Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn kwi 29, 2024 14:22



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 44 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona
 [szukam W-wa] Spowiednik/kierownik duchowy/ksiądz znający DN 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): N lis 04, 2007 18:06
Posty: 27
Post [szukam W-wa] Spowiednik/kierownik duchowy/ksiądz znający DN
Witajcie!


Szukam:

1)
stałego spowiednika/kierownika duchowego (może "kierownika duchowego" to za duże słowa, mam na myśli księdza, z którym można też poza spowiedzią po prostu porozmawiać o wierze/niewierze), szczególnie cenny byłby "ksiądz-psycholog" ale nie musi nim być;
a także
2) księdza, z którym można rzeczowo i konkretnie porozmawiać o Drodze Neokatechumenalnej.

Może to (1 i 2) być jedna i ta sama osoba, ale nie jest to warunek konieczny i mogą to być dwaj zupełnie różni ludzie.


Dla kogo:
nieśmiała, niewierząca-praktykująca skrupulantka (wiem, taka mieszanka brzmi dziwnie ;) ).


Obszar poszukiwań:
Warszawa i okolice.


Jeśli możecie polecić konkretnego księdza spełniającego kryteria 1 lub/i 2 odezwijcie się proszę na priva (najlepiej) lub w tym wątku.


N sie 10, 2008 1:46
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Uśmiecham sięw duchu i na ustach - "niewierząca-praktykująca" :D

Obawiam się że niewierząca praktykująca nie tylko nie potrzebuje spowiedzi, ale taka spowiedz będzie nie ważna. A po co niewierzącemu rozmowa o drodze Neokat.?

Nie znam nikogo takiego, ale wątpie aby ktokolwiek podjął się spowiadać osobę niewierzącą, toż to jakieś kuriozum, ale wstrzymam się, może wyjaśnisz jak to jest moźliwe?


N sie 10, 2008 2:03
Zobacz profil

Dołączył(a): N lis 04, 2007 18:06
Posty: 27
Post 
Już wyjaśniam :). Spotkałam kiedyś na gronie opis "niewierząca-praktykująca" i mi się spodobał, bo dość dobrze oddaje moją sytuację:

niewierząca:
- nie wierzę w Boga, a tym bardziej nie wierzę Bogu
- nie wierzę w moc sakramentów
- mam nieco inne pogądy na niektóre sprawy związane z "wiarą i moralnością" niż te wynikające z nauki KK

praktykująca:
- chodzę do kościoła
- jestem we wspólnocie
- próbuję się modlić
- staram się przestrzegać "zasad" KK, na szczęście z większością spraw się zgadzam, a te najbardziej dla mnie kontrowersyjne (antykoncepcja, eutanazja, aborcja w przypadku poważnego zagrożenia zdrowia/życia matki) jak na razie jeszcze mnie nie dotyczą
- korzystam z sakramentów i podchodzę do tego poważnie, mówię wprost, że jestem niewierząca, więc o ważność się w tym kontekście nie martwię




Tak więc "wiarę" rozumianą jako "oświadczenie woli" mam (bo inaczej bym tego wszystkiego nie robiła) i wiem, że w tym kontekście moje "niewierząca" nie jest do końca prawdziwe, ale i "wierzącą" nazwać się nie mogę, mam pewne opory.

Słyszę, że wiara to nie pewność, że są różne etapy, że trzeba zaufać wbrew strachowi i wyjść jak Abraham, a Bóg będzie pomagał... Słyszę świadectwa osób, które tego doświadczyły, widzę analogię, odnajduję siebie w ludziach/historiach z PŚ, ale dla mnie to trochę jak bajka, a "doświadczenie" odbieram jak efekt wieloletniego wmawiania sobie, że Bóg naprawdę jest. Dostrzegam w Kościele i w katolicyźmie wiele piękna, tylko nie wierzę w to, co najważniejsze - że to Bóg, który 1) istnieje i 2) kocha każdego człowieka.

Może powiem "wierzę" w momencie, gdy - jak to mówią - sama doświadczę obecności Boga osobowego w swoim życiu (co oczywiście nie oznacza, że potem już wszytsko będzie lekko i przyjemnie i nie będzie zwątpień)... jeśli to kiedykolwiek nastąpi.

A na razie jestem blisko a jednocześnie bardzo daleko, jestem w Kościele i liczę na to, że kiedyś uwierzę, choć tak po ludzku nawet za bardzo nie wierzę w to, że to możliwe. Tak więc wolę używać "niewierząca-praktykująca".

Pozdrawiam!


N sie 10, 2008 3:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sie 18, 2007 20:31
Posty: 637
Post 
Jesli niewierzysz, to w co chcesz uwierzyc?

Szukasz kolka zainteresowan, zeby sie znalezc w centrum? Czy moze chcesz jednak o czyms rozmawiac?

_________________
---
teh podpiss


N sie 10, 2008 9:32
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
To może raczej chciałabyś uwierzyć, bo z tego co piszesz wynika obraz sprzeczności. Nie wiem czy można mówić o powadze w korzystaniu z sakramrntów, gdy się nie wierzy w ich moc. Pisze to w trosce o Twoją osobę. Radziłbym się zastanowić czy to nie świętokradztwo, a zatem na pewno nie poważne traktowanie sprawy. Ja raczej bym potraktował to wszystko (wspólnota, rozmowy) jako przygotowanie, tak jak są przygotowania do bierzmowania, z tego powodu że w obecnej sytuacji samkramenty Ci się nie należą w mojej opinii. Ale napewno dobrze byłoby pogadać z kimś o tym, właśnie jakimś księdzem, tylko że wpierw musisz zrezygnować czasowo, z tego w co przecież nie wierzysz. A jeśli to wspólnota Neokatech. to radze się zastanowić czy jesteś tam bo szukasz Boga, czy poprostu jest fajnie, a ludzie są uśmiechnięci. Pytanie szukasz Boga czy przyjaciół, bo na tych drugich możesz się zawieść, dlatego wspólnota to właściwy czas gdy to Bóg jest na pierwszym miejscu.


N sie 10, 2008 14:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19
Posty: 5389
Post 
Zanim spowiednik, zanim kierownik, zanim osoba do porozmawiania o DN idź do swojej parafii. Idź w godzinach urzędowania kancelarii i poproś księdza o rozmowę. I zacznij od tego co tutaj napisałaś, a potem pójdź za tym co ten ksiądz Ci powie.

