Autor |
Wiadomość |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 trochę dziwne pytanie
Witam Jak w temacie - mam trochę dziwne pytanie, nie wiem czy więcej ludzi tak ma czy tylko ze mną coś nie tak. Może zacznę od początku:
Jestem studentką. Wierząca, praktykująca, należę do odnowy w Duchu Świętym, jeżdżę na rekolekcje ale... widzę, szczególnie ostatnio, że moja wiara to tylko wiedza - teologiczna, przyrodnicza, na temat różnych cudów itp. To wszystko mnie przekonuje że Bóg jest i działa w świecie, dlatego jestem katoliczką. Ale nie mam właściwie osobistej relacji z Bogiem, jak mam to tylko taką formalną bo... generalnie nie wierzę że Bóg mnie kocha. Oczywiście wyznaję to, bo to że Bóg kocha jest właściwie podstawową prawdą wiary, ale nie widzę w swoim życiu tego, że mnie kocha. Dlatego moja wiara to wiedza+obowiązki (praktyka). To jest dla mnie trudne, bo ile można wyznawać Boga, który jest miłością i nie wierzyć że na prawdę kocha? A osoby z odnowy które znam i z innych ruchów kościelnych zawsze mówią że "spotkały Boga", że "Bóg zmienił ich życie, relacje z ludźmi, sposób patrzenia na świat itd". Nawet wczoraj spotkałam się ze znajomymi i z takim jednym chłopakiem, który do żadnej grupy nie należy i tak zupełnie przy okazji innego tematu stwierdził że "wiara to nie jest wiedza, to jest zakochanie się w ewangelii i w Jezusie". Generalnie wszyscy ludzie wierzący których znam w jakiś sposób doświadczyli miłości Boga a dla mnie to jest zupełnie jak bajka albo mit. Najgorsze jest to, że nie mogę innym powiedzieć że "Bóg cię kocha", bo chociaż wiem że kocha to nie mogę czegoś takiego powiedzieć bo mam wrażenie że wciskam komuś jakiś straszny kit w który sama nie wierzę. I nie wiem co mam z tym zrobić, byłam na Rekolekcjach Ewangelicznych Odnowy i na innych i na katechezach Drogi Nekatechumenalnej, modlę się, przystępuję do Komunii itd ale ta sytuacja się od ponad 2 lat ani trochę nie zmieniła a tylko coraz trudniej mi wypełniać te wszystkie obowiązki i modlić się.
Co o tym wszystkim myślicie? Czy wy macie jakieś doświadczenie miłości Boga w swoim życiu? Jak wygląda wasza wiara?
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pn wrz 06, 2010 9:30 |
|
|
|
 |
Metanoia/Freedom
Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 12:34 Posty: 837 Lokalizacja: mazowsze
|
 Re: trochę dziwne pytanie
musisz wierzyć sercem a nie rozumem może masz wątpliwości i gniewasz się na Boga, ale nie ujawniasz sie z tym coś blokuje Twoje serce ja proponuje wyznać swój problem w wspólnocie Odnowy, a tam napewno otrzymasz odpowiedzi i wsparcie wszystko co dobrego w Twoim życiu to zasługa Boga może pomorze Ci książka : http://www.wdrodze.pl/index.php?mod=opis&id=859a także : Bóg w którym nie ma idei zła , wyd. W drodze
_________________ 1 KOR 13
|
Pn wrz 06, 2010 12:17 |
|
 |
szumi
Moderator
Dołączył(a): Pt sty 04, 2008 22:22 Posty: 5619
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Metanoia napisał(a): musisz wierzyć sercem a nie rozumem
No chyba właśnie odwrotnie. Wiara to nie może być coś oparte na emocjach,ale musi to być decyzja oparta na woli. Na Twoim wyborze wiary. Być może właśnie przechodzisz od tego emocjonalnego przeżywania wiary jaki jest charakterystyczny dla nastolatków, do wiary pogłębionej i faktycznie ugruntowanej na dobrym fundamencie wolnej decyzji.
_________________ Η αληθεια ελευθερωσει υμας...
Veritas liberabit vos...
Prawda was wyzwoli...
