Ciekawe za co były szóstki? W niektórych szkołach rozdają je za zaliczenie iluś tam jakichś rytuałów, a nie za wiedzę wychodzącą poza program. Gdzieś tam uczniowie musieli przynosić karteczki z rytuałów żeby relę zaliczyć na więcej niż mierny....

no ja miałam np. za reprezentowanie diecezji w olimpiadach teologicznych na etapach ogólnopolskich gdzie trzeba było się uczyć tak średnio ok. 150 stron materiałów teologicznych.

No za udział w olimpiadzie to jest ok. Sam miałem 5 (za moich czasów nie było 6tek) za udział w olimpiadzie z fizyki.

Ja pamiętam lekcję religii, to wyglądały one tak, że ksiądz przychodził wyciągał gazetę i sobie czytał, a my mieliśmy być w miarę cicho...

no to tak być nie powinno.

a dzisiaj córka mojej koleżanki rozpoczęła naukę w gimnazjum. Wychowawczyni czytała im nazwiska poszczególnych nauczycieli. Kiedy doszła do religii i podała "ksiądz Sławek" nastolatki powitały jego nazwisko brawami. Tylko jego. Jest chyba najbardziej lubianym nauczycielem w szkole. I jakoś bez problemu nawiązuje porozumienie z gimnazjalistami, z którymi ponoć generalnie ciężko się pracuje.

Osobę, która mnie religii uczyła też uczniowie uwielbiali.

Ja też miałem fajnego księdza (ale nie w szkole) na religii. Mirek miał na imię. Co ciekawe, jak pojechaliśmy razem na zimowisko, to ubierał się po cywilnemu i zabronił nam mówić do niego "proszę księdza", a kazał po imieniu. Dziwnie się czułem, jako uczeń chyba 4-tej czy 5-tej klasy podstawówki mówiąc do księdza na ty....Ale facet był naprawdę fajny. Młody taki, mam wrażenie że nie chciał się afiszować przed ludźmi że jest księdzem. W powody nie wnikałem Potem go przenieśli. I religia zrobiła się nudna, a zimowiska przestali organizować. Znaczy był jeszcze jakiś letni obóz, na którym mnie nie było. I tam ksiądz CODZIENNIE organizował msze święte (przed śniadaniem, na 7 rano), a także wieczorne modlitwy. Po kilku dniach, na msze stawiał się tylko jeden chłopak - podobno wytrwał do końca. Reszta młodzieży wolała pospać. No i więcej obozów nie było...

Dla mnie lekcje religii nigdy nudne nie były.

wyjątki się zdarzają...

Błędne Twoim zdaniem. Ale pisząc sumienie, miałem na myśli jej szerszy zakres, abstrahując już od monopolów.


Przecież tak to przedstawiłeś - jeśli "źle", to wytłumacz mi dobrze ;P


To jest akurat wbrew instrukcji dla katechetów.

A mnie przypomniał się pewien incydent, kiedy to gościł u nas diakon (piękne imię by było swoją drogą) i przekonywał nas, że - uwaga - jeśli nie chcemy uważać na religii, udzielać się, słuchać, to mamy się wypisać. Kiedy jedna osoba powiedziała, że rodzice jej każą, to nawet zaproponował, że porozmawia z jej rodzicami.

Interesująca koncepcja, acz informuję, że to nie ja zredagowałem KKK, co oznacza, że moje osobiste zdanie niewiele ma tu do rzeczy.

Niemniej rozumiem, dlaczego dążysz do subiektywizacji nauczania Kościoła


Nie. Ja to przedstawiłem inaczej. Ty tak to zrozumiałeś

Twoim, ponieważ uważasz, że sumienie musi pokrywać się z tym, co jest napisane w KKK.
Z kolei ja, jak pisałem, mam namyśli sumienie w bardziej ogólnym znaczeniu, czyli nie w świetle określonego wyznania. Chyba, że uważasz, że jest tylko jedno sumienie - to z KKK. Jeśli tak, to faktycznie - niekatolicy nie działają zgodnie z tak zdefiniowanym sumieniem. Tylko zastanawia mnie, jak możemy rozmawiać o czymś, co dla Ciebie nie istnieje?
Czy zatem zgodzisz się, że może istnieć coś takiego, jak sumienie - ale nie zdefiniowane przez KKK?


No to wytłumacz mi jaśniej, żebym zrozumiał.

Jajko jest bardzo dużo dobrych katechetów.

Nie znam żadnych statystyk, a Ty?