Poecillus
Dołączył(a): Śr cze 27, 2012 12:53 Posty: 2
|
 CHCIABYM, ŻEBY KTÓRAŚ Z RELIGII BYŁA PRAWDZIWA
Wszystkie religie nie mogą być prawdziwe, choć dopuszczalny jest wariant, że wszystkie patrzą na to samo, tylko każda na swój sposób, co wynika z natury percepcji, wybiórczego rozumienia przekazu i technik przetwarzania informacji przez człowieka (vide różne odłamy Chrześcijaństwa korzystające z jednego Pisma Świętego). Najlepiej, żeby prawdziwe było Chrześcijaństwo. Ono ma wielkie zasługi w cywilizowaniu człowieka, tworzenia metafizycznego wzorca, doskonałego punktu odniesienia dla natury ludzkiej, choć efekty w postaci naprawy zwierzęcej części natury ludzkiej są mizerne. Ludzie z innych kultur będą głosować za swoimi religiami. Wszystko zaczyna się od pytania o istnienie Boga i jego naturę. Za jego istnieniem jest 99 istot myślących na 100. Świat jest logiczny i prawdopodobieństwo jego powstania w takiej formie, w jakiej istnieje, w odpowiedniej macierzy, przy założeniu zwykłego przypadku, jest nieprawdopodobnie znikome, dlatego Bóg JEST. Natomiast jego natury nie odkryjemy nigdy do końca. Dlatego pozostaje nam tylko wiara. Wierzymy w to, co przekazali nam w procesie wychowania nasi przodkowie. Kiedy dorastamy i buntujemy się, wtedy analizujemy pakiet memów, którymi zostaliśmy zaprogramowani i dochodzimy do własnych wniosków, które czasami są niezgodne z tradycją. Problemem jest uwierzenie w prawdziwość danej formy objawienia Boga. Nauka rozwija się wraz z kulturą człowieka i w swojej historii przyniosła wiele dowodów, które były sprzeczne z przekazami religijnymi. Kiedy nie istniał przekaz pisemny, nie istniało zapisane Słowo Boże. Przekaz oralny sprawdza się w przekazywaniu wiedzy praktycznej. Gdyby był skuteczny w przekazywaniu wiedzy naukowej, to informacje religijne mogłyby ewoluować zgodnie z odkryciami naukowymi. Bez kumulacji wiedzy rozwój nauki jest znikomy. Niezbędny jest do tego zewnętrzny, usytuowany poza mózgiem, zapis etapowych osiągnięć. Pismo umożliwiło też zapis Słowa Bożego. Podobno „na początku było słowo”, a do tego hebrajskie litery można wygenerować przy pomocy torusa i złotej spirali według osi symetrii czworościanu, a wszelka wiedza jest zakodowana w układzie Biblii. Chciałbym, by tak było. Coraz bardziej skomplikowana struktura rosnących liczebnie społeczeństw potrzebowała porządkujących rozwiązań społecznych. Bóg, jako istota najwyższa, sędzia sprawiedliwy, a zarazem surowy, stał się doskonałym elementem porządków społecznych. Zapisane Słowo Boże powinno mieć swój najwyższy majestat. Dlatego przyjęto, że zapis historii i praw w nim zawartych jest Prawdą, jest ponadczasowy, a Słowo Boże objawione przez samego Boga nie może być zmieniane. W pewnym momencie, kiedy nauki empiryczne zaczęły coraz lepiej wyjaśniać dzieje kosmosu i biosfery ziemskiej, zawarte w objawionych księgach prawdy nie zawsze się broniły. I pewnie przekaz oralny dałby sobie z tymi sprzecznościami radę, ale trwały zapis przenoszący informacje w czasie, nie pozwoliłby zapomnieć o błędach i pomyłkach przekazu objawionego. Każda zmiana pogłębiałaby problem, bo porównanie Ksiąg Świętych dawnych i współczesnych przysparzałoby niewiernych. Upraszczam oczywiście obraz, bo w dosyć dużym zakresie daje się ludźmi manipulować i utrzymywać w posłuszeństwie ideologicznym (vide komunizm i stechnicyzowany neokomunizm), mimo dostępu do wielu dobrych źródeł pisanych. Komunizm jest herezją chrześcijańską [Mikołaj Bierdiajew]. Zaprzeczył chrześcijaństwu i stara się je wyrugować, ale nie jest w stanie wygrać i objąć sobą wszystkich dusz. Gdyby nowoczesny, stechnicyzowany neokomunizm był w stanie wykorzystać moc Boga, wprząc Boga do systemu społecznego podtrzymywanego nowoczesnymi, naukowymi technikami manipulacyjnymi (jak to robi neokomunizm) byłby doskonałą formą organizacji mrowiska, czy ula ludzkiego. Religia jest wyższą formą instynktu zachowawczego zbiorowości ludzkich. Analiza przykazań religijnych z tego punktu widzenia daje pełny obraz roli religii. Rozwiązania odwołujące się do osobowego Boga znakomicie sprawdzają się w tworzeniu społeczeństw łagodnych dla swoich członków. Natomiast systemy nieodwołujące się do Boga są bliższe rozwiązaniom wziętym wprost z przyrody ożywionej. Są one przyjazne grupom sprytnym, silnym i skutecznym w zdobywaniu dóbr z puli społecznej. Niszczą słabszych lub wprzęgają ich w system niewolniczy. System życia na Ziemi jest drapieżny i rządzi się brutalnymi prawami. Naczelną zasadą jest przeżyć. Drugą jest przekazanie genów. Życie żywi się śmiercią, a potrzebne dobra bierze się z otoczenia lub kradnie innym. Człowiek wyszedł (wprawdzie nie do końca) z tego systemu tworząc kulturę. W wielu rzeczach wręcz sprzeciwił się prawom naturalnym [ot i cała debata na ten temat, co to są te prawa naturalne? „Upowszechnienie medycyny zaszkodzi z czasem nie tylko zdrowiu społecznemu, ale i jakości genetycznej człowieka”. Czy medycyna jest przeciw prawom naturalnym?], a niektóre z nich rozwinął w systemy nieznane w naturze. Współpraca harmonijna i synergiczna członków stada dawała przewagę nad zatomizowaną społecznością, dlatego wprowadzenie Bożych Praw dawało nadzieją na tworzenie społeczeństw sprawiedliwych. Nierozstrzygalność sporu o istnieniu Boga na polu nauki, nie pozwala na przyjęcie w miarę jednolitej platformy filozoficznej. Gdyby istniał jakiś sposób na precyzyjne, matematyczne wręcz określanie indywidualnej produktywności, produktywności rodzin i grup ludzkich i pochodny temu sposób dzielenia dóbr, to pewnie bylibyśmy teraz blisko skonstruowania prawie idealnej społeczności. Ale nie ma tak dobrze. Ludzie cały czas próbują układać stosunki społeczne jak najlepiej. Żadna z koncepcji społecznych, nie tylko nie jest do końca dobra, ale rozwiązania praktyczne są nietrwałe, oscylują między skrajnościami i cały czas poddawane są oddziaływaniom wzajemnym, często wrogich sobie społeczeństw i systemów. Połączenie ekonomii i poczucia sprawiedliwości nie jest możliwe. Systemy filozoficzne i religijne nie do końca pomagają. Ewolucja jest faktem. Jaka ona jest dokładnie? Nadal nie wszystko wiadomo. Inteligentny Projekt? Założenie wszechwiedzy Boga wskazuje raczej na inteligentny plan dobrze ustawionej macierzy, która raz uruchomiona, bez zewnętrznej ingerencji, ma dać założony wynik. Jaki? Nie wiemy. Założenie wszechmocy Boga pozwala na ingerencję w materię, ale analiza materii biologicznej przeczy temu (rozwiązania biologiczne, bez wyjątku, nie wskazują na ingerencje Wielkiego Inżyniera w czasie trwania dziejów). Pozostaje ingerencja duchowa i psychiczna. Gdy się przyjrzeć bliżej materii (fizyka elementarna, teoria korpuskularno falowa, mechanika kwantowa), to rozróżnienie na materię i ducha, w dawnym rozumieniu, traci sens. Sens natomiast ma wyodrębnianie form, ich różnicowanie, wypełnianie przestrzeni, konkurowanie w ograniczoności i doskonalenie istnień. Całość jest oparta o nieskończoność niebytu, która się staje ograniczona. Rozwój człowieka, kultury, cywilizacji nie jest liniowy, raczej sinusoidalny. Cywilizacje powstawały, rozwijały się, potem upadały. Człowiek powoli zaludniał Ziemię, stopniowo wyjaśniał sobie świat. Około 2000 lat temu narodził się Jezus Chrystus z Nazaretu. Przyniósł ludziom Światło. Przez Niego tylko wejdzie się do Królestwa Niebieskiego, przez łaskę jego Ojca. Jego Królestwo nie jest z tego świata. Odszedł do Boga Ojca przez Zmartwychwstanie, zostawił Duch Świętego, żeby z jego wsparciem Apostołowie głosili Dobra Nowinę. Każdy może dostąpić Zbawienia, wystarczy przestrzegać 10 przykazań. Głównym jest przykazanie Miłości. Co jest z ludźmi z cywilizacji przed Chrystusem? Czy dobry Egipcjanin żyjący w Starożytnym Egipcie ma szansę na Zbawienie? Może czeka w Czyśćcu? Może nie było dobrych Egipcjan w Egipcie Faraonów? Smutny los. Zbawiciel przyszedł jeden raz. Dlaczego nie przyszedł kilka razy? Zostawił Ducha Świętego. Ale Hinduizm, Buddyzm rozwijały się i rozwijają, i Duch Święty nie pomógł zjednoczyć ludzi pod jedną religią, niechby i podzieloną na katolicyzm, protestantyzm, prawosławie, hindoryt, buddywizm, judaitów i podobne nurty. Około 600 lat po Chrystusie przychodzi Mahomet i uznając Chrystusa za proroka upraszcza religię do 6 dogmatów i 5 filarów i tworzy Islam. Islam rozwija się, ale też i dzieli, jak Chrześcijaństwo, może w mniejszym stopniu, ale jednak. I po której stronie jest Duch Święty? Szare komórki zaczynają dymić. Co na ten temat ma sądzić Chrześcijanin? Jeśli głęboko wierzy, to nie ma z tym problemu. Jeśli zaczyna kombinować, to mu się z szarych komórek różne rzeczy wymykają. Środowisko człowieka to ocean niewiadomych z rozpuszczoną w tym oceanie niewiedzą, która jest jego solą. Gdzieniegdzie na tym oceanie są niewielkie wyspy prawd, pływają też statki fikcji udające prawdziwe wyspy, a pod wodą pływają się stada rekinów manipulacji i dezinformacji. Religia to pancerz potrafiący schronić kruche istoty rozrzucone po oceanie w delikatnych łupinkach targanych wiatrem historii. Biada tym, którzy nie chcą tej zbroi. Biada? Religijny człowiek będzie miał Raj po śmierci osobniczej, dostąpieniu Zbawienia, oczyszczeniu. Mniej religijny bardziej liczy na raj ziemski, nawet choćby i na chwilę, kilka lat, ale do syta, „bo za sto lat…” i tak dalej. Czy dobro istnieje? Nikt nie ma wątpliwości. Ale czy Dobro obiektywne, ponadczasowe, czy Miłość istnieje? A może istnieje tylko dobro subiektywne? Czy istnieje zło? Czy istnieje osobowe Zło? Chrześcijaństwo, i nie tylko ono, sensownie to tłumaczy. Niesprawiedliwość jest organicznie wpisana w byt ziemski. Chrześcijaństwo zgadza się na nią i umiejętnie przechodzi nad tym do porządku dziennego [ach, te talenty!]. Hinduskie piekło jest podobne od piekła Chrześcijańskiego, choć piekło na Ziemi bywa okrutniejsze, niemiłosierne. Ale cóż tam wątpliwości. Kluczem do Prawdy jest Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jego prawdziwość przesądza wszystko. Wtedy każdy dobry Chrześcijanin powinien żyć dobrze, pomagać innym i modlić się za swoich bliskich i dalekich, za złych i za tych, z różnych kultur, cywilizacji, którzy kiedyś żyli i czekają na modlitwy, będące napędem ich czyśćcowych dusz w drodze do Światłości pełnej bezgranicznej Miłości. A jak nie wierzymy? To czerpiemy z osiągnięć i rozwiązań ożywionej przyrody. Jest, co najmniej jedna zamieszkała planeta we Wszechświecie. Pokorne podporządkowanie się realnym prawom obowiązującym w biosferze, bez zamieszania, jakie wywołuje Homo sapiens, sprowadziłoby nas do rozumnych zwierząt. Rozum, co to znaczy? Może rozumny znaczy pokorny? Pokorny, jak pierwotni Indianie w Amazonii? Człowiek wszedł na inną ścieżkę i do końca pozostanie z dylematami, nierozwiązanymi fundamentalnymi problemami, wiedząc może coraz więcej, ale nigdy wszystkiego do końca. Gdyby człowiek umiał spojrzeć na Wszechświat spoza niego, to pewnie by się zadziwił niezmiernie jego wyglądem. Może jesteśmy holograficzną projekcją bezwymiarowego Nieskończonego Bytu egzystującego w bezczasie, by w tyglu Wszechświata dostąpić udziału i stać się kostką mozaiki wypalonej ceramiki doskonałości, która złoży się na absolutnie doskonałą i piękną sieć wiecznej szczęśliwości? Co może człowiek sam? Kiedyś swoje wyobrażenie na ten temat literacko przedstawił Daniel Dafoe. Jeden człowiek będzie większym, inny mniejszym Robinsonem. Najmniejszy Robinson będzie starał się przeżyć na swojej wyspie. Poza nielicznymi wyjątkami w postaci tych, którzy zbuntują się przeciw sile życia. Reszta będzie chciała żyć, chyba, że dotknie ich jakiś kataklizm, wypadek i ich naturalne zdolności zostaną zniszczone. Wspólny wysiłek, podział obowiązków pozwala wykorzystać efekt synergii, mądrość zbiorową, do tworzenia rzeczy większych, niż można osiągnąć w pojedynkę, i dodatkowo przez wspólną pracę osłabić osobniczy egocentryzm. Razem łatwiej zaspokoić potrzeby podstawowe i także bardziej wyszukane. Nadwyżka podaży dóbr i usług, ponad naturalne potrzeby egzystencjalne, nierozbudzone łatwym do nich dostępem, jest łakomym kąskiem dla drapieżników. Z powodu tak zwanej rzadkości nie można zapewnić wszystkim raju na ziemi. Ale niektórzy mogą i chcą mieć raj, który osiągają, gdy zagarną nadwyżkę innym i odpowiednio ją zakumulują. Najsprytniejsi, najsilniejsi, najbardziej konsekwentni, najbardziej cwani są w stanie, na dłużej lub krócej, zapewnić sobie raj na Ziemi. Wystarczy dobrze działający system niewolniczy. Dobry, to znaczy taki, w którym stabilność i zgoda niewolników na bycie łupionym trwa jak najdłużej. Zmiany następują powoli, ewolucyjnie, co pozwala na rozwój dynastii i zachowanie podziału kastowego, czy klasowego społeczeństwa. Ewolucja społeczeństw, tak naprawdę, zamyka się w zagadnieniu ewolucji systemów niewolniczych i coraz bardziej wyrafinowanych form kontroli i paraliżowania woli poddanych. Trwa ustawiczny wyścig pomiędzy władcami czy siłami wyższymi, a niewolnikami, poddanymi i wyzyskiwanym, podobnie jak wyścig policjantów i złodziei. Nie ma jak ustalić obiektywnych i wszech obowiązujących zasad określania produktywności pojedynczego człowieka. Poruszamy się w przybliżeniach. Taki stan rzeczy preferuje rozwiązania bliższe systemom występującym w dzikiej przyrodzie. Człowiek ustawicznie walczy o stworzenie ustroju optymalnego, sprawiedliwego dla większości. Ale taki system wymaga siły stojącej za porządkiem, bo naturalnych mechanizmów nie ma (prawdziwy wolny rynek to fikcja), a o to jest bardzo trudno. Na drugiej stronie stoją zwolennicy społecznego darwinizmu. Idee rzadko kiedy czysto krystalizują i nie udaje się stworzyć systemu dipolowego, zachowującego równowagę. Socjaliści mogą być bezbożni lub pobożni, a walczą między sobą zajadle jak koguty. Musimy żyć w magmie, w której ogniska krystalizacji pływają w rzece dziejów, różnice diametralne pochodzą tylko od akcentu stawianego na te różnice. Kolor niebieski pochodzi na przykład od odrobiny tytanu, a czerwony od odrobiny chromu. W krysztale korundu. Ale z ideami rzecz ma się podobnie. To nie jest nasza gra. W tej grze jesteśmy tylko pionkami. Reguły tej gry odkrywają pokolenia filozofów, fizyków, matematyków i myślicieli z wielu innych dziedzin, a nadal są one nieodgadnione. Jeśli w tej grze nie gra Bóg z Diabłem, to grają siły ewolucji w wyścigu do nie wiadomo czego. Może coś innego? Można dodać tu własne pomysły. Gdzieś na fałdzie nieskończoności niebytu została naszyta wielowymiarowa macierz o n- parametrach, na łonie której dokonał się wybuch Wszechświata. Wymiary i parametry tej macierzy zdeterminowały jej potencjał. Energia została objawiona Wielkim Wybuchem. Napełnił się balon czasu i rozpiął stelaż przestrzeni. Rozpoczął się i trwa niezwykle spektakularny spektakl. Może nasz obecny paradygmat wymaga zmiany i macierz jest hologramem utkanym z promieni elektromagnetycznych, światła [Adam Wiśniewski-Snerg]? Nasze role są wyznaczane przez los i różne nielosowe czynniki, ale nasza realna moc jest odwrotnie proporcjonalna do mocy wyobraźni, a i to tylko u nielicznych, obdarzonych zdolnością przeżuwania i przekształcania elementów wziętych z otoczenia, w mniej lub bardziej wydumane warianty rzeczy. Wiele z tego bajkowego szajsu, to objaw różnych chorób psychicznych i opętania. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że gejzery wyobraźni, z jednej strony, służą do wyznaczania horyzontów myśli, które mogą góry przenosić, a z drugiej, służą do łagodzenia wpływu niemocy, która staje się toksyczna dla umysłów biernych i mało uzdolnionych. Czy ta gra, to jest gra o dusze? Jezus Chrystus przyszedł na Ziemię jeden raz. Czynił cuda z mocy swej boskości. Przekonywał, że jeśli będziemy prosić, to będzie nam dane z jego mocy. Oczywiście, jeśli będziemy prosić o rzeczy nie sprzeciwiające się woli Boga i Miłości Boga Ojca. Ale ile razy prosiliśmy w jego imieniu, a nie było nam dane (licząc nawet tylko te rzeczy, o które prosiliśmy dla innych)? Jezus Zmartwychwstał. Zesłał Ducha Świętego. Owieczki muszą być pokorne, ciche, pracowite, wytrwałe. Muszą uwierzyć, zaufać, czynić dobro, nadstawiać policzki, a wątpliwości powinny zdusić wiarą, oddawać cesarzowi co cesarskie, nawet gdy łupi 86%. Jeśli upadniesz przez grzech lub zwątpienie, możesz wrócić przez skruchę, żal, chęć życia zgodnie z Prawem Bożym. Dostaniesz rozgrzeszenie i będziesz uświęcona/y Łaską Bożą. Dla nich jest Królestwo Niebieskie. Zwątpisz, to przepadniesz. Piękne jest to, że w osobie głęboko wierzącej działa cudowny mechanizm psychologiczny. Nie ma znaczenia to, czy Bóg jest Bogiem Prawdziwym, czy tylko mitycznym. Jeśli jest On WEWNĄTRZ człowieka, wtedy cała brutalna rzeczywistość staje się znośna, więcej rzeczy staje się łatwiejszych do zrobienia. Duch człowieka wznosi się nad przyziemność, nie straszna jest mu jego ziemska ostateczność. Strach przestaje doskwierać. To dlatego ateiści tłumaczą swoim dzieciom: „jeśli już musisz wierzyć, to wierz w mity greckie”. Możemy wyobrazić sobie, że Bóg czekał na odpowiedni moment dziejów, odpowiedni dla ludzi czas, żeby zesłać Jezusa Chrystusa. Ale nie jest zrozumiałe, dlaczego dokonał tego w tym, a nie innym miejscu, w tym, a nie innym czasie? Ludzkość nie rozwijała się jak jedna grupa na jednej linii czasu, lecz rozwijały się różne cywilizacje, a przebiegi ich rozwoju zupełnie się nie pokrywały. Czy naprawdę starożytni Egipcjanie nie zasłużyli na Jezusa Chrystusa? Czy to jest dobra strategia Zbawienia: jeden naród wybrany jako łono Kościoła, który powstaje dopiero tak późno? Dlaczego Jezus Chrystus nie przychodził do każdej cywilizacji w odpowiednim dla każdej z nich momencie? W Chinach czasów Konfucjusza, w Egipcie za faraona Echnatona, jako brat Buddy, wśród Hindusów, stając z ich bogami do polemicznych dysput, by wyjaśnić dlaczego jest jeden Bóg? Potem w Mekce, by nie stać się tylko jednym z wcześniejszych proroków? Nadejść we właściwym momencie w cywilizacjach Majów, Azteków, Inków zatrzymując rozlew ofiarnej krwi z ludzi? W Angkor, by podpisać płaskorzeźby przedstawiające m.in. piekło, w Afryce, by w kolorowej sztuce być rzeźbionym na chwałę jednego Boga? Bóg szanuje wolność człowieka do tego stopnia, że daje mu możliwość wyboru nawet rzeczy złych. Człowiek sam, z własnej woli, ma zadeklarować swój akces do dobra, oddać się zupełnie Bogu, zatracić w nim. Bóg nie potrzebuje ludzi zewnętrznie przez kogoś nakierowanych na dobro, ale wewnętrznie zdecydowanych na jego krzewienie. Siła przekonania jest bowiem większa, niż siła przymusu. Żołnierze Boga muszą być zgranym oddziałem komandosów. Bardzo duża część literatury, filmu opiera się na schemacie walki dobra ze złem i w sztuce dobro częściej zwycięża, niż w rzeczywistości. Nietrudno zbudować literacki świat, w którym nie tylko różne Batmany walczą ze złem i je zwyciężają, ale możemy sobie wyobrazić sprawiedliwy system, który jest broniony w pierwszym rzędzie przez skutecznie działające prawo za pomocą sądów i prokuratury, a ostateczną nad instancją, likwidujących złych ludzi, są postaci nadprzyrodzone, potrafiące pelengować złe myśli, odczytywać je w mózgach zwyrodnialców i docierać niespodziewanie, niepostrzeżenie, skutecznie i szybko do zła i wykonywać na nich wyroki sprawiedliwości z mocy prawa Sądu Ostatecznego. Taka społeczność dosyć szybko oczyściłaby się i wyglądała jak najczystszy diament. Bywały i bywają społeczeństwa zdrowe, nieokaleczone zawieruchami wojennymi i odurniałe ideologiami, gdzie klasa średnia wzoruje się na kulturotwórczej, wyższej warstwie najbogatszych ludzi, tworzącej wzorce kulturowe, daje dobry przykład idący na sam dół, co pozwala na istnienie społeczeństw wysokiej kultury. Gdyby do tego dodać odrobinę sprawiedliwości egzekwowanej bezpośrednio z pomazania bożego, to układ społeczny byłby w stanie rodzić łany dobrych ludzi. A czy nie o to chodzi w szansie na Zbawienie? Skoro tak się nie dzieje, a moc woli wstąpienia do armii Pana Boga musi być tak duża, jak moc kandydatów do SAS do przejścia szkoleń, to znaczy, że do Królestwa Niebieskiego wejdą nieliczni. Pośrednio udowadnia to teorię, że to jest gra i to nie nasza gra. Przyroda jest brutalnie prosta w swym działaniu i okrutnie oczywista w swych zasadach. Człowiek ze swoim mózgiem i myśleniem abstrakcyjnym wynurzył się z tego bagna. Próbował doskonalić swoją naturę, ale wypracował tylko w teorii kilka poprawnych systemów filozoficzno-religijnych, które w praktycznym zastosowaniu się o tyle nie sprawdziły, że ich ideały są osiągane tylko przez nielicznych mistrzów, czy świętych. Człowiek wyrwał się z objęć przyrody, zaczął rozrastać populacyjnie i budować cywilizację „mrowisk”. Zafascynowany światem szukał boskiej praprzyczyny tego wszystkiego, a życie w coraz większych zbiorowiskach wymagało systemów zdolnych rozwiązywać problemy coraz większego zagęszczenia, do czego znakomicie nadają się systemy religijne. Na styku mistyki i piękna zrodziły się sztuki piękne, które w rzeźbie, a potem w malarstwie i muzyce osiągnęły szczyty geniuszu ludzkiego w rękach i głowach kultury europejskiej. Dzięki nauce człowiek stworzył technikę i za jej pomocą ustawicznie zmienia świat. I tylko w tej dziedzinie jest nieustanny wzrost [Paul Johnson: Upadek rodzaju ludzkiego]. Tylko technika zmienia realnie ten świat na trwałe, wciąż dodając do niego nowe jakości (oczywiście jest przy tym dużo niepożądanych działań ubocznych). Co jest celem tego świata? Prawdopodobne jest, że chodzi o indywidualny rozwój duchowy zakończony Zbawieniem. Ale Bóg jest logiczny. A może nie? Takie prawdopodobieństwo nie jest duże. Jak człowiek może się doskonalić dla Zbawienia, jeśli dociera do niego tyle sprzecznych i niespójnych sygnałów na temat Prawdy? Miłość Boga? Na bazie Miłości dało się zbudować dosyć ładny i dobry system, który jest świetnym zestawem memów tworzących inteligentny program do sterowania niepokornymi umysłami dla humanistycznego auto prowadzenia zwierzęcia rozumnego Homo sapiens ku wyższej jego formie. Ale system jest tak dziurawy, że wyciekają z niego całe wodospady ateistów, a jednocześnie tak wyrafinowany, że przyswojenie sobie jego wymaga tak potężnego wysiłku intelektualnego, iż większość ludzi nie jest w stanie mu podołać. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że życie i człowiek jako szczyt (na razie przynajmniej) piramidy materii ożywionej jest rodzajem eksperymentu o założonym, ale nie do końca pewnym wyniku. Rozwój techniki i największe osiągnięcie życia w formie rozumnej, jakim jest wyjście życia poza przyjazną biosferę (zdobycie Księżyca) wskazuje, że pustkę Wszechświata ma wypełnić człowiek lub pochodna człowieka, cyborg, terraformując pewne niezamieszkałe obszary Wszechświata [Robert Zubrin] lub zajmując inne uzbroiwszy je technicznie. Czy rację ma Raymond Kurzweil? Rozsianie życia po Wszechświecie jest sensem życia, które powstało w co najmniej jednym, bocznym i tycim jego miejscu. Ogromny Wszechświat musi być taki wielki, by na jednej co najmniej drobince powstała biosfera i życie, z którego wyewoluował byt świadomy i zdolny do rozsiania życia po ogromie Wszechświata. Po co? A po co niektórzy z nas wchodzą na Mount Everest? Moim zdaniem jednak jest to po prostu nie nasza gra i jesteśmy, w sumie, bezwolnymi jej pionkami. A kto gra i o co? Nie będziemy tego wiedzieć. Naszą rolą nie jest wiedzieć. Nawet nasze mózgi nie są do tego przystosowane i muszą posługiwać się w działaniu swoistym interfejsem. Mimo, że buntujemy się przeciw temu. Wiedza ma być poza mózgami indywidualnymi, a tylko niektóre najzdolniejsze umysły mają być napędem rozwojowym wiedzy przenoszonej nie biologicznymi metodami. Cóż, krowa nie słucha Mozarta, a żyje żeby wypełnić swoją rolę. W systemie nie chodzi o to, by nikt nie rozpoznał istoty tej gry. Chodzi o to, żeby odkrywca pozostał na marginesie. Rzeka ma płynąć w pożądanym i założonym przez zasady gry kierunku. Wyłomów być nie powinno, a każdą szczerbę trzeba szybko zakitować dezinformacją. Największą wartość dla ludzkiego systemu ziemskiego mają najzdolniejsi, rzetelnie wykształceni, posiadający dużą wiedzę techniczną, innowacyjni, samosterowni, właściwie reagujący na finansowe bodźce ekonomiczne, czyli skłonni budować własny raj ziemski. W warstwie meta etycznej dopuszcza się hipokryzję i piękne słówka o szlachetnych wartościach. Nawet jeśli jest to gra Dobrego Boga ze zbuntowanym Szatanem o dusze rodzące się wraz z aktem poczęcia człowieka, to też nie jest to nasza gra, a łatwość z jaką można spaść w otchłanie piekielne, rosnąca wprost proporcjonalnie do ludzkich, powszechnych i nieszlachetnych słabości, dużą część ludzi odstręcza od czekania na trudny do zdobycia i niepewny pośmiertny raj. Wolą zadowalać się rajem ziemskim, nawet na krótkie chwile, w porównaniu do długości trwania er, nie mówiąc o wieczności, ale rajem konkretnym, w myśl zasady: „lepszy wróbel w garści…” Nawet ci, którzy mają nadzieję na Zbawienie, często w głębi duszy sprzeniewierzają się przykazaniom, bo liczą na przebaczenie w Sakramencie Pojednania. A Prawda? Nie jest potrzebna, bo prowadzi do Sprawiedliwości, a ona nie pozwala na zagarnianie rzeczy szerokimi łopatami, by stworzyć swój raj indywidualny. Równość ludzi? Złudzenie. Część ludzi to nawóz dla materialnej gleby, która rodzi na pożytek ludzi sił wyższych i ich korony w postaci panów tego świata. Ale pamiętajmy, królestwo Jezusa Chrystusa nie pochodzi z tego świata. Mem to jednostka ewolucji kulturowej. To schemat znaczeniowy powielany przez naśladownictwo w procesach replikacji, podlegający procesom ewolucji kulturowej, mutacjom i nielosowemu doborowi naturalnemu. 1. Siedem praw wynikających z Tory i komentarza Talmudu: Bałwochwalstwo: nie będziesz oddawać czci przedmiotom wyobrażającym bóstwa (idolom). Zabójstwo: nie będziesz mordować. Kradzież: nie będziesz kraść ani rabować. Rozwiązłość: nie będziesz cudzołożyć ani żyć rozwiąźle. Bluźnierstwo: nie będziesz bluźnić imieniu Boga. Okrucieństwo wobec zwierząt: nie będziesz spożywać mięsa wyciętego z żywego zwierzęcia. Sprawiedliwość: zorganizujesz system sądownictwa, by orzekać, wymierzać sprawiedliwość i dbać o przestrzeganie powyższych przykazań. 2. Przykazania chrześcijańskie i muzułmańskie. Jam jest Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. [Nie będziesz miał bogów innych oprócz mnie. Nie uczynisz sobie posągu, ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, albo na ziemi nisko, lub w wodzie poniżej ziemi]. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga swego, nadaremnie. [Nie będziesz wzywał imienia Pana Boga twego do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy]. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. [Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracował, aby wykonać swoją prace a siódmego dnia podczas szabatu nie wolno ci wykonywać żadnej pracy]. Czcij ojca swego i matkę swoją. Nie zabijaj. Nie cudzołóż. Nie kradnij. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. [Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek]. Nie pożądaj żony bliźniego swego. Ani żadnej rzeczy, która jego jest. [Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wolu, ani jego ośla, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego]. Chrześcijaństwo [monoteizm] odnosi się bo Boga Osobowego, który swą wolę objawił w przykazaniach. Wszyscy mają przestrzegać tych samych przykazań. Zwierzęta i rośliny nie należą do świata duchowego. 3. Islam nacisk kładzie na wyznanie wiary w jedynego Boga, pięciokrotną modlitwę w ciągu doby, post w miesiącu ramadan, jałmużnę na rzecz ubogich i pielgrzymkę do Mekki. To są silne memy. Wszystkie z jednego korzenia. Bóg jest najwyższą instancją. Nie toleruje konkurencji. Daje silne odwołanie do swojej sprawiedliwości, daje nadzieje na życie wieczne i wieczną szczęśliwość. Daje opiekę nad niedolą ziemską. Nie daje żadnej pewności i gwarancji, ale każe wierzyć bezgranicznie i siła w człowieku ma wziąć się z wiary, a nie z pewności. Dlaczego tak jest? Nie wiem. Niżej są skrócone zasady trzech innych wielkich systemów religijnych i filozoficznych. 4. Hinduizm. Szacunek dla świętych ksiąg [Wed]. Wiara w reinkarnację. Wiara w prawo akcji i reakcji [Karma]. Dążenie do wyzwolenia, różnie rozumianego przez poszczególne odłamy hinduizmu. Każda wiara, która prowadzi do Boga, jest dobra. Z płaskorzeźb Angkor możemy wnioskować, że Niebo i Piekło Hinduizmu jest podobne do Nieba i Piekła religii pochodzących z Bliskiego Wschodu. W hinduizmie [monizm] istnieje hierarchia. Na górze jest Bóg, jako odwieczna moc, energia, niżej są kapłani, poniżej władcy, dalej twórcy, a na poziomie przeciętnym, zwykli ludzie reprezentujący nieczystość, jeszcze niżej są zwierzęta, a na końcu świat roślin. A minerały? 5. Buddyzm. Pierwsza Szlachetna Prawda o Cierpieniu. [Istoty doświadczają cierpienia, ponieważ nie ma nic trwałego, wszystko przemija, również my, a więc i nasze iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, które próbujemy oprzeć na nietrwałych podstawach]. Druga Szlachetna Prawda o Przyczynie Cierpienia [wieczna ignorancja, wyjście z niej jest możliwe przez oświecenie, nirwanę czyli absolutne roztopienie]. Trzecia Szlachetna Prawda o Ustaniu Cierpienia [przez usunięcie przyczyn cierpienia osiągamy doskonały spokój]. Czwarta Szlachetna Prawda o Ścieżce Prowadzącej do Ustania Cierpienia [ośmioaspektowa ścieżka: właściwy pogląd, właściwe postanowienie, właściwa mowa, właściwe działanie, właściwy żywot, właściwe dążenie, właściwe skupienie, właściwa medytacja]. Buddyzm proponuje błogie rozpłynięcie się w doskonałej Nicości. Może Plazmie? 6. Konfucjanizm. W konfucjanizmie przyjęto, że wszyscy „godni” przodkowie, ze wszystkich wcześniejszych pokoleń łączą się w jeden, bezosobowy byt absolutny sterujący losami świata. Koncepcja wspólnego ducha przodków została w konfucjanizmie przeniesiona na wysoki stopień abstrakcji. Konfucjanizm koduje zgodę na bycie anonimowym ziarenkiem piasku w wydmie ludzkości przesypującej się przez dzieje. Można porównywać różne systemy, każdy z nich w swej istocie koduje w człowieku różne postawy. Jak tu żyć, kiedy spójność przekazów jest żadna? Czy trzeba iść drogą swojej kultury, w której się wychowaliśmy, nie patrząc na całość? Człowiek, kiedy rozwinął się na tyle, że powstała potrzeba ułożenia społecznych relacji, zaczął wypracowywać sposoby rozwiązań tego problemu i różnymi drogami doszedł do różnych rozwiązań. One doskonalą się, ewoluują, osiągają kres swych możliwości, by wejść na wyższy poziom, albo ulegają regresowi. Siła memów filozoficznych i religijnych jest ogromna. Wpleciony w nie mechanizm immunologiczny chroniący je przed wyparciem przez racjonalne analizy jest bardzo silny. Racjonalizm jest bezsilny, bo nie sięga ponad Rzeczy. A człowiek poszukuje sensu życia, pragnie idealnego świata, chce nieśmiertelności szczęśliwej lub spokojnej i chce stać się częścią Absolutu [choć są tacy, którzy wolą umrzeć wraz ze śmiercią ciała na zawsze]. To wszystko znajduje się poza Rzeczami. Ten dualizm jest wieczny. Nasz świat został zbudowany tak, żeby istoty w nim mieszkające cierpiały na brak INFORMACJI. Nie muszą wiedzieć, mogą wierzyć. To nie ich gra, ambicje ich nie powinny sięgać Najwyższego. Pionki mają się ruszać jak im przykazano, a nie kombinować i bezczelnie marzyć o boskości. Chrześcijaństwo dało NADZIEJĘ, że człowiek może się zbawić i zjednoczyć z nieskończoną i cudowną Miłością. Każdy może tego dostąpić, byleby wypełniał przykazania. Boskie. Brzmią bosko, ale większość z nich, to przykazania społeczne, rodzino twórcze, społeczno twórcze, narodotwórcze. Bój się Boga, by wszystko, co jego imieniu nakazano, miało nadprzyrodzoną moc. Czcij rodziców i na starość daj im opiekę. Nie zabijaj w swym stadzie. Na czas wojny nie obowiązuje (także ideologicznej). Nie kradnij, bo nie zostanie dla cesarza. Bądź wierny seksualnie jednej osobie, bo trzeba wychować wspólnie potomstwo, a na starość dać sobie wsparcie. Skromność, prostota, powściąganie pragnień, w tym materialnych, siła charakteru i ducha, miłość do pobratymców, pokora, modlitwa, zgoda na wolę Boga wyrażaną przez los, to powinno wystarczyć do Zbawienia. Nawet jak tylko to memy programujące istoty myślące do lepszych społecznie działań, programujące nas do współpracy, do życzliwości, wybaczenia, to jest to wartość humanistyczna czystej wody. Jednocześnie to są memy doskonale wytaczające nas na dobre pionki do gry. Religie dobrze układają społeczeństwa, a każde nowe rozwiązanie nieodwołujące się do zewnętrznej siły wyższej, jak do tej pory, miały więcej wad niż było zalet w starych systemach. Takie systemy prędzej czy później prowadzą do wulgarnej wersji darwinizmu społecznego, a w dalszej kolejności do zbrodni. Żyjemy w otoczeniu bajek, ciągle zmieniających się hipotez, teorii będących marnymi przybliżeniami rzeczywistości, którym do uniwersalności brakuje czarnej materii i energii. Rzeczywistość w swej krasie jest UKRYTA. Dlaczego Bóg nie dał człowiekowi prostej wieczności biologicznej? Bo gdybyśmy mieli po 500 lat, to osobnicze wypalenie, brak entuzjazmu do czegokolwiek, niechęć do życia byłaby tak silna, że depresja osobnicza paraliżowałaby osobnika jak śmierć. Nadzieja i optymizm, przykrywające brutalną realność, nie starczają na długo. Młoda antylopa, taka niewinna, mimo wysiłków swoich rodziców w jej narodziny, czasami zostaje tylko jednym śniadaniem dla stada lwów. Jak będzie miała szczęście, to zostanie rodzicem, a i tak na końcu obróci się w proch przedtem stając pożytkiem dla pasożytów, padlinożerców, larw, bakterii, grzybów. R. Dawkins: „Cierpienie, i to przerażające, jest w przyrodzie czymś tak powszechnym i tak przejmującym, że człowiekowi o wrażliwym sercu doprawdy trudno to znieść.” K. Darwin: „Cóż za księgę mógłby sporządzić kapelan diabła, gdyby chciał napisać o pokracznych, marnotrawnych, nieudolnych i niewyobrażalnie wręcz okrutnych dziełach natury.” R. Dawkins: „Pasożyty powodują więcej cierpień niż drapieżniki, a poznanie ich ewolucyjnej racji bytu raczej pogłębia, niż osłabia, dojmujące poczucie bezsensu i absurdalności świata przyrody.” (…) „Budowa nerwu krtaniowego wstecznego, czy nerwu błędnego to przykłady, które jeśli przeanalizujemy w kategoriach projektowych, to już nie są jakieś tam błędy, to raczej wstyd i kompromitacja.” Już Herman von Helmholtz zauważył w XIX wieku, że oczy kręgowców, czy ptaków to super czułe instrumenty o precyzji większej niż obiekty Zeiss czy Nikon. Z drugiej strony von Helmholtz stwierdził: „Gdyby jakikolwiek optyk chciał sprzedać instrument obciążony tak poważnymi wadami, miałbym prawo wypomnieć niedbałość, oraz zwrócić nabyte urządzenie.” Oczy ssaków, czy ptaków (w przeciwieństwie do oczu krewetek) są bardzo ułomnym instrumentem (w oku ludzkim siatkówka jest ustawiona odwrotnie, tyłem do przodu, a w drodze ewolucyjnych, naprawczych adaptacji powstały w nim komórki działające jak światłowody, co odrobinę poprawiło tę inżynierską katastrofę), a całą robotę, by wyczyścić i poprawić obraz, wykonuje mózg, działający jakby miał wgrany program klasy Photoshop, działający w pełni automatycznie. Oko ludzkie osiąga swoją pełną sprawność około 7-9 roku życia osobnika, właśnie z powodu kalibracji własnego „Photoshopa”. To wszystko dowodzi, że macierz Wszechświata została genialnie wymyślona, ale kiedy ruszyła, to Stwórca usiadł 7 dnia do odpoczynku. Wtedy dosiadł się do niego Diabeł. Podczas pogawędki, może było to przy jakiejś wyskokowej ambrozji, Pan Bóg oddał na wyłączne władanie Wszechświat w ręce Diabła, a nie tylko samą Ziemię, kiedy pojawił się na niej człowiek. A może tytułem eksperymentu oddał mu jednak tylko jedną Ziemię, a inne zamieszkałe przez istoty inteligentne planety pozostawił w pierwotnej, rajskiej bezgrzeszności? Świat to wielkie oszustwo. Gdyby do wszech kosmicznej gry wystarczyły tylko zwykłe pionki, nawet pionki cyfrowe o wyższej inteligencji od materii nieożywionej, to nie byłoby potrzebne żadne fortele i wybiegi. Ale gdy bardzo inteligentne i niezwykle mocne istoty zasiadły do gry, to pionki muszą być dosyć inteligentne. By je utrzymać w ryzach gry, potrzeba bardzo dużo dezinformacji, czy zalewu informacjami, bo przy dostępności danych, potrzebne jest wytworzenie chaosu informacyjnego i mętliku w głowach. W środowisku niepewności, z zasadą dzielenia potencjalnych uczestników buntu, udaje się pacyfikować Spartakusa. To istota tej kosmicznej manipulacji. A może świat to nie oszustwo, a fraktalny hologram? Rozumując za pomocą tej teorii nie zaprzeczamy nie tylko istnieniu Najwyższego, ale łatwiej pojmujemy wiele niezrozumiałych rzeczy istniejących w tzw. świecie materialnym. To na razie teoria, wcale nie wiadomo, czy okaże się prawdziwa. Zmienia zupełnie paradygmat. Hologram fraktalny, to przybliżony model. Gra na planszy holograficznej macierzy. Czy jesteśmy zatem pionkami i na dodatek tylko z tego świata i jeden jedyny raz? Czy rację mają ci, którzy po dokonaniu się ich indywidualnego życia, chcieliby zasnąć wiecznym snem nie obudziwszy się nigdy więcej? Skala zjawisk związanych z człowiekiem jest przeogromna. W bieżącym czasie na Ziemi (rok 2012) jednego dnia poczyna się 211000 dzieci. Danego dnia około 20 mln par dokonuje aktu kopulacji. Jaką moc obliczeniową i analityczną musiałby mieć Bóg, by sprawdzić każdą z par, czy robi to z miłości, w legalnym związku, czy może dla rozładowania chuci za pieniądze? Tylko paradygmat Wszechświata holograficznego rozwiązuje dobrze tę sprawę. Kiedy wszystko dzieje się w ciele jednego Boga, gdzie wymiary: wieloczesności i jednoczesności są realnymi. Czy modlitwy są rodzajem rynku, na którym dokonuje się weryfikacji ich wartości przez analizę jakości etycznej modlącego się, wstawiennictwo świętych, współdziałanie wielu w jednym świętym celu i zgodność z planami Dzieła Zbawienia? Niektóre modlitwy przebiją się i dotrą na salony. Te mają szanse na realizację. Czy może Bóg jest istotą czysto ekonomiczną? Może dlatego oddał zarząd diabłu, żeby zaprząc jego ambicję i inteligencję (patrz opętania) do działań kondensacyjnych, z których Bóg zaczerpnie sitem i wyczerpie papier, na którym, po Zmartwychwstaniu, zostaną zapisane wyroki Sądu Ostatecznego? Czasami wydaje się nam, że obcujemy w rzeczami nie z tego świata (raczej Wszechświata), ale najczęściej się nam to wydaje. Nawet mądrzy racjonaliści wiedzą, że to, co odbieramy zmysłami, a nawet wyrafinowanymi instrumentami, to nie jest cała rzeczywistość. Zdarza się niektórym, że doświadczają rzeczy nadprzyrodzonych lub graniczących z rzeczywistością nadprzyrodzoną. To pokazuje, że za teatralną sceną tego Wszechświata istnieje zaplecze, garderoba. Kiedy w szpitalu umiera człowiek i w tej samej chwili w mieszkaniu jego córki, opiekującej się nim w chwilach ostatnich, spada wazon stojący do tej pory stabilnie i niewzruszenie, a ulubiony zegar naścienny wiszący w domu jego teściów, w którym mieszkał na początku swego małżeństwa, oddalonym od szpitala o solidne kilkaset kilometrów, zatrzymuje się na minucie jego śmierci i obecnych tam członków jego rodziny przeszywają polarne dreszcze, w jego własnym mieszkaniu, wynajmowanym w tym czasie przez obce mu studentki, oddalonym także o kilkaset kilometrów od miejsca jego śmierci i także od domu teściów, obecne tam kobiety są tej nocy świadkami odgłosów bytności kogoś niewidzialnego, to czy świadczy to, że w momencie śmierci człowiek przestaje podlegać ograniczeniom przestrzeni? Jeśli ktoś przyszedł nad granicę życia i śmierci, zobaczył tam TO SAMO, co wielu innych w podobnym stanie, wrócił potem do świata żywych w cudownym ocaleniu, to czy to jest tylko, wywołany zapisem holograficznym i przynależny istotom abstrakcyjnie myślącym rodzaj mechanicznego znieczulenia podczas przejścia bramy z istnienia do nieistnienia, czy może dowód na kontakt z inną, nadprzyrodzoną rzeczywistością? Tyle tej pisaniny, a i tak nic się do końca nie wyjaśniło. Zaprawdę powiadam wam, lepiej nie myśleć dużo, niż myśleć bez rozwiązania, bo wtedy ciężkość bytu jest bardziej znośna. Tym bardziej, że myślenie boli, a prowadzi często, zbyt często, na manowce. KTO ZMIERZY SIE Z TYMI PYTANIAMI?
|