

Na początek - tak, książka ciekawa, w przeciwieństwie do różnej maści wydawnictw, wypuszczanych ostatnimi czasy, a poświęconych osobie Papieża Polaka. Niestety, taka prawda. Sam na tym (albo poprzednim - bo to ten czas był) blogu pisałem o tym, jaką moim zdaniem cienizną jest książka szumnie zatytułowana Świadectwo, której autorem jest kard. Dziwisz. Cóż, taka prawda. Nic ciekawego, nudna forma, bardzo ubogie opisy - innymi słowy, nie tego czytelnik (przynajmniej ja) oczekiwał po książce człowieka, który 3/4 życia spędził z Janem Pawłem II. Na tym tle choćby wydana przez GW książka autorstwa... tak, fotografa papieskiego, Arturo Mariego, była o wiele ciekawszą lekturą. Naprawdę. Tak, wiem - wiele ochów i achów nad książką Dziwisza czytałem - ale nie wiem, może inne książki czytaliśmy?

Do rzeczy - x Oder napisał naprawdę ciekawą publikację. Dzieli ją jakby na 3, nie do końca dla mnie zrozumiałe, części. W pierwszej mówi o Wojtyle jako człowieku żyjącym w konkretnych czasach, etapach życia przed pamiętnych 16.10.1978. W drugiej - szeroko pojęty pontyfikat, wybrane przez autora wydarzenia. I wreszcie trzecia - papież jako mistyk, w oczach tych, z którymi pracował, ale także jego przyjaciół. Zaskakuje właśnie szerokość spojrzenia - nie czytamy po raz n-ty tych samych historyjek, które o papieżu można znaleźć w milionie innych książek z anegdotami i nie tylko (to że w takich z anegdotami - pół biedy, ale w innych, aspirujących do miana historycznych?), ale o sytuacjach nieznanych, i przede wszystkim pochodzących z ust osób papieżowi najbliższych, wiarygodnych, wskazanych często z nazwiska.

Przykłady? Proszę - s. 124 - papież umiejętnie osobiście odbija piłeczkę, gdy dziennikarz zapytał o bardzo duże koszty jego podróży i porównując je z kosztami podróży brytyjskiej królowej, wskazując że papież ma zadanie jednak bardziej wzniosłe niż królowa, bo nowina jaką niesie jest niewspółmiernie ważniejsza, bo chodzi o Zbawiciela, który nas odkupił, i właśnie samo to zbawienie kosztowało całą Jego krew. Inny - s. 134 - papież w obliczu tragedii World Trade Center (2001) - i dwa proste słowa: są Twoi. Pełne zawierzenie Bogu, w którego rękach były wszystkie ofiary. Gest całkowitego zaufania - a jednak w jakich okolicznościach, jakby z przypomnieniem Bogu: teraz Ty działaj. Piękne. Wierzył w Boga, ale również nie poddawał się i z Bogiem o tych ludzi, jacy by nie byli, walczył. Dalej - s. 139-140 - kwestia spotkania z przedstawicielami różnych religii w Asyżu (1986), które dla papieża było bardzo ważne nie dlatego, że wielu nawet dostojników Kościoła nie rozumiało idei i sprzeciwiało się mu, ale dlatego że miało zbliżyć do siebie różnych zupełnie ludzi. Nie, nie negowało tego, że to Jezus jest jedynym Zbawicielem człowieka - ale pomagało dostrzec, że promień Bożej prawdy jest w każdej innej religii, która inną zupełnie drogą, ale zmierza w tym samym co Kościół kierunku.

Kolejny - s. 144 i nn - kwestia ew. emerytury papieża. Jan Paweł II wiedział, że zastanawiał się już nad tym sługa Boży Paweł VI. Czy papież może pozwolić sobie na stan spoczynku za życia? Biskupi przechodzą na emeryturę w wieku 75 lat - papież też powinien? Okazuje się, że decyzję podjął już w 1989 - sporządził dokument, z którego jasno wynika, że w wypadku choroby uznanej za przypuszczalnie nieuleczalną, długotrwałą i która uniemożliwi sprawowanie w dostateczny sposób posługi apostolskiej rezygnuje za wczasu z urzędu Biskupa Rzymu i Głowy Kościoła. Przewidział taką możliwość, i był gotów po ludzku jej sprostać. Można zaryzykować stwierdzenie - gdyby jego choroba pod koniec życia potrwała dłużej, być może bylibyśmy świadkami wprowadzenia w życie tej jego decyzji... I ostatni - s. 194 - stanowisko papieża wobec objawień w Medjugorje. Tak, sam jestem wobec tego bardzo sceptyczny - bo i Kościół nie nakazuje wiary w nie. Czy papież w nie wierzył? Papież przede wszystkim widział w nich kontynuację orędzia Matki Bożej z Fatimy z 1917. W książce znajdują się 2 cytaty o podobnej treści 2 innych osób - każdej z nich papież zadeklarował, że gdyby nie był tym, kim jest, już by był w Medjugorje, aby służyć ludziom, którzy tam przychodzą i szukają wsparcia kapłana, spowiedzi. Nie tyle skupiał się na objawieniach samych w sobie - ale dobru, które z nich wynika dla wszystkich ludzi, którzy tam się nawracają, a temu zjawisku nie sposób zaprzeczyć.

Książka niewielka, ok. 200 stron, przy odrobinie wolnego czasu i zaparciu - lektura na jeden raz.