(J 8, 32b)
|
Pn wrz 06, 2010 12:25 |
|
|
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Emocjonalnego przeżywania wiary to ja nie miałam nigdy, zawsze moja wiara to była decyzja na podstawie racjonalnych przesłanek (tzn. od momentu kiedy zaczęłam traktować wiarę poważnie w wieku 17 lat, nie mówię o dzieciństwie, chociaż wtedy też emocjonalna nie była). Ja wybrałam wiarę. Tylko że mam wrażenie, na podstawie opowieści, że u innych to inaczej wygląda, oni na prawdę wierzą że Bóg ich kocha i chcą też o tym mówić innym, bo są przekonani że Bóg może zmienić życie innych tak samo jak zmienił życie ich. Nawet jak ktoś wybiera wiarę jako czysto racjonalną decyzję to i tak Bóg zmienia jego życie, spojrzenie na świat i ludzi (jak w przypadku Josha McDowela http://rnz.org.pl/index/?id=b495ce63ede ... 2cb947c162). Jakiś czas temu byłam na odnowowym kursie dla ewangelizatorów (czy po prostu dla osób które chcą głosić Ewangelię w swoim życiu) i również tam spotkałam ludzi, którzy chcą głosić Ewangelię bo "nie mogą nie mówić" o tym czego sami doświadczyli w życiu. I to nie była sama młodzież, raczej przeciwnie - znaczna większość uczestników była starsza ode mnie, w tym był także wykładowca akademicki (świecki, uczelni zupełnie niereligijnej), więc nie można powiedzieć że to byli jacyś niepoważni ludzie. Zresztą, szumi, no powiedz mi, czy ty wierzysz w miłość Boga? Dlaczego, na jakiej podstawie? Moja wiara wygląda tak: "muszę wierzyć, bo wiem że to jest dobre, chociaż nigdy nie doświadczyłam żeby Bóg jakoś zmienił moje życie czy okazał mi swoją miłość". Metanoia, ja takich książek przeczytałam już kilka (z "Urzekającą" na czele, może o niej słyszałaś), byłam na odnowowych rekolekcjach "Uzdrowienie Wspomnień" i na "weekendzie z modlitwą o uzdrowienie wewnętrzne", kiedyś też na rekolekcjach z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe. A poza tym na wielu mszach z modlitwą o uzdrowienie (w tym z różnymi charyzmatykami z zagranicy), na modlitwach wstawienniczych i nawet u sióstr w Rybnie. Ale to nic nie dało. Czuję się strasznie zmęczona tym wszystkim. Zdaje się że Jezus powiedział kiedyś "przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście a Ja was pokrzepię", ale ja żadnego "pokrzepienia" nie doświadczyłam, raczej przeciwnie - od ponad 2 lat dzieje się w moim życiu dużo złych rzeczy i kiedy już mam wrażenie że Bóg mnie wysłuchał w jakiejś ważnej dla mnie sprawie okazuje się że znowu nic z tego i czuję się jeszcze bardziej opuszczona przez Niego. Próbowałam zacisnąć zęby i udawać że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku, ale szybko się okazało że to do niczego nie prowadzi.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pn wrz 06, 2010 12:49 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Acha, i nic nie wskazuje na to, żebym się gniewała na Boga. Już myślałam nad tym wiele razy i do niczego takiego nie doszłam. Tylko teraz jest mi przykro bo czuję się z nieznanych mi przyczyn opuszczona przez Boga... czy... no nie wiem co, ale że Bóg z jakichś przyczyn nie chce mi dać doświadczyć swojej miłości żebym na prawdę mogła Mu uwierzyć.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pn wrz 06, 2010 12:53 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia, moze z wyjatkiem doswiadczenia Drogi Neokatechumenalnej ale za to z innym doswiadczeniami, moglabym tak napisac o sobie. Jeszcze 4 lata temu. Przez lata (nie napisze ile, zeby ciebie nie zniechecic), staralam sie szukac Boga. Mniej czy bardziej intensywnie, ale za to na serio. Na roznych rekolekcjach, w zyciu codziennym itd. W koncu doszlam do wniosku, ze moge uznac, ze jestem Jego dzieckiem, ale takim "przybranym z obowiazku", ktore sie toleruje, ale nie okazuje mu milosci, dba sie o nie, zapewnia podstawy do przezycia, pomaga czasami, ale poza tym - nic. I kiedy juz sie z tym jakos pogodzilam (a tez wtedy nie moglabym nikomu powiedziec, ze "Bog go kocha", jezeli mnie nie kochal), to na pewnych rekolekcjach ignacjanskich, ktore byly zupelnie wariackie i ze wzgledu na to, ze wlasciwie niemozliwe bylo zebym na nie pojechala i z roznych innych powodow, moj opiekun duchowy otworzyl mi oczy (zreszta tez nieswiadomy moich rozterek) na rozne fakty z mojego zycia, z ktorych wynikalo jasno, ze Pan Bog wcale mnie przez te lata nie ignorowal i obdarzyl o wiele bardziej niz moglam sie spodziewac, tyle za ... ja tego nie widzialam. Takze dlatego, ze pewne rzeczy wydawaly mi sie takie oczywiste i "standartowe", ze nie widzialam w nich niczego specjalnego. I od tego momentu wiem, ze Bog mnie kocha i o mnie dba w wyjatkowy sposob. A poniewaz, mnie "przybrane dziecko" tak traktowal przez cale zycie, to teraz moge kazdemu powiedziec: "Jezeli Bog mnie kocha, to kocha ciebie tez". Kazdy z nas ma inna droge do Boga. Niektorzy, jak w mojej ostatnio ulubionej przypowiesci o dwoch synach, sa zawsze "w domu ojca", staraja sie spelniac wszystkie obowiazki i wydaje im sie, ze ojciec ich nie traktuje specjalnie, a co najwyzej wykorzystuje ich posluszenstwo. a tymczasem Ojciec zaklada, ze my wiemy ze On nas kocha i dlatego moglibysmy korzystac ze wszystkich Jego darow i obietnic ze wzgledu na Jego milosc. Nie ze wzgledu na jakiekolwiek nasze zaslugi itp, nie, ze wzgledu na Jego milosc.
Nie wiem, jaka droga i dokad chce ciebie Bog prowadzic. Wiem, ze kiedys na pewno Go spotkasz i zrozumiesz, ze cale twoje zycie, bylo droga do tego spotkania. Moze to trwac dlugo, moze krotko. Mysle ze jeden z problemow to nasze wyobrazenie o tym, jak powinna sie milosc Boga objawiac. To juz zamyka nam oczy na to, co dostajemy. Inny, glebszy problem to ten, ze to Bog decyduje o tym kiedy i jak chce nas spotkac. My mozemy sie do tego przygotowywac przez modlitwe, rekolekcje itp, zeby jak mowil papiez Benedykt XVI "nastroic sie na Boza czestotliwosc" i wyciszyc nasz wewnetrzny chaos. Ale o dniu, godzinie i sposobie spotkania decyduje Pan Bog. I to jest kolejny dowod na to, ze jest On niezalezna Osoba, ktora szuka spotkania z nami, ale nie daje sie "zmusic" zadnymi modlitwami, obrzedami itp.
I na zakonczenie: nawet jezeli teraz w to nie wierzysz, ja to wiem: Bog ciebie kocha i chce sie z toba spotkac.
|
Pn wrz 06, 2010 16:05 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Dzięki, Kamala, pocieszyłaś mnie. Mam tylko nadzieję że nie będę musiała długo czekać na to spotkanie bo już nie wiem co mam ze sobą zrobić. We wspólnocie źle się czuję, w życiu mi się niezbyt układa i generalnie czuję się jak piąte koło u wozu, nawet do modlitwy nie mogę się zebrać. Ale dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze coś takiego przeżywał, bo już zaczynałam się czuć jak UFO albo jak jakiś wadliwy produkt i zastanawiałam się co źle robię.