I myślę, że warto przemyśleć to co napisał WIST o wspólnocie i szukaniu przyjaciół.

Pozdrawiam.

_________________
Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...

Użytkownik rzadko obecny na forum.


N sie 10, 2008 16:52
Zobacz profil

Dołączył(a): N lis 04, 2007 18:06
Posty: 27
Post 
Witajcie,

na początek drobna uwaga do wszystkich: nie jest to wątek z cyklu "doradźcie mi co zrobić: wierzyć czy nie, spowiadać się czy nie, być we wspólnocie czy nie?" ;) i nie oczekiwałam od Was rozwiązania problemu tylko polecenia konkretnych osób. Nie chcę też pisać za dużo na forum ogólnym. Tym niemniej dziękuję Wam za wszystkie rady :).



1) cau_kownik

cau_kownik napisał(a):
Jesli niewierzysz, to w co chcesz uwierzyc?

Odpowiem tak: nie widzę sensu życia. Niektórzy mówią, że jest jakiś Bóg, który w dodatku mnie kocha, i że mogę ten sens odnaleźć. Chcę uwierzyć w Boga i uwierzyć Bogu (wbrew pozorom to nie to samo).

cau_kownik napisał(a):
Szukasz kolka zainteresowan, zeby sie znalezc w centrum? Czy moze chcesz jednak o czyms rozmawiac?

Nie bardzo rozumiem, rozwiniesz?



2) WIST

WIST napisał(a):
To może raczej chciałabyś uwierzyć, bo z tego co piszesz wynika obraz sprzeczności.

Chcę uwierzyć i chcę wierzyć, że mogę uwierzyć ;). Wszystko zależy od definicji wiary. Dla jednych wiara to pewność że Bóg jest i zawsze będzie ze mną, a ja sama będę ufać niezależne od tego, jakie cierpienie na mnie spadnie. W tym kontekście nie wierzę i nie wierzę też, że istnieje człowiek, który z całą stanowczością może powiedzieć, że już nigdy nie zwątpi w sensie emocjonalnym. Dla drugich wiara to próba zawierzenia Bogu i uwierzenia w to, że On naprawdę jest i będzie nam pomagał w każdej sytuacji, może być tak, że w trudnych chwilach będę wierzyć i stanowić światło dla innych, ale może być i tak, że będę wątpić i nie wiem, czy dam radę trwać przy Bogu mimo wszystko. Patrząc od tej strony jestem wierząca. Nie czuję obecności Boga, nie wierzę nawet w to, że On jest, ale jest we mnie mała iskierka nadziei, że warto spróbować.

Masz rację i dobre to ująłeś - jestem wielką chodzącą sprzecznością. Szukam Boga, staram się robić to, co robić powinnam, a w środku coś we mnie krzyczy, czuję bezsens sytuacji i czasem najzwyczajniej w świecie płakać mi się chce i mam ochotę to wszystko rzucić.


WIST napisał(a):
Nie wiem czy można mówić o powadze w korzystaniu z sakramrntów, gdy się nie wierzy w ich moc. Pisze to w trosce o Twoją osobę. Radziłbym się zastanowić czy to nie świętokradztwo, a zatem na pewno nie poważne traktowanie sprawy. Ja raczej bym potraktował to wszystko (wspólnota, rozmowy) jako przygotowanie, tak jak są przygotowania do bierzmowania, z tego powodu że w obecnej sytuacji samkramenty Ci się nie należą w mojej opinii. Ale napewno dobrze byłoby pogadać z kimś o tym, właśnie jakimś księdzem, tylko że wpierw musisz zrezygnować czasowo, z tego w co przecież nie wierzysz.

Nie zgodzę się z Tobą. Traktuję sakramenty poważnie, moje spowiedzi to nie puste klepanie grzechów żeby odbębnić, nie chodzę na Eucharystię żeby bezrefleksyjnie odstać swoje, a już na pewno nie przyjmuję Komunii dla zabawy. Moje szukanie Boga zaczęło się prawie 3 lata temu od pierwszej "poważnej" i zarazem przełomowej dla mnie spowiedzi (która diametralnie zmieniła moje podejście do tego sakramentu i pokazała, że tu o Boga chodzi), a potem - już bardziej świadomie - od umówienia się rok później z konkretnym księdzem na spowiedź właśnie (od tego czasu mówię jasno i konkretnie, że nie wierzę).

Kiedyś miałam wątpliwości, czy powinnam korzystać z sakramentów skoro nie wierzę w ich moc; skoro żałuję i staram się naprawiać to, co we mnie złe, ale nie ze względu na Boga; skoro tak naprawdę jestem na Boga wściekła i mam ochotę mu nawrzucać (nie ukrywam tego i nigdy nie odmówiono mi rozgrzeszenia). Dziś wiem że odpowiedź brzmi "tak" bo samo podejście do konfesjonału jest wyrazem wiary - może słabej, niepewnej, ale jednak wiary. Mówią, że wiara to droga; że apostołowie też byli bardzo różnymi ludźmi, też wątpili; że Bóg mnie zna, nie kupuje kota w worku tylko wie o mnie wszystko i po prostu mnie kocha; że nie jestem maszynką, a Bóg dopuszcza wątpliwości i będzie mi pomagał; że wiara nie musi mieć uczuć, czasem można być na pustyni; że Komunia to nie nagroda dla idealnych.

Brak uczucia żalu za grzechy z powodu Boga, złość na Boga, brak wiary na poziomie uczuć - nie są moim zdaniem grzechami ciężkimi, nie mogę tego zmienić ot tak i się przeprogramować, nie zmieni tego ksiądz jednym pstryknięciem palców... więc staram się (choć nie powiem, że bez obaw, kto sam jest skrupulantem ten wie, o czym mówię) przystępować do sakramentów. No bo co inaczej mi zostaje, odejście? Czekanie, aż w pełni i na 100% uwierzę?

Odnosząc się do wczorajszego czytania z Mt 14,22-33 - odnajduję się w apostołach, a jak to z nimi było? Są na łodzi, jest wichura, a oni najzwyczajniej w świecie się boją. Boją się też, gdy widzą Jezusa. Św. Piotr chcąc się przekonać, czy to naprawdę Jezus, robi coś po ludzku niemożliwego - idzie po wodzie, w pewnym momencie wątpi i zaczyna tonąć, ale gdy prosi "Panie, ratuj mnie" On natychmiast podaje mu rękę. Miałam bardzo silną pokusę myślenia, że ja najpierw muszę być idealna, a przynajmniej wierzyć, a dopiero potem przyjść; teraz widzę, że jestem na takim niespokojnym jeziorze, coś widzę ale chcę się przekonać, czy to naprawdę On, idę więc wbrew zdrowemu rozsądkowi, a w chwilach totalnego zwątpienia (niestety tonę często) mogę ostatkiem sił, mimo niewiary na poziomie emocjonalnym, wołać "Panie, ratuj".


WIST napisał(a):
A jeśli to wspólnota Neokatech. to radze się zastanowić czy jesteś tam bo szukasz Boga, czy poprostu jest fajnie, a ludzie są uśmiechnięci. Pytanie szukasz Boga czy przyjaciół, bo na tych drugich możesz się zawieść, dlatego wspólnota to właściwy czas gdy to Bóg jest na pierwszym miejscu.

Nie zgadzam się z końcówką ostatniego zdania, ale o tym za chwilę. Moja decyzja o wejściu do wspólnoty nie była pochopna, a bardzo dobrze przemyślana. Twoje pytanie "dlaczego?" jest podobne do pytań "dlaczego jesteś w Kościele", "dlaczego szukasz spowiednika". Postawiłam sobie jakiś czas temu podobne pytania. Wiem, że zaczęło się od ludzi, od zwykłej ludzkiej życzliwości i otwartości która mnie zafascynowała, a konkretnie od jednego człowieka, dzięki któremu zaczęłam szukać Boga i dostrzegłam, że w tym katolicyzmie to o coś naprawdę chodzi :). Nie jestem w stanie wyważyć, ile w moim byciu w Kościele, we wspólnocie, w szukaniu spowiednika jest woli szukania Boga, a ile ludzi; jednak jestem pewna, że jest i jedno i drugie. Skoro nie wierzę w Boga trudno mi powiedzieć, że On jest na pierwszym miejscu, ale chcę uwierzyć i dlatego robię to, co robię.

Wiem na pewno, że nie można się opierać zbytnio na człowieku i odejść z Kościoła/wspólnoty/przestać sie spowiadać w momencie, gdy ktoś konkretny sprawi mi przykrość/zawiedzie. Okres katechez był dla mnie bardzo trudny, do wspólnoty weszłam sama, nie miałam tam nikogo znajomego, co więcej w tym samym czasie okazało się, że człowiek na którego wsparcie duchowe liczyłam odmówił mi z powodu braku czasu (rozumiem, bo niczego mi wcześniej nie obiecywał, nie był już wówczas w mojej parafii i miał wiele innych obowiązków; co nie zmienia faktu, że było mi wtedy strasznie przykro), tak więc wiem, o czym mówię. Widzę dobro w ludziach i cieszę się, kiedy jest miło, ale wiem, że nikt nie jest idealny i nie ma takiej osoby na której zawsze można się oprzeć - czy to w Kościele, czy w jakiejkolwiek innej sferze życia.

Jeszcze odnośnie końcówki Twojego ostatniego zdania "dlatego wspólnota to właściwy czas gdy to Bóg jest na pierwszym miejscu" - nie wiem, jak to wygląda w innych wspólnotach, ale na DN nikt nie wymaga "wiary" na wstępie, może tam przyjść zarówno osoba wierząca jak i niewierząca, a Droga polega w skrócie na odkryciu tajemnicy chrztu i ma być stopniowym odkrywaniem obecności Boga w naszym życiu. Słyszałam o niewierzących, którzy właśnie tam uwierzyli, sama szukam Boga pośrednio dzięki neo, więc próbuję.

Jeśli wiary się nie ma, to tak po mojemu zwraca się uwagę na to, czy:
a) bycie we wspólnocie pomaga w szukaniu Boga
b) czy mi się idea wspólnoty jako takiej podoba
c) na względy czysto ludzkie.

W neokatechumenacie zaś zwraca się uwagę na trzy filary: Słowo, Liturgia i Wspólnota (rozumiem to nie w sensie "wieszania" się na kimś i chodzenia dla kogoś, ale w sensie bycia dla siebie wsparciem, a czasem "lustrem"). Wspólnota bardzo wiele mi daje, zarówno jako pomoc w szukaniu (nauczyłam się odnajdywać się w PŚ, częściej je czytać, piękne liturgie ułatwiają zaangażowanie) jak i w wymiarze ludzkim: bo jest po prostu miło, bo w grupie raźniej, bo jak słucham o starszych wspólnotach myślę, że chciałabym za kilka/kilkanaście lat być w takiej grupie ludzi, która mimo naturalnych w każdym środowisko sporów i konfliktów trzyma się razem, cieszy się kiedy wszystko jest ok ale i uczy się przebaczać sobie nawzajem. Taka motywacja musi mi wystarczyć.

Wiem też, że zbyt mocne więzy ludzkie mogą czasem przeszkadzać (tak jak np. w kierownictwie duchowym) i że najlepiej by było, gdyby motywacja człowieka była nastawiona jak najbardziej na Boga, ale:
a) nie jest to do końca możliwe bo jesteśmy ludźmi a nie cyborgami i nasze motywacje są złożone, a poza tym
b) jeśli jesteśmy z kimś emocjonalnie związani "na wstępie" to do "wolności emocjonalnej" dochodzi się stopniowo i nie musi być to czynnik uniemożliwiający współpracę.
[M.in. o więziach emocjonalnych i złożoności motywacji ludzkiej bardzo fajnie napisał o. Józef Augustyn w książce "Praktyka kierownictwa duchowego" - jeśli ktoś nie czytał to polecam]. Wiem o tym "na wejściu", brałam to pod uwage wchodząc do wspólnoty, myślę o tym gruntownie przy wyborze spowiednika... więc mam nadzieję, że będzie ok :-D .



3) zielona_mrowka

zielona_mrowka napisał(a):
Zanim spowiednik, zanim kierownik, zanim osoba do porozmawiania o DN idź do swojej parafii. Idź w godzinach urzędowania kancelarii i poproś księdza o rozmowę. I zacznij od tego co tutaj napisałaś, a potem pójdź za tym co ten ksiądz Ci powie.