Martha Shad, "Szara eminencja Watykanu. Siostra Pascalina i papież Pius XII" (M 2010)

Postać, która już za życia wywoływała kontrowersje. Nie mówię o samym Piusie XII, a o jego sekretarce i gospodyni - bo tak należy rolę s. Pascaliny określić. Z książki wynika obraz osoby bezgranicznie oddanej Eugeniowi Pacellemu - od czasów, gdy zetknęła się z nim jako młoda (czasowo z założenia) przydzielona jedna z kilku zakonnic, a która podąża z nim do Rzymu w związku z nominacją na sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, i pozostaje także po wyborze na papieża w 1939. Kobieta, która specyficznemu - jak by nie spojrzeć - człowiekowi, jakim był Pacelli po prostu organizowała życie, dbała o niego (posiłki, leki, rytm życia, garderoba), troszczyła się o odpowiednią dla niego przestrzeń życiową, aby mógł realizować dobrze swoje zadania. Jaki obrazek wynika z książki? Zaryzykuję stwierdzenie - matkowała mu nieco, co autorka, nie wprost, ale wskazuje dość jednoznacznie (Pacelli był bardzo zżyty z matką, która w pewnym momencie zmarła), ale czego nie uważam za coś z założenia złego. Łączyła ich z pewnością przyjaźń i obustronne oddanie, co autorka nie raz w książce udowodniła.

Nie jest przesadą to, co o Pascalinie można nie raz i nie dwa razy wyczytać w mniej lub bardziej wiarygodnych źródłach - to ona odpowiadała za to, kto, kiedy, na jak długo i czy w ogóle spotka się z papieżem Piusem, czy w ogóle będzie miał do niego dostęp. Książka pokazuje także piękne przyjaźnie - tak samej Pascaliny, jak papieża - z kard. Francisem Spellmanem czy kard. Michaelem von Faulhaberem. I przede wszystkim - tytaniczną pracę tej kobiety zarówno na rzecz samego papieża, jak i wielu dzieł charytatywnych Watykanu, przede wszystkim pomocy na rzecz ofiar wojny, czy to w jej trakcie, czy też przez wiele lat po. Jednocześnie - jej trudny charakter, gdy po śmierci Piusa XII musiała powrócić do pracy między innymi siostrami, gdy ciężko jej było wdrożyć się we wspólnotę, gdzie nie miała już decydującego głosu, i zwyczajnie w świecie, który dość szybko wówczas się zmieniał.

Naprawdę ciekawa historia, bazująca na rzetelnych źródłach. Uważam, że warto do niej sięgnąć.

_________________
Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)

Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www


Wt lis 30, 2010 13:14
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N maja 30, 2010 9:03
Posty: 1020
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Pytanie zaczepne: czy seks może być uważany za objawienie Boga? Wątek rozwinięty w publikacji:

Cytuj:
Ferdinando Castelli. Luigi Santucci. Życie, "coś poważnego i zabawnego". W: tenże. "Gdyby był Bóg...". Pisarze w poszukiwaniu sensu życia. Kielce: Jedność 2010 s. 232-247.

Więcej na temat: http://forum.e-sancti.net/viewtopic.php?p=168287#168287

_________________
http://img407.imageshack.us/img407/7421/mjdomtowieczno1.jpg


Śr sty 19, 2011 22:23
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sty 18, 2011 19:42
Posty: 1
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Dodam od siebie:

1. Dziecko z chmur - Justyna Bigos, Beata Mozer
2. Tato gdzie jedziemy - Fournier Jean-Louis
3. Niebo dla akrobaty - Jan Grzegorczyk

:)


Cz sty 20, 2011 23:54
Zobacz profil
zbanowany na stałe
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lis 29, 2010 14:18
Posty: 195
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Donatien Alphonse François de Sade:
- "Justyna czyli nieszczęścia cnoty"
- "120 dni Sodomy"
- "Filozofia w buduarze"

Fryderyk Nietzsche:
- "Antychryst"


Pt sty 21, 2011 1:40
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt sty 21, 2011 12:30
Posty: 5
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
polece moze dwie ksiazki, jakakolwiek faulknera, zeby wiedziec ze jest to najgorszy autor w historii, a druga to biesy dostojewskiego, zeby wiedziec ze nic lepszego juz sie nie przeczyta

_________________
nie mow ze nie masz tak ze od ch*ja sie starasz
a wiara topnieje tak jak wosk na piorach ikara...


Pt sty 21, 2011 13:23
Zobacz profil

Dołączył(a): N mar 06, 2011 12:55
Posty: 5
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Ostatnio czytałem "Władcy ciemności" Franka Peretiiego.
Książka opisuje walkę duchową na poziomie ludzkim i metafizycznym.
Książka, która pokazała mi, że modlitwa jest walką, że modlitwa jest dla prawdziwego mężczyzny.
Muszę nadmienić, że koleżance się też spodobała :)

Polecam :)

_________________
Kleryk Blog
[url]http://www.losclericos.blogspot.com[/url]


N maja 22, 2011 1:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 13, 2011 17:27
Posty: 3
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Polecam "Na wschód od Edenu" Steinbecka.


Śr maja 25, 2011 12:30
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 03, 2011 5:33
Posty: 2
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Polecam "Podążając za Panem". Na forum istnieje oddzielny wpis odnoszący sie do książki. Książkę czytałęm dwa razy, teraz często przeglądam. Jest kontrowersyjna, ale ma w sobie to coś!


