Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz mar 28, 2024 17:55



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 131 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona
 Czcij ojca swego, a nawet pijącego 
Autor Wiadomość
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Lurker napisał(a):
Dobiję go - o ile moje uczucia względem niego jeszcze coś dla niego znaczą. Bo może być i tak, że obchodzi go już tylko flaszka.



Nie należy zapominać , że alkohol zabija uczucia.


N lut 03, 2013 6:38
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23
Posty: 3341
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Dlatego należy go używać roztropnie. Lampka wina do obiadu, piwo tylko w pubie z przyjaciółmi. Chlaczy omijamy z daleka.

_________________
In my spirit lies my faith
Stronger than love and with me it will be
For always.

Orkiestra!


Pn lut 04, 2013 9:10
Zobacz profil
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Właśnie dla tych " chlaczy" których omijamy z daleka , życie ułożyło scenariusz z porażek , gdyż roztropność została " przygnieciona" przez życiowe niepowodzenia.Omijanie i dobijanie im nie pomoże,jest szansa jednak , że pomoże im niesione przez innych dobro.


Pn lut 04, 2013 14:45
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23
Posty: 3341
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
A - to już jak wolisz. Jeśli czujesz się na siłach podnosić takich ludzi, a wcześniej cierpliwie tłumaczyć im, że zmieniają swoje (i może nie tylko swoje) życie w rynsztok, ja Ci tego nie bronię. Osobiście nie czuję się stworzony do takich celów, zamierzam więc omijać, o ile będzie się dało.

_________________
In my spirit lies my faith
Stronger than love and with me it will be
For always.

Orkiestra!


Pn lut 04, 2013 14:52
Zobacz profil
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Źle zrozumiałeś Lurker - nie czuję się na siłach i wątpię czy potrafię.
Mam na myśli to, iż - jedno słowo może zmienić całe życie drugiego człowieka.
jeden gest może pomóc mu powstać.
jedna chwila , może wskazać Mu cel.
A chodzi o to , by idąc "swoim życiem " zauważyć tego który leży na ścieżce obok i przechodząc nie odwracać swojej głowy w drugą stronę.


Pn lut 04, 2013 14:59
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17
Posty: 8669
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Aby się leczyć, potrzebna jest motywacja. Człowiek natomiast często ma tak, że dopóki choroba nie da mu w kość, dopóty leczyć się nie pójdzie. Ponadto, im choroba bardziej przeszkadza, tym większa może być motywacja do leczenia. Istotne jest tu tylko, aby to właśnie choroba przeszkadzała, a nie inni ludzie.

Kluczową kwestią jest zatem pytanie - czy swoimi działaniami przeszkadzam człowiekowi, czy jedynie unikam wspierania choroby?

A chcąc pomóc, nieraz łatwo się pomylić i zacząć łagodzić skutki objawów oraz pomagać unikać konsekwencji.

_________________
Don't tell me there's no hope at all
Together we stand, divided we fall

~ Pink Floyd, "Hey you"


Pn lut 04, 2013 16:59
Zobacz profil
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Lurker napisał(a):
A ja nadal uważam, że niekoniecznie. Tzn. może i kochać, ale miłości tej nie okazywać, tylko cisnąć mocno i bez pardonu, żeby alkoholik poczuł, że stoi na dnie. Inaczej nie będzie widział powodu do leczenia. Hm?

Różne są wyrazy miłości, bowiem miłość polega na postawie, by chcieć dobra drugiej osoby. Pan Jezus nazywal faryzeuszy grobami pobielanymi, rozwalał stoły na terenie należącym do świątyni... i to też była miłość. Wobec alkoholików obowiązują trwarde zasady a nie ukrywanie rodzinnego problemu i często wynikające z tego współuzależnienie.

Osoby prowadzące terapie odwykowe podkreślają, że zwykle 2 osoby z 60. podejmujących terapię poradzą sobie z problemem alkoholowym. Często te dwie osoby to zgłaszający się dobrowolnie. Pozostali poszli na terapię zmuszeni, bo np grozi kobiecie pozbawienie praw rozdzicielskich.


Pn lut 04, 2013 18:49

Dołączył(a): Pt mar 22, 2013 14:44
Posty: 2
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Alkoholizm uważam za chorobę ...nie raz psychiczną. Tzn. proszę mnie źle nie zrozumieć, ale uważam, iż ktoś pijący powiedzmy 5 razy w tygodniu po 3-4 piwka nie widzi w tym nic złego. Znam takich ludzi i wiem, że sami pić nie przestaną jeśli w nich samych taka potrzeba nie powstanie. Zaraz, gdy ktoś im zwraca uwagę na ich problem, odpowiadają, iż oni problemu nie mają, jeśli ktoś chce ich nazywać alkoholikiem może, ale według nich samych oni "mogą z tym skończyć kiedy zechcą" ... problem w tym, że nie chcą nigdy.


Pn mar 25, 2013 15:58
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 24, 2013 19:32
Posty: 72
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Osoba uzależniona od alkoholu raczej nie może z tym skończyć kiedy zechce. To jest choroba i alkoholizm się leczy nie wystarcza sama chęć choć jest to pierwszy ważny krok ku temu by z nim walczyć.


Pn mar 25, 2013 16:59
Zobacz profil
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Witajcie. Widzę, że forum na początku bije w jedną stronę.. po pewnych kąśliwych i w miarę wulgarnych określeniach nie byłam w stanie dojechać z czytaniem do końca tego forum. Chcę jednak podzielić się z wami swoimi przemyśleniami na ten temat..

Mam ponad 30 lat. Fachowo mam DDA - czyli dorosłe dziecko alkoholika. Chcę wam przybliżyć jak wygląda ten temat od strony osoby, której ojciec odkąd tylko pamiętam pije i nie zamierza przestać.

Nasze życie od małego nie było rodzinne. Jako małe dziecko, zamiast się bawić, z obawy przed ojca wybuchami gniewu, zwłaszcza pod wpływem alkoholu, musiałam harować w domu. Jako małe dziecko umiałam gotować, sprzątać i miałam cały zakres obowiązków. Po powrocie ze szkoły, zamiast do zerówki jak moi równolatkowie, ja wracałam szybko do domu i szorowałam kible, garnki, podłogi itp. Ogólnie go unikałam i robiłam wszystko, aby nie wyzywał mojej mamy. Starałam mu się zejść z oczu za każdym razem, gdy tylko zauważałam, że zaczyna znów sięgać po alkohol.

Byłam przeszczęśliwa, gdy nie było go w domu. Ale co z tego? Jego obecność była nieustanna.. Dlaczego? Jego pot.. Pocił się tym syfem. Każdy mebel, każde pomieszczenie w domu, każda rzecz śmierdziała potem wymieszanym z alkoholem. Jak śmierdział tylko pot, to można było specjalnymi środkami i wietrzeniem podczas jego nieobecności jakoś pociągnąć. Ale jak śmierdziało potem, alkoholem i wymiotami.. tego nie mogłam znieść.

Oddalałam się od niego coraz bardziej i bardziej. Cały czas robiłam wszystko, aby tylko przestał rzucać się do mojej mamy - do dziś ma nieustające żądania i fochy. Nikt nie ma prawa mu nic powiedzieć, zawsze od małego miało być tak jak on chce.. nie ważne że to było złe, ale miało być tak jak on chce.

W domu jak byłam mała były okresy, że nie było czego do garnka wrzucić. Chleb, na który moja mama tyrała, smarowało się wodą z cukrem lub samą najtańszą margaryną. Jak się wychodowało coś na działeczce, to jadło się to z chlebem. Mój ojciec pracował i owszem, jednak co z tego? W domu mogła panować nędza, mogło nie starczać na nic, nawet na podstawy.. ale on musiał mieć co pić.

Potem moja mama zachorowoła.. Nic dziwnego.. w takim życiu z takim stresem.. z takim człowiekiem.. organizm po prostu wysiada. Gdy miała zawał w moim wieku, mój ojciec miał jej za złe, że zostawia dzieciaki mu samemu i idzie sobie "odpoczywać do szpitala". Łajał ją słownie za wszystko. Nie mogłam na to patrzeć.

Nie miałam ochoty wracać do domu. Nie zapraszałam nikogo do tego domu. Jedyną osobą, którą szczerze kochałam była moja mama. Kocham ją dziś bezwzględnie i oddałabym własne życie za nią bez zmrużenia okiem. Za to wszystko co wycierpiała i cierpi do dzisiaj.

Mniejsza o biedę, mniejsza o wstyd, mniejsza o chęci samemu do wymiotowania, bo smród był niemiłosierny.. ale jego zachowanie. Alkohol z czasem wypalił mu cały stos komórek mózgowych. Są rzadkie przejawy, gdzie mówi coś co kogoś nie wstrząsa, nie irytuje, nie denerwuje lub kogoś po prostu nie bluzga. Ile można?

Moje poddanie się, nieustanny lęk, obawa o członków rodziny przed tym człowiekiem.. to wszystko spowodowało, że wyrosło nadwrażliwe coś. Coś co nie potrafi walczyć o siebie, a wszystkie związki skończyły się traktowaniem mnie jak worka treningowego, oszustwa i wykorzystaniem.

Mało tego.. dzięki tak myślę mojemu ojcu podjęłam dwie nieudane próby samobójcze. Nie byłam w stanie znieść życia, oszustwa i tej jednej wielkiej ogólnej beznadzieji, jakiej nauczyłam się z domu. Zamknięto mnie w szpitalu psychiatrycznym 2 razy po miesiącu. w końcu samobójca i zaraz zapewne sobie coś zrobi.. Nadal mam dość życia. Moje życie rozwaliło się pod każdym względem. Przestałam wierzyć w miłość. Ostatnio przestaję wierzyć w mężczyzn. Nie jestem obecnie w żadnym związku i tak na prawdę nie zamierzam.. Mam dość oszustwa i fałszu.

Patrząc na wszystko przez co przechodziła i przechodzi moja biedna mamusia, mieszkamy teraz w trójkę. Moja mama niejednokrotnie chciała odejść, ale a to z uwagi na dzieci została a to została zaszantażowana zabiciem jej jak odejdzie. Dzień w dzień jak tylko wstanie ma od razu jazdę bez trzymanki. Nie ma ani jednego dnia spokoju od tego człowieka. Dzięki temu, że zarabia ona kilka razy więcej od ojca, gdzie on wszystko swoje przepija, ograniczył jej życie do minimum. Nie ma znajomych - ja zresztą praktycznie też. Jak zapytacie? Po pierwsze nie puszczanie na spotkanie, po drugie kontakt z jej znajomymi i celowe działanie by się z nią nie spotykali z zastraszaniem włącznie. Utarło się, że o 16-30 wraca z pracy. Gdy wróci 45 minut po 16 ma jazdę bez trzymanki. A co robi księciunio? Dzień w dzień coraz to nowsze żądania, czego to on nie chce.. A prócz tego wojny, smród potu z alkoholem, wymiocin, i jego słynne przemowy.. przemowy człowieka najmądrzejszego na świecie. Odwróciła się od niego moja rodzona siostra, która gdy przyjeżdża to tylko do mnie i mamy. Nie można go po prostu znieść. Moja mama nawet do mnie na łóżko nie może się przenieść i musi spać obok tego wymiotu smierdzącego.

Jak wygląda nasze życie? Alkohol widzę od małego. Ktoś mógłby powiedzieć, idź wariatko na policję.. wyprowadź się! Wiecie co.. policja twierdzi, że to nie ich problem. Zastraszanie i groźby śmiercią (bo pijak straci źródełko na dobre życie) - mało zasadne ich zdaniem, ale jak się coś takiego stanie to mam przyjść zgłosić! PARODIA!!! Uciec i się wyprowadzić? Praca nam na to nie pozwala. A ponadto do tego wszystkiego dochodzi szantaż, że dzięki nam on cierpi na serce, że dostanie przez nas zawału i przez nas jest chory i wszytko jest naszą winą. Ktoś by mógł powiedzieć, puknij się w głowę co za bzdury wypisujesz.. Ale wiecie co w tym najgorsze? Mój sposób myślenia i postępowania jest wyuczony od małego dzieciaka, alkoholizm mojego ojca wymusił powstanie we mnie pewnych cech, które mną kierują. Poznałam wiele osób, które podobnie jak ja miały styczność z alkoholem od małego. Z jednej strony nienawidzą swoich rodzin, ale nikt tego nie jest w stanie powiedzieć otwarcie. dlaczego? bo to strach wyuczony z lat młodości. Czy ja nienawidzę swojego ojca? Nie. Dlaczego? Bo kocham szczerze Boga. Gdyby nie Bóg i wiara dziś by mnie nie było, to on mnie powstrzymał i powstrzymuje przed odejściem z tego świata. To Bóg mnie uczy bezwarunkowej miłości. Nie nienawidzę swojego ojca, ale wybaczam mu i modlę się, by w końcu poszedł po rozum do głowy i przestał.

Błagam was, ci którzy pijecie, zróbcie to dla waszych dzieci!!!!! Niech wyrosną z nich zdrowe jednostki społeczne, z wykreowanym odpowiednim zestawem cech, dla których rodzina jest fundamentem. Czy wy nie kochacie swoich dzieci? czy po prostu alkohol kochacie bardziej? Mnie ojciec, jak postanowiłam zadziałać w jego sprawie i zgłosić go w odpowiednie miejsca, wyklął z domu na pół roku. Opowiadał wszystkim, że nie ma już dziecka. Gdy ktoś wspomniał moje imię, pod jego adresem leciała łacina i lepiej było, jak ta osoba uciekała zaraz w cień. Napisałam w swoim życiu trzy prace magisterskie - jedna na temat uzależnień, w tym alkoholowych. I wiecie co? Mówienie sobie, że jest ok i nikogo nie ranię to bzdura! Ranicie i to bardzo! Niszczycie! Działacie niczym diabeł - powodujecie tylko ruinę, płacz, strach i jedno wielkie bagno! Zawsze można się zmienić! Oddaj się szczerze Bogu, jeśli tego nie zrobisz i dalej będziesz pić, zapomnij o szczęściu i szczęśliwej rodzinie.


Cz mar 28, 2013 4:50
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz kwi 09, 2015 19:34
Posty: 7
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Ciężki temat, kiedyś uważałem że nawet najgorszego rodzica trzeba szanować, ale gdy widziałam jakie życie ma mój kolega przez swojego ojca tyrana, to nie dziwię się że go nienawidził i nie szanował. Myślę, że każdy człowiek ma jakieś granice, gdy rodzic niszczy psychicznie i się znęca nie zasługuje (jak dla mnie) nawet na resztki szacunku i miano "ojca" czy rodzica. :?


Śr lip 08, 2015 9:30
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sty 07, 2014 13:31
Posty: 2790
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
To tak, jak KOCHAJ. BEZWARUNKOWO.
Bóg dał przykład. To ideał. Ale czy nasze ograniczenia i ułomności zwalniają nas od tego?

Kochaj ojca i matkę swą, to znaczy szanuj ich.


Pt lip 10, 2015 13:46
Zobacz profil

Dołączył(a): So lip 11, 2015 14:44
Posty: 3
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Miłość bezwarunkowa to bzdura. Bóg nie kocha taką miłością.
A co do IV przykazania, to wydaje mi się,z mojego doświadczenia, że
cześć w stosunku do matki i ojca nie polega na tym, że z drżeniem całujemy
ich stopy i mówimy o nich tylko to co oni chcieliby usłyszeć. IV przykazanie
działa obustronnie, to znaczy, że nie tylko dzieci są zobowiązane do jego przestrzegania,
ale i rodzice powinni robić wszystko aby zasługiwać na cześć ze strony dzieci.


So lip 11, 2015 16:09
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 13, 2010 16:50
Posty: 7771
Lokalizacja: Kraków, Małopolskie
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Celestyna_Ka napisał(a):
Miłość bezwarunkowa to bzdura. Bóg nie kocha taką miłością.

Mogłabyś rozwinąć?

_________________
Fides non habet osorem nisi ignorantem


So lip 11, 2015 18:26
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sty 07, 2014 13:31
Posty: 2790
Post Re: Czcij ojca swego, a nawet pijącego
Celestyna_Ka napisał(a):
Miłość bezwarunkowa to bzdura. Bóg nie kocha taką miłością.
...

Miłość bezwarunkowa to podstawa. Bóg kocha taką miłością.
Miłość, niestety, nie zawsze jest relacją dwustronną. Miłość, to nie tylko radość i szczęśliwość. To także ból, niepokój i strach.
Czy mnie syna swego kocham, gdy jest brudny? Lub gdy coś złego zrobił? Nie! Chcę jego dobra. Czasem wbrew jemu samemu. Lecz dążę do jego dobra. Dążenie do dobra nie ma nic wspólnego z uleganiu zachciankom lub zapewnianiu doraźnej przyjemności.
Celestyno_Ka wydaje Ci się tylko, że nikt Ciebie nie kocha. Nie potrafisz tego jedynie spostrzec patrząc na życie przez pryzmat doraźnych potrzeb.
Bóg Cię kocha. Ja też. Każdy prawdziwie wierzący także. I modlę się w Twojej intencji, nie dla własnej satysfakcji, lecz dla Twojego dobra.


N lip 12, 2015 12:03
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 131 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL