[/quote]
Rów obywatelski
Wszystkie badania pokazują, że obywatel USA jest optymistyczny i nakierowany prospołecznie, a obywatel UE sfrustrowany i nastawiony roszczeniowo. Siatka kontaktów społecznych w Stanach Zjednoczonych jest najbardziej gęsta na poziomie sąsiedzkim i lokalnym (komitety szkolne, wspólnoty parafialne, organizacje gminne), podczas gdy w Europie obywatele kontaktują się pionowo, z organizacjami o charakterze ogólnopaństwowym i instytucjami unijnymi. W Ameryce mamy wzajemną wymianę usług, budującą wspólnoty, a w Europie petentów ustawiających się po dotacje będące często celem istnienia organizacji społecznych. Wreszcie, w Stanach Zjednoczonych istnieje norma poddania się urzędników wszelkich szczebli procedurze wyborczej, podczas gdy w Europie urzędy wybieralne stają się pośledniejsze od tych pochodzących z nominacji (przykładem przewaga Komisji Europejskiej nad Parlamentem Europejskim)
Rów religijny
Jeśli europejski polityk wierzy w Boga, to (wyjątkiem Polska, Grecja i Irlandia) przemyka do kościoła, rozglądając się na boki, czy nie sfotografuje go jakiś reporter. W dobrym tonie jest podkreślanie obojętności religijnej lub ateizmu. Religijność prezydenta Busha, codziennie słuchającego mszy świętej, budzi w Europie bezbrzeżne zdumienie. Z kolei w USA polityk, który nie poda wyborcom przynależności do jakiegoś Kościoła (obojętne, mormońskiego, żydowskiego czy katolickiego), uchodzi za podejrzanego komunistę. Jak zauważył na łamach "Wprost" Newt Gingrich, w Ameryce wolność religijna to wolność wyznawania dowolnej religii, a w Europie wolność od jakiejkolwiek religii. W efekcie Amerykanie potrafią bronić wartości fundamentalnych, takich jak wolność czy prawo do życia, a Europa jest całkowicie rozchwiana moralnie.
Rów ekonomiczny
Najgłębszy i najmocniej wpływający na politykę. Dwa lata temu UE przyjmowała strategię lizbońską pod typowo sowieckim hasłem "dognat' i pieregnat'". Kogo? Amerykę. Zadekretowano, że w ciągu 10 lat zostanie stworzona nowa gospodarka europejska, a Ameryka pozostanie w tyle za unią. Urzędnicy wydali kilkaset dyrektyw, z których jasno wynikało, że Amerykanie nie mają szans. Po dwóch latach ogłoszono zaś, że strategia wprawdzie jest słuszna, ale dystans między brzegami Atlantyku rośnie jeszcze szybciej niż przed jej uchwaleniem. Gdyby Senat albo rząd USA ogłosił taki dokument, jedyną reakcją biznesu byłoby popukanie się w czoło i zawieszenie kontaktów z politykami. Wszelkie próby ingerowania w prawa wolnego rynku są odbierane w USA jako zamach na wolności konstytucyjne. Owszem, jak dowiodły choćby nasze negocjacje w sprawie offsetu, biznes amerykański wyznaje prostą zasadę: prośbom prezydenta i rządu się nie odmawia (o ile są one wygłaszane wystarczająco rzadko), z zasady odmawia się natomiast rządowym nakazom. W Europie tymczasem z roku na rok rośnie poziom ingerencji państwa w gospodarkę. Skutki widać choćby w zapaści kwitnącej do niedawna gospodarki niemieckiej. Amerykanie dzięki temu, że nadrzędna jest u nich zasada wolności gospodarowania, nabrali niebywałego przyspieszenia w gospodarce tak zwanej trzeciej fali, opartej na wiedzy, indywidualizmie i przepływie informacji. Europa zaś nieustannie reguluje poziom produkcji stali, pozostając w realiach ekonomicznych ubiegłego wieku.
Rów obywatelski
Wszystkie badania pokazują, że obywatel USA jest optymistyczny i nakierowany prospołecznie, a obywatel UE sfrustrowany i nastawiony roszczeniowo.[/quote]
http://www.wprost.pl/ar/?O=74208&C=57
Ciekaw jestem opinii innych Forumowiczów na poruszone zagadnienia ...