Witam wszystkich.
Nie jestem pewna czy wybrałam dobry dział, miałam też problem z nazwaniem tego tematu.
Postaram się to opisać bardziej z perspektywy drugiej osoby, gdyż jestem do tego nieco emocjonalnie przywiązana.
Od dziecka "wyobrażałam" sobie, że mam kontakt z różnymi postaciami z bajek. Polegało to na tym, że "wyobrażałam" sobie po prostu ich obecność. Coś jak wymyśleni przyjaciele. Jednak później, w podstawówce przyjęło to formę bardziej historyjki odgrywanej w głowie. W klasie 5 zaczęły się w nich walki. Nie były one jednak jakieś specjalnie pełne przemocy, głównie azjatyckie sztuki walki i jakieś magiczne moce. W 3 gimnazjum (chyba jakoś tak to było...) kolega (niewierzący), który dowiedział się o tych moich "historyjkach", powiedział, że to jest grzech, więc przestałam się w to "bawić". Wracałam tam jednak co jakiś czas, a ostatnio "wróciłam" na dłużej. Bo stwierdziłam, że nie ma w tym niczego złego. Skoro Bóg dał nam wyobraźnię to czym złym jest korzystanie z niej?
Mimo wszystko mam problem z tym. Zauważyłam dwa wyjścia:
1) Najłatwiejsze. Uznać, że to tylko jakieś tak wyobrażenia i tyle. Jednak nie mogę tego przyjąć do wiadomości. Zżyłam się już z tym "drugim" światem. Jest dla mnie czymś integralnym z moim życiem.
2) Trwać w wierze, że to jest naprawdę. Wtedy jednak musiałabym się wyspowiadać ze złych rzeczy, które tam zrobiłam (zabicie 11 osób! które co prawda potem poskładałam w całość)
Nie dopuszczam się tam do nieczystych rzeczy, tylko całowanie i przytulanie (niestety raz z dwoma chłopakami naraz i jeszcze pewien brzydki epizod). Wszystkie występujące tam postacie są fikcyjne (dlatego oprócz tych wyjątków w poprzednim nawiasie nie widziałam niczego złego w tych "fantazjach").
Dodatkowo w tej "historyjce" jest dużo magii (normalnej magii, nie horoskopów i tego typu rzeczy), ale czemu nie wykluczyć tego, że to Bóg ją stworzył? Cały czas odnoszę się do tego, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz.
Pewnie to co napisałam jest chaotyczne, ale naprawdę nie wiem co mam zrobić i muszę w końcu się zwrócić do kogoś o pomoc. Czasami mam po prostu problemy ze stwierdzeniem co jest dobre, a co złe, przy takich niejednoznacznych rzeczach. Potrafiłam już wpaść w duchową depresję, kiedy pomyślę, że nie oddając swoich rzeczy potrzebującym i nie prowadząc trybu życia jak mnich zajmujący się tylko zbieraniem datków dla ubogich będę skazana na potępienie