Jajko...
koszty sali? brzmi zabawnie możesz to rozwinąć ^^

Z pensjami katachetów to rzeczywiście paradoks: katecheta jest pracownikiem chyba kurii? ALE pensję płaci mu szkoła, która jednak nie może go zwolnić, bo nie jest jej pracownikiem.

Jajko zauważ jednak, że nawet ludzie, którzy są katolikami wielkanocno-bożonarodzeniowymi albo tylko święconkowymi biorą śluby katolickie i takie też mają pogrzeby, niektózy również przyjmują kolędę.

Czemu patrzysz na KK tylko przez pryzmat pieniędzy?

Dlaczego zabawnie? Wynajem sali kosztuje. Spróbuj pójść do jakiejkolwiek instytucji i zażądać sali na kilkadziesiąt godzin tygodniowo. Zobaczymy ile sobie za to policzą.

Z pensjami katachetów to rzeczywiście paradoks: katecheta jest pracownikiem chyba kurii? ALE pensję płaci mu szkoła, która jednak nie może go zwolnić, bo nie jest jej pracownikiem.



Tak, zgadza się. Mój tata przyjmuje a w kościele ostatnio był 20 lat temu. Ale on o polityce lubi sobie z księżami pogadać. Nie ma to nic wspólnego z wiarą czy religią. Niemniej masz rację, że część społeczeństwa przyjmuje księdza, bo "tak wypada".



Nie tylko, ale głównie. Jak sądzisz, dlaczego nie czepiam się mormonów czy świadków Jehowy?

Bo nie znasz ich wewnętrznych zasad choćby dotyczących finansów...
Mam bliski kontakt ze świadkami...
KK przy nich naprawdę zyskuje.

Katecheci nie wynajmują sali. Zapewnia im ją szkoła, ponieważ to są normalne lekcje jak polskiego czy biologii. Nikt żadnej sali nie wynajmuje.

No właśnie! Kościół NIE WYNAJMUJE SALI, DOSTAJE JĄ ZA DARMO! I to jest problem.

A finanse świadków mnie nie obchodzą. Dlaczego? Bo mnie nie dotyczą. Ja nie płacę na remonty świątyń świadków J., ich zborów, klasztorów czy co oni tam mają, nie płacę na pensje ich katechetów, nie płacę im emerytur i opieki zdrowotnej tylko dlatego, że są kapłanami. Robią swoje ZA SWOJE. Dlatego się ich nie czepiam. Chyba logiczne.

Religia mogłaby się odbywać na takich samych zasadach jak kółka zainteresowań. Żaden problem.
A katecheci to gwoli ścisłości powinni być na liście płac KK, bo przecież szerzą ich wiarę-robią jej reklamę i umacniają ich w przekonaniu, że KK jest najważniejszy.

A nawet jak pracy nie znajdą w zawodzie= PRL się skończył, dziś trzeba zmierzyć się z rzeczywistośćią. Tak jak tysiące absolwentów- zamiast pracować w laboratorium i mając doktorat, siedzą na kasie w supermarkecie- trochę pokory trzeba i dopasować się do rzeczywistości, bo tupanie nóżką - mam dyplom i muszę pracować w zawodzie to pycha.

1000000000000000000000000% racji!!!!

Gdyby skuteczność indoktrynacji była taka oczywista, to PZPR wygrałaby wybory w 1989 roku. Bo przecież komuna miała za sobą dużo większą machinę indoktrynacji, w zasadzie na warunkach monopolu (gazety, telewizja, cenzura itp.).

Masz rację SweetChild. Skuteczność indoktrynacji jest wysoka, ale nie nieskończona. Kiedyś w końcu każda indoktrynacja zawiedzie. Korea jeszcze trzyma się mocno. Indoktrynacja komunistyczna padła. Kościelna chyli się ku upadkowi. To tylko kwestia czasu. Już dziś, regularnie na obrzędy rytualne udaje się jedynie 1/3 Polaków. To o czymś swiadczy.

Jajko- mniej chodzi do KK, ale to nie znaczy, że tyle też popiera KK.

Zwiększyła się świadomość- KK czegoś nie pochwala, a ludzie tak- no to za radą wierzących, nie podoba się to wypad. No to nie chodzą do KK i robią swoje. Np. w kwestii in vitro, czy zachowań seksualnych. Nie znaczy to, że przestali popierać KK.
A małżeństwa niesakramentalne. Właśnie Kościół stworzył dla nich duszpasterstwo, bo szkoda aby tyle ludzi było poza Kościołem, prawda?

Moim zdaniem skuteczność indoktrynacji jest marna. Korea się trzyma, ale tam machina indoktrynacji ma monstrualne rozmiary.

Nie wiem jak to gdzie indziej wygląda - ale w szkole gdzie uczę lekcje religii to nieustanne kłopoty katechetów (ksiądz+katechetka) z dyscypliną na lekcji a w najlepszym razie próby poradzenia sobie z prowokacyjnymi i aroganckimi pytaniami młodzieży. Ci co chcieliby rzeczywiście coś z tych zajęć wynieść są w mniejszością. Ton nadaje ta zbuntowana większość).

Pamietam moje lekcje w salce katechetycznej (wiem, wiem - młodzież była wtedy inna).

Była grupa, która chodziła, żeby "zaliczyć" religię - około 30%, tej ksiądz "odpuszczał" - pilnował, żeby frekwencja nie była jakaś skandalicznie niska i umawiał się od czsu do czasu, że coś "zaliczą" - były to proste reguły katechizmowe.

Reszta chodziła, bo chciała i lekcje odbywały się przy pełnym zaangażowaniu uczniów - bliskość kościoła sprawiała, że w ich trakcie lub na koniec chodziliśmy razem do kościoła się pomodlić - (nierzadko nie była to inicjatywa księdza tylko kogoś z nas, pamiętam jak na lekcji wypłynął temat samobójstw - spontanicznie ze strony uczniów wypłynęła inicjatywa modlitwy za tych co popełnili samobójstwo lub noszą się z takim zamiarem)!

katecheza to nie było tylko przekazywanie wiedza- to było kształtowanie duchowości!
system klasowo -lekcyjny takie podejście do katechezy uniemożliwia
no i pozbawia uczniów poczucia sacrum (co miało związek z bliskością kościoła i możliwością łączenia katechezy z modlitwą w kościele lub krótką adoracją Najświętszego Sakramentu)

uważam, że katecheza w szkole w systemie klasowo lekcyjny to nieporozumienie
i nie wiem czemu Kościół w Polsce tego nie widzi.

jesienna czytałaś? -->

http://fronda.pl/news/czytaj/tytul/dusz ... kosc_15645

z artykułu:

"Przysłuchując się ogólnopolskiej dyskusji na temat zasadności katechezy w szkole jej celu i sposobu prowadzenia uważam, że współcześnie – uwzględniając istniejące realia - powinna mieć ona charakter ewangelizacyjny. Powinna prowadzić młodego człowieka do fascynacji osobą Jezusa Chrystusa."


Artykuł trafia w sedno problemu.
ewangelizacja? - tego się nie da zrobić w systemie klasowo - lekcyjnym.

- a jak się to ma do batalii o maturę z religii?
matura z osobistej relacji z Jezusem?

Że "Duszpasterska bylejakość" to jeszcze pół biedy. Na przykładzie doświadczenia własnego powiem, że gdyby nie system religii wewnątrzszkolnej, nie miałbym zapewne okazji zobaczyć wyluzowanego księdza palącego papierosa w otoczeniu zachwyconego wianuszka częstujących go wódką licealistek (wycieczka szkolna, na którą ów osobnik zabrał był się z nami jako opiekun)... mimo, że na religię w liceum już nie chodziłem i tak dane mi było to zobaczyć. Zapewniam, że zachowałem te sprawy i rozważałem je w swoim sercu.

To mój ksiadz opiekun wprawdzie przy nas nie pił i nie palił, ale ubierał się "normalnie" i nie pozwalał przy ludziach mówić proszę księdza, tylko po imieniu kazał się zwracać... uznałem to za trochę dziwne, ale byłem wówczas bardzo młody i nie domyślałem się jakie motywacje stały za takim zachowaniem ksiedza. Zresztą do dziś tego nie wiem...