Spokojnie, ja mogę odpowiedzieć.Z całą pewnością nie wszedłbym w katolicyzm choćby mi dawano Chiny.
To jakim jestem człowiekiem sprawiło środowisko w jakim się znajdowałem oraz wolna nie przymuszona moja wola. Rodzice nie wychowywali mnie raczej na superkatolika, ani nikt mi nie wciskał na siłę katolicyzmu. Nie chodziłem do kościoła jako dziecko zawsze, a często tylko na łąkę kiedy mnie rodzice posyłali co tydzień rankiem w tę stronę. Lub nawet były okresy, że mnie wcale nie posyłali.
Oczywiście chciała by matka bym tam był... były scysje, jednakże nie tak wielkie by można było mówić o niewolniczym nakazie. Na religii przeważnie nie było księży czy to w szkole podstawowej czy szczególnie właśnie w ponadpodstawowej. Olewali sobie to jak tylko mogli. Za komuny wpływ socjalizmu niszczący, a potem za Wałęsy i liberalizmu późniejszego sami biskupi dawali księżom po kilka spraw podobno na głowę i tak im wychodziła nauka religii w szkołach przez to jak wychodziła.
Jak pisałem sprawiło to środowisko bynajmniej to ja wybierałem świadomie od początku. I to dzięki faktycznie wybranym przeze mnie zasadom moralnym jakie mi podawano bądź co bądź na tacy. Jak każde dziecko mogłem iść droga gdzie rodzice byliby wrogami lub przyjaciółmi. Czy też koledzy itd..
Pamiętam moje pierwsze myśli jako dziecka, jeśli Bóg jest i jest wprost idealny i według wszelkich dostępnych kalkulacji zawsze dobry, to go rzecz jasna wybieram... [coś koło tego].
Diabeł jako zły, musi być odrzucony. Czysta logika dziecka. Niezbyt skomplikowana.
Nikt nie che wybierać zła, a tym bardziej jeśli jest się uczonym w danej metodzie życia zbiorowego która jest scalona z religią. To zło które ma na myśli jest tym samym złem które występuje w życiu prywatnym i publicznym. Łatwizna. Co innego gdy jesteśmy ukształtowani przez rodziców, ludzi wedle innej metody niż panująca religia. Wtedy wybór religii jest zupełnie inny. Szukamy tego co jest złym i dobrym wedle tych zasad.
To osoby które uczą nas języka, a więc w przeważającej części rodzice [dla europejczyków na pewno] mają wpływ na to co jest dobre i złe. I religia nie jest tutaj jedynym wpływem z otoczenia jakie się ma gdy jest się dzieckiem czy młodym człowiekiem... Ani nie jest związana z jedynym wpływem jaki jest wywierany na rodziców. A w moim przypadku w całym młodym życiu raczej była miernym imperatywem.
Mój dziadek umarł jako zagorzały przeciwnik wszelkich rzeczy związanych z KK. Drugiego dziadka nie miałem od drugiego roku życia. Z jedną babcia która dopiero pod koniec życia zaczęła być związana dewocją z KK nie miałem częstych kontaktów. A babcia czyli żona od przeciwnika KK, była Niemka mentalnie. Polskiego uczyła się w wieku 6 lub 8 lat... Tak, miała swój katolicki wpływ, ale jako osoba żyjąca machnięciem ręki na pomysłowość dziadka [reiki na stare lata- tym się zajmował np.]. Swoje wiedzieliśmy... i szanowalismy siebie w mojej rodzinie.
Wieczna praca by powiązać koniec z końcem rodziców, jak to się mówiło "od pierwszego do pierwszego" nie dawała raczej możliwości na to by mieć całkowicie w obrotach swoją pociechę.
Miałem luz.Przynajmniej od końca zajęć lekcyjnych do godziny 15tej lub 16tej, nawet później. A po południu [późnym popołudniem i wieczorem] i tak mnie w domu nie było...
To jakimi mamy być zależy więc od faktycznie wpływu cywilizacji w jakiej żyjemy. W moim przypadku tarcia się z tymi cywilizacjami jakie były i są w Polsce.
Turańszczyzna panowała w szkole pod otoczką komunizmu. Była to najdziksza z dzikich parodii jakie poznałem w moim życiu. Dzieciom odbijała śruba przez to.
W Kościele panował duch Solidarności i to on miał faktycznie wpływ na mnie. Wolałem ten błogi spokój, powiew duchowej wolności od pęt socjalizmu. Spokoju od tego jak nam kazano by myśleć. A jak nie, to nie myśleć. To się czuło i odczuwało wszystko na własnej skórze.
Kierowałem tam swoje kroki jednak od strony poczucia Narodowego i związania się ludzi, bratania wedle tego ducha, a nie jako religii typowo sztywnej. Zawierającej się w ramach klęknij, idź.
Ten duch Solidarności wisiał w końcowych latach 80 w powietrzu. Nigdy nie zapomnę tych odczuć. Całego zżycia się ludzi. To była jedność!
Późniejsze doświadczenia już związane były z kolejnymi moimi wyborami których nie żałuję. Kościół pomógł uporać się z nagromadzonymi przejściami duchowymi. Przez to sobie teraz tak cenię KK.
Tak więc z jednej strony poczucie Narodowe- wyzwoleńcze, z drugiej zaś duchowa droga wolności. I wszystko powiązane razem tak, że to się przenikało wzajemnie. Pojawiała się duchowa wolność Narodowa, Narodowo Katolicka.
Żydzi wypadli negatywnie w moich oczach ze swoja cywilizacją żydowską. Komuna ich nienawidziła i kochała wedle swego lottomatycznego uznania, Naród wybaczał za błędne skojarzenia a oni pluli nam w twarz z każdym dniem coraz to dobitniej. Wcześniejsze pokojowe przebywanie razem w Polsce choć z całej Europy ich wyganiano, wojenne chowanie choć groziła śmierć, strach przed komuna choć aparatczykowie to byli też Żydzi czasem... [ze względu na walkę z Niemcami wielu było Żydów w Rosji w komunistycznych władzach]. Ostatnie czasy pokazały na co ich stać. Nigdy nie będę Żydem, to wiem na pewno.
Tak, poniekąd masz rację z tym, że jesteśmy kształtowani w danych postawach.
Jednak ciągle mi towarzyszyła wolność. Mój wybór. Na każdym kroku ciągle mogę odrzucić katolicyzm. Nawet w tej chwili. Nie jestem związany zupełnie jakimiś pętami. Cywilizacja łacińska zawiera w sobie wolność ateisty i katolika, oraz innowierców.
Jest jedna ważna sprawa. Etyka, musi być totalna i dokładnie taka jaką ma KK w tej cywilizacji.
Z pewnych powodów odpadają wiary różne, bo utykają tam i owam, lub całkowicie moralnie. Trzyma się protestantyzm w wydaniu polskim naszej metody życia. Trzymają się nieliczni ateiści. I chyba w tej chwili już także niezbyt liczni katolicy.
Czy byłbym ateista, czy katolikiem, czy innowierca byłbym taki sam. To odpowiedź tylko na część twojego pytania zadanego dość tendencyjnie. Bo reszta to faktyczny wpływ otoczenia. Tak zostałem ukształtowany i całe szczęście. Nie chciałbym inaczej. Bo straciłbym tą wolność którą sobie tak bardzo cenię. Ba nawet bym nie wiedział co to takiego ta wolność.
Z całą pewnością jestem związany z Narodem Polskim na dobre i na złe. Bo rozumiem między innymi tę myśl narodową "złotej wolności", o której tak źle mówiono w szkole. Jako o czymś co jest zacofane i prowadziło do konfliktów. Życie nie jest łatwe. Nie ma rzeczy nieskomplikowanych dla osoby która żyje etyka na codzień,w dodatku totalną.
Post Scriptum
Mój nick jest hołdem
swego rodzaju złożonym Mieszko I-mu.