Zielona Mrówko (pisać Twojego nicka z małej czy z wielkiej litery, z polskimi znakami czy w oryginale?) - dzięki za radę, ja naprawdę bardzo konkretnie wiem, czego szukam.

Szukanie stałego spowiednika to nie mój nagły kaprys tylko w mojej sytuacji konieczność, wynika to także z zachęty, którą już od kilku osób słyszałam.

Od stałego spowiednika/kierownika duchowego nie oczekuję cudu, wiem, że to nie będzie na zasadzie pstryknięcia palcami i sprawienia, że z dnia na dzień uwierzę i wszystko będzie pięknie, że nagle nie stanę się idealna itd. Szukam takiej osoby bo jestem na rozdrożu, pomiędzy wiarą a niewiarą, a dodatkowo skrupuły potrafią naprawdę skutecznie utrudniać mi życie w tej materii. Dlatego potrzebuję kogoś, kto jak to się mówi lepiej zna drogę do Boga i pomoże mi znaleźć własną. Oczywiście wiem, że to ja muszę tą drogę przejść i nikt za mnie decyzji podejmować nie będzie.

Nie oczekuję też rozwiązania wszystkich problemów życiowych. Skłamałabym jednak pisząc, że nie szukam też człowieka, z którym mogłabym tak po prostu po ludzku porozmawiać i czasem się poradzić (może także i o neo skoro to też aspekt mojego "życia religijnego"- stąd połączenie tego w jednym wątku), postawić pytania mimo tego, że mogę nigdy nie znaleźć odpowiedzi... ale jestem tego świadoma i wiem, że nie to ma być najważniejsze, choć w momencie, kiedy nie wierzy się w Boga ani Bogu niestety tylko to pozostaje, bo trudno "robić swoje" skoro nie potrafi się już bezrefleksyjnie chodzić do Kościoła/nie interesować się tym, a z kolei "praktykowanie" i zastanawianie się nad sprawami wiary jest dla mnie psychicznie bardzo trudne. Wiem, że potrzebuję pomocy i jest to nie tylko moja opinia, więc nie widzę sensu zawracania głowy księdzu z parafii i otwierania się przed kolejnym człowiekiem z pytaniem "co mam zrobić?"


Podobnie z DN - miałam naprawdę sporo czasu do namysłu i na poszukanie informacji, czego mogłam się dowiedziec na własną rękę już się dowiedziałam. Wspólnota bardzo wiele mi daje i nie chcę z niej rezygnować, ale nie jestem pewna, czy ta Droga to moja droga. Mam pewne wątpliwości, zarówno ze względu na swoją dość wrażliwą psychikę jak i na specyfikę DN, dlatego chcę postawić bardzo konkretne pytania i zastanowić się wspólnie, co w takiej sytuacji zrobić. Wracając do księży z parafii - bardzo swoją parafię lubię, z prezbiterem odpowiedzialnym za katechezy w tym roku już rozmawiałam, ale mimo dobrej woli po obu stronach i miłej atmosfery po prostu niewiele z tej rozmowy wyniosłam. Szłam rozmawiać bez głebszego przekonania bo nadajemy na zupełnie innych falach więc teraz wolę wybrać rozmówcę bardziej świadomie, a że osobie dzięki której we wspólnocie jestem nie chcę się narzucać prosząc po raz drugi... szukam dalej.


W obu przypadkach (spowiednik/neo) mogę szukać w parafii, jednak:
a) nie widzę tam obecnie nikogo, kto przemawiałyby do mnie w jakiś szczególny sposób, a nie chcę "strzelać"
b) mimo całej sympatii i podziwu dla tamtejszych księży oraz braku większych obaw o reakcje z ich strony - po prostu nieśmialec jestem i nie wiem, czy chcę aby był to ktoś, kogo potem często będę spotykać.

Oczywiście swoje "typy" zarówno z parafii jak i spoza niej mam. Wiem też, że czasem bardzo może pomóc osoba, po której najmniej się tego spodziewamy.

"Siedzę i siedzę, myślę i myślę..." a w międzyczasie czekam na konkretne podpowiedzi od forumowiczów :-D .


Pozdrawiam![/b]


N sie 10, 2008 23:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 22, 2003 6:36
Posty: 474
Post 
WIST napisał(a):
(...) Pytanie szukasz Boga czy przyjaciół, bo na tych drugich możesz się zawieść, dlatego wspólnota to właściwy czas gdy to Bóg jest na pierwszym miejscu.


Gdyby się tego trzymać, to... Kościół (czyli wspólnota) by nie zaistniał.
Postawienie Boga na pierwszym miejscu - zawsze i wszędzie, nie tylko w deklaracji to zadanie życiowe, a nie jednorazowa operacja.

Każda niemal wspólnota, którą jakoś tam znam (oaza, odnowa, neokatechumenat) do Boga prowadzi. Prowadzi, a nie zbiera już doprowadzonych.

Myślę, że trochę zbyt jednoznacznie oceniacie Ciiiszę...
Może to wynika ze słabości słowa pisanego na forum? Niejednoznaczności sformułowań, które mogą byc różnie interpretowane?
Dla mnie dylematy Ciiiszy, to bardziej z kategorii ewangelicznego "wierzę, zaradź memu niedowiarstwu".

_________________
Mikael - Któż jak Bóg!


Pn sie 11, 2008 8:36
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 24, 2006 12:43
Posty: 275
Lokalizacja: Imielin
Post 
Możesz kupić sobie kilka biletów na tramwaj i gdy będziesz chciała iść do spowiedzi odwiedz inną parafię aż w końcu znajdziesz:DDD

_________________
"ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi
tak dokładnie zwyczajny że nie wiemy o tym.."


Pn sie 11, 2008 8:53
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19
Posty: 5389
Post 
Cisza to inaczej - nie szukaj nikogo z polecenia bo się zdziwisz jak "tragicznych" księży dostaniesz. Każdy człowiek jest inny, każdemu kto inny odpowiada. Powiem Ci krótką historię z moich ostatnich rekolekcji. Prowadził mnie tam jeden ojciec, którego wszyscy inni przeklinali. Jak potem rozmawiałam z pozostałymi rekolektantami miałam wrażenie, że opowiadają o jakimś tyranie, dla mnie ten ojciec był stworzony. Z czego wynikała ta rozbieżność odbioru? Z tego, że mi zupełnie nie przeszkadzało, że ojciec był mało sympatyczny, że się nie uśmiechał a jedyne na czym mu zależało o na doprowadzeniu do Boga a nie na miłych i delikatnych słowach.

