Jerzy, mi nie brak spojrzenia chrześcijańskiego , wcale. I to są wymówki, bo próbujesz wyjasnić tajemnicę wiary, której nigdy nikt nie wytłumaczy. I nie podołałeś. Może jakaś wierna dusza Ci przyzna rację, bo jej wiara każe jej wierzyć, nawet jak czegoś nie rozumie, nazywa się to zaufanie Bogu. Mimo wszystko. Czy to złe? No może być i dobre, i złe. Bo wierzyć w coś czego się do końca nie rozumie, to tak średnio. Niestety jestem na to jako katoliczka skazana. Tak, skazana. Bo wcale nie chcę ślepo wierzyć. Ale muszę sobie czynić te wymówki aby wierzyć, a wierzyć chcę, więc je czynię. Bo jak odłączę się od Boga, przestanę wierzyć w jego dobroć, przez argument że nie jest dobry, (herezja) ,wisi nade mną potępienie.

A kto Tobie każe wierzyć inaczej, niż napisałaś?... Ja też wierzę święcie, że Bóg jest dobry!! [czy z mojego komentarza któregoś wcześniej pisanego, wynika, że brak mi takiej wiary?]

[/quote]Czy należy za to Boga winić? Czy to z Jego inicjatywy rodzą się chore dzieci? Nie! Ja tak tego nie postrzegam, bo rozumiem to tak, że Bóg nie steruje ręcznie procesem tworzenia się nowego życia, gdyż dał prawo rozrodu sterujące tym procesem...
A, że w trakcie 9 miesięcy dojść może do zaburzenia tego prawa - bo np. przyszła matka raczyła się alkoholem, brała narkotyki... albo wcale tego nie robiła, co by mogło zaszkodzić dziecku, ale w genach coś się "pomieszało" - to ja za to nie winię Boga!
Gdybym bowiem wierzył, że Bóg ręcznie steruje poczęciem i rozwojem płodu, to wszelkie choroby i kalectwa działaby bardzo przeciwko Bogu, obnażając Jego słabość...

Nie, Bóg inaczej to ustalił - dał prawo rozrodu w stanie idealnym, i to już nie Jego wina, że zło zaburzyło ten stan. Bóg może co prawda cudownie zaingerować i "usterkę" usunąć w jakimś konkretnym przypadku, ale nie wiem, czemu jest to raczej cud, niż reguła... O to mnie nie pytaj, bo nie wiem...[/quote]

Ja też uważam że Bóg ręcznie tego nie robi i nie ma czegoś takiego jak obdarzanie dzieckiem. Sęk w tym, że to jest sprzeczne z nauką KK:
“Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy?” Tekst przysięgi małżeńskiej, która wiąże cię na CAŁE życie, więc poważna sprawa.

Antykoncepcja, jest grzechem , bo nie dopuszcza Boga do współdziałania w sprowadzaniu potomka. Bóg w tym uczestniczy. Więc : jeśli sprowadza życie które będzie chore, w wie że będzie, i chodzi mi o przypadki skrajne. Np,. człowiek bez skóry, i nie ma z tym problemu, to to nie jest dobry Bóg. Twoja, i moja, wizja jakoby Bóg nie stwarzał konkretnego człowieka w łonie matki, co poniekąd byłoby usprawiedliwieniem że jest Zły(nie on sprowadza go na świat, nie ingeruje), jest tylko naszą wizją. Nie nauczaniem Kościoła. Wg nauczania Kościołą Bóg stwarza życie, znał mnie już przed narodzeniem. Ale czy znał mnie zdrowego, czy takiego jakim się zrodzę? Jeśli Bóg wie, że narodzi się dziecko, które będzie 2 godziny umierało w cierpieniach, to to nie jest ani miłosierne, ani sprawiedliwe. Ale wg Kościołą wie że takie będzie, bo jest Wszechwiedzący, dramat.

Są tu na forum kształceni teolodzy... - zapytaj ich.

