ikm napisał(a):
Czy jeśli ktoś nie chce się żenić, bo się w tym nie widzi i go to przerasta i wybiera świadomie samotne życie, żyje normalnie i godnie w sensie: bez nałogów, po pracy wraca do domu i cieszy się, że ma spokój i nie ma problemów, czy to wystarcza w tym powołaniu do życia samotnego czy trzeba jeszcze coś robić ponad to? Jaką wizję na ten temat ma KK?
Zycie człowieka ma wartość samo w sobie.
I jego wartość nie jest mierzona tym jak jest "poźyteczny dla innych"
(Utylitartyzm jest w sprzeczności z Chrześcijaństwem)
Człowiek powinien starać się żyć w jedności z Bogiem.
I w zupełności to wystarczy.
często spotkasz się ze stwierdzeniami typu:
(cytuję za słownikiem pojęć religijnym)
Powołanie to wezwanie przez Boga mężczyzny lub kobiety do poświęcenia się Jemu na drodze kapłaństwa lub życia zakonnego. W sensie ścisłym każdy człowiek jest do czegoś powołany, bowiem istnieje również powołanie do małżeństwa czy życia w samotności, realizującego się w służbie innym ludziom.przy czym znajduje się, szczególnie w stosunku do kobiet,
które nie zawarły związku małżeńskiego takie teksty,
że powinny się zająć sie chorymi, ubogimi,
pracą z dziećmi i młodzieżą
i generalnie - pracą charytatywną
"dziełami miłosierdzia" (cytat)
a nawet spotkałam się z tekstem,
że ich powinny pomagać
małżeństwom w wychowaniu dzieci
generalnie osoba,
która nie zawarła związku małżeńskiego jest sama w sobie
"podejrzana"
często zarzuca się jej wygodnictwo i egoizm
i koniecznie trzeba wymyślać jej zajęcie
żeby nie ugrzęzła w tym egoizmie i wygodnictwie
(tak jakby małżeństwo w cudowny sposób
zabezpieczało przed taką postawą)
postawa wygodnictwa i egoizmu
(no i można się spotkać z wykładami czy publikacjami
nt. "miejsce osoby samotnej w kościele"
tak jakby w sposób naturalny takie osoby nie miały
w nim miejsca)
mój komentarz do tego
(przekopiowany z innego wątku)
Osobiscie dla taki sposób pisania o powołaniu jest bardzo wielkim uproszczeniem
a już szczególnie w stosunku do osób, które nie zawarły związku małżeńskiego
to co tam napisano odczytuję mniej więcej tak
- Twoje życie ma sens i ma warość w oczach Boga
wtedy gdy wpiszesz się w te trzy mozliwości,
a jak nie żyjesz w małżeństwie to powinieneś (koniecznie!)
zaangażować się szczególnie 'w służbę na rzecz innych ludzi"
zamiast z tym dyskutować napiszę o człowieku, który w mojej subiektywnej ocenie
(tylko Bóg tak naprawdę zna serce człowieka)
jest człowiekiem który jest bliski świętości
to mój sąsiad, po pięćdziesiątce
trochę nieśmiały i raczej samotnik, nie szukający kontaktu z ludźmi
całe zycie jest uczciwym człowiekim sumiennie wykonuje obowiązki zawodowe
jest zyczliwy w stosunku do ludzi z jakimi się spotyka
zatrzymuje się na klatce schodowej, żeby porozmawiać ze starą
i bardzo samotną sąsiadką
czasem zabiera chłopca z patologicznej rodziny na lody
napisał podanie do pomocy społecznej sąsiadowi gdy o to prosił
przeszedł się z opłatkiem w w wigilię po sąsiadach,
ale w wigilię wolał być sam mimo, ze go zapraszalismy
tyle o nim wiem i nie sądzę by robił coś więcej
zyje sobie spokojnie, hoduje kilka kanarków
czasem oprócz niedziel można go spotkac w kościele
kiedyś mi powiedział, ze dużo sie modli
jest dobrym człowiekiem,
emanuje z niego dobroć i wielka pokora
mało? nie wystarczy?
pasują tu wielkie i pompatyczne słowa o "angazowaniu się w pracę na rzecz innych"?
o jakimś szczególnym "powołaniu", wpisuje się w tak rozumiane "powołanie"?