I tak jest zawsze - to co w drodze duchowej jednemu odpowiada dla drugiego jest całkowicie nie do przyjęcia. Chcesz znaleźć spowiednika to... po prostu chodź do spowiedzi i szukaj tego jednego. Módl się przy tym o niego i w końcu go znajdziesz. Inaczej się nie da.

_________________
Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...

Użytkownik rzadko obecny na forum.


Pn sie 11, 2008 9:56
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Mikael
Odnosze się tutaj do konkretnej osoby, w której widać funkcjonują pewne sprzeczności. Nie widzie szczerze mówiąc nadal co jest złego w tym co napisałem. Nikogo nie oceniałem, dałem tylko powód do zastanowienia się. Także zupełnie nie rozumiem czemu to jest przedmiotem Twojej krytyki?

Jeśli ktoś pisze że nie wierzy, a zarazem robi wszystko jakby wierzył, to dla mnie logicznym wnioskiem było dać powodó do zastanowienia się dlaczego? We wspólnocie można spotkać fajnych ludzi, można zostac zaakceptowanym. Wszystkie te "można" sprawiają że warto się zastanowic do kogo ta wspólnota tą konkretną osobę prowadzi. Człowiek nie jest prowadzony bez wolnie, pytam zatem czy jest wola ku Bogu, czy ku ludziom. Nie mówie że wspólnota to nie miejsce na przyjaźnie, mówie o pierwszeństwie Boga w tym wszystkim. Jak wśród Apostołow, chyba nikt mi nie powie że naczelnym ich celem było spotykać się i łowić ryby wspólnie, a dopiero przy okazji głosić jakiegoś Boga...


Pn sie 11, 2008 15:36
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 22, 2003 6:36
Posty: 474
Post 
WIST napisał(a):
Mikael
Odnosze się tutaj do konkretnej osoby, w której widać funkcjonują pewne sprzeczności. Nie widzie szczerze mówiąc nadal co jest złego w tym co napisałem. Nikogo nie oceniałem, dałem tylko powód do zastanowienia się. Także zupełnie nie rozumiem czemu to jest przedmiotem Twojej krytyki?

Jeśli ktoś pisze że nie wierzy, a zarazem robi wszystko jakby wierzył, to dla mnie logicznym wnioskiem było dać powodó do zastanowienia się dlaczego? We wspólnocie można spotkać fajnych ludzi, można zostac zaakceptowanym. Wszystkie te "można" sprawiają że warto się zastanowic do kogo ta wspólnota tą konkretną osobę prowadzi. Człowiek nie jest prowadzony bez wolnie, pytam zatem czy jest wola ku Bogu, czy ku ludziom. Nie mówie że wspólnota to nie miejsce na przyjaźnie, mówie o pierwszeństwie Boga w tym wszystkim. Jak wśród Apostołow, chyba nikt mi nie powie że naczelnym ich celem było spotykać się i łowić ryby wspólnie, a dopiero przy okazji głosić jakiegoś Boga...


Powtórzę, moim zdaniem nie zrozumieliście dylematu Ciiiszy.
Ale może Ona sama się o tym wypowie.

Przedmiotem mojej krytyki było konkretne Twoje zdanie o tym, że najpiew Bóg na pierwszym miejscu, potem wspólnota.

A co do logiki - może logiczniej byłoby odpowiedzieć na pytanie Ciiiszy o spowiednika, niż dawać powody do zastanowienia?
Ciiisza zdaje się poszukiwać BOga, wiary, dlaczego nie może tego robić we wspólnocie (w neokatechumenalnej wcale nie tak łatwo o miłe ciepełko - ludzie tam częściej zdarzają się naprawdę różni, nie dobierają się na zasadzie "bo nam razem jest dobrze")?

_________________
Mikael - Któż jak Bóg!


Wt sie 12, 2008 9:56
Zobacz profil

Dołączył(a): N lis 04, 2007 18:06
Posty: 27
Post 
1) Mikael

Dzięki za Twój głos Mikael :D.

Mikael napisał(a):
WIST napisał(a):
(...) Pytanie szukasz Boga czy przyjaciół, bo na tych drugich możesz się zawieść, dlatego wspólnota to właściwy czas gdy to Bóg jest na pierwszym miejscu.
Gdyby się tego trzymać, to... Kościół (czyli wspólnota) by nie zaistniał.
Postawienie Boga na pierwszym miejscu - zawsze i wszędzie, nie tylko w deklaracji to zadanie życiowe, a nie jednorazowa operacja.
Każda niemal wspólnota, którą jakoś tam znam (oaza, odnowa, neokatechumenat) do Boga prowadzi. Prowadzi, a nie zbiera już doprowadzonych.
Sama lepiej bym tego nie napisała :-D.


Mikael napisał(a):
Myślę, że trochę zbyt jednoznacznie oceniacie Ciiiszę...
i
Mikael napisał(a):
Powtórzę, moim zdaniem nie zrozumieliście dylematu Ciiiszy. Ale może Ona sama się o tym wypowie.
Wypowie się wypowie, i powie, że masz rację w tym drugim cytacie. Nie czułam się oceniana (no, może troszkę ;-)), ale raczej niezrozumiana (przynajmniej na początku) bo miałam wrażenie, że dość precyzyjnie w dwóch pierwszych postach napisałam, jaka jest moja sytuacja. Jakbym założyła wątek z cyklu "co zrobić, pomóżcie" (czego robić nie zamierzam) może zobaczyłabym słuszną skądinąd radę "forum to złe miejsce do udzielana szczegółowych porad", z drugiej strony założyłam taki, jaki założyłam, a porady same się posypały ;).


Mikael napisał(a):
Może to wynika ze słabości słowa pisanego na forum? Niejednoznaczności sformułowań, które mogą byc różnie interpretowane?
Może. Z tą niejednoznacznością sformułowań zdecydowanie się zgadzam. Czasem gdy ktoś mówi "jestem wierzący ale nie zgadzam się z.../nie rozumiem..." może usłyszeć, że żaden z niego wierzacy, bo jest katolikiem tylko z metryki i wierzy w jakiegoś swojego "boga", który nie jest Bogiem, tylko błędnym wyobrażeniem tej osoby o Bogu prawdziwym. Albo zobaczy aluzję, że wierzącym/nawróconym nie powinien się nazywać, bo nie jest idealny i wiele mu jeszcze brakuje [wiem, wiem, często sporo w tym prawdy, ale nie zawsze i nie w każdym przypadku, bo troszkę inaczej wygląda sytuacja, kiedy nie wierzysz i dociekasz w międzyczasie, ale starasz się mimo tego przestrzegać przykazań i się z tego po prostu cieszysz]. Z drugiej strony jak powie:"jestem niewierzący" może czasem usłyszeć również słuszne "ok, to co tu robisz, chyba jednak jakąś wiarę masz skoro tu jesteś, co?" Jestem bliższa tej ostatniej opcji (czyli nazywania tego jakąś formą wiary), ale "wierzący" kojarzy się często zbyt jednoznacznie, więc . . . bądź tu człowieku mądry ;-).


Mikael napisał(a):
A co do logiki - może logiczniej byłoby odpowiedzieć na pytanie Ciiiszy o spowiednika, niż dawać powody do zastanowienia?
Zdecydowanie logiczniej, choć na szczęście jedno nie wyklucza drugiego.


Mikael napisał(a):
Ciiisza zdaje się poszukiwać BOga, wiary, dlaczego nie może tego robić we wspólnocie (w neokatechumenalnej wcale nie tak łatwo o miłe ciepełko - ludzie tam częściej zdarzają się naprawdę różni, nie dobierają się na zasadzie "bo nam razem jest dobrze")?

To nie tak. Nie mam żadnych złych doświadczeń ze wspólnotą, wręcz przeciwnie, jak na razie mi tam dobrze jeśli chodzi o relacje z braćmi i siostrami, ludzie są różni ale jest naprawdę ok, poza tym wspólnota rzeczywiście daje szansę na poznanie innych bardziej "od wewnątrz", co sprawia, że łatwiej mi jest kogoś zrozumieć a nie oceniać po zewnętrznych pozorach (co mimo dobrej woli nie znając kogoś bliżej niestety automatycznie się w jakiejś mierze robi). Nie wiem tylko, czy podejście do wiary pokazywane w neo mi odpowiada - z jednej strony pośrednio dzięki neo (bo dzięki osobie z DN) szukam Boga, i jej sposób przepowiadania kerygmatu wtedy na mnie zadziałał, także kilka katechez usłyszanych jakiś czas poźniej bardzo mi pomogło; z drugiej strony katechezy bezpośrednio przed wejściem do wspólnoty (z przyczyn obiektywnych nie weszłam do neo od razu bo pierwsze katechezy musiałam przerwać w połowie) do mnie kompletnie nie trafiały. Wynikało to w dużej mierze z tego, że nie zgadzam się z częścią nauczania KK, nie wierzę itd. więc się temu szczególnie nie dziwię; ale były też elementy wynikające ze sposobu przepowiadania czy z czynników czysto ludzkich i po prostu nie wiem, czy to moja "duchowość" [pisze w cudzysłowie bo ponoć DN żadnej swojej duchowości sensu stricte nie ma] czy szukać czegoś innego. To wątek poboczny.

Główny jest taki, że nie podoba mi się tajemniczość DN (nie podejrzewam DN o bycie sektą, rozumiem możliwe motywy takiego zachowania ale nie uważam, żeby to była najlepsze dla wszystkich, po prostu lubię wiedzieć jak najprecyzyjniej, co mniej więcej mnie czeka) i chciałabym o kilka spraw dopytać "u źródła" i sprawdzić, na które odpowiedzi mogę liczyć, bo nie chcę się opierać tylko na wiedzy rodem z Internetu (wiadomo, raz piszą sensowniejsi ludzie, innym razem mniej - wydaje mi się, że na podstawie internetu i obserwacji konkretnych ludzi w realu mam jakiś w miarę rzetelny obraz DN który jest kuszący, ale rozmowa z żywym człowiekiem jest mi potrzebna).

Natomiast szukanie spowiednika/kierownika duchowego wynika z tego, że wspólnota wszystkiego w moim przekonaniu nie załatwi, spowiednika potrzebuję na bank, a z kierownikiem duchowym byłoby mi po prostu łatwiej (chociażby ze względu na moją"skrytość" przez którą poważnie zastanawiam się nad tym, czy będę potrafiła być w jakiejkolwiek wspólnocie).




2) WIST


WIST - nie do końca rozumiem Twoje stanowisko, nie zgadzam się z użytą przez Ciebie argumentacją o byciu we wspólnocie gdy Bóg "już" jest na pierwszym miejscu; dokładnie o tym napisał Mikael. Po Twoim ostatnim poście myślę, że Twoja uwaga o wspólnocie wynikała z tego, żeby nie opierać wszystkiego na ludziach i zachować proporcje. Jeśli się mylę i uważałś/nadal uważasz, że powinnam ze wspólnoty odejść i wejść dopiero jak uwierzę (tak zrozumiałam Twojego wcześniejszego posta) uzasadnij proszę tę opinię.

Jeśli chodzi o sugestię wstrzymania się z przyjmowaniem sakramentów - rozumiem, że wynikała ona ze zwykłej ludzkiej troski o to, aby ich nie lekceważyć (rozumiem, że jak się czyta ileś wątków w stylu "chcę ślubu kościelnego dla białej sukni" można mieć "skrzywienie zawodowe"). Tym niemniej nadal nie rozumiem tego, że nie rozumiesz, jak można przystępować do sakramentów na poważnie nie wierząc w Boga/w ich moc (na szczęście wśród ludzi, na których miałam szczęście trafić nikogo to szczególnie nie dziwi).


WIST napisał(a):
Nie mówie że wspólnota to nie miejsce na przyjaźnie, mówie o pierwszeństwie Boga w tym wszystkim.
Jasne WIST, tylko ja mam ten problem już przemyślany i mam nadzieję, że po moim poprzednim poście jest to jasne. Myślę, że przedmiotem krytyki Mikaela było - jak sam napisał - jedno konkretne zdanie ["Przedmiotem mojej krytyki było konkretne Twoje zdanie o tym, że najpiew Bóg na pierwszym miejscu, potem wspólnota"], bo zabrzmiało ono trochę tak, jakbym miała z tej wspólnoty wyjść i wrócić jak uwierzę, a tym czasem "oczyszczenie motywacji" to nie pstryk i po sprawie.


WIST napisał(a):
Jak wśród Apostołow, chyba nikt mi nie powie że naczelnym ich celem było spotykać się i łowić ryby wspólnie, a dopiero przy okazji głosić jakiegoś Boga...
Pewnie, że nie powie, ale często szukanie Boga od fascynacji czysto ludzkich się zaczyna i to moim zdaniem normalne, cała heca polega na tym, że im szybciej człowiek zda sobie z tego sprawę i zobaczy że chodzi coś więcej, tym lepiej.

Mnie od pierwszego momentu, czyli od tej przełomowej dla mnie spowiedzi, wskazywano jednoznacznie na Boga i na relacje z Nim, a nie to, co "muszę", co "powinnam" lub "co ksiądz sobie o mnie myśli" i to było naprawdę niesamowite, choć dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę z tego o co chodziło, bo na początku leciałam do domu cała w skowronkach wiedząc tylko tyle, że ta spowiedź jakaś "inna" i "fajna" była :-D . [Za to kolejne były już tej euforii pozbawione bo były z coraz większą świadomością swojej niewiary i swoich grzechów - choć coraz głębiej przeżywane i tak po ludzku nadal było sympatycznie].

Patrzy się na "świadków", na osoby, które naprawdę żyją inaczej, i przychodzi zastanowienie "co ten człowiek jest taki radosny na Eucharystii?", "jak to możliwe, że zamiast powiedzieć mi na wstępie "no tak, tego i tego nie wolno, a Kościół nakazuje chodzić na Eucharystię..." zaczyna mówić mi, że Bóg mnie kocha i że warto spróbować być na mszy/modlić się częściej?". Ponoć pierwsi chrześcijanie nie mieli jakichś szczególnych metod ewangelizacyjnych, a ludzie wołali "patrzcie, jak oni się miłują" - wydaje mi się, że żeby zobaczyć Boga trzeba najpierw dostrzec Boga w konkretnej sytuacji w konkretnym człowieku (oczywiście nie zakładając, że ten człowiek jest ideałem, bo na dłuższą metę może to skutkować zniechęceniem do wiary w momencie, gdy odkryjemy jakąś jego wadę). Jeśli On istnieje to Go spotkałam - chyba nawet wiem, kiedy najpełniej :-D .



3) zielona_mrowka

zielona_mrowka napisał(a):
Cisza to inaczej - nie szukaj nikogo z polecenia bo się zdziwisz jak "tragicznych" księży dostaniesz. Każdy człowiek jest inny, każdemu kto inny odpowiada. [...] I tak jest zawsze - to co w drodze duchowej jednemu odpowiada dla drugiego jest całkowicie nie do przyjęcia. Chcesz znaleźć spowiednika to... po prostu chodź do spowiedzi i szukaj tego jednego. Módl się przy tym o niego i w końcu go znajdziesz. Inaczej się nie da.
Dzięki za ten wpis mrówko, wiele w nim prawdy. Zgadzam się, że każdemu tak po ludzku odpowiada inny typ człowieka, dlatego zdecydowanie będę chciała "sprawdzić" polecane mi osoby, może niekoniecznie od razu w konfesjonale, tylko np. udając się na mszę.

Natomiast w pytaniu innych widzę sens o tyle, że spowiednika naprawde niełatwo znaleźć.

Czasem nie widzi się nikogo takiego w swoim otoczeniu, a szukać na chybił-trafił można w nieskończoność (choć nie przeczę, że można bardzo szybko trafić na pasującą nam osobę). Mając "jakieś" subiektywne informacje w stylu "ten jest fajny" zawsze można dopytać, co to konkretnie dla danej osoby znaczy i już ma się część odpowiedzi, jak mi się spodoba pójdę na mszę i spróbuję wybadać dalej, ale mam już jakieś konkretne namiary do "weryfikacji" ;). Samemu można kogoś namierzyć, ale na to też potrzeba czasu, idąc w ciemno i nie znając dobrze parafii nie wie się, do kogo się trafi, a trochę głupio tak pytać po jednej spowiedzi o nazwisko (choć warto więc niczego nie wykluczam). Oba sposoby - i chodzenie w ciemno, i do polecanych - są dobre i moim zdaniem warto wykorzystać oba. To raz.

Dwa - staram się nie polegać tylko na swoim osobistym odczuciu, owszem, jest ono dla mnie bardzo ważne, ale np. nie wybiorę kogoś tylko dlatego, że jest miły, skoro z jego kazań kościele zbyt wiele nie wynoszę i nie bardzo do mnie trafiają. Może z braku innej perspektywy warto zaryzykować i okaże się ok, ale może jest ktoś fajny, kogo nie znam ale mam niedaleko?

Trzy - ciężko jest sprawiedliwie "ocenić" człowieka, tak naprawdę poznaje się go w miarę upływu czasu i może się okazać, że kiepski kaznodzieja będzie świetnym spowiednikiem, a świetny spowiednik potrafi czasem na kazaniu powiedzieć coś do ogółu w taki sposób, że "czar pryska". Nie znaczy to oczywiście, że trzeba być do takiej osoby od razu nastawionym "na nie", w końcu publiczne operowanie słowem do najłatwiejszych nie należy, a ludzi idealnych nie ma, czasem zdarzy się jakieś nie do końca zręczne sformułowanie, które "znając" daną osobę odbiera się lepiej niż gdyby się ją słyszało po raz pierwszy... tym niemniej jest trudno. No bo: wybrać osobę, która wydaje nam się idealna (i w domyśle przekonać się po jakimś czasie, że jednak nie jest, bo to tylko człowiek) czy jednak wyważyć i zastanowić się nad kimś, kogo trochę dłużej znamy, znając też jego wady (o ile jesteśmy w stanie je zaakceptować i nie są to rzeczy, które będą nam po ludzku bardzo przeszkadzać)?

No i cztery - jestem trochę w potrzasku. Z jednej strony chcę wybrać jak najlepiej, a na to jak wiadomo potrzeba czasu, z drugiej słyszę już któryś raz z rzędu, że potrzebuję stałego spowiednika i sama odczuwam palącą potrzebę... No i w końcu ile można się zastanawiać... ;) Dlatego nie chcę o tym dyskutować na forum, bo i tak nikt za mnie tej decyzji nie podejmie, nie chcę też próbować metodą prób i błędów w nieskończoność, bo spowiedź to dla mnie teraz naprawdę ciężka sprawa (nawet nie ze względu na strach przed spowiednikiem, którego się skutecznie "wyzbyłam" za jednym zamachem podczas "tamtej" pamiętnej spowiedzi, ale ze względu na mój skrupulantyzm - po prostu nie wiem, o czym ja mam mówić żeby było dobrze i jednocześnie żeby mi ksiądz nie zasnął w konfesjonale, jak przegonić skrupuły na 4 wiatry... i czas najwyższy się tego nauczyć).



4) whistle
whistle napisał(a):
Możesz kupić sobie kilka biletów na tramwaj i gdy będziesz chciała iść do spowiedzi odwiedz inną parafię aż w końcu znajdziesz:DDD
Nie wiem czemu wyobraziłam siebie za x lat jako leciwą babcię jeżdżącą tramwajem, zawsze zwartą i gotową do poszukiwania ;). Albo kościotrupa w tramwaju z podpisem "szukała spowiednika, nie mogła się zdecydować" :D.



Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za wszystkie komentarze i podpowiedzi na priva, z powodów różnych proces szukania w praktyce zacznę dopiero we wrześniu/październiku, więc wszelkie namiary nadal mile widziane.


P.S. A tym razem miało być krótko :oops:.


Pt sie 15, 2008 2:42
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Mikael napisał(a):
Powtórzę, moim zdaniem nie zrozumieliście dylematu Ciiiszy.
Ale może Ona sama się o tym wypowie.

Przedmiotem mojej krytyki było konkretne Twoje zdanie o tym, że najpiew Bóg na pierwszym miejscu, potem wspólnota.


A ja dalej nie wiem jak to podważa to co ja napisałem. Wiadomo że chodzi o trwałą decyzje, ale wiadomo też że ilektoć grzeszymy od Boga się oddalamy, a następnie wracamy np. po spowiedzi. Dalej to że Współnata ma prowadzić do Boga nie znaczy że ktoś kto w niej jest ma prawo do wszystkich sakramentów bo "on zmierza do wiary". To nijak też nie podważa tego że Bóg musi być na pierwszym miejscu. I wbrew temu co napisałeś właśnie to pierwsze miejsce dla Boga czyni Kośćiół jednością, a wspólnocie daje prawo bytu. Tyle.

Mikael napisał(a):
A co do logiki - może logiczniej byłoby odpowiedzieć na pytanie Ciiiszy o spowiednika, niż dawać powody do zastanowienia?
Ciiisza zdaje się poszukiwać BOga, wiary, dlaczego nie może tego robić we wspólnocie (w neokatechumenalnej wcale nie tak łatwo o miłe ciepełko - ludzie tam częściej zdarzają się naprawdę różni, nie dobierają się na zasadzie "bo nam razem jest dobrze")?

Obawiam się że nie zrozumiałeś mojego toku myślenia. Ale chcemy jej pomóc, każdy ma jakąś swoją wizje, Ty zająłeś się podważaniem mojej, zamiast (co sam pisałeś) dać autorce szanse na zastanowienie się czy może któraś rada nie jest jej pomocna. Twoją logię zostaw zatem sobie, edle niej pisz, a ja będę wedle tego co uważam za potrzebne.

Ciiisza
Opisałaś swoją sytuację i określiłaś swój sprzeczny stosunek do wiary. Uznałem zatem za konieczne uświadomić Ci (co jest wyrazem chęci pomocy) że skoro jesteś niewierząca ale praktykująca to może współnota jest dla Ciebie miejsce spotkania ze znajomymi, czyli oni są głównym celem, bo po co przychodzić aby chwalić boga w którego się nie wierzy. Zatem po części tak "zachowac proporcje" - Bóg pierwszy, potem zabawa i znajomi ze wspólnoty. Ale Tobie pozostawiłem ocenę czy tak jest czy nie. I naprawde nie rozumiem czemu rozpętała się o to taka burza. Tak naprawde bez wiary nie da się w pełni uczestniczyć w niczym co jest z wiarą związane. Możesz pozostać, to oczywiście Twój wybór, ja mówie tylko o konsekencjach. Nawet najlepsze chęci nie zmienią tego że dopóki nie uwierzysz, nie Msza i inne praktyki spotyka przecież siłą rzeczy we Wspólnocie nie będą miały takiego wymiaru jak dla wierzącej osoby.

Ale jeśli jest naprawde tak jak piszesz, jeśli Bóg działa w Twoim życiu, przemienia Cie, to ja nie wiedze problemów nie do przejścia. Zająłem się jedynie "pierwszą pomocą" natomiast co do konkretnego zapytania to odpowiedzi nie udziele. Mogę tylko życzyć powodzenia i odpowiadać na kolejne kwestie, co chyba nie zaszkodzi, nawet jeśli coś ktoś źle zrozumie, nie ma się co czepiac odrazu, prawda? :-)


Pt sie 15, 2008 15:28
Zobacz profil

Dołączył(a): So cze 14, 2003 20:13
Posty: 377
Post 
Cisza- jeśli "odczuwasz palącą potrzebę" pomocy ze strony stalego spowiednika, to może nie szukaj w nieskończoność "idealu", tylko rozejrzyj się i poproś o pomoc księdza, który po prostu będzie 'wystarczająco dobry'. Wiele zależy od Ciebie- od tego, czy zechcesz mu zaufać (mniej emocjonalnie, że będzie Ci się z nim dobrze gadać, bardziej decyzją woli). Oczywiście- spowiednik musi Ci w jakiś sposób odpowiadać, trafiać do Ciebie etc- ale to nie jest czlowiek, z którym masz żyć na co dzień, chodzić na kawę czy ploteczki, tylko ktoś, kto podprowadzi Cię do Boga. Dlatego przede wszystkim módl się o niego, a potem zaufaj, że w czasie spowiedzi ksiądz nie bazuje tylko na wlasnych umiejętnościach, ale pomaga mu Duch Św. Wlaśnie to wsparcie powoduje, że spowiednik wcale nie musi być "idealny". (Mój najczęściej najwięcej daje mi do myślenia uwagami rzucanymi- w jego odczuciu- gdzieś z boku, poza glównym tokiem rozumowania. I o to chyba chodzi- żeby nie spowiednik się mądrzyl, ale dzialal Duch Św.).
Pozdrawiam, A.


Pt sie 15, 2008 15:28
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 44 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL