Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 8:07



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 4 ] 
 Sens 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 04, 2011 16:13
Posty: 8
Post Sens
Witam

Pamiętam jak nieco ponad rok temu pisałem na tym forum. Krótko po odejściu przystąpiłem do bardzo odważnej spowiedzi po paru latach, moja wiara bardzo się pobudziła, o mało nie do fanatycznego stopnia. Szczęśliwie kultywowałem wiarę z przyjaznym wsparciem okolicznego księdza. Po ukończeniu bierzmowania i spotkań przygotowawczych z powodzeniem udało mi się szczęśliwie kultywować wiarę przez ponad miesiąc. Ale stopniowo podupadłem, zaczęło się od tego że popełniłem ciężki grzech nieczystej myśli. Pokusy były tak silne, że głupio utraciłem wiarę w postęp moralny. Nie mogę się spowiadać z tych samych grzechów co miesiąc. Poprawa to ważny warunek, którego nie potrafiłem dotrzymać. W końcu przestałem nie odczuwając w tym sensu. Przez pewien czas zajmowałem się modlitwą. Nie chodziłem do komunii podczas mszy przez co inni ludzie krzywo na mnie patrzyli. Przestałem chodzić do okolicznej kaplicy bo nie chciałem żeby na mnie patrzyli. Modliłem się sam, w ciszy. W ciągu ostatnich trzech lat w gimnazjum byłem poniżany i prześladowany co spowodowało u mnie przewlekłą depresję i przez ten cały czas izolowałem się raczej od ludzi. Jedynie podczas spotkań przed bierzmowaniem udało mi się odzyskać trochę szczęścia, Bóg mi pomagał i czułem to, mogłem normalnie rozmawiać z innymi a nawet się spotykać. Ale z zanikiem wiary to także zanikło.

Teraz kiedy poszedłem do liceum spotkałem bardzo dobrych ludzi i stopniowo udało mi się wrócić do społeczeństwa i mieć przyjaciół. Zaczął się nowy rok, moja wiara znowu zanikła. Ostatnio miałem wiele niepowodzeń związanych z nauką. Ze wstydem przyznałem sobie, że to ja wkurzyłem Boga :cry: . Wiedziałem, że nie mogę wrócić w pełni do wiary, gdyż (nie oszukując się) nie uda mi się bez wielkich trudności odejść od niektórych rzeczy, które mimo w pełni zerowej szkodliwości są uznawane za ciężki grzech. Lecz chciałem chociaż wrócić jakoś do modlitw, regularnych obrządków, wrócić do takiej kultury chrześcijańskiej. Jednak zauważyłem coś, że obwiniam siebie za mocno, że nie mam nic do stracenia wracając chociaż do kontaktu z wiernymi i coś próbując. Jestem dobrym człowiekiem, nie mszczę się mimo tego, że cierpię. Wybaczam, pomagam.. Boję się katolików, gdyż zwykle podchodzą do wiary ostro i agresywnie, grożą piekłem i cierpieniem. Zawsze jak pomyślę o rozmowie z jakimś duchownym, to nachodzi myśl, że będzie mi grozić piekłem i potępieniem jak nie będę posłuszny Bogu i każe ostro się nawracać. Przecież Bóg dał człowiekowi czas.. Czy to koniecznie musi tak boleć ? Czy takie podejście naprawdę jest dobre ? Gdyż ja uważam, że jest to straszne. Lecz cóż zrobić ? Nic nie stracę, a napewno ODzyskam ważną i ciepłą część mojej religii.

Do następnej klasy mogę nie zdać i pisać egzamin poprawkowy. Mimo ciężkiej pracy nie udało mi się zaliczyć pod rząd paru sprawdzianów.. Tu jest coś nie tak. Czy naprawdę muszę zmienić kierunek życia ? Czy Bóg wskazuje mi, że pownienem odrzucić kształcenie komputerowe i wrócić do wiary ? Przez parę miesięcy w okresie bierzmowania miałem silne uczucie i marzenie o zostaniu duchownym. Chciałem pomagać ludziom zrozumieć Boga i być z Nim szczęśliwym a nie wyłącznie posłusznym. Mogę się też pewnie mylić, to zbyt wielki zaszczyt mieć "powołanie" zwłaszcza, że jestem ciężkim grzesznikiem, który w dodatku może chorować na depresję.

To co się dzieje w moim życiu.. Nie warto na sobie polegać. Z Bogiem zawsze jest lepiej. Mam nadzieję, że mimo mojego zepsucia mogę w jakiejś mierze na Niego liczyć i na was. Nie wiem, czy powinienem przez następny miesiąc skupić się wyłącznie na lekcjach i niczym innym czy też starać się wrócić i polegać na Boga i jego cudowną pomoc. Wiem, nie wolno od niego tego oczekiwać. Ale jestem w rozpaczliwej sytuacji, rodzice spodziewają się po mnie ideału, nie pozwalają nawet myśleć o korepetycjach lub co gorsza psychologu, z którym mógłbym porozmawiać o problemie. Kiedy moja wiara stała się na tyle słaba, że obecność Boga jako jedynego przyjaciela nie była już pocieszeniem, zacząłem samotnie polegać tylko na sobie. Potem na innych osobach, jednak to nie dużo pomagało. Chcę poruszyć tą sprawę, znaleźć swój sposób na możliwie bliskie Bogu życie.

Mam nadzieję, że mogę liczyć na waszą pomoc.


Cz maja 24, 2012 21:09
Zobacz profil
Post Re: Sens
Cytuj:
Boję się katolików, gdyż zwykle podchodzą do wiary ostro i agresywnie, grożą piekłem i cierpieniem. Zawsze jak pomyślę o rozmowie z jakimś duchownym, to nachodzi myśl, że będzie mi grozić piekłem i potępieniem jak nie będę posłuszny Bogu i każe ostro się nawracać

Ludzie są różni. I jak widać Tobie się przedstawia Boga mściwego. A Bóg przecież jest miłosierny :). Masz upadki, ale takie upadki zaliczają wszyscy.

Cytuj:
Ale jestem w rozpaczliwej sytuacji, rodzice spodziewają się po mnie ideału, nie pozwalają nawet myśleć o korepetycjach lub co gorsza psychologu, z którym mógłbym porozmawiać o problemie.

:shock: :shock: :shock:
Naprawdę dziwi mnie brak zrozumienia Twoich rodziców. O ile się orientuję, to są szkoły, które zatrudniają psychologów. Zawsze też możesz zwrócić się o pomoc do pedagoga szkolnego, aby pomógł Ci dotrzeć do psychologa.

Cytuj:
Nie wiem, czy powinienem przez następny miesiąc skupić się wyłącznie na lekcjach i niczym innym czy też starać się wrócić i polegać na Boga i jego cudowną pomoc.

I lekcje i modlitwa- to się nie wyklucza przecież. Ucz się i módl.


Cz maja 24, 2012 21:48
Post Re: Sens
często w młodości budujemy swój obraz Boga na podstawie wizerunku własnych rodziców.
może masz surowego, wymagającego ojca, matkę, która niewiele cie wspiera.

rodzice na pewno maja laskę rozeznania w twojej kwestii, ale mogą tez mieć swoje przywary,
jak na przykład zbytnia surowość, brak uwagi wynikający z braku czasu czy czegoś tam..
czcij ich jako swoich rodziców, ale nie czyn z nich Bogów w swoim sercu.

inna młoda osoba na forum, pisze, ze chce gdzieś lecieć, kogoś ratować,
sama szkoły nie skończyła, rodzice się martwią, a tu misja w głowie..
POWOLI - to jest młodość, ta energia i entuzjazm..dobrze, ale...
Młody człowiek ma tez swoje obowiązki, które powinien wypełnić.
Szkoła, dopełnienie tego wykształcenia, danie sobie czasu na rozeznanie czego Bóg od ciebie w przyszłości chce...SPOKOJNIE.

nie jestem psychologiem, ani teologiem, ale ja tak od siebie, radziłabym ci oprócz praktyk religijnych, mieć jakieś rozrywki, trochę WYLUZOWAĆ!


Pt maja 25, 2012 2:14
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16
Posty: 3755
Post Re: Sens
Cerberus napisał(a):
Nie mogę się spowiadać z tych samych grzechów co miesiąc. Poprawa to ważny warunek, którego nie potrafiłem dotrzymać. W końcu przestałem nie odczuwając w tym sensu.


W spowiedzi Ty nie dajesz gwarancji poprawy, ale silne i szczere postanowienie poprawy. Rozumiesz różnice. A to, że człowiek boryka się z tymi samymi grzechami ciągle i ciągle, występuje u bardzo wielu osób, ale jest to stan przejściowy, z którego się wychodzi! Może to trwać długo albo krótko, ale to nie jest wieczny stan.


Cerberus napisał(a):
Boję się katolików, gdyż zwykle podchodzą do wiary ostro i agresywnie, grożą piekłem i cierpieniem. Zawsze jak pomyślę o rozmowie z jakimś duchownym, to nachodzi myśl, że będzie mi grozić piekłem i potępieniem jak nie będę posłuszny Bogu i każe ostro się nawracać.


Bardzo szkoda, że masz wyrobiony taki obraz katolików. Może to przez Twoje doświadczenia. Choć piekło to stan faktyczny, istniejąca rzeczywistość (nie powinno się udawać, że nie), to pewnie niektórzy czasami w nieodpowiedni sposób o nim mówiąc stawiając je jako jedyny argument do nawrócenia. A tak być nie powinno - szczególnie w przypadku osoby, która być może ma depresję. Ja mam jednak inne doświadczenia z duchownymi - spotkałem wielu duchownych, z którymi rozmowa była taka jak powinna - sprawiali sprawę jasno i prawdziwie - bez sztucznego przymilania, a jednocześnie czuć było od nich takie wewnętrzne ciepło, wiarę, dobro, miłość. Warto by było porozmawiać z jakimś spokojnym, mądrym duchownym - może być nawet zakonnik. Masz w okolicy takie miejsca, gdzie można by takiego znaleźć? A może ten przyjazny ksiądz, o którym pisałeś: "Szczęśliwie kultywowałem wiarę z przyjaznym wsparciem okolicznego księdza."?

Cerberus napisał(a):
Jedynie podczas spotkań przed bierzmowaniem udało mi się odzyskać trochę szczęścia, Bóg mi pomagał i czułem to, mogłem normalnie rozmawiać z innymi a nawet się spotykać. Ale z zanikiem wiary to także zanikło.


Może pomyśl o uczęszczaniu na jakąś wspólnotę parafialną, katolicką? Od takiej wspólnoty zaczęło się moje życie z wiarą na serio.

Cerberus napisał(a):
Nic nie stracę, a napewno ODzyskam ważną i ciepłą część mojej religii.


To bardzo dobrze, że chcesz odzyskać wiarę, że chcesz się postarać (próbuj!). To może być naprawdę dobry początek wzrastania w wierze. Uważaj tylko, żeby nie osiąść na laurach, nie spocząć na wygodnej mieliźnie, na samej tylko "ciepłej części religii", ale iść też dalej - do pełni wiary, prawdy i Boga.

Trzymaj się! Pomodlę się za Ciebie.

_________________
Piotr Milewski


Pt maja 25, 2012 11:33
Zobacz profil WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 4 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL