Re: Sprawa Alfiego Evansa
Małgosiaa napisał(a):
A nie wydaje Ci się, że dla włoskiego szpitala Alfi mógł być królikiem doświadczalnym? Że to głównie o to chodziło?
Tego nie można wykluczyć, podobnie jak tego, że Alfie był królikiem doświadczalnym w angielskim szpitalu. Cały problem rozbija się o odmienne definiowanie dobra pacjenta. Uważam, że rodzice powinni mieć prawo decydowania w zakresie wyboru lekarza prowadzącego, gdy mają taką możliwość i otrzymują informację, że są lekarze gotowi zaproponować ich dziecku pomoc lekarską. Do nich, jako rodziny należy decyzja, co będzie lepsze dla ich dziecka, zwłaszcza że każda ze stron przedstawiła im swoje fachowe opinie. W mniej skomplikowanych sprawach np. wyboru lekarza pediatry, to rodzic ostatecznie decyduje do którego lekarza będzie chodził z dzieckiem i może zrezygnować z jego usług, gdy będzie z nich niezadowolony. To tyle z mojej strony.
Iago napisał(a):
No pewnie – co tam dobro dziecka. Najważniejsze jest dobro kolektywne.
Na szczęście sądy w cywilizowanych krajach nie operują w ramach tego typu, moim zdaniem, barbarzyńskiej odmiany utylitaryzmu.
Ciekawa jestem, czy transplantacja w większości krajów Europy, gdzie obowiązuje model zgody domniemanej dawcy, również jest
barbarzyńską odmianą utylitaryzmu?
ErgoProxy napisał(a):
A chwilę. Na czym konkretnie ta "pomoc innym chorym dzieciom" miałaby polegać?
Na określeniu etiologii choroby? To ewentualnie załatwiają już tylko badania patomorfologiczne i zsekwencjonowanie genomu. Rodzice się zgodzili, żeby im dziecko pokroili? Rodzice mieli obowiązek moralny się na to zgodzić?
Na próbach odbudowania mózgu? Na moje dostalibyśmy, gdyby się udało, nowy umysł, więc nowego człowieka.
Na opiece paliatywnej?
Określenie etiologii choroby jest bardzo trudne, zwłaszcza w przypadku rzadkich chorób o podłożu genetycznym, gdzie liczba dobrze udokumentowanych przypadków jest zazwyczaj jednostkowa. Nie wiem jakie warunki transportu do Włoch przedstawił rodzicom tamtejszy szpital i na co się zgodzili tak naprawdę rodzice. To sprawa między nimi a szpitalem. Niemniej nie na próbach odbudowania mózgu, czytałeś w ogóle dane, które zacytował @Iago?
Każdy pacjent ma prawo do dokładnej diagnozy i dołożenie wysiłków, by ją uzyskać nie jest dla niego zniewagą. Wiesz jak wielu chorych, którzy cierpią na postępujące choroby, gdzie etiologia jest nieznana, pragnie aby zdiagnozowano dokładnie problem(nawet nie chodzi o powstrzymanie procesów chorobowym, ale sam fakt wiedzy, że "wróg" został zlokalizowany) i jaka to dla nich tortura żyć w niewiedzy, co przyczynia się do niszczenia organizmu? To są oczywiście osoby świadome tego, co się z nimi dzieje, zatem trudno tu porównywać ich interesy do malutkiego dziecka, ale tu mowa o interesach, które często wiążą się z ryzykownymi decyzjami, ponieważ dotyczą kwestii medycznych. Świadomy pacjent czasami podejmuje trudne decyzje, czy zgadza się na operację w której ma 50% szans, że zostanie sparaliżowany lub będzie zmagał się z poważnymi skutkami ubocznymi, czy też niosącymi wysokie ryzyko śmierci. Jasne, zawsze może odmawiać, jeżeli tylko operacja niesie ryzyko, że mu zaszkodzi, ale nie ma operacji, które nie wiążą się z możliwymi powikłaniami. Znajoma osoba, po operacji krzywej przegrody nosowej u najlepszego specjalisty w mieście, dostała powikłań po zabiegu i niestety zmarła.
Iago napisał(a):
Ale wiesz, że na temat tej konkretnej sprawy i sytuacji tego konkretnego chłopca mamy konkretne opinie specjalistów?
Szkoda, że niektórzy
zapomnieli, że
argumentum ad verecundiam, jest pozamerytorycznym sposobem argumentowania.