So maja 28, 2011 5:49
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 04, 2011 12:01
Posty: 1123
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
książki o ojcu pio
i proboszczu z ars


So maja 28, 2011 6:42
Zobacz profil

Dołączył(a): N maja 29, 2011 15:29
Posty: 2
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Podążając za Panem. Bardzo dobra pozycja. Kiedy przeczytacie, potwierdzicie zapewne moją opinię


Pt cze 10, 2011 16:54
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N maja 30, 2010 9:03
Posty: 1020
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
David B. Hart. Chrześcijańska rewolucja a złudzenia ateizmu. Kraków: Wydawnictwo WAM 2011. Autor z surową intelektualną bezwzględnością rozprawia się ze współczesnymi mitami. Cierpki humor, prosty język połączony z szeroką wiedzą oraz finezja argumentacji są doskonałą okrasą w punktowaniu wynaturzeń pogańskich religii, oświeceniowego dogmatyzmu, prymitywizmu współczesnych kultur i naiwności bezrefleksyjnego materializmu. Lektura nie dla każdego będzie łatwa, dla niektórych współczesnych ideologów wręcz obrazoburcza, ale autor nie skąpi nam rzetelności, obiektywizmu i licznych przykładów popierających jego stanowisko, w tym choćby odniesień do tak znanych postaci, jak Hypatia, Galileusz czy Dawkins. Oddajmy głos D. B. Hartowi i wczytajmy się we fragmenty jego publikacji. Niech one zachęcą nas do lektury całej książki.

Starożytność i pogaństwo:

Cytuj:
Kiedy jednak zastanawiamy się nad tym, jak przeminęły dawne kulty, powinniśmy postarać się zrozumieć realia społeczne i religijne schyłku starożytności i pamiętać, że niezależnie od tego, z jaką żarliwością wierzymy dzisiaj w świętość ornamentu i nienaruszalność genius loci, dla chrześcijan i pogan tamtych czasów w grę wchodziło coś znacznie poważniejszego. Mówiąc najprościej, była to dla ówczesnych bogów najwyższa pora, by odejść; zbyt długo służyli jako przerażający, a zarazem piękni strażnicy porządku opartego na majestatycznym okrucieństwie i bezlitosnej mocy; zbyt długo nie tylko przyjmowali ofiary i modlitwy wotywne, lecz także rządzili i uświęcali imperium krzyżowań, walk gladiatorów i wojennego terroru. Właściwy zarzut, jaki powinniśmy wysunąć wobec zwycięskiego Kościoła, nie powinien dotyczyć tego, że przegnał dawnych bogów, lecz że nie udało mu się przegnać ani ich, ani ich obyczajów jeszcze dalej.
(s. 133)

Przypisywanie "wartości pluralistycznych" kulturze, która ani nie znała pojęcia pluralizmu, ani nie opowiadała się za "różnorodnością" lub swobodą kultu, to zwykły anachronizm. Politeizm cesarstwa rzymskiego może i wykazywał się bezbrzeżną cierpliwością wobec ogromnej różnorodności kultów, nie przejawiał jednak żadnej tolerancji dla różnorodności religii. Ktoś może sądzić, że tego rodzaju rozróżnienie jest przesadą, jest ono jednak w rzeczy samej do tego stopnia podstawowe, że jeśli nie weźmiemy go pod uwagę, nie sposób powiedzieć niczego znaczącego na temat relacji między kulturą pogańską a wczesnochrześcijańską. Indoeuropejski i bliskowschodni świat pogański był często otwarty - w granicach rozsądku - na nowych bogów (nigdy nie było tak, że ktoś ich miał zbyt dużo), jednak tylko dopóty, dopóki bogowie ci byli bez trudu rozpoznawalnymi mieszkańcami dobrze znajomego wszechświata mitów i religii i można było zintegrować ich, bez wywoływania zamętu, ze zróżnicowaną siecią gęsto powiązanych z sobą i uznawanych przez prawo form kultu. W tym i tylko w tym sensie świat rzymski przejawiał "tolerancję" religijną; był tolerancyjny wobec form kultu będących odmiennymi wyrazami jego własnego charakteru religijnego, które dzięki temu dawały się łatwo wchłonąć. Innymi słowy był tolerancyjny wobec tego, co uznał za możliwe do tolerowania. Kiedy jednak na horyzoncie pojawiały się wierzenia i praktyki stojące w sprzeczności z uznawanymi przezeń formami pobożności, obce jego własnej religijnej wrażliwości lub wywrotowe wobec jego własnych sakralnych założeń, bywało, że reagował z niesłychaną przemocą [...].

Ateizm był zawsze rzeczą obrzydliwą i ohydną dla dobrych, bogobojnych pogan, a zdarzały się okoliczności i miejsca, że trzeba było za niego płacić głową (jeśli kogoś to interesuje, w dziesiątej księdze Praw Platona mamy gruntownie przeprowadzone uzasadnienie wtrącania do więzienia, a nawet, w razie potrzeby, karania śmiercią wszystkich zaprzeczających istnieniu bogów). [...]

Samo przekonanie, że politeizm jest ze swej natury bardziej tolerancyjny wobec różnic religijnych niż "monoteizm", jest - jako twierdzenie dotyczące faktów historycznych - mało wiarygodne. Dowodów, że jest dokładnie odwrotnie, jest tak wiele, że ich wybór musi mieć charakter arbitralny. Jeśli nawet ograniczymy się dla samej wygody do społeczności starożytnych, z których wyrosło chrześcijaństwo, od bogactwa przykładów kręci się w głowie.
(s. 153-155)

Bezrefleksyjny materializm:

Cytuj:
Dla mnie jednak pod wieloma względami znacznie ważniejsze jest to, by uwypuklić istotne znaczenie czynnika wiary w działaniach nawet najbardziej obiektywnej racjonalności. Każde rozumowanie zakłada przesłanki, intuicje lub najbardziej podstawowe przekonania, których nie da się udowodnić przez żadne podwaliny lub fakty bardziej podstawowe od nich samych, i dlatego mamy w tym wypadku do czynienia z nieredukowalnymi przekonaniami obecnymi wówczas, ilekroć do naszego doświadczenia przykładamy miarę logiki. Zawsze działamy w swoim rozumowaniu w obrębie granic wyznaczonych przez najbardziej podstawowe zasady i zadajemy tylko te pytania, które zasady te dopuszczają. I chrześcijanin, i zaprzysięgły materialista mogą wierzyć w to, że istnieje racjonalnie uporządkowany świat, który poddaje się analizie empirycznej, lecz dlaczego w to wierzą, zdeterminowane jest przez ich wyraźne wizje świata, ich osobiste doświadczenie rzeczywistości i wzorce intelektualnej wierności, które - określając rzecz jak należy - są bardziej podstawowe od ich myślenia i prowadzą do radykalnie odmiennych wniosków końcowych [...]. Materializm w istocie rzeczy nie jest czymś, czego doświadczamy, nie jest też wynikiem logicznego rozumowania. Jest to założenie metafizyczne, nic ponadto; więcej nawet, założenie, które wydaje się bardziej irracjonalne niż niemal każde inne założenie. Ogólnie rzecz biorąc, niezachwiany w swoich przekonaniach materialista to rodzaj tkwiącego w dziecinnym samozadowoleniu fundamentalisty, tak żarliwie, bezrefleksyjnie i entuzjastycznie przywiązanego do materialistycznej wizji rzeczywistości, że gdyby kiedyś przyszło mu się zmierzyć z problemem - logicznym lub wynikającym z doświadczenia - który podałby w wątpliwość jego założenia, lub natknąć się na granicę, poza którą jego założenia tracą moc wyjaśniającą, nie byłby w stanie tego sobie uświadomić. Doskonałym przykładem jest Richard Dawkins. Twierdzi on na przykład bez wahania, że "dobór naturalny stanowi ostateczne wyjaśnienie naszego istnienia". Jednak twierdzenie to jest głupie i pokazuje, że Dawkins nie rozumie słów, którymi się posługuje. Problem istnienia nie dotyczy tego, w jaki sposób doszło do takiego urządzenia świata, jakie znamy w chwili obecnej, z przyczyn wewnętrznych już istniejących w tym świecie, lecz jak cokolwiek (włączając w to jakąkolwiek przyczynę) może w ogóle istnieć. Tym pytaniem Darwin ani Wallace nigdy się nie zajmowali, ani też nie byli tak beznadziejnie pogubieni w swoim myśleniu, by sądzić, że się nim zajmują. Jest to pytanie, na które nie była i nie jest w stanie nigdy odpowiedzieć żadna nauka teoretyczna czy eksperymentalna, gdyż jest to pytanie jakościowo różne od pytań podlegających kompetencjom nauk przyrodniczych.
(s. 133-136)

Prymitywizowanie się współczesnych kultur, które budują na afirmowaniu wolności:

Cytuj:
Nie mamy żadnej racjonalnej gwarancji, która dawałaby nam prawo piętnować "łatwowierność" ludzi żyjących w zamierzchłych wiekach wobec przyjmowanych powszechnie podstawowych założeń ich czasów i równocześnie bezwarunkowo wychwalać samych siebie za nasze w dużej mierze bezkrytyczne posłuszeństwo okazywane podstawowym założeniom naszych czasów. Okazuje się bowiem, że i we współczesnym społeczeństwie zachodnim wielu z nas bardzo łatwo i bezwiednie, jak wiele na to wskazuje, cofa się w tego rodzaju sprawach do perspektywy ludów "prymitywnych". Istnieją dzisiaj całe kultury, które w oparciu o nienagannie racjonalne podstawy uważają założenia dominujące w zachodniej cywilizacji nowożytnej za bez mała komicznie absurdalne.
(s. 134-135)

Coś jednak niebezpiecznie nowego wśliznęło się do naszej kultury, kiedy uwierzyliśmy w to, że właściwym celem woli może być po prostu chcenie jako takie [...]. W społeczeństwie jako całości [wyraźnie widoczna jest tendencja], by w mniejszym stopniu osądzać chwalebność konkretnych wyborów przez odwołanie się do ich przedmiotów, niż uważać przedmiot wyboru za wart tegoż tylko dlatego, że został wybrany [...]. Jeśli mimo wszystko wolność woli jest dla nas wartością najwyższą, wówczas jest ona w zasadzie naszym bogiem. A niektórzy bogowie (jak dobrze rozumieli to nasi przodkowie) chcą, żeby ich karmić [...]. Cała zapisana historia nowożytnych starań o to, by na ruinach "wieku wiary" wznieść nowy, bardziej racjonalny, ludzki świat, pełna jest od początku do końca długich list imion i nazwisk ludzi złożonych w ofierze - ba, śmiem twierdzić, że nie list nawet, a zwykłych statystycznych rejestrów, gdyż wiele z tych ofiar musi na zawsze pozostać bezimiennych. Począwszy od jakobinów i masakr w Wandei, na wielkich rewolucyjnych socjalizmach dwudziestego wieku, narodowych i międzynarodowych, kończąc, mających na sumieniu około stu milionów morderstw - woli prowadzenia nowożytnej ludzkości do postreligijnej ziemi obiecanej opływającej w wolność, sprawiedliwość i równość od zawsze towarzyszy gotowość zabijania bez miary, w imię owej odległej jutrzenki nowego świata. Coś z tego szczególnego etosu, jaki zrodziła nowożytna idea supremacji woli nad naturą, objawiło się ze szczególną wyrazistością na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, kiedy to narodziny "naukowych" teorii rasowych i nowej "postępowej" polityki eugeniki zachęciły liczne rzesze wykształconych idealistów i idealistek do tego, by wyobrażać sobie ludzkość jako jeszcze jeden przedmiot techniki, którym można manipulować, wprowadzać nowe wersje i udoskonalać dzięki kształtującej dłoni naukowego pragmatyzmu. Trudno znaleźć w tamtych czasach postępowego człowieka, który w ten czy inny sposób by się nimi po trochu nie zajmował. Marks i Engels z niecierpliwością oczekiwali dnia, kiedy to dokona się eksterminacja niższych bądź reakcyjnych ras, takich jak Słowianie, dzięki czemu będzie miejsce na lepszy materiał ludzki bardziej podatny do tego, by iść z postępem. To jeden z najbardziej "postępowych" spośród tych ludzi, Francis Galton - przyrodni kuzyn Darwina - po raz pierwszy spopularyzował pogląd, iż tradycyjne sentymenty społeczne, inspirowane i podtrzymywane przez mity religijne, sprzysięgły się, by powstrzymać naturalny proces ewolucji, chroniąc idiotów, przestępców, mięczaków i nieudaczników przed sprawiedliwym - nawet jeśli bezlitosnym - wyrokiem natury, i że potrzebny jest program selektywnego rozmnażania.
(s. 280-281)

Działania będą bardziej "demokratyczne", obecne w społeczeństwie jako całości. Jednak będzie ona zawsze zabijać, a następnie nazywać swoje działania sprawiedliwością, aktem współczucia lub przykrą koniecznością.
(s. 294)

Każda kultura może pozostać bez wewnętrznych skrupułów chrześcijańska, a równocześnie organizować loty kosmiczne. Jednak masowe wytwarzanie neurotoksyn i broni atomowej, nakazana sądownie sterylizacja, lobotomia, krzyżowanie materiału genetycznego człowieka i świni, eksperymenty medyczne na więźniach, badania kliniczne nieleczonego syfilisu u biednych mężczyzn rasy czarnej i inne podobne rzeczy, wszystko to wymagało umysłu naukowego, by wydostać się poza chrześcijańskie przesądy dotyczące duszy i obrazu Boga w każdym z nas.
(s. 286-287)

Dogmaty i mity "Oświecenia" oraz ich skutki:

Cytuj:
Barbarzyństwo triumfalnego jakobinizmu, kliniczna bezduszność klasycznej eugeniki socjalistycznej, ruch nazistowski, stalinizm - wszystkie wspaniałe utopijne projekty nowożytności, które pośrednio lub bezpośrednio przelały oceany ludzkiej krwi - są w nie mniejszym stopniu owocem oświeceniowego mitu wyzwolenia człowieka niż liberalne państwo demokratyczne lub wulgarność konsumeryzmu u schyłku kapitalizmu bądź małostkowość burżuazyjnego indywidualizmu. Najbardziej bezlitosne i zadufane w sobie reżimy nowożytnej historii oparte na przemocy - czy to na Zachodzie, czy w tych częściach świata, zarażonych naszymi najgorszymi ideami - to te same, które w najbardziej zdecydowany sposób odrzuciły chrześcijańską wizję rzeczywistości, starając się zastąpić ją bardziej "ludzkim" zestawem wartości. Żadna sprawa, za którą walczono w historii, żadna religia, ambicja imperialna, operacja militarna nie pochłonęły więcej istnień ludzkich z pewnym siebie entuzjazmem niż "braterstwo ludzkości", postreligijna utopia lub rozwój rasy. Nie widzieć tego, to szydzić z pamięci tych milionów osób, które pochłonął postęp świeckiego rozumu w jego najbardziej skrajnych postaciach [...]. Nie widzieć tego, to zamknąć oczy na możliwości pojawienia się i działania zła, które otworzyły się dzięki wartościom, które najwyżej cenimy, i "prawdom", które z taką żarliwością czcimy [...]. Wraz z zanikiem tego, co transcendentne, jego powabu oraz autorytetu, możliwe się staje, by chcieć ludzkiej przyszłości dopasowanej do takich ideałów, jakie zdecydowaliśmy obrać za własne. To dlatego można trafnie powiedzieć, że naga brutalność tak wielkiej części postchrześcijańskiego idealizmu społecznego wyrasta w pewnym sensie z tej samej koncepcji wolności, która stanowi sedno najbardziej dla nas cennych nowożytnych wartości.
(s. 141-142)

Czy naprawdę można wierzyć - jak chyba czynią to nowi ateiści - że zeświecczony rozum, jeśli wreszcie będzie mu wolno ruszyć naprzód bez krępującej go ręki archaicznej wiary, stworzy w sposób naturalny społeczeństwo sprawiedliwsze, bardziej ludzkie i bardziej racjonalne od tego, które było w przeszłości? Trudno jest, umieszczając na szalach wszystkie "za" i "przeciw", żywić wielką nadzieję co do nowoczesności, chociażby nie wiadomo jak promiennie czarujące były jej obietnice, jeśli wziąć pod uwagę, jak wiele niewinnych istnień pochłonęły już płomienie nowoczesnego "postępu". Pod koniec dwudziestego wieku - wieku, w którym sekularyzacja stała się jawnym przedsięwzięciem politycznym i kulturowym na całym świecie - siły postępowej ideologii chlubić się mogą bezprecedensową liczbą trupów, za to znikomym postępem, jeśli chodzi o nowe koncepcje moralne, a jeśli jest postęp, dotyczy nie takich koncepcji, z których powinniśmy być szczególnie dumni. Najlepsze ideały, których jako ludzie nowocześni, wciąż uporczywie się trzymamy, zrodziły się na długo przed erą nowożytną; w większości wypadków jedynym elementem, który możemy uznać za nasz prawdziwie własny, oryginalny wkład, są nasze potworności.
(s. 275)

Nawet fundamentalizm religijny na Zachodzie jest zasadniczo zjawiskiem nowożytnym (każdy, kto zna historię egzegezy biblijnej, jest tego świadom), absurdalnym naśladownictwem będącym reakcją na nowożytny pozytywizm naukowy. Nigdzie obecnie nie jest także owa fundamentalistyczna tendencja bardziej dominująca i zakorzeniona niż w pewnych kręgach naukowców lub pośród osób, które szukając przewodnika w tym świecie, kierują wzrok wyłącznie ku nauce. Zdumiewać może (dowodząc zarazem, że osoby z dobrym wykształceniem naukowym mogą odznaczać się niedorozwojem umiejętności spekulatywnych), iluż to bardzo inteligentnych naukowców trzyma się kurczowo nielogicznej, sztywnej fideistycznej pewności, iż nauki empiryczne należy uważać nie tylko za źródło wiedzy o świecie i hipotez teoretycznych, lecz także za sędziego wartości lub prawd moralnych i metafizycznych.
(s. 286)

Innymi słowy do nowożytnej nauki często podchodzimy jak do magii, z pewnego rodzaju moralną łatwowiernością zakładając, że sama nasza moc, by coś uczynić, jest dowodem dopuszczalności takiego czynu.
(s. 288)

Mrokom ludzkiego egotyzmu - wypisanego krwawymi kartami dziejów człowieka - przeciwstawia D. B. Hart rewolucję chrześcijaństwa. Nie jest ono wolne od grzechów, jednak okazało moc sprzeciwu wobec tych wielkich zbrodni. Zbrodnie ludzkości wynikają bowiem w ostateczności z zaślepionego samozadowolenia, z naszego ludzkiego "ja"-centryzmu czy też "my"-centryzmu. Jednak nie to jest ważne. Ważne, że chrześcijaństwo niesie moc, która jedynie może oprzeć się owej mrocznej sile, którą my, ludzie wciąż w sobie nosimy.

Ideologia postępu, mimo swego szumnego w siebie zapatrzenia, w najmniejszym stopniu owej siły nie zniwelowała. Wręcz przeciwnie: otworzyła nowe drogi jej upustu. Czy wobec tego chrześcijaństwo okaże się również współczesną odpowiedzią? Odpowiedzią przeciw tej śmiercionośnej, tajemnej, drzemiącej w człowieku sile....? Właśnie to chrześcijaństwo, które niegdyś poradziło sobie w mrokach brutalnego barbarzyństwa, mrokach triumfującego starożytnego bestialstwa i nieustających międzyludzkich rzezi...

O dziwo, te mroczne dzieje ludzkości były przeniknięte właśnie pogańską wizją świata. Wizją na pozór niewinną, mityczną, idylliczną, ale.... ostatecznie sankcjonującą starożytne barbarzyństwa...

Tak właśnie i dziś po-oświeceniowa magia nauki sankcjonuje współczesne potworności, składając swe krwawe ludzkie ofiary bożkowi technicznego postępu.

Każde państwo miało swój kult bądź wiele kultów; społeczeństwo było systemem religijnym, porządek niebiański i polityczny należały do tego samego kontinuum, zaś posłuszeństwo i oddanie własnym bogom oznaczało także lojalność wobec swego narodu, ludu, wobec panów i monarchów. Można nawet powiedzieć (pozwalając sobie na daleko posuniętą generalizację), iż takie właśnie było sakralne przedzałożenie całego indoeuropejskiego pogaństwa tożsame z przekonaniem, iż cały wszechświat to rozbudowany i złożony system władzy, hierarchia mocy i dostojeństwa, na szczycie której znajduje się Wielki Bóg, poniżej zaś, schodząc stopniowo w dół, znajdowała się rozmaitość podporządkowanych mu porządków, z których każdy zajmował miejsce podyktowane mu przez boską konieczność, wypełniając swą kosmiczną funkcję; byli tam więksi i mniejsi bogowie, królowie i szlachetnie urodzeni, kapłani i prorocy, i tak dalej aż na sam dół do niewolników. Ten porządek, chociaż równocześnie boski i naturalny, był zarazem w pewnym ostatecznym sensie niebezpiecznie chybotliwy i dziwnie kruchy. Trzeba go było podtrzymywać modlitwami, składaniem ofiar, prawami, aktami pobożności, różnymi środkami przymusu i bronić cały czas przed siłami chaosu o charakterze duchowym, społecznym, politycznym, erotycznym i filozoficznym, zagrażającymi mu z każdej strony. Albowiem ów kosmiczno-polityczno-duchowy porządek był jedną i tą samą rzeczą o ciągłym i organicznym charakterze, a jego władza była absolutna.

W takim świecie Ewangelia była czymś oburzającym i całkowicie zrozumiałe było ze strony ludzi wykształconych, którzy nią pogardzali, przedstawianie apostołów jako "ateistów". Chrześcijanie byli - czyż może być coś bardziej oczywistego? - wrogami publicznymi, bezbożnikami, burzycielami ładu społecznego i ludźmi irracjonalnymi. Dowodem cnoty obywatelskiej było pogardzanie nimi za to, że nie chcieli oddawać czci bogom przodków, że w lekceważeniu mieli dobro wspólne i że rozgłaszali groteskowe i bezwstydne twierdzenie, jakoby wszystkie duchy i wszyscy bogowie zostali podporządkowani ukrzyżowanemu przestępcy z Galilei - człowiekowi, który za życia obracał się w towarzystwie chłopów i prostytutek, trędowatych i szaleńców. To było cos gorszego niż zwykły brak szacunku; to była czysta, mizantropiczna perwersja; to była anarchia. Ślady tej trwogi i obaw dostrzec można w zachowanych fragmentach traktatu "O prawdziwej nauce" poganina z drugiego wieku Celsusa [...]. Mało prawdopodobne, by Celsus uznał chrześcijan za godnych uwagi, gdyby nie dostrzegł czegoś bardzo groźnego, czającego się w ewangelii miłości i pokoju [...]. Tym, co wyraźnie i nie na żarty przeraziło Celsusa, gdy przyglądał się temu zabobonowi, był nie jego możliwy do przewidzenia prymitywizm, lecz zupełnie nowy duch buntu przenikający jego nauczanie. Celsus mówi bezustannie o chrześcijaństwie jako formie buntu bądź rebelii, a tym, co przede wszystkim potępia w nowej religii, jest sprzeciw i opór chrześcijaństwa wobec istniejących od niepamiętnych czasów zwyczajów religijnych plemion, miast i narodów świata.

(s. 149-150)

Na marginesie mogę od siebie dodać, że archetypy pogańskie ujawniają się z całą mocą we współczesnej mentalności.

Powracając zaś do głównego toku myśli chcę zwrócić uwagę na ciekawostkę, którą jest w tym kontekście fakt, że nawet tak zajadły adwersarz chrześcijaństwa jak Nietzsche (swoisty spadkobierca Celsusa) rozumiał, czym będzie wyproszenie chrześcijaństwa z kultury zachodniej.

Jest chyba jednak prawdą to, przed czym ostrzegają niektórzy spośród współczesnych myślicieli: nasz wiek jest wiekiem bez rozumu. Plastikowa kultura, medialna papka, jeszcze bardziej naukowa technika, ale nie ma w tym wszystkim nawet grama głębszej mądrości.... Albowiem tam, gdzie odeszło chrześcijaństwo, tam zaczęła zanikać przyniesiona przez nie mądrość.

Cytuj:
Jak zwracałem na to uwagę wcześniej, Nietzsche był prawdziwym prorokiem, bo właściwie jako jedyny spośród wrogów chrześcijaństwa zrozumiał, czym skutkować będzie wycofanie się chrześcijaństwa z kultury, nad którą ciążyło przez tyle wieków. Zrozumiał, że starania, by zrzucić z siebie chrześcijańską wiarę, zachowując równocześnie najlepsze i najbardziej umiłowane elementy chrześcijańskiej moralności, skazane są na porażkę i że nawet nasze tak pielęgnowane wartości "oświeceniowe" mogą okazać się w ostateczności jedynie pasożytami odziedziczonych, lecz zanikających preferencji kulturowych i tym samym także będą skazane na zapomnienie.
(s. 293)

Historia znów zatoczyła koło. Spięła klamrą mroki przeszłości z potwornościami ery oświeceniowej i post-oświeceniowej. Tą klamrę chrześcijaństwo usiłowało całą swą mocą poprzez wieki rozewrzeć. Niestety... teraz ideologiczna papka zastąpiła rozum i wyparła chrześcijańską mądrość. A to, co przerażało nas u starożytnych i przez co uznaliśmy ich za prymitywnych, powróciło do nas ze zdwojoną siłą i zagościło pod inną nazwą w naszych kulturach. Kulturach zbudowanych na afirmacji wolności. Takiej wolności, której wydaje się, że może wszystko. Być może dlatego stała się wolnością śmiercionośną.

Cytuj:
Muszę także wyznać, że mam wiele obaw co do pewnych reakcyjnych, a nawet kontrrewolucyjnych posunięć w myśleniu późnonowożytnym, będących powrotem do surowszych duchowych porządków społeczeństwa pogańskiego i odwrotem od wzniosłego (i trzeba przyznać "nierealistycznego") personalizmu bądź humanizmu, jakim starożytna rewolucja chrześcijańska zabarwiła - niestety, nie dokonując ostatecznej przemiany - nasze kulturowe sumienie. Na przykład rozczulająco "racjonalne" opowiadanie się przez Petera Singera za roztropnym dzieciobójstwem przypomina siłą rzeczy praktykę porzucania niemowląt ze świata starożytnego, aczkolwiek brak u Singera starożytnej pobożności, która ostateczny los porzuconego dziecka pozostawiała w rękach bogów.
(s. 294).

Cóż, może współczesny człowiek, np. Singer, woli sam wczuwać się w rolę większych bogów czy innych bóstw pomniejszych. Być może choćby w tym ujawnia się pewna mentalna wyższość starożytnych dzieciobójców nad dzieciobójcami współczesnymi.

===

Nie zdziwię się, że proponowana przeze mnie pozycja wywoła bulgot zacietrzewienia u współczesnych luminarzy oświeceniowej mitologii. Wszyscy ci wbici w dogmaty nauki ideolodzy mogą szybko wpaść w buraczaną furię, gdy czarno na białym punktuje się ich antychrześcijańskie i - w gruncie rzeczy - tylko z pozoru naukowe aksjomaty.

Niemniej wszystkim (i fascynatom, i adwersarzom), którzy sięgną do tej - obrazoburczej dla dzisiejszej kultury - książki, życzę wciągającej lektury :)

_________________
http://img407.imageshack.us/img407/7421/mjdomtowieczno1.jpg


Pt sty 25, 2013 21:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N maja 30, 2010 9:03
Posty: 1020
Post Re: Książki, które trzeba przeczytać:)
Czy masoneria lub inne środowiska antykatolickie miały wpływ na wynik obrad Soboru Watykańskiego II? Czy Sobór ten wypaczył oblicze Kościoła? Czy współczesny upadek Kościołów zachodnioeuropejskich jest bezpośrednim skutkiem Vaticanum II? Czy "duch Soboru" i "nauczanie Soboru" to ta sama rzeczywistość?

Są to pytania, z którymi pomoże się zmierzyć publikacja Tomasza P. Terlikowskiego "KOŃ TROJAŃSKI w mieście Boga. Pół wieku po Soborze...". Wydana w Krakowie 2012 r. przez spółkę "Wydawnictwo AA s.c.": http://www.religijna.pl/product_info.ph ... ts_id/4831 Zawiera szereg rozważań znanego autora na ważne aktualnie problemy. Terlikowski porusza kwestie pozostające w obrębie zainteresowań katolików bardziej świadomych swego katolicyzmu. W odniesieniu do Soboru omawia szereg zagadnień: planowanie rodziny, błędy doktrynalne współczesnych teologów, kryzys tożsamości kapłańskiej, asceza i celibat, propagowanie homoseksualizmu, klerykalizacja świeckich, protestantyzacja katolicyzmu, ekumenizm, właściwe rozumienie reformy Kościoła. Rozważania napisane przystępnym i wciągającym stylem, rzeczywiście warte są polecenia.

Obrazek

"Na smaka" wklejam fragmenty o ekumenizmie, o używaniu tzw. metod naturalnych przy planowaniu dziecka i o rozwodach:

Cytuj:
Na niebezpieczeństwo takiego fałszywego ekumenizmu i pseudodialogu, który nie może doprowadzić do jedności czy współpracy, zwracał uwagę tuż po Soborze Dietrich von Hildebrand. Wskazywał on, ze jednym z największych niebezpieczeństw mogących przekształcić prawdziwy, soborowy ekumenizm w herezję, jest przyjęcie perspektywy relatywistycznej. "Dialog oznacza, że jeden drugiego traktuje poważnie i podchodzi do niego z szacunkiem i miłością; jednakże w żadnym wypadku nie oznacza on wprowadzenia zmian do treści Bożego objawienia dla dostosowania się do poglądów partnera dialogu, aby łatwiej było dojść z nim do porozumienia. Dialog nie oznacza, że choćby jota zasadniczej doktryny Kościoła ma ulec zmianie lub zostać poddana takiej interpretacji, by wyznawca innej religii czy ateista mógł przełknąć doktrynę Kościoła bez konieczności rezygnacji ze swojego poprzedniego stanowiska (...). Tak więc, w trakcie dialogu nie wolno nam nigdy dopuścić do tego, by zainfekowały nas błędy innych" - pisze Hildebrand. I uzupełnia, że dla katolika "niezbywalnym wstępnym warunkiem prawdziwego i owocnego dialogu ze światem jest absolutne poddanie się Chrystusowi i trwanie przy Bożej prawdzie, objawionej przezeń i wyrażonej w dogmatach świętego Kościoła katolickiego".

str. 163-164

Do praktyki życia kościelnego wprowadzono zasady, których nie daje się pogodzić z chrześcijańskim myśleniem i postępowaniem, i tak wychowuje się katolików, by oni sami stracili zdolność odróżniania dobra od zła. Najlepszym tego przykładem jest zupełnie niezrozumiały z katolickiego punktu widzenia aplauz dla planowania rodziny (o ile dokonuje się on zgodnie z zasadami natury). Paweł VI w Humanae vitae dopuszcza wprawdzie stosowanie metod naturalnych, ale jasno i wyraźnie wskazuje, że ograniczone ono być powinno do szczególnych sytuacji. W praktyce życia kościelnego to dopuszczenie przekształca się w normę, według której katolicy "powinni" nie tyle być wielkodusznie otwarci na życie, ile "mieć tyle dzieci, ile sami zechcą", byle tylko stosowali NPR. Takie założenie przekształca naturalne planowanie rodziny w "mentalna antykoncepcję dla katolików", którzy - tak jak wszyscy - chcą kontrolować i sami decydować o swoim życiu. Problem polega na tym, że jest to postawa z gruntu niekatolicka, bowiem chrześcijanin codziennie ma powtarzać "bądź wola Twoja", a nie "bądź wola moja". Jeśli zaś zgodzimy się, by to "moja wola" decydowała o wszystkim, to coraz trudniej jest zrozumieć, dlaczego - w jakichś sytuacjach - dopuszczone nie mają być także prezerwatywy (a z czasem także inne środki antykoncepcyjne czy nawet aborcja). Jeśli moja wola jest najważniejsza, to w istocie zaczyna brakować argumentów przeciwko takim zmianom.

"Bądź wola moja", czyli główna zasada współczesności, którą staramy się (w imię fałszywie rozumianego "uwspółcześnienia") wprowadzać w życie Kościoła, dotyka również stosunku do rozwodów. Ułatwianie ludziom życia oznacza zatem silniejszy nacisk na "orzekanie nieważności" (wbrew zresztą wyraźnym sugestiom papieży, którzy apelują do Roty Rzymskiej, by ta raczej ograniczała niż poszerzała zakres dostępności tego rozwiązania), a nawet na dopuszczanie rozwodników w powtórnych związkach do Komunii świętej. To zjawisko jest w zasadzie powszechne w Stanach Zjednoczonych czy krajach zachodnich, a jego źródłem jest - fałszywie pojęta, ale także bardzo typowa dla współczesności - zasada miłosierdzia bez sprawiedliwości. Część teologów, a nawet hierarchów Kościoła, i to jeszcze w trakcie Soboru, zaczęła też naciskać na zmianę katolickiego stanowiska wobec rozwodów w ogóle. Patriarcha melchicki Maksimos IV zupełnie otwarcie uznał, że odmawianie porzuconemu małżonkowi w powtórnym związku prawa do Komunii jest "krzywdą" doznawaną przez tego ostatniego ze strony Kościoła. W sposób oczywisty jest to bzdura, bowiem krzywdy porzucony małżonek doznaje ze strony porzucającego, Kościół zaś - przypominając mu o obowiązku pozostania w samotności - broni tylko jego zbawienia, a odmawiając mu Komunii, chroni przed popadnięciem w grzech niegodnego przyjmowania Eucharystii. Patriarcha jednak nie zwraca uwagi na takie drobiazgi, ale myśląc w sposób światowy, przyczynia się do sekularyzacji, dechrystianizacji katolickiego myślenia już nie tylko o małżeństwie, ale nawet o Opatrzności, Eucharystii i Kościele.

str. 221-223

Polecam :)

_________________
http://img407.imageshack.us/img407/7421/mjdomtowieczno1.jpg


Wt lut 05, 2013 13:58
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 52 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL