Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N kwi 28, 2024 17:38



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 7 ] 
 Ojciec Guillaume de Digulleville 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post Ojciec Guillaume de Digulleville
PIERWSZY DA CI ZNAK

Poniższy niepełny tekst średniowieczny jest przekładem z łaciny. Ma on formę listu pożegnalnego mnicha z klasztoru w Châlis przebywającego tam pod koniec XIV wieku, podającego się za Guillaume’a de Digullewille, innego zakonnika i przeora tego klasztoru z pierwszej połowy XIV wieku, normandzkiego poety, który w latach 1330-35 napisał trzy Peleginages. Ich tytuł to Le Pélernage de Vie Humaine, de l’Ame et de Jésus Christ. Stanowią one ciekawy przykład chrześcijańskie twórczości mistycznej. Jednak nie przypominają ani formą, ani manierą pisarską listu, który tu publikujemy, stąd mniemanie, iż jego autorem jest inna osoba. Poniższy tekst również stanowi opis wizji mistycznych oraz poetyckiej opowieści o trudach, jakie muszą podjąć grzesznicy, by ostateczne być zbawionymi.
Należy żałować, że wiele fragmentów listu zostało z jakichś względów usuniętych i jedynie możemy się domyślać sensu całości. Kilku nielicznych drobnych wstawek dokonanych w trakcie tłumaczenia nie podkreślono w zamieszczonym tekście, gdyż naszym zdaniem nie zmienia to znaczenia całości. Być może jednak nie jest to zupełnie osamotniona kopia średniowiecznego dokumentu i w trakcie dalszych badań porównawczych nad piśmiennictwem z tego okresu uda się wstawić brakujące elementy.
Oto więc i sam list:

Nazywam się ojciec Guillaume de Digulleville i jestem przeorem opactwa w Châlis. Nazywają mnie też ojcem Salvatorem, co wielce mnie zawstydza, bom natury jest skromnej i nie udało mi się nawrócić kogokolwiek, a co dopiero zbawić.
Piszę te słowa, bo obecny mój czas już się wypełnił. Nim jednak do końca potoczy się ma wędrówka, winien jestem wyjawić pewne sprawy, które korzeniami swymi tkwią w odległej przeszłości, lecz żywe są ciągle i sięgają wieczności. Piszę to również ku przestrodze i nauce dla innych, którzy tych spraw nie są bardzo świadomi, a takimi są niemal wszyscy żywi i gdyby kiedyś, z jakichś przyczyn przydarzyło im się to co i mnie spotkało przed laty, aby wiedzieli co czynić mają i jak im postępować. Oto relacja moja, którą zwięźle z pamięci postaram się wydostać.
Byłem podówczas człowiekiem bardzo młodym i świat jak najpiękniejszy jawił mi się w mej głowie. Za najcudowniejsze wręcz miejsce pod Niebem go uznałem. Pragnąłem wszystkiego użyć i zakosztować życia. Trzeba przyznać, że bez większego trudu udawało mi się zaznawać wymyślnych przyjemności i wszelakich rozkoszy dostępnych tylko żywym. Nawet się nie spostrzegłem, jak kręte mej lekkoduszności ścieżki zawiodły mnie do kraju, o którego istnieniu tylko niewielu ma pojęcie blade, a potworności jakich w nim zaznałem nawet w najstraszliwszych koszmarach nie dałoby się wyśnić. Kraina owa zwie się Międzyżyciem i w odróżnieniu od jasnego i chwalebnego Śródżycia jest labiryntem piekielnym, bezkresnym zabłąkaniem. Gdy więc tylko spostrzegłem, gdzie się oto znalazłem, próbowałem zawrócić, lecz niestety wszelakie powrotu drogi zostały mi zamknięte. Stale bowiem zmieniają one swe położenie i wygląd ich też się nieustannie przemienia. Międzyżycie niewiarygodną iluzją wręcz jest wypełnione i ułudami takimi, których realność wydaje się jak najprawdziwsza. Z początku nie rozumiałem tego i brałem za rzeczywistość wszystko co zobaczyłem. Tak jak w Śródżyciu się to zdarza, rycerzy tam spotykałem z giermkami i zaprzęgami oraz poczciwych kupców i beztroskich wędrowców, pielgrzymów, mędrców i świętobliwych mnichów, nawet i proroków , których z naiwnością pytałem o drogę powrotną. Owszem, wskazywali mi różne kierunki, dukty, drogi i szlaki, lecz czy to świadomie, czy też z niewiedzy, zawsze w błąd wprowadzali i nigdy nie doszedłem do celu. Przeciwnie, jakby z przekory losu idąc według tych wskazań, natrafiałem w końcu na straszne niebezpieczeństwa i niemal cudem, uniknąłem najgorszych konsekwencji. Jeszcze teraz ciarki czuję na swoim grzbiecie, gdy przypominam sobie gromady krwawych zbójców, ogniste smoki, krwiożerczych bestii watahy, którym udało mi się ujść z Bożą pomocą. Nie będę się zbytnio wdawał w opisywanie owych straszności, bo i czas nagli i nie ma to znaczenia dla tych, których pouczyć pragnę. Opowiem tylko o kilku z nich, by dać...

/ w tym miejscu list ma pierwszą, większą wyrwę, o której wspomnieliśmy we wstępie/

...Po wielu latach wędrowania przez ową nieprzyjazną żywym krainę, obszarpany i ledwo nogami powłóczący, dotarłem do miejsca, w którym męża spotkałem o nobliwym wyglądzie. Starca nie starca, bo trudno było wiek jego poznać. Już od dawna u nikogo nie próbowałem zasięgać języka i pilnie nagabywać by mi powiedział, jak z Międzyżycia wydostać się najszybciej, lub naprowadził na jakiś koncept właściwy. Nadal nie pozbyłem się tęsknoty za swą ojczyzną i ostatecznie z celu mego też jeszcze nie zrezygnowałem, by do niej kiedyś powrócić, choćby na sam żywota koniec. Tak wiele jednak razy bezowocnie się już natrudziłem i strasznie na cudzych wskazówkach zawiodłem, że na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz nie liczyłem. Jedynie jeszcze modlitwa mi pozostała, choć i ona była źródłem mych rozczarowań.
- Dokąd zmierzasz cny człeku? – zapytał mąż osobliwy.
- Skąd przybyłem tam pragnę dotrzeć na powrót – odparłem z goryczą smutną.
- A skąd, jeśli można wiedzieć, nogi twe cię przywiodły?
- Ze Śródżycia zacnego, z krainy mej utęsknionej.
- I tam też chcesz powrócić znowu?
- I owszem. Wielce zależy mi na tym.
- Tedy dobrze trafiłeś, bo wiem jak tam iść trzeba.
- Już tylu innych pytałem o drogę i bez powodzenie, że wybacz starcze - nie starcze, ale nie daję ci wiary, że kierunek marszruty znasz choćby w przybliżeniu.
- Czy widzisz tam na wschodzie te wzgórza siniejące? – zapytał nie zmieszany moimi słowami. – Tamtędy wypada ci droga. Lecz zanim tam dotrzesz, to owe góry obrócą się dwa razy i trafisz w dolinę głęboką i ciemniejącą. Lecz nie zbłądziłeś człeku, choć cię ta myśl nawiedzi. Oto coś dam ci takiego, co cię utrzyma na szlaku.
Mówiąc to włożył mi w rękę jakąś tabliczkę glinianą, na środku której odciśnięty widniał relief kwadratowy z rozetą czterolistną. Tabliczka owa miała spory otwór na boku, przez który był przewleczony sznur do zawieszania na szyi.
- Ten oto znak ci wskazówką będzie, jak z drogi masz nie zboczyć. Szukaj go i wyglądaj pilnie na każdym kroku po drodze, za skałą, kamieniem lub drzewem. Tak ostatecznie dotrzesz gdzie trzeba.
- A co ów znak znaczy, panie? – spytałem z nadzieją, żem oto w końcu trafiłem na tę właściwą osobę, tak dobrze zorientowaną w labiryntach tej piekielnej krainy.
- To Tetramorphus, albo Parthenos, Czwórnia z Piątym w ukryciu, co znaczy w Czwórce jest Cztery – odparł, a widząc, iż nic a nic nie rozumiem z jego tajemnej mowy, dodał po chwili. – Co znak ten oznacza, dziś nie ma to dla ciebie znaczenia. Nie trać go tylko z oczu, a kiedyś pojmiesz go dobrze. Jam jest pierwszy, co daje ci znak, a Świadek drugi da ci znaku zrozumienie. Idź już! – rozkazał tonem zniecierpliwionym, gderliwym i zaraz też łagodniejszym zamruczał. – Długa droga jest przed tobą człeku, więc ruszaj szybko.
- Dzięki za dar twój, panie – odparłem pełen wdzięczności.
Z nowym zapałem w sercu i z nadzieją też nową, ruszyłem niezwłocznie, tak jak mi ów mąż polecił, pilnie ukryte śledząc na mym szlaku znaki. Teraz żem też i pojął naturę tej krainy, bom w końcu objaśniony przez Świadka co mi dał znamię, śledziłem z czujną uwagą jak wokół wszystko się zmienia. A to droga miast w górę, w dół nagle spadać zaczęła, innym razem skręcała, chociażm ją prostą wpierw widział. Gdyby nie oznaczenia, pobłądził bym bardzo szybko. Po dniach paru i paru godzinach dotarłem do wzgórza wyniosłego, u którego stóp ludzie jacyś w cichości stali. Jeden z nich był samotny i stał od innych bliżej, którzy opodal razem w kupę się zgromadzili. Tych zaś było dwunastu.
- W końcu jesteś – rzekł pierwszy, gdym się do niego zbliżył. – Długo na ciebie czekamy. Czy masz znak? – zapytał.
Bez zbędnych słów podałem mu tabliczkę glinianą. On wziął ją i pisał coś na niej, a potem mi ją znów oddał. Spojrzałem na te nadzwyczaj biegle zrobione rysunki. Tam narysował nad Czwórnią owcę samotnie stojącą, po lewej stronie kwadratu serce w dłoni ujęte, po prawej skałę wielką z kamienia, jak żywy, na spodzie zaś ludzkie oko bystro spoglądające. Rzekł do mnie te oto słowa.
- Pierwszy Świadek znak daje, zaś drugi zrozumienie. Patrz uważnie i słuchaj, owca znaczy łagodność, serce w dłoni - współczucie, skała - spokój gór znaczy, a jasne oko – baczenie. Cztery siły skupione w tchnieniu Piątego, dwanaście bram otwiera. To cztery bramy piekielne i cztery czyśćcowe. Mniemam, że poznasz je łatwo. Pozostałe zaś cztery to bramy błogiego wytchnienia. W pierwszej Anioł zasiada i Ten cię nasyci, w drugiej Lew da spoczynek, w trzeciej Wół wesprze siłą, Orzeł z czwartej wzwyż wzniesie i będziesz wnet u celu. Te ostatnie ujawnią się po drodze same. Słuchaj dalej co mówię! Widzisz tę gromadę? Razem z nimi iść będziesz według moich wskazówek. Kiedy odczujesz grozę, bierz tablicę tę w dłonie, oczy na niej zawiesisz i w skupieniu trwać będziesz, aż przyczyna zamętu minie już bezpowrotnie. Bramę wówczas obaczysz i otworzyć ją zdołasz. Bram tych, jak wcześniej rzekłem, osiem będzie do przejścia. Iść musicie cierpliwie i być wzajem podporą. Jeśli jednak ustanie z was ktoś i iść dalej nie zdoła, to trudna jest na to rada, lecz marszu nie wstrzymujecie! Lepiej bowiem jak z grupy jeden dojdzie do celu, niż gdy z powodu słabszych reszta swe życie zgubi. Przed wami wielu już poszło – dodał uspakajając – i jeśli na innych żywych traficie maruderów, z tych co wyszli już wcześniej, to gdy do grupy waszej zdołają dołączyć, ci niech też idą z wami. Ruszajże tedy człeku!
- Dzięki panie za rady, lecz wyjaśnij mi proszę, owych znaków znaczenie, bom nie pojął ich dobrze. Jakie to bramy będą, grozą nas przejmujące? Tego też nie pojmuję i ogromnie się lękam.
- Nie pytaj o nic więcej, bo każde wyjaśnienie nowe pytania wzbudzi i stać tak tu będziesz wiecznie. Jam dał ci zrozumienie, lecz masz to sam zrozumieć! Jeśli z wiarą iść będziesz, wszystko stanie się jasne. Idź już! – rzekł niecierpliwie.
- A jeśli ponownie zbłądzimy? – zapytałem z bojaźnią.
- To odszukajcie tego, który znak da wam nowy. Lecz strzec się musicie proroków fałszywych.
- I gdy już opuścimy te nieprzyjazne strony, to już na zawsze? – spytałem z nadzieją.
- Tak! Chyba, że któryś otrzyma wezwanie do powrotu. Ten się stawić musi! Ruszaj w końcu! Nie marudź!
Dołączyłem do innych i ruszyliśmy w drogę...

/ w tym miejscu list ma drugą, większą wyrwę, której nie udało się uzupełnić/

... i zobaczyłem wówczas, że pętlica Czwórni w koło się odmieniła, a więc spełniło się, iż byliśmy już wyzwoleni w swej prawdziwej ojczyźnie..
W owe dni wojny wszelakie na lat trzynaście ustały w Śródżyciu i wszystkim dostatnio się wiodło. Wiara ludu też wzrosła niepomiernie. Klasztory i świątynie budować poczęto, grody, zamki i uniwersytety takoż w koło rozkwitały. Zarazy , choroby straszne i klęski nie nawiedzały krain.
Mniemałem, że w ciszy i pokoju swoich dni dotrwam kresu, lecz duchowym sposobem znak został dziś mi dany, bym zstąpił znów w labirynt i bym tam służbę czynił. Drogę powrotu znam dobrze i wezwania usłucham.
Jeśli z jakichś złych przyczyn traficie do Międzyżycia, pilnie szukajcie tego, kto pierwszy daje znak, zaś znaku znaczenie da drugi, ale sami zrozumieć musicie czym one są...

W tym miejscu list, a może swoisty testament, urywa się. Autor nie informuje komu go powierzył i co należy dalej uczynić z tym tajemniczym tekstem.
Natomiast, na podstawie opisu domniemano, jak prawdopodobnie wyglądały te gliniane tabliczki i magiczne znaki, które na nich widniały.
Naszym zdaniem były rodzajem średniowiecznej mandali . W jaki sposób posługiwano się mandalą w celu zjednoczenia z Absolutem, nie wiadomo i trudno dziś coś konkretnego powiedzieć ponad to co sam autor listu nam przekazał. W ostatnim zachowanym fragmencie napisał, że pętlica Czwórni, która w akcie mistycznego zjednoczenia się z transcendentnym bóstwem przekształciła się w koło, jest prawdopodobnie symbolicznym znakiem człowieka nieoświeconego. Do oświecenia zaś wiodły określone praktyki, ćwiczenia oraz misteria duchowe i religijne, o których jednak niewiele wiemy i tylko możemy sądzić, że usunięte fragmenty listu właśnie ich dotyczyły.

/copyright by Dominikdano/


Cz cze 16, 2005 21:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19
Posty: 5389
Post 
ok - ale z czym chcesz dyskutować tutaj?

_________________
Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...

Użytkownik rzadko obecny na forum.


Cz cze 16, 2005 22:08
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Droga Zielona Mrówko
Opowiadanie, jak chyba się domyślasz, jest całkowitą fikcją. Jednak moim zdaniem, jako miniatura literacka, nadaje się tylko do tego działu, czyli coś jakby i „kultura”.

Skoro nalegasz na to bym zainicjował temat rozmowy, to zaproponuję na początku takie oto zagadnienia:

Czy fikcyjne opowiadanie, mit, lub legenda mogą, mimo swej nieautentyczności, wyrażać istotną prawdę religijną?
Ile tego rodzaju mitów zostało przez 2000 lat historii Kościoła uznanych za prawdy, w które Kościół wierzy?
Czy w ogóle religie czasem nie „stoją” na takich właśnie wątpliwych , lub nieautentycznych podaniach?
Czy może wiara w te historie jest jedyną podstawą ich „prawdziwości”?
Czy gdyby dowiedziono, bez najmniejszej wątpliwości, że Jezus, założyciel naszej religii, jest postacią fikcyjną, to czy w tym samym momencie skończyło by się chrześcijaństwo?


Pt cze 17, 2005 16:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37
Posty: 820
Post 
Nie czytałem opowiadania...za długie, ale pytania powyżej sformułowane uważam za dosyć celne

Dominikdano napisał(a):
Czy gdyby dowiedziono, bez najmniejszej wątpliwości, że Jezus, założyciel naszej religii, jest postacią fikcyjną, to czy w tym samym momencie skończyło by się chrześcijaństwo?


W szczególności ostatnie pytanie sam kiedyś zadałem komuś na tym forum... więc na podstawie tej jednej wymiany poglądów stwierdzić mogę, że nie. tzn. wierzący nie przyjmie tego dowodu.


Pt cze 17, 2005 17:57
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Jednak ten świat ma taką formułę, że nic tu nie trwa wiecznie. Co ma początek musi mieć i koniec. Religie też mają swój kres. Nie zawsze znikają w krwawej krucjacie. Czasami umierają cicho i bez widocznej przyczyny. Z pewnością także chrześcijaństwo skończy się kiedyś, a może już teraz jesteśmy świadkami fazy schyłkowej, o czym może świadczyć dosyć głęboki kryzys religijności, coraz bardziej opustoszałe kościoły, nawiedzane najczęściej jeśli nie przez starców, to przez ludzi w wieku już dojrzałym.
Stąd nie musiałby to być nawet dowód o nieprawdziwości Jezusa, a jedynie dobrze uzasadniona hipoteza, by stać się gwoździem do trumny chrześcijaństwa.
Tak mi się wydaje.
Ddn


Pt cze 17, 2005 18:54
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37
Posty: 820
Post 
Dominikdano napisał(a):
Jednak ten świat ma taką formułę, że nic tu nie trwa wiecznie. Co ma początek musi mieć i koniec. Religie też mają swój kres. Nie zawsze znikają w krwawej krucjacie. Czasami umierają cicho i bez widocznej przyczyny. Z pewnością także chrześcijaństwo skończy się kiedyś, a może już teraz jesteśmy świadkami fazy schyłkowej, o czym może świadczyć dosyć głęboki kryzys religijności, coraz bardziej opustoszałe kościoły, nawiedzane najczęściej jeśli nie przez starców, to przez ludzi w wieku już dojrzałym.
Stąd nie musiałby to być nawet dowód o nieprawdziwości Jezusa, a jedynie dobrze uzasadniona hipoteza, by stać się gwoździem do trumny chrześcijaństwa.
Tak mi się wydaje.
Ddn

No ja mam akurat wrażenie, że dzieje się coś przeciwnego. O ile mi wiadomo to w okresie pontyfikatu Jana Pawła II liczba katolików na świecie wzrosła o 300 mln.
Odpływ ludzi z kościoła (w sensie uczestnictwa) w krajach o stosunkowo wysokim standardzie życia wynika raczej z braku zapotrzebowania na "wsparcie" skoro i tak żyje się całkiem nieźle.
Poza tym ostatnie smutne wydarzenia w Watykanie pokazały jak ogromne jest zapotrzebowanie na religijność, choćby w formie uproszczonej, że jednak ktoś za nas to robi, że ktoś się za nas modli. Nie sądzę by chrześcijaństwo czekał rychły zmierzch.


Pt cze 17, 2005 19:48
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Religie są w ruchu, migrują. Gdzieś tam przybywa wiernych (Ameryka Południowa i Łacińska), gdzieś ich ubywa (Europa, i w tym Polska). Ja napisałem o tym co widzę u nas.


So cze 18, 2005 9:20
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 7 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL