Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 6:31



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się?? 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 22:39
Posty: 9
Post Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Moi drodzy,
Poruszona wczorajszym kazaniem na temat bezwarunkowej miłości, którą powinniśmy otaczać wszystkich ludzi, chciałam zapytać, jak to wygląda w Waszym życiu?

Jestem osobą, która zawsze stara się znaleźć pozytywne cechy u innych. Ale ostatnio mam problem z koleżanką z pracy. Irytuje mnie tak bardzo, że cała chodzę w środku! Ona nie zachowuje się w porządku, do pracowników, którzy pracują w firmie krócej niż ona, a sprawia wrażenie, że nawet sobie z tego sprawy nie zdaje...
Jak 'kochać' taką osobę? Jak miłować kogoś, kto wyzwala w nas takie emocje? Czytaj - kto po prostu nas wkurza!

Co robicie w takiej sytuacji jak moja? Modlicie się? Ale o co? O tego bliźniego, czy może o siebie?
Chciałabym nie reagować tak emocjonalnie na jej zachowanie - po prostu się nie wkurzać, ale im bardziej tego chcę, tym gorzej mi wychodzi :(
Chciałam podkreślić, że ta osoba wywołuje emocje podobnych do moich u większości pracowników. Oczywiście znajduje w niej pozytywne cechy, ale czasami po prostu 'świruje'...

Czy myślicie, że taka miłość bezgraniczna i bezinteresowna - bez względu na wszystko jest- możliwa do osiągnięcia?


Pn maja 14, 2012 20:37
Zobacz profil
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Da się, da się. Pod warunkiem że właściwie rozumiemy słowo "miłość" w przypadku do osób obcych lub takich z którymi nie mamy zażyłych kontaktów. Miłując w ten sposób nie odczuwasz irytacji, gniewu ani zniecierpliwienia, jesteś pełna zrozumienia dla wszystkich.

Do takiej postawy trzeba dojść, wypracować ją. Co więcej - nawet jeśli uda Ci się to osiągnąć to prędzej czy później będziesz musiała ją odnaleźć na nowo bo proza życia bardzo skutecznie wypłukuje postawę miłości. No ale po to upadamy żeby się podnosić. Musisz zajrzeć w głąb siebie - bardzo głęboko - i tam przyjąć to co niedorzeczne, sprzeczne z rozsądkiem, niepojęte dla wielu ludzi (czyli postawę uniżenia, bezinteresowności i pokory) za obowiązującą normę.

No i najpierw należy poznać podstawy wiary (lektura Pisma się kłania)

:)


Pn maja 14, 2012 21:16

Dołączył(a): N sty 23, 2011 11:09
Posty: 916
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Nikt ci nie karze kochać jej złych uczynków. Miłość nie polega na tym, że będziesz dla takiej osoby miła i uśmiechała się kiedy ona robi źle. Miłość wyraża się tym, że pragniesz dla tej osoby dobrze i jesteś w stanie poświęcić jakąś cześć siebie dla jej dobra. Kiedy piszę jej dobra, mam tutaj na myśli sprawy ostateczne i najważniejsze, takie jak zbawienie, chęć sprowadzenia takiej osoby na dobrą ścieżkę.

Zobacz na przykład Jana (tego od chrztu)

"Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy. A gdy widział, że przychodzi do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia "

Czyż powiemy, że w Janie nie było miłości ? Oczywiście była. Co nie znaczy, że miał się z nimi cackać. Znam wielu ludzi którzy są daleko od Boga i na swój sposób ich kocham. Dałbym sobie odrąbać rękę i więcej żeby osiągnęli zbawienie, nie znaczy wcale, że mam się im przymilać. Czasem wręcz przeciwnie. Jeśli pragniesz dla drugiej osoby dobra, to ją kochasz. Pytanie jak wiele jesteś w stanie dać z siebie, dla innych. Im więcej tym bardziej kochasz.

Jezus powiedział "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.", a Paweł pisał, że zrezygnowałby nawet ze swojego zbawienie byleby tylko jego bracia Żydzi tego dostąpili.


Pn maja 14, 2012 21:32
Zobacz profil
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Czasem jak ktoś nas denerwuje to należy spojrzeć wgłąb siebie. Denerwuje nas u innych to czego nie lubimy u siebie. To jakby ktoś nam przystawił lustro.
To co odczuwasz to emocje. Nie ma na to rady. One są niezależne od nas, możesz zmniejszyć ich natężenie poprzez racjonalizację: ma dziewczyna zły dzień, jest niedojrzała, źle ukształtowano jej sumienie, ona nie widzi, że postępuje niewłaściwie...
Kochać to postawa: chcę dla kogoś dobrze. Nie lubię jej, ale jej pomogę, jeśli tego wymaga potrzeba. Nie będę mówić o niej źle, raczej wskazywać na jej dobre strony (każdy je ma) jak inni ją obmawiają.
Pan Bóg kocha każdego człowieka, kocha nas w każdej sytuacji. Jesteśmy ukształtowani na Jego podobieństwo, więc też musimy starać się o dobro dla innych...dobro ich duszy. Zastanowić się- co zrobiłby Jezus będąc w mojej sytuacji. On zachowywał się różnie, więc lektura Pisma jest tu niezbędna.


Pn maja 14, 2012 21:47
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N sie 28, 2011 11:55
Posty: 2016
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
lubię_latać napisał(a):
Moi drodzy,
Poruszona wczorajszym kazaniem na temat bezwarunkowej miłości, którą powinniśmy otaczać wszystkich ludzi, chciałam zapytać, jak to wygląda w Waszym życiu?

Jestem osobą, która zawsze stara się znaleźć pozytywne cechy u innych. Ale ostatnio mam problem z koleżanką z pracy. Irytuje mnie tak bardzo, że cała chodzę w środku! Ona nie zachowuje się w porządku, do pracowników, którzy pracują w firmie krócej niż ona, a sprawia wrażenie, że nawet sobie z tego sprawy nie zdaje...
Jak 'kochać' taką osobę? Jak miłować kogoś, kto wyzwala w nas takie emocje? Czytaj - kto po prostu nas wkurza!

Co robicie w takiej sytuacji jak moja? Modlicie się? Ale o co? O tego bliźniego, czy może o siebie?
Chciałabym nie reagować tak emocjonalnie na jej zachowanie - po prostu się nie wkurzać, ale im bardziej tego chcę, tym gorzej mi wychodzi :(
Chciałam podkreślić, że ta osoba wywołuje emocje podobnych do moich u większości pracowników. Oczywiście znajduje w niej pozytywne cechy, ale czasami po prostu 'świruje'...

Czy myślicie, że taka miłość bezgraniczna i bezinteresowna - bez względu na wszystko jest- możliwa do osiągnięcia?


Miłość to nie uczucia tylko postawa, czyny (uczucie mogą jej towarzyszyć lub nie)

Możesz gotować się w środku - to nic nie znaczy, to tylko emocje
ważne co robisz, jaką masz wobec niej postawę
(wyrażającą się w czynach).

O swoje emocje warto zadbać o tyle
że jak nie będziesz mieć w stosunku do niej negatywnych emocji
łatwiej Ci będzie zachować wobec niej właściwą postawę

trudno cały czas się kontrolować
przyjrzenie się swoim emocjom (przemodlenie ich?)
może coś zmienić, ale niekoniecznie

zmiana ich na bardziej pozytywne bardzo ułatwiła by Ci życie
ale nie zawsze się to udaje

często trzeba żyć z takimi jakimi one są
mimo, że jest to trudne...

_________________
informuję, że nieużywanie dużych liter przeze mnie nie wynika absolutnie z braku szacunku dla kogokolwiek
ale jest przede wszystkim spowodowane szybkoscią z jaką piszę (oraz czasem pewnymi problemami z klawiaturą),
proszę o wyrozumiałość.


Pn maja 14, 2012 21:53
Zobacz profil
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
popieram wszystko co było napisane wyżej, nie ma sensu powtarzać, dodam tylko,
ze czasem pojawienie się takiej relacji (nie do wytrzymania) jest sygnałem do zmiany sytuacji życiowej.
być może jesteś już nie na swoim miejscu.


Wt maja 15, 2012 0:21

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 22:39
Posty: 9
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
mkb napisał(a):
popieram wszystko co było napisane wyżej, nie ma sensu powtarzać, dodam tylko,
ze czasem pojawienie się takiej relacji (nie do wytrzymania) jest sygnałem do zmiany sytuacji życiowej.
być może jesteś już nie na swoim miejscu.


Hmmm, co masz na myśli? Myślisz, że aż tak powinnam zagłębiać się w to, co dzieje się dookoła mnie? Nie chciałabym teraz zmieniać pracy ze względu na nią - i wiem, że na pewno to nie będzie powód ewentualnej zmiany pracy. Chciałabym raczej dowiedzieć się, jak ja mogę zapanować nad emocjami... Bo nie sztuką jest np. teraz odejść. Ale odejście oznaczałoby ucieczkę, a chcę się skonfrontować z problemem, a nie przed nim uciekać... Tylko jak dotrzeć w głąb siebie, jak codzienność momentami przytłacza? ;)


Wt maja 15, 2012 18:03
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 22:39
Posty: 9
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
jesienna napisał(a):
lubię_latać napisał(a):
Moi drodzy,
Poruszona wczorajszym kazaniem na temat bezwarunkowej miłości, którą powinniśmy otaczać wszystkich ludzi, chciałam zapytać, jak to wygląda w Waszym życiu?

Jestem osobą, która zawsze stara się znaleźć pozytywne cechy u innych. Ale ostatnio mam problem z koleżanką z pracy. Irytuje mnie tak bardzo, że cała chodzę w środku! Ona nie zachowuje się w porządku, do pracowników, którzy pracują w firmie krócej niż ona, a sprawia wrażenie, że nawet sobie z tego sprawy nie zdaje...
Jak 'kochać' taką osobę? Jak miłować kogoś, kto wyzwala w nas takie emocje? Czytaj - kto po prostu nas wkurza!

Co robicie w takiej sytuacji jak moja? Modlicie się? Ale o co? O tego bliźniego, czy może o siebie?
Chciałabym nie reagować tak emocjonalnie na jej zachowanie - po prostu się nie wkurzać, ale im bardziej tego chcę, tym gorzej mi wychodzi :(
Chciałam podkreślić, że ta osoba wywołuje emocje podobnych do moich u większości pracowników. Oczywiście znajduje w niej pozytywne cechy, ale czasami po prostu 'świruje'...

Czy myślicie, że taka miłość bezgraniczna i bezinteresowna - bez względu na wszystko jest- możliwa do osiągnięcia?


Miłość to nie uczucia tylko postawa, czyny (uczucie mogą jej towarzyszyć lub nie)

Możesz gotować się w środku - to nic nie znaczy, to tylko emocje
ważne co robisz, jaką masz wobec niej postawę
(wyrażającą się w czynach).

O swoje emocje warto zadbać o tyle
że jak nie będziesz mieć w stosunku do niej negatywnych emocji
łatwiej Ci będzie zachować wobec niej właściwą postawę

trudno cały czas się kontrolować
przyjrzenie się swoim emocjom (przemodlenie ich?)
może coś zmienić, ale niekoniecznie

zmiana ich na bardziej pozytywne bardzo ułatwiła by Ci życie
ale nie zawsze się to udaje

często trzeba żyć z takimi jakimi one są
mimo, że jest to trudne...



Bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Miłość to nie emocje... Faktycznie... Ja mimo wszystko życzę jej dobrze i nie jest tak, że jej nie cierpię. Więc może jest nadzieja, że będzie tylko lepiej? ;)

Mi właśnie też chodzi o siebie, wiem, że te emocje to tylko emocje, ale one źle na mnie wpływają. Tak jak w każdej osobie stawiam pozytywne cechy na pierwszym miejscu, tak u niej, widzę te pozytywne cechy, ale są przysłonięte przez jej wkurzające zachowanie.
Napisałaś, że zmiana emocji na bardziej pozytywne ułatwiłaby mi życie. Masz rację, zawsze byłam i będę optymistką, ale w tej jednej kwestii jakoś nie mogę się przemóc.

Jedyny ratunek jaki widzę, to przemodlenie...

Dzięki :*


Wt maja 15, 2012 18:26
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 22:39
Posty: 9
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Liza napisał(a):
Czasem jak ktoś nas denerwuje to należy spojrzeć wgłąb siebie. Denerwuje nas u innych to czego nie lubimy u siebie. To jakby ktoś nam przystawił lustro.
To co odczuwasz to emocje. Nie ma na to rady. One są niezależne od nas, możesz zmniejszyć ich natężenie poprzez racjonalizację: ma dziewczyna zły dzień, jest niedojrzała, źle ukształtowano jej sumienie, ona nie widzi, że postępuje niewłaściwie...
Kochać to postawa: chcę dla kogoś dobrze. Nie lubię jej, ale jej pomogę, jeśli tego wymaga potrzeba. Nie będę mówić o niej źle, raczej wskazywać na jej dobre strony (każdy je ma) jak inni ją obmawiają.
Pan Bóg kocha każdego człowieka, kocha nas w każdej sytuacji. Jesteśmy ukształtowani na Jego podobieństwo, więc też musimy starać się o dobro dla innych...dobro ich duszy. Zastanowić się- co zrobiłby Jezus będąc w mojej sytuacji. On zachowywał się różnie, więc lektura Pisma jest tu niezbędna.


Dzięki, mam postanowienie zagłębić się w tą lekturę. Mam nadzieję, że znajdę odpowiedź na te nurtujące pytania :) Emocje, emocje... Teraz dopiero dostrzegam, że tak naprawdę chodzi mi o mnie - o to, że jaka by ta dziewczyna była, muszę umieć się zachować w niekomfortowej sytuacji. I uczyć się miłości...

:)


Wt maja 15, 2012 18:30
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 22:39
Posty: 9
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
wloczykij napisał(a):
Da się, da się. Pod warunkiem że właściwie rozumiemy słowo "miłość" w przypadku do osób obcych lub takich z którymi nie mamy zażyłych kontaktów. Miłując w ten sposób nie odczuwasz irytacji, gniewu ani zniecierpliwienia, jesteś pełna zrozumienia dla wszystkich.

Do takiej postawy trzeba dojść, wypracować ją. Co więcej - nawet jeśli uda Ci się to osiągnąć to prędzej czy później będziesz musiała ją odnaleźć na nowo bo proza życia bardzo skutecznie wypłukuje postawę miłości. No ale po to upadamy żeby się podnosić. Musisz zajrzeć w głąb siebie - bardzo głęboko - i tam przyjąć to co niedorzeczne, sprzeczne z rozsądkiem, niepojęte dla wielu ludzi (czyli postawę uniżenia, bezinteresowności i pokory) za obowiązującą normę.

No i najpierw należy poznać podstawy wiary (lektura Pisma się kłania)

:)



Tak, ja to wszystko niby wiem... Tylko w konfrontacji z prozą życia blado to wygląda ;) a Ty jaki masz sposób, żeby umieć tak kochać? Praktyka? Modlitwa?


Wt maja 15, 2012 18:35
Zobacz profil
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Cytuj:
Tak, ja to wszystko niby wiem... Tylko w konfrontacji z prozą życia blado to wygląda ;) a Ty jaki masz sposób, żeby umieć tak kochać? Praktyka? Modlitwa?


Po pierwsze primo - jak już mówiłem nie potrafię trwać w tym stanie cały czas (musiałbym mieszkać w izolacji). Po jakimś czasie niezauważalnie się to ulatnia jesli się o to nie dba dostatecznie i kiedy zdaję sobie sprawę, że zboczyłem ze ściezki jest już zazwyczaj za późno i znowu muszę tę ścieżkę odnaleźć (co mimo wielu dotychczasowych podejść wcale nie stało się prostsze niż na początku).

W jaki sposób ja staram się to osiągnąć? Najpierw trzeba sobie wogóle uświadomić że coś jest nie tak, coś się popsuło - jesli to zauważymy to już spory krok naprzód. Później staram się przeanalizować ostatni okres zycia i wychwycić to co mnie od Boga odciągnęło, znaleźć ten - często niepozorny - grzech który zakradł się do mojego zycia niepostrzeżenie. A później to już modlitwa i bezustanne pięlęgnowanie woli "powrotu" - czyli bezustanne myślenie o tym, pilnowanie się. Ten etap jest dla mnie oczywiście najtrudniejszy i wlecze się niemiłosiernie. Ale jak wiadomo - nic co wartościowe nie przychodzi łatwo. A tutaj mamy do czynienia ze szczególną wartością. Lektura Pisma natomiast jest już codziennością, fundamentem niezbędnym ale też niewystarczającym. Choć gdy pierwszy wziąłem je do ręki (tak prawdziwie) bardzo mocno na mnie "podziałało" - taka terapia wstrząsowa :)

Liza pisała o emocjach - ze nie możemy ich kontrolować. Prawda - nie mamy nad nimi bezpośredniej kontroli. Ale człowiekiem miłującym nie targają emocje negatywne, są wyciszone lub niemal wyłączone. Więc to nie tak że będziemy skazani na tłumienie w sobie emocji - można dojść do etapu w którym ten problem zniknie ale wówczas wystarczy chwila nieuwagi i boleśnie spadamy.


Wt maja 15, 2012 20:34
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
wloczykij napisał(a):
Liza pisała o emocjach - ze nie możemy ich kontrolować. Prawda - nie mamy nad nimi bezpośredniej kontroli. Ale człowiekiem miłującym nie targają emocje negatywne, są wyciszone lub niemal wyłączone. Więc to nie tak że będziemy skazani na tłumienie w sobie emocji - można dojść do etapu w którym ten problem zniknie ale wówczas wystarczy chwila nieuwagi i boleśnie spadamy.

Może doprecyzuję. Emocje przychodzą kiedy chcą i odchodzą kiedy chcą. Nie powinniśmy więc się przejmować tym, że kogoś nie lubimy. Po prostu nasz głupi organizm zeskanował tego kogoś jako osobę podobną do kogoś z przeszłości, której nie polubiliśmy (mogła nam zrobić krzywdę) lub ma cechy, których nie lubimy u siebie (tego nie uświadamiamy sobie). Jak jest głupi to trzeba go powoli uczyć, że pomylił się. Tak rozpoczynamy pracę nad zmniejszeniem natężenia emocji. Żeby zneutralizować złe emocje trzeba wrzucić naszemu mózgowi propozycje dobrych cech u tej osoby. Racjonalizujemy emocje. Osoba staje się coraz mniej nielubiana. Może nam zobojętnieć i będziemy ją przyjmowali na zasadzie: tak jest...są różni ludzie. Czasem nawet polubimy.
Ale nic na siłę i nie należy się obwiniać tym, że kogoś nie lubimy. Gniew jest emocją, nie ma tu winy moralnej ( grzechu).
Emocje powinny znaleźć ujście na zewnątrz, więc jak ktoś nas porządnie wkurzy to można oddać (byle nie za bardzo), faceci mogą wziąć siekierkę i zacząć rąbać drewno, pograć w piłkę a kobiety poskarżyć się przyjaciółce. Jak jest mądra to je wyciszy.


Wt maja 15, 2012 21:19
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
Cytuj:
Żeby zneutralizować złe emocje trzeba wrzucić naszemu mózgowi propozycje dobrych cech u tej osoby. Racjonalizujemy emocje.


Dokładnie. A jesli tych dobrych cech znaleźć nie umiemy (czasem bywa :P) to warto na tego kogoś spojrzeć nieco z góry (w pozytywnym sensie) - czyli uświadomić sobie że to człowiek taki jak ja, błądzi tak jak i ja, jest słaby i podatny na grzech a przecież ja sam nie jestem lepszy (albo jeszcze niedawno nie byłem lepszy). Postawa wyrozumiałości i cierpliwości - trudna do osiągnięcia bo zakłada jedność i równość ludzi (nie mylić z komunizmem :D ) a jak się dookoła rozejrzeć to same podziały na lepszych i gorszych, swoich i wrogów.


Wt maja 15, 2012 21:28
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
lubię_latać napisał(a):
Hmmm, co masz na myśli? Myślisz, że aż tak powinnam zagłębiać się w to, co dzieje się dookoła mnie? Nie chciałabym teraz zmieniać pracy ze względu na nią - i wiem, że na pewno to nie będzie powód ewentualnej zmiany pracy. Chciałabym raczej dowiedzieć się, jak ja mogę zapanować nad emocjami... Bo nie sztuką jest np. teraz odejść. Ale odejście oznaczałoby ucieczkę, a chcę się skonfrontować z problemem, a nie przed nim uciekać... Tylko jak dotrzeć w głąb siebie, jak codzienność momentami przytłacza? ;)



napisałam ci tak, bo byłam w dokładnie takiej samej sytuacji emocjonalnej w pracy. znałam wszystkie te historie jak to trzeba się przemoc, zapanować nad sobą, "popatrzeć na ta osobę inaczej" itp, itd...próbowałam wszystkiego, wierz mi. trwało to przez chyba dwa lata i skończyło się tym, ze powiedzilam sobie, ze juz nigdy nie wroce do tej pracy i odeszlam z dnia na dzien. teraz, z perspektywy czasu, wielu lat, powiem ci co mysle o tamtych zdarzeniach. popelnilam tylko jeden blad - za dlugo zwlekalam ze zmiana w zyciu, a jak juz sie zdecydowalam to stalo sie to zbyt raptownie. nie odchodzi sie z pracy z dnia na dzien, no bo gdzie pojdziesz. trzeba podjac decyzje i przygotowac się do tej zmiany, nie dac sie poniesc emocjom.
natomiast co do sensu zmiany to teraz, jest to dla mnie oczywiste, ze nie bylo to miejsce dla mnie, zdecydowanie nie. moze bylo dobre przez rok, dwa ale potem powinnam ruszyc dalej, rozwijac sie, a ja sie trzymalam tej posadki rekami i nogami. dlatego doszlo do takiej relacji - nie do wytrzymania, bo bylam nie na swoim miejscu, jak gdyby kłamałam sama sobie.
Bogu dziękuje za tego mojego "emocjonalnego wroga" w tamtym miejscu, bo miedzy innymi dzięki tamtym zdarzeniom, moje życie całkowicie się zmieniło po jakimś czasie...na inne, zdecydowanie lepsze, tyle ze w tamtym czasie tego nie widzialam, nie widzialam jasno tej perspektywy przed soba, myslalam, ze ta praca to jest to i walczylam o nia.
...a przecież chrześcijanie nie powinni walczyć tylko powierzać swoje życie Bogu.

oczywiście, może być tak ze twoja sytuacja jest inna. ale jak opisałaś swoje emocje to stanęły mi przed oczami moje własne z tamtego okresu.
cokolwiek zrobisz z ta sytuacja życzę ci powodzenia! :-)

pozdrawiam


Śr maja 16, 2012 0:15

Dołączył(a): Pn gru 12, 2011 20:22
Posty: 42
Post Re: Kochaj bliźniego jak siebie samego - da się??
lubię_latać napisał(a):
Poruszona wczorajszym kazaniem na temat bezwarunkowej miłości, którą powinniśmy otaczać wszystkich ludzi, chciałam zapytać, jak to wygląda w Waszym życiu?

Po pierwsze, nie da sie kochac od tak na zawolanie. Tak jak powtarza sie ludzia ze maja kochac Boga, tak sie nie da, od tak, zmusic sie i juz, milosc zaistniala w naszych sercach.
Po drugie, co do blizniego. Bardzo pomaga zrozumienie pewnych misterii, majacych zwiazek z "ja", mikro- i makrokosmosem, absolutem, etc. Najprostszym sposobem jest zrozumienie ze tak naprawde wszyscy, ja, ty, Kuba Rozprówacz, kwiatek, kometa po drugiej stronie galaktyki i mrówka, my wszyscy i to wszystko, to cos i to nic, to wszystko to jeden organizm. Tak jak twoja watroba, nerka, mozg i kosci, to nie sa oddzielne organizy nie majace z soba nic wspolnego, lecz czesci jednego organizmu i wszystkie wplywaja na siebie nawzajem.
Pomaga rowniez znajomosc psychologii i psychoanalizy. Zrozumienie co to tak naprawde ego i jak ono dziala, ze my nie jestesmy tym ego, to tylko wytwor naszej wyobrazni i ze tak naprawde niema ani jednej, nawet najgorszej zbrodni ktory czlowiek popelnil sam z swojej wlasnej czystej woli, lecz sa one spowodowane niezrozumieniem niektorych spraw, byli oslepieni swoim ego, glupota, lub czyms innym i tak naprawde nie sa w pelni odpowiedzialni za to co zrobili. Ze te prawdziwe ty, to tak naprawde twoja czysta swiadomosc, ktora nie rozni sie w najmniejszym stopniu od swiadomosci sasiada, motyla, czy slonia. Ze jest ona z takiej samej esencji oraz pochodzi z tego samego zrodla, ktore jest rowniez z tej samej esencji.
Przemysl te slowa bardzo doglebnie, moze to pomoze.


Śr maja 16, 2012 1:23
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL