Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 10:18



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 100 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Następna strona
 Sens cierpienia przez prymzat wiary? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 04, 2015 3:30
Posty: 273
Post Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Z racji tego, że nie mogę znaleźć odpowiednie wątku dotyczący sensu cierpienia przez pryzmat wiary założyłem ten temat. Jeżeli jest taki temat proszę o usunięcie tego tematu.
Ano właśnie oczekuje odpowiedź wierzących nt. sensu cierpienia przez pryzmat wiary jak i dyskusji opartej na argumenty na ten temat. Oczywiście osoby niewierzące też mogą wziąć czynny udział w tejże dyskusji.

_________________
W CZASACH POWSZECHNEGO FAŁSZU, PISANIE PRAWDY JEST CZYNEM REWOLUCYJNYM. G.Orwell.


N sie 30, 2015 10:05
Zobacz profil
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Przykładowe tematy w których rozmawiano o sensie cierpienia:
viewtopic.php?f=49&t=36081
viewtopic.php?f=46&t=31554
viewtopic.php?f=47&t=32839
viewtopic.php?f=27&t=36675
plus wiele innych. Dodatkowo polecam:
http://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/8081b wraz z zamieszczonymi tam linkami.


N sie 30, 2015 10:18
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 04, 2015 3:30
Posty: 273
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Ale miała być dyskusja, a nie linki, może jeszcze link wikipedii... odnośnie cierpienia. Chce usłyszeć zdanie ludzi wierzących nt. temat i merytorycznej dyskusji.

_________________
W CZASACH POWSZECHNEGO FAŁSZU, PISANIE PRAWDY JEST CZYNEM REWOLUCYJNYM. G.Orwell.


N sie 30, 2015 10:32
Zobacz profil
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Podałem linki do tematów, które już poruszają wątek, który rozpoczynasz... A ostatni link to tylko dodatek, który polecam przeczytać, nikogo nie zmuszam do wchodzenia w niego.


N sie 30, 2015 10:34

Dołączył(a): Cz lip 10, 2014 12:44
Posty: 472
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Ok odpowiem ,jestem człowiekiem wierzącym ,moim zdaniem nic nie tłumaczy cierpienia ,jest ono w pewien sposób bezsensowne i o cierpienie mam żal do Boga ,bo to on stworzył świat pełen cierpienia.


N sie 30, 2015 14:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 04, 2015 3:30
Posty: 273
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Hufce napisał(a):
Ok odpowiem ,jestem człowiekiem wierzącym ,moim zdaniem nic nie tłumaczy cierpienia ,jest ono w pewien sposób bezsensowne i o cierpienie mam żal do Boga ,bo to on stworzył świat pełen cierpienia.


Dokładnie, to "on" jest jego twórcą z perspektywy osoby wierzącej i jest współwinny za cierpienie.

_________________
W CZASACH POWSZECHNEGO FAŁSZU, PISANIE PRAWDY JEST CZYNEM REWOLUCYJNYM. G.Orwell.


N sie 30, 2015 14:51
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lip 10, 2014 12:44
Posty: 472
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
To tak jakby ktoś wrzucił małe dziecko do jeziora gdzie jest 10 metrów głębokości i kazał mu pływać .Taki jest sens cierpienia dla mnie .


N sie 30, 2015 16:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 04, 2015 3:30
Posty: 273
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Hufce napisał(a):
To tak jakby ktoś wrzucił małe dziecko do jeziora gdzie jest 10 metrów głębokości i kazał mu pływać .Taki jest sens cierpienia dla mnie .

Z cała zupełnością się z tobą zgadzam.

_________________
W CZASACH POWSZECHNEGO FAŁSZU, PISANIE PRAWDY JEST CZYNEM REWOLUCYJNYM. G.Orwell.


N sie 30, 2015 17:10
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 16, 2015 20:09
Posty: 7
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Z tego co mi wiadomo, to cierpienie i śmierć są konsekwencjami grzechu. :)


N sie 30, 2015 18:26
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lip 10, 2014 12:44
Posty: 472
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Grzech niczego nie tłumaczy ,to że pierwsi ludzie zgrzeszyli nie obarcza mnie grzechem bo to nie ja tam byłem i nie ja zgrzeszyłem ,to proste .Ja urodziłem się 20 pare lat temu w świecie pełnym cierpienia i mam prawo zgłaszać swoje pretensje i robię to .


N sie 30, 2015 18:28
Zobacz profil

Dołączył(a): N sie 16, 2015 20:09
Posty: 7
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Poniekąd masz rację... Ale jakby nie było, Ty też jesteś grzesznikiem jak każdy człowiek.
Nie mamy wpływu na cierpienie, trzeba się z tym pogodzić. Ważniejsze jest przecież i tak "zdrowie" naszej duszy niż zdrowie ciała.


N sie 30, 2015 18:37
Zobacz profil
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Hufce napisał(a):
moim zdaniem nic nie tłumaczy cierpienia, jest ono w pewien sposób bezsensowne

Wiec sam widzisz, że nie wszystko posiada sens, ale jedynie my jako ludzie, we wszystkim próbujemy dopatrzeć się sensu.

ona95 napisał(a):
Z tego co mi wiadomo, to cierpienie i śmierć są konsekwencjami grzechu. :)

To tylko taka finezyjna religijna opowieść, która w rzeczywistości niczego nie tłumaczy.
;)


N sie 30, 2015 21:08
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2008
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Temat jest bardzo ogólny, nie wiadomo w jakim kontekście autor chce poruszyć zagadnienie, zatem i odpowiedź będzie ogólna:

Aby móc poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie „dlaczego cierpienie”, musimy skierować nasze spojrzenie na objawienie Bożej miłości, ostatecznego źródła sensu wszystkiego, co istnieje. Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia, które pozostaje zawsze tajemnicą: zdajemy sobie sprawę, że wszelkie nasze wyjaśnienia będą zawsze niewystarczające i nieadekwatne. Chrystus pozwala nam wejść w tajemnicę i odkryć „dlaczego cierpienie”, o ile jesteśmy zdolni pojąć wzniosłość miłości Bożej.
(...)
Chrystus mówi — „Mnieście uczynili...” To On sam jest Tym, który doznaje miłości w każdym; tu On sam jest Tym, który doznaje pomocy, gdy ta pomoc bywa świadczona komukolwiek, każdemu bez wyjątku cierpiącemu. To On sam jest obecny w tym cierpiącym, ponieważ Jego odkupieńcze cierpienie raz na zawsze zostało otwarte na wszelkie ludzkie cierpienie. I wszyscy cierpiący raz na zawsze zostali wezwani, aby stali się „uczestnikami cierpień Chrystusowych”. Tak jak też wszyscy zostali wezwani, aby „dopełniać” cierpieniem swoim „braki udręk Chrystusa”. Chrystus nauczył człowieka równocześnie świadczyć dobro cierpieniem — oraz świadczyć dobro cierpiącemu. W tym podwójnym aspekcie odsłonił sens cierpienia do samego końca.
Jest to sens cierpienia równocześnie na wskroś nadprzyrodzony i na wskroś ludzki. Jest nadprzyrodzony, ponieważ zakorzenia się w Boskiej tajemnicy Odkupienia świata. Jest równocześnie głęboko ludzki, ponieważ człowiek odnajduje w nim siebie, swoje człowieczeństwo, swoją godność, swoje posłannictwo.
Cierpienie z pewnością należy do tajemnicy człowieka. Może nie tak jak on otoczone jest tą tajemnicą — tajemnicą szczególnie nieprzeniknioną. Sobór Watykański II dał wyraz tej prawdzie, że „tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego. Albowiem... Chrystus, nowy Adam, już w samym objawieniu tajemnicy Ojca i Jego miłości, objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i okazuje mu najwyższe jego powołanie”.100 Jeżeli słowa te odnoszą się do wszystkiego, co składa się na tajemnicę człowieka, to z pewnością odnoszą się w sposób najszczególniejszy do ludzkiego cierpienia. Właśnie w tym punkcie owo „objawienie człowieka samemu człowiekowi i okazanie mu jego najwyższego powołania” jest nieodzowne. Bywa też — jak o tym mówi doświadczenie — szczególnie dramatyczne. Kiedy jednak wypełni się do końca i stanie się światłem życia ludzkiego, jest też szczególnie błogosławione. „Przez Chrystusa... i w Chrystusie rozjaśnia się zagadka cierpienia i śmierci”.

Fragment listu apostolski SALVIFICI DOLORIS Jana Pawła II



Podobnie jak działanie również i cierpienie przynależy do ludzkiej egzystencji. Pochodzi ono z jednej strony z naszej skończoności, a z drugiej strony z ogromu win, jakie nagromadziły się w ciągu historii i jakie również obecnie bez przerwy narastają. Oczywiście należy robić wszystko, co w naszej mocy, aby cierpienie zmniejszyć: zapobiec, na ile to możliwe, cierpieniom niewinnych, uśmierzać ból, pomagać w przezwyciężeniu cierpień psychicznych. Są to obowiązki wynikające zarówno ze sprawiedliwości, jak i z miłości, które wchodzą w zakres podstawowych wymagań chrześcijańskiej egzystencji i każdego życia prawdziwie ludzkiego. W walce z bólem fizycznym udało się poczynić wielkie postępy. Tymczasem cierpienia niewinnych, jak również cierpienia psychiczne raczej nasiliły się w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Tak, musimy zrobić wszystko dla pokonania cierpienia, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych możliwościach — po prostu dlatego, że nie możemy zrzucić z siebie naszej skończoności i dlatego, że nikt z nas nie jest w stanie wyeliminować mocy zła, winy, która — jak to widzimy — nieustannie jest źródłem cierpienia. To mógłby zrobić tylko Bóg: jedynie Bóg, który stając się człowiekiem sam wchodzi w historię i w niej cierpi. Wiemy, że ten Bóg jest i że dlatego moc, która «gładzi grzech świata» (J 1, 29) jest obecna na świecie. Wraz z wiarą w istnienie tej mocy pojawiła się w historii nadzieja na uleczenie świata. Chodzi tu jednak właśnie o nadzieję, a jeszcze nie o spełnienie; o nadzieję, która dodaje nam odwagi, byśmy stanęli po stronie dobra również tam, gdzie wydaje się, że to beznadziejne, ze świadomością, że w historii — takiej jaką widzimy — moc grzechu pozostaje ciągle straszną teraźniejszością.
Możemy starać się ograniczyć cierpienie, walczyć z nim, ale nie możemy go wyeliminować. Właśnie tam, gdzie ludzie, usiłując uniknąć wszelkiego cierpienia, starają się uchylić od wszystkiego, co może powodować ból, tam, gdzie chcą zaoszczędzić sobie wysiłku i bólu związanego z prawdą, miłością, dobrem, staczają się w życie puste, w którym być może już prawie nie ma bólu, ale coraz bardziej dominuje mroczne poczucie braku sensu i zagubienia. Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim, prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością. W tym kontekście chciałbym zacytować kilka zdań z listu męczennika wietnamskiego Pawła Le-Bao-Thina (+ 1857), w których przejawia się ta przemiana cierpienia przez siłę nadziei, która rodzi się z wiary. «Ja, Paweł, więzień dla imienia Chrystusa, chcę, abyście poznali utrapienia, w jakich codziennie jestem pogrążony, abyście rozpaleni Bożą miłością oddawali wraz ze mną chwałę Bogu: Jego miłosierdzie trwa na wieki (por. Ps 136 [135]). To więzienie prawdziwie jest obrazem wiecznego piekła: do okrutnych tortur różnego rodzaju, jak okowy, żelazne łańcuchy, powrozy, dochodzi nienawiść, odwet, potwarze, obelżywe słowa, fałszywe oskarżenia, złośliwości, podłe przysięgi, złorzeczenia, a w końcu trwoga i smutek. Bóg, który uwolnił trzech młodzieńców z rozpalonego pieca, jest mi zawsze bliski; i mnie również uwolnił od tych udręk, przemieniając je w słodycz: Jego miłosierdzie trwa na wieki. Pośrodku tych katuszy, od których zazwyczaj gną się i załamują inni, dzięki łasce Bożej jestem pełen radości i pogody, bo nie jestem sam, ale jest ze mną Chrystus [...]. Jak znieść ten straszliwy codzienny widok cesarzy, mandarynów i ich dworzan, przeklinających Twoje święte imię, Panie, który zasiadasz na cherubach (por. Ps 80 [79], 2) i serafinach? Oto Twój krzyż deptany jest stopami pogan! Gdzie jest Twoja chwała? Patrząc na to wszystko wolę, przez żar miłości do Ciebie, by odcięto mi członki i bym umarł na świadectwo Twojej miłości. Ukaż mi, Panie, Twoją potęgę, przyjdź mi z pomocą i mnie wybaw, aby w mojej słabości objawiła się i była pochwalona Twoja moc wobec ludów [...]. Umiłowani bracia, słysząc o tych rzeczach radujcie się, nieustannie wznoście hymn wdzięczności Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra, i błogosławcie Go wraz ze mną: na wieki trwa Jego miłosierdzie. [...] Piszę do was o tym wszystkim, aby wasza i moja wiara stanowiły jedność. Podczas gdy szaleje nawałnica, rzucam kotwicę u tronu Boga: żywą nadzieję, którą noszę w sercu»[28]. To list z «piekła». Jest w nim cały horror obozu koncentracyjnego, w którym do tortur zadawanych przez tyranów dochodzi eksplozja zła w samych ofiarach, które tym sposobem stają się również narzędziami okrucieństwa oprawców. Jest to list z piekła, ale potwierdzają się w nim słowa Psalmu: «Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę [...]. Jeśli powiem: ,,Niech mnie przynajmniej ciemności okryją”, [...] nawet ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie, a noc jak dzień zajaśnieje, mrok jest dla Ciebie jak światło» (Ps 139 [138], 8-12; por. także Ps 23 [22], 4). Chrystus zstąpił do «piekła» i w ten sposób jest blisko każdego, kto został tam wrzucony, przemieniając dla niego ciemności w światło. Cierpienie, tortury pozostają straszne, niemal nie do zniesienia. Wzeszła jednak gwiazda nadziei, która niczym kotwica serca sięga tronu Boga. Nie wybucha w człowieku zło, lecz zwycięża światło: cierpienie — nie przestając być cierpieniem — mimo wszystko staje się pieśnią pochwalną.

38. Zasadniczo miarę człowieczeństwa określa się w odniesieniu do cierpienia i do cierpiącego. Ma to zastosowanie zarówno w przypadku jednostki, jak i społeczeństwa. Społeczeństwo, które nie jest w stanie zaakceptować cierpiących ani im pomóc i mocą współczucia współuczestniczyć w cierpieniu, również duchowo, jest społeczeństwem okrutnym i nieludzkim. Społeczeństwo nie może jednak akceptować cierpiących i wspierać ich w cierpieniu, jeśli nie są do tego zdolne jednostki. Co więcej, jednostka nie może akceptować cierpienia drugiego, jeśli ona sama nie potrafi odnaleźć w cierpieniu sensu, drogi oczyszczenia i dojrzewania, drogi nadziei. Zaakceptować drugiego, który cierpi, oznacza bowiem przyjąć na siebie w jakiś sposób jego cierpienie, tak że staje się ono również moim. Właśnie dlatego jednak, że staje się ono teraz cierpieniem podzielanym, że jest w nim obecny ktoś inny, oznacza to, że światło miłości przenika moje cierpienie. Łacińskie słowo con-solatio, pocieszenie, wyraża to w piękny sposób, sugerując «bycie-razem» w samotności, która już nie jest samotnością. Ale także zdolność akceptacji cierpienia z miłości do dobra, prawdy i sprawiedliwości stanowi o mierze człowieczeństwa, jeżeli bowiem ostatecznie mój dobrobyt, moja nietykalność jest ważniejsza od prawdy i sprawiedliwości, wówczas panuje prawo mocniejszego; wówczas dominuje przemoc i kłamstwo. Prawda i sprawiedliwość winny być ważniejsze od mojej wygody i nietykalności, w przeciwnym razie moje własne życie staje się kłamstwem. I w końcu, również «tak» wypowiedziane miłości jest źródłem cierpienia, bo miłość wciąż na nowo wymaga samowyrzeczenia, w którym pozwalam się przycinać i ranić. Miłość w rzeczywistości nie może istnieć bez tego wyrzeczenia się samego siebie, również bolesnego, inaczej staje się czystym egoizmem, a przez to samo staje się zaprzeczeniem miłości.

39. Cierpieć z innymi, dla innych; cierpieć z powodu pragnienia prawdy i sprawiedliwości; cierpieć z powodu stawania się osobą, która naprawdę kocha — oto elementy fundamentalne człowieczeństwa, których porzucenie zniszczyłoby samego człowieka. Jednak znowu rodzi się pytanie, czy jesteśmy do tego zdolni? Czy inny jest wystarczająco ważny, abym ja dla niego cierpiał? Czy prawda jest dla mnie na tyle ważna, by wynagrodziła cierpienie? Czy obietnica miłości jest tak wielka, aby usprawiedliwiała dar z samego siebie? W historii ludzkości wierze chrześcijańskiej przypada ta właśnie zasługa, że w nowy sposób i z nową głębią obudziła w człowieku zdolność do takich sposobów cierpienia, jakie są decydujące dla jego człowieczeństwa. Wiara chrześcijańska pokazała, że prawda, sprawiedliwość, miłość nie są po prostu ideałami, ale rzeczywistością w najwyższym stopniu. Ukazała nam bowiem, że Bóg — osobowa Prawda i Miłość — zechciał cierpieć dla nas i z nami. Bernard z Clairvaux ukuł wspaniałe powiedzenie: Impassibilis est Deus, sed non incompassibilis [29] — Bóg nie może cierpieć, ale może współcierpieć. Człowiek jest dla Boga tak bardzo cenny, że On sam stał się człowiekiem, aby móc współcierpieć z człowiekiem, w sposób rzeczywisty, w ciele i krwi, jak to nam przedstawia opis Męki Jezusa. Stąd w każde cierpienie ludzkie wszedł Ktoś, kto je z nami dzieli i znosi; stąd w każdym cierpieniu jest odtąd obecne con-solatio, pocieszenie przez współcierpiącą miłość Boga, i tak wschodzi gwiazda nadziei. Oczywiście w naszych różnorakich cierpieniach i próbach stale potrzebujemy także małych i większych nadziei — życzliwej wizyty, uzdrowienia ran wewnętrznych i zewnętrznych, pozytywnego rozwiązania kryzysów, i tak dalej. W małych próbach te rodzaje nadziei mogą być nawet wystarczające. Jednak w prawdziwie wielkich próbach, w których muszę definitywnie postanowić, że przedkładam prawdę nad dobrobyt, karierę, posiadanie, staje się niezbędna pewność prawdziwej, wielkiej nadziei, o której mówiliśmy. Również dlatego potrzebujemy świadków, męczenników, którzy oddali się bez reszty, aby przez nich było nam pokazane, jak dawać się dzień po dniu. Potrzebujemy tego, abyśmy również w małych codziennych wyborach stawiali wyżej dobro niż wygodę — wiedząc, że właśnie tak prawdziwie przeżywamy życie. Powiedzmy to jeszcze raz: zdolność do cierpienia z miłości do prawdy jest miarą człowieczeństwa. Ta zdolność do cierpienia zależy jednak od rodzaju i od miary nadziei, jaką nosimy w sobie i na jakiej budujemy. Święci, ponieważ byli pełni wielkiej nadziei, potrafili przejść wielką drogę «bycia-człowiekiem» w taki sposób, jak to przed nami zrobił Chrystus.

Fragment encykliki SPE SALVI Benedykta XVI

Hufce napisał(a):
Taki jest sens cierpienia dla mnie .

Cierpienie samo w sobie jest złe. Tischner będąc na łożu śmierci, podał Gowinowi karteczkę, na której napisał, że cierpienie nie uszlachetnia. Sens cierpienia upatrywał w miłości:
Do prawdy dochodzi się rozmaitymi drogami. Przyznajmy, że są takie prawdy, do których dochodzi się również poprzez męczeństwo. Jedną z takich prawd jest prawda, że cierpiąc, cierpimy z Chrystusem. (...) Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.
To miłość uzdrawia, daje ukojenie, pomaga w niesieniu krzyża i pokonywaniu zła, pomimo cierpienia jakie nam zadaje. Nie mamy wpływu na to, co nam się przytrafia, ale od nas zależy jak na to zareagujemy. Mamy wybór pomiędzy skupieniem się na miłości a destrukcyjnej sile cierpienia.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


N sie 30, 2015 21:25
Zobacz profil
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Mrs_Hadley napisał(a):
Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia

Schizofrenia w najpełniejszym wydaniu, moja droga pani.
Szkoda na to słów.


N sie 30, 2015 21:47
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So sty 03, 2015 12:30
Posty: 2008
Post Re: Sens cierpienia przez prymzat wiary?
Whispernight napisał(a):
Mrs_Hadley napisał(a):
Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia

Schizofrenia w najpełniejszym wydaniu, moja droga pani.
Szkoda na to słów.

Bez argumentacji to puste stwierdzenie, zatem proszę o uzasadnienie stanowiska.

_________________
Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. 1 Kor 3, 7


N sie 30, 2015 21:54
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 100 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL