Jak ktoś lubi wiecznie kaszleć, nie czuć smaku potraw, umierać za każdym razem wchodząc na drugie piętro schodami, uśmiechać się z zamkniętymi ustami (bursztynowe ząbki) a na dodatek śmierdzieć jak popielniczka to zapraszam do klubu palaczy. Ja się już nie odzwyczaję bo to już dziesiątki lat ale Wy lepiej nie zaczynajcie. Więcej szkody niż pożytku. Jedyny plus że w pracy można sobie wyjść na faję i najwyżej przełożony głowa pokiwa. Wyobraźcie sobie że niepalący wyjdzie i stoi sobie przed budynkiem. Zaraz pretensje że co on sobie wyobraża i że jest w pracy. A palaczom uchodzi. Ale to jedyny plus.

Ja tam polecam fajkę. Rzadziej ciągnie więc niewolnictwo nie daje się tak bardzo we znaki, mniej śmierdzi. No i przerwy w pracy są dłuższe.

warzych nie tobie oceniać, kto jest mile widziany w Królestwie Bożym...

A ja widzę, że tutaj jest problem skrupułów i grzechu pychy. Jestem pewien, że zjedzenie dwóch kromek ze smalcem jest bardziej szkodliwe niż zapalenie jednego papierosa.

Z tymi używkami to ja bym się tak nie katował w kategorii grzech/niegrzech.

Sugerujecie, że szkodzenie swojemu zdrowiu to grzech? A czy tylko przez działanie?
A jeśli np. nie uprawiam żadnego sportu to też grzeszę, przez zaniechanie ?

A ja nie jestem.