"Niektorzy, jak w mojej ostatnio ulubionej przypowiesci o dwoch synach, sa zawsze "w domu ojca", staraja sie spelniac wszystkie obowiazki i wydaje im sie, ze ojciec ich nie traktuje specjalnie, a co najwyzej wykorzystuje ich posluszenstwo"
O właśnie, niby znałam tą przypowieść ale jakoś nigdy tak na to nie patrzyłam. Faktycznie, czuję się jak ten starszy syn, który całe życie uczciwie pracował i czuje się niedoceniany przez ojca, szczególnie kiedy widzę jak inne osoby dostają wiele bardzo wyraźnych łask w różnych dziedzinach życia, a ja nic.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pn wrz 06, 2010 17:14 |
|
 |
nedzna
Dołączył(a): N cze 13, 2010 9:38 Posty: 129
|
 Re: trochę dziwne pytanie
A ja Ci polecam ksiązkę św. Faustyny (Dzienniczek) lub dzieło św. Teresy od Dzieciątka Jezus ...
|
Pn wrz 06, 2010 19:26 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Dzięki, "Dzienniczek" czytałam ale... zapamiętałam z niego wizję Jezusa, który widzi wszystkie najdrobniejsze błędy i zwraca na nie uwagę i że wiara = cierpienie. Wiem, że ta wizja jest kompletnie nieprawdziwa, ale co ja poradzę, tak to odebrałam. Tak samo odebrałam objawienia Małgorzaty Marii Alacoque (o Sercu Pana Jezusa). I właściwie jedyne "objawienia" jakie do mnie trafiły i zaczęły mnie przekonywać o tym że Bóg mnie kocha to było "Pozwólcie ogarnąć się miłością", ale niestety okazało się że to fałszywe objawienia.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pn wrz 06, 2010 20:06 |
|
 |
Metanoia/Freedom
Dołączył(a): Wt sie 11, 2009 12:34 Posty: 837 Lokalizacja: mazowsze
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia ja miałem i troche mam dalej tak jak Ty i doszedłem do wniosku, żeby odnależć Boga trzeba odnależć siebie . Dlatego warto czasem odstawic wspólnote , ludzi,pobożność i religie aby pobyć samemu ze sobą .
_________________ 1 KOR 13
|
Pn wrz 06, 2010 20:12 |
|
 |
nedzna
Dołączył(a): N cze 13, 2010 9:38 Posty: 129
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Boga się nie odstawia, pobożności również. Pewna osoba mi tak radziła, zrobiłam odwrotnie, zastosowałam nowennę do św. Rity i nowennę do Bożej Opatrzności i czuję się o wiele spokojniejsza niż przedtem. http://bog-wola.blog.onet.pl/w powyższym linku znajdziesz w dwóch notkach Nowenny bodajże do św. Rity i na pewno do Opatrzności Bożej - wiele Ci dadzą łask, tylko UFAJ, że otrzymasz!!!!! Kochana, to mówię Ci, przeczytaj(można w internecie) książkę Gabriela Bossie "ON i ja". KONIECZNIE PRZECZYTAJ ! Pan Bóg jest delikatny i jest Nieskończonym Miłosierdziem - kochaj go z całych sił.
|
Pn wrz 06, 2010 20:50 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Czytałam "ON i ja", co prawda tak "na szybko", bo musiałam szybko oddać książkę, ale też jakoś mnie nie ruszyło. Ja nie wątpię że Bóg w ogóle jest Nieskończonym Miłosierdziem, ale... mam wrażenie że nie dla mnie. Widzę Jego działanie i Jego miłość do innych osób, ale nie doświadczam tego, żeby mnie kochał. Może to głupie, przecież teoretycznie wiem, że mnie kocha, ale to na prawdę frustrujące, kiedy wszyscy dookoła mi mówią że widzą jak to Bóg kocha ich i jak oni kochają Boga a ja niczego takiego nie doświadczam, po prostu jestem tylko posłuszna.
A z zaufaniem i miłością to właśnie mam ten problem. Od dwóch lat proszę i to czasem bardzo intensywnie ale nic się nie zmienia, więc jakoś szczerze mówiąc nie wierzę że jak się jeszcze trochę pomodlę to się zmieni. Po prostu jeśli ileśtam modlitw było niewysłuchanych (a przynajmniej nie widzę żeby były wysłuchane) to już nie mam siły na więcej i na kolejne rozczarowanie.
Ale dzięki za linka. Także wspólnoty a tym bardziej wiary nie zamierzam odstawiać, bo jestem przekonana że wiara jest czymś słusznym, nawet jeśli trudno mi w niej wytrwać.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Pn wrz 06, 2010 22:06 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Gavia, ja bym ci "poradzila" (ale oczywiscie nie musisz tego stosowac) co innego: po prostu zamiast odmawiac tysiace modlitw (choc uwazam, ze Koronka do Milosierdzia Bozego jest rewelacyjna, szczegolnie w sytuacjach, kiedy nie wiemy sami co dalej robic  ), to po prostu rozmawiaj z Jezusem. Powiedz Mu, ze masz z tym i tym problemy, zadawaj Mu pytania, traktuj Go powaznie, jak kogos, kto jest ci zyczliwy. On wie, ze malo kto potrafi Mu szczerze zaufac w ciemno, ale prawdziwa przyjazn mozna zbudowac tylko na obustronnym zaufaniu, a nie na przestrzeganiu czyichs nauk i zalecen. Jezus Chrystus chce z kazdym z nas nawiazac osobista przyjazn, bo o to w chrzescijanstwie chodzi: nie o wypelnianie nakazow ale o osobista relacje. Dlatego sprobuj dac Mu szanse: potraktuj go powaznie i nawet jezeli mialoby to wam zajac lata, daj Mu i sobie szanse.
|
Wt wrz 07, 2010 7:24 |
|
 |
Gavia
Dołączył(a): Pn wrz 06, 2010 9:07 Posty: 131
|
 Re: trochę dziwne pytanie
Właśnie to robię. To nie jest tak, że ja się skupiam na modlitwach jak na jakichś magicznych formułkach które mają mi coś zapewnić. Cały czas staram się rozmawiać z Jezusem, dziękować Mu za to co dostaję itd., tylko ostatnio mam z tym coraz większy problem... No ale, nic innego mi nie zostaje.
_________________ "Wznosić toast w obliczu świata i nie szukać pociechy"
|
Wt wrz 07, 2010 9:47 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
 Re: trochę dziwne pytanie
A dajesz Mu szanse, zeby ci odpowiedzial? Nie, niekoniecznie slowami, ale jakim konkretnym spelnieniem prosby, czy impulsem, ktory ci nagle otworzy oczy na twoje pytania? Inaczej: czy probujesz dostrzec Jego odpowiedzi? Od razu powiem, ze czesto sa one inne, od spodziewanych i trzeba nauczyc sie je dostrzegac. Czasem trzeba, niestety dla nas, nauczyc sie cierpliwosci i czekac. To mi zawsze przychodzilo z duzym trudem, bo ja chcialam miec wszystko zaraz, a na niektore "odpowiedzi" musialam czekac latami. Dopiero kiedy przyszly, okazywalo sie, ze byly najlepsze z mozliwych. Ale w twoim wieku tez mialam z tym duze trudnosci. Moja recepta byla wiernosc mimo tego, ze pozornie zadnych super lask nie dostepowalam. Jest to w gruncie rzeczy najlepsze wyjscie. Mozesz oczywiscie zrobic jak "mlodszy syn", zabrac zabawki i pojsc w swiat, ale na koncu i tak wyladujesz w domu ojca. To juz lepiej tam zostac i probowac dostrzec cos w aktualnej ciemnosci. W wielu duchowosciach jest moga o takiej drodze w ciemnosci, ktora jest po to, zeby oczyscic nas i nasze intencje, zeby Bog mogl blizej do kogos dojsc, zeby zrobic miejsce dla Niego, a nie dla Jego "prezentow". Moze faktycznie "mala droga" sw. Tereski by cie troche pomogla. Bo tak naprawde to nie tylko Ty szukasz Boga, On tez ciebie szuka i "ma interes" (milosci) w tym, zeby ciebie znalezc. Dlatego kompletnie (pozornie) szalona metoda jest powiedzenie: to tez Twoj problem, ja robie co potrafie, ale reszte zostawiam Tobie. Bedzie jak Ty chcesz.
Ale od razu mowie, ze ja potrzebowalam na to wielu lat. Oczywiscie nie tylko w kompletnej ciemnosci, ale byly to okruchy swiatla, zebym kompletnie nie zwatpila. Teraz wiem, ze nigdy nie bylo to wiecej, niz moglam wytrzymac, ale wtedy mialam inne zdanie.
|
Wt wrz 07, 2010 10:06 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|