Ostatnio co czat to temat z rozważań...
Tylko jakoś to myślenie na czacie średnio idzie... Jakieś te tematy trudne...
No to - ta perspektywa życia wiecznego... No właśnie... Bo z jednej strony na codzień zapominam - nie myślę, żyję tu i teraz... Pojawia się tylko jako coś z czego nie chcę, w żadnym wypadku, zrezygnować... Tylko czy aż?
Kiedyś działała jak ostatnia granica, której nie chcę przekroczyć bo za nią jest śmierć... Teraz jest bliżej, teraz każe trwać... Nie nienawidzieć, nie osądzać... Na ile umiem. Zasłużyć? Nie zasłużyć. Nie stracić raczej...
No ale właśnie - zarysowała mi się inna perspektywa...
Łk 17,20-21 „Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie i nie powiedzą: Oto tu jest albo: Tam.
Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.”
Rz 14,17 „Bo
królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to
sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym.”
Może to bardzo odległe skojarzenie... Kiedyś, bardzo dawno
wpisano mi do pamiętnika motto "żyj tak, by Tobie i z Tobą było dobrze"...
Więc jeśli początek tego Życia jest tutaj, pośród ludzi, w sprawiedliwości, pokoju i radości w Duchu Sw, to to dużo bliższa mi perspektywa...
Źle się żyje w oddaleniu. Strasznie gaśnie radość. Ale to tylko jeden wątek. To także to, by nie trwać w konflikcie. By przebaczać i prosić o przebaczenie. By nieść uśmiech - to zarazem dużo i mało... By starać się być dla innych wtedy gdy tego potrzebują... Trudne czasem... No trudne, ale brak "pokoju i radości w Duchu Św" zabija. Nienawidzę sytuacji gdy złość jest we mnie. Chyba najbardziej. Więc jeśli to też jest perspektywa wieczności...
No i to drugie - dla kogo żyję, na kogo czekam... Nie ma jeszcze zapisu, będzie trudniej
Dziwna dla mnie zbitka - bo czy - czekam? Czekam na to, co - tutaj... Na miłość, radość, szczęście
No - mam jakieś wymarzone, ale w końcu może i wyglądać inaczej, byleby było szczęściem...
Czekanie na przyjście Pana... Adwent... Aby Święta były Świętami, by móc z nich zaczerpnąć sił. Święta niemal niezauważone są straszne. Takie jak miałam w zeszłym roku. Nie było miejsca na świętowanie, nie było prawie miejsca na Boga. Ale jakoś ta inna, większa perspektywa mi umyka... Niby jest, ale jakby jej nie było...
A dla kogo żyję? Pomyślałam - dla ludzi których spotkałam i spotkam. Konkretnych? No, niekoniecznie. Bo przecież życie nie przestałoby mieć sensu gdyby byli inni. Są Ci i Ci są ważni, ale... Zresztą, nie o wszystkim przecież wiem, czasem dla mnie ma znaczenie ma drobiazg, którego ktoś inny nawet nie rejestruje, kubek wody do picia. Więc - czemu chcę dla nich być? Może rzeczywiście jednak - dla Boga? Aż dziwnie...