Nie jestem tzw. wierzącym od zawsze na zawsze. Przez całe lata byłem agnostykiem. Uwierzyłem w Boga i zaufałem Mu, dopiero wtedy, gdy poznałem Jego Miłość. Miłość przejawiającą się w Boskim Dziele Stworzenia, w nieustającym, Boskim akcie inicjowania i podtrzymywania życia w organizmach żywych.
Osobą, która mnie prowadziła do wiary był Papież Jan Paweł II i Jego zwierzenia na temat Boga i wiary w wywiadzie - rzece Andre Frossarda "Nie lękajcie się".
Bóg jest Miłością - uczył ten Papież. Bóg jest nieskończonym Miłosierdziem, dodawał w encyklice
Dives in Misericordia, wydanej w oparciu o objawienia przyszłej świętej siostry Faustyny.
http://www.vatican.va/holy_father/john_ ... ia_pl.htmlPapież Benedykt XVI przypieczętował to przekonanie Papieży o Bożej Miłości encykliką
"Deus caritas est". Papież przypomina dogmat o Trójcy Świętej która jest nieustającą miłością między Ojcem i Synem a przejawiającą się w osobowym, Boskim Duchu Świętym.
W encyklice, Papież zwraca uwagę, że Kościół jest Miłością budowaną przez Boga i ludzi. Ponieważ ludzie są niedoskonali, to i Kościół ma wady i problemy.
Warto przeczytać tę encyklikę, by od papieża posłuchać jak on interpretuje różnice między
eros, agape i caritas - trzema pojęciami, które w wielu językach są tłumaczone jednym słowem -
miłość. http://www.vatican.va/holy_father/bened ... st_pl.htmlPomysł tego tematu powstał, bo istnieją katolicy, którzy w to nie wierzą. Są oni reprezentowani nie tylko wśród świeckich, podejrzewam, że są duchowni, którzy wolą straszyć Piekłem, niż uznawać Bożą Miłość. Prawdopodobnie nieporozumienia od dawna się biorą stąd, że katolicka nauka o Bożej Miłości i Bożym Miłosierdziu jest bardzo nowa i wciąż się dopiero rozwija.
Ludzie "starego porządku" nie lubią słowa "miłość". Kojarzy im się zwykle z cielesnym "eros", albo duchową "agape", której nie skonsumowali do końca, lub nigdy nie zaznali. Caritas, kojarzy się raczej z jałmużną, dawaną od niechcenia, ze zwyczaju, zamiast z miłosnego odruchu serca.
Spotkałem się też z poglądem, że Boża Miłość i Miłosierdzie nie są nieskończone, lecz mają granice, limity, poza którymi wyłania się Boża Sprawiedliwość. Z tego poglądu wynika, że kto ufa Bożemu Miłosierdziu, ten dostanie się w ręce Sprawiedliwości Bożej i zostanie ukarany za swoją zuchwałość. W tym kontekście, ufność Bogu traci kompletnie sens, a obrazek Jezusa z napisem "Jezu ufam Tobie", można śmiało wyrzucić.
Ludzie młodzi rzadko zastanawiają się nad tym. Prawdopodobnie katechezy nie dają ku temu zbyt często okazji, brakuje też odpowiednich moderatorów w życiu a i czasu nie ma wiele.
Dlatego zakładam ten temat. Temat jest nastawiony na refleksje o Bożej Miłości a nie na nasze poczucie opuszczenia przez Boga, jak temat "Bóg nie jest miłością".
A może faktycznie Bóg ma jakieś limity. Może je objawił, tylko ja nie znam tych objawień?
O tym też jest ten temat. Gdzie przebiega granica między Miłosierdziem a Sprawiedliwością Bożą? Warto o tym porozmawiać.
Na koniec. Nasza wiara w kraju, w którym tradycyjnie rozwijała się tolerancja dla różnych poglądów religijnych, bywa nieraz mocno zróżnicowana i nasycona elementami wierzeń z innych religii. Spotkałem się kilka razy w życiu ze Świadkami Jehowy. Było bardzo charakterystyczne w ich wyznaniach religijnych, ze oni nie wierzą ani w Miłość, ani Miłosierdzie Boże. Oni wierzą wyłącznie w Sprawiedliwość Bożą. Czy jest jakakolwiek szansa porozumienia ze Świadkami Jehowy, w tej sytuacji? Ja obawiam się, że nie. A może się mylę? Może nie dostrzegłem czegoś w ich naukach? A może nasza wiara, jakoby katolicka, nasiąknęła elementami wiary Świadków Jehowy?
Porozmawiajmy o Bogu