Kto mi każe wierzyć? Sam Bóg mnie do tego zmusza, swoim nauczaniem. To nie oczywiste?Przecież jak odrzucisz nauczanie Boga, bo masz taki właśnie argument:nie jesteś dobry, a jak nie jesteś , to przestaję wierzyć w Ciebie, choć wiem, że istniejesz, idę do piekła. Odrzucanie nauki Kościoła, kiedy wiadomo że jest od Boga, jest grzechem ciężkim. Ja nie wierzę i zarazem nie wierzę, że Bóg jest dobry. Taka jest różnica między nami.

A czemu Ty ich nie zapytasz, tylko próbujesz tłumczyć na własną rękę? Serio uważasz, że teolodzy wyjaśnią człowiekowi problem istnienia zła i dobrego Boga? Komuś się to w ogóle udało? Nie przypominam sobie. Kazdy człowiek ma z tym problem, a Ci co go nie mają, nazywają to zaufaniem, i trochę lżej wtedy, przyznaję, wierzyć.

CiekawaXO - napisałem niedawno takie coś: https://forum.wiara.pl/viewtopic.php?f=9&t=43380 co zdaje się pasować do dylematu: czy Bóg jest dobry?...

No fakt, nie stworzyłeś tych filarów wiary, tylko przytoczyłeś naukę Kościoła o Bogu. Zgadza się.
To ja tylko uzupełnię. numerując te 3 filary.
Nr.1: Dokonał, w czasie przeszłym. A teraz? Okej, to nie jego wina że jest jak jest i nie o to chodzi. Chodzi o to, że w to stworzenie nie ingeruje, a raczej, co jeszcze gorzej, ingeruje u niektórych(wybranych?). To stworzenie już nie jest dobre. Trzeba się dobrym stawać. Ale konsekwencje odbijają się na tych którzy się starają być dobrzy, a ci którzy tego nie robią, gwałcą, zabijają,są homofobami, mają gdzieś tych pierwszych. Bóg w to nie ingeruje bo jest wolna wola. Okej. A fale tsunami też mają wolną wolę? Nie. Więc Bóg mógłby bez łamania wolnej woli trochę wspomóc swoje stworzenie, np nie dopuszczając do katastrof naturalnych. Głupie? No logiczne.
Nr.2: Dokonał, dziękujemy. I dalej człowiek musi się zbawiać sam, unikając pewnych rzeczy, bo piekło. Rozumiem piekło za zabijanie(są odstępstwa). Ale za... masturbację, przykładowo, osoby samotnej? Za powtórny związek małżeńśki? Za związek homoseksualny które również są oparte na miłości, choć wg . Boga niepełnej z racji natury?
Odnowienie-na co czeka?

Rozumiem że sobie powtarzasz to jak mantrę, ale upatruję tutaj strachu przed grzesznym życiem(bo boisz się piekła), raczej nie z miłości(wzmocnienie negatywnne silniejsze).. To w ogóle wiara jeszcze? To mantrowanie żeby nie myśleć, a jak się nie myśli i nie zastanawia , tylko bierze tabletkę żeby jakoś przetrwać rzeczywistość i zło które się widzi. Te Twoje filary, choć prawdziwe, to pójście na łatwiznę, aby się do tego zbawienia doczołgać.

CiekawaXO - wyczuwam wielkie pokłady jakiegoś żalu w Tobie obecne, a do nauczania katolickiego odnoszące się... Cóż ja Ci mogę pomóc - ja: nie-katolik od 30 lat?...

A to ja nie wiedziałam że nie jesteś katolikiem. I jak Ci się wierzy? Lepiej niż w Kościele? Łatwiej? Trudniej? Czemu odszedłeś?
Co do żalu to nie, jeśli chodzi o nauczanie Kościoła, tylko raczej wkurzenie jak napisałeś, że , parafrazuje: "nie masz chrześcijańskiego myślenia to tego nie pojmiesz", kiedy inny user nie mógł zrozumieć jak pogodzić zło z dobrocią Boga. I ja tylko mówię Tobie: chrześcijanie też często nie wiedzą jak to pogodzić, nie tylko ateiści. My często mamy te same problemy co niewierzący, z Bogiem.
Jakie w Twoim zborze macie pojęcie piekła? Bo zauważyłam że nie dźwigacie na barkach ciężarów np. masturbacji, czy powtórnych związków po rozwodzie. Czyli macie łatwiej:P

Nie ma tu obowiązku się określać denominacyjnie, więc nie robiłem tego, bo nie denominację/kościół chcę głosić, a tylko nauki biblijne, więc tak to było, ale... skoro dziś się dowiedziałem, że tutejszy moderator Bramin to katolicki ksiądz, więc ja też się przyznam, że... pastorem nie jestem, ale od 3 dekad do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego należę...
[nie jestem tu jedynym niekatolikiem, więc mam nadzieję, że mnie nie wyrzucą]

Odszedłem, gdy się przekonałem, że są duże rozbieżności między Biblią a katolicką doktryną.
Trudno stopniować wiarę... Może tak powiem, że wierzy mi się świadomiej - wiem czemu tak, a nie inaczej wierzę; wcześniej nie zastawiałem się: robiłem/wierzyłem tak, jak otoczenie i nie było w tym należytej refleksji (odszedłem w wieku 26 lat, więc dzieckiem nie byłem).

Dzięki, że mi to piszesz, bo nie pomyślałem, że to może też być problem osób wierzących. Pisałem do specyficznego tu forumowicza, więc tak to ująłem, ale faktycznie trzeba szerzej patrzeć...
Tak, problem zła na świecie to nie jest "bułka z masłem", by to ogarnąć i nie zwątpić w dobrego Boga. Ja nie mam z tym problemu, ale "ja" nie jestem "wszyscy"...

Piekło? Biblia też nazywa to Gehenną, albo jeziorem ognia i siarki... Wg mojego zrozumienia, to piekło nastanie dopiero po sądzie ostatecznym. Obecnie nikt się w piekle "nie smaży"... Czemu? Bo umarli "śpią snem śmierci" i o niczym nie wiedzą - aż do zmartwychwstania w dniu ostatecznym (albo 1000 lat później, jeśli to będą potępieni ludzie).
Po zmartwychwstaniu i osądzeniu każdy odbierze to, co będzie należne: niebo z jego nagrodą; albo piekło z jego karą.

Niebo nie będzie miało końca - zbawieni będą żyć na zawsze (potem też na nowej ziemi); piekło będzie miało swój początek, ale też swój koniec - gdy ostatni potępiony dopełni wymiaru zasądzonej kary... (ponieważ karze podlegać będą też demony na czele z szatanem - więc logicznym się wydaje myśleć, że na szatanie skończy się piekło, bo jego wina i kara będą większe; nie trzeba tego wyjaśniać).

Wtedy nastanie to, co było, zanim się grzech na świecie pojawił: będzie tylko dobro!
Wieczność z Bogiem to perspektywa, jaka mnie pociąga, ale nie koncentruję się na "atrakcjach" tego stanu, lecz na samym Bogu - Dawcy tego, co zbawionych czeka... (czego i Tobie, i innym życzę - abyśmy się tam spotkali...).

AAa to już wiem więcej @Jerzy. Miałam kiedyś baaaardzo dobrego znajomego z Twojego Kościoła, który wysłał mi książke Ellen White bodajże się nazywała. Już sobie przypominam długaśne dysputy z nim:P Nikt nikogo nie przekonał:P Za to rozmowa z dobrym przyjacielem teologiem szybko mnie upewniła w tym że Kościół wywodzi się z nauki Biblijnej i w miarę dobrze interpretuje to i owo, a sam kolega okazał się później prawosławym:D Ukrywał to kilka lat:D
A ta Wasza Ellen to nie do końca biblijna nie? Mówicie tylko biblia a macie prorokinię.

Dar proroctwa jest biblijnym darem Duchem Św., więc może się objawiać/przejawiać pośród wierzących... [zatem nie ma sprzeczności, jaką sugerujesz]

Sugeruję że po co wam prorok, skoro tylko Biblia. Czyli też macie swoich Świętych. Za życia nawet już.

Obawiam się, że taki akcent w tym wątku jest nie na miejscu i będzie moderator miał co robić, więc nie dajmy mu ku temu koniecznego trudu...

Racja