Autor |
Wiadomość |
nomines
Dołączył(a): Cz gru 27, 2007 15:17 Posty: 1233 Lokalizacja: Nowy Sącz
|
Jedyne dziecko księdzem?
Witam! Chciałbym Was prosić o opinię w jednej sprawie. Otóż jestem jedynakiem, za rok zdaję maturę i wypadałoby wybrać jakieś studia. Sęk w tym, że mnie od bardzo dawna ciągnie do Kościoła- do bycia księdzem i tam widzę siebie najlepiej. Pojawia się tu mój wewnętrzny konflikt, ponieważ raz tak na serio powiedziałem o moich zamiarach rodzicom i bardzo ich to zabolało przy czym stwierdzili, że i tak decyzja będzie zależała ode mnie. Rodzice bardzo chcieliby mieć wnuki a ja jestem ich jedynym synem i niestety więcej dzieci mieć nie mogą. Przed moim narodzeniem (które też było chyba cudem, gdyż płód przede mną został poroniony we wczesnych miesiącach ciąży) Mama pojechała na Kalwarię i obiecała Matce Bożej, że jeśli narodzi się zdrowe dziecko, to nie będzie blokować decyzji jeśli mnie Matka Boska powoła do służby kościołowi. Nie wiedziałem o tym ślubie złożonym przez Mamę i dowiedziałem się o nim chyba miesiąc temu a ciągotki do kapłaństwa mam od znacznie dłuższego czasu. Dlatego też proszę (szczególnie rodziców jeśli są tu takowi) o opinię w sprawie "czy jedynak mógłby być księdzem i jak by się do tego odnieśli rodzice". Chętnie widziane są także wpisy o znanych Wam "księżach-jedynakach". Bardzo proszę o poważne odpowiedzi gdyż dla mnie sprawa ta jest bardzo poważna. Pozdrawiam i z góry dziękuję
_________________ "Nauka robi 95 kroków. Pozostałe 5 trzeba przejść na klęczkach." Zenon Ziółkowski
http://blog.wiara.pl/nomines/ zapraszam :)
|
Cz gru 27, 2007 19:33 |
|
|
|
|
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
hmm... ok... ale powiedz mi szczerze, jeśli nagle zaczną tutaj pisać osoby w stylu "nie, nie możesz być księdzem", "nie, tak nie wolno" to odrzucisz te ciągotki? Powiesz, że wcale nic nie czujesz, że serce Ci się nie rwie do służby Bogu? Wyrzekniesz się potencjalnego powołania w imię opinii ludzi, którzy Cię wcale nie znają i zupełnie nic o Tobie nie wiedzą?
Powołanie to zawsze prawa indywidualna, rozgrywająca się w dialogu między Bogiem a człowiekiem, a nie między człowiekiem a średnią opinii innych ludzi.
Pozdrawiam i życzę owocnych przemyśleń
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Cz gru 27, 2007 20:07 |
|
|
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Re: Jedyne dziecko księdzem?
opat_90 napisał(a): Pojawia się tu mój wewnętrzny konflikt, ponieważ raz tak na serio powiedziałem o moich zamiarach rodzicom i bardzo ich to zabolało przy czym stwierdzili, że i tak decyzja będzie zależała ode mnie.
Piszesz o konflikcie wewnętrznym - czyli rozważasz możliwość odstąpienia od swojego powołania? Rozmawiałeś o tym z rodzicami? Przypuszczasz, że oni by tego chcieli?
Myślę, że rodzice wymarzyli sobie Twoją przyszłość zgodnie ze swoim pojmowaniem szczęścia... wiedzą jednocześnie, że to jest Twoje życie i podkreślają, że nie będą stawali na drodze Twojej decyzji. Świadomość, że nie będziesz miał rodziny (a oni wnuków) może być dla nich bolesna, ale jeśli nie zmienisz zdania - będą musieli się z tym pogodzić.
I Ty będziesz musiał się pogodzić, że oni mogą z tego powodu cierpieć. To cierpienie jest właściwie uniwersalne, choć dla rodziców księdza, czy siostry zakonnej pewnie większe (zwłaszcza, gdy to jedyne dziecko).
"Dzieci są tylko gośćmi w rodzinie. Przychodzą, są jakiś czas, potem odchodzą... a mąż i żona - zostają..."
Kiedy rodzi się dziecko, rodzice powinni od samego początku mieć świadomość, że nie jest ono "dla nich", lecz, że zostało im ono jakby "dane na wychowanie", którego celem ma być jego samodzielne życie na swój rachunek. Powinni pamiętać, że dziecko kiedyś odejdzie, a oni pozostaną sami, jak kiedyś na początku. Jeśli inwestowali w siebie, w swoje małżeństwo, jeśli mniej lub bardziej świadomie liczyli się z tym, że kiedyś odejdzie do własnego życia (jakie by ono nie było), to nie przeżyją tzw. syndromu pustego gniazda...
|
Pt gru 28, 2007 9:55 |
|
|
|
|
Awa
Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10 Posty: 1239
|
Cytuj: Jeśli inwestowali w siebie, w swoje małżeństwo, jeśli mniej lub bardziej świadomie liczyli się z tym, że kiedyś odejdzie do własnego życia (jakie by ono nie było), to nie przeżyją tzw. syndromu pustego gniazda...
mateola nawet jeśli małżonkowie nie wiem jak bardzo inwestują w swoje małżeństwo i przysłowiowo ,,pija sobie z dziobków" to przyjdzie ten czas,kiedy chcieliby iść z wnukiem na spacer do parku,kupić 10 samochód na baterie....Argument o ,,zajmowaniu sie starymi rodzicami"pewnie zbijecie w sekundę.Wszak mamy życ jak ptaki niebieskie co to sie o nic nie troszczą .
Nie jestem przeciwko wstąpieniu do seminarium .Przedstawiam tylko bolesna prawdę rodziców.
|
Pt gru 28, 2007 13:47 |
|
|
Rojza Genendel
Dołączył(a): Cz lip 26, 2007 17:46 Posty: 2030
|
Ale to jest słusznie postawiona kwestia. kto się tymi rodzicami zajmie na starość? Opieka społeczna? Dom starców?
_________________ Jestem panteistką. "Nasze ciała są zbudowane z pyłu pochodzącego z gwiazd (...) Jesteśmy dziećmi gwiazd, a gwiazdy są naszym domem. Może właśnie dlatego zachwycamy się gwiazdami i Drogą Mleczną." (Carl Sagan)
|
Pt gru 28, 2007 14:23 |
|
|
|
|
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Awa napisał(a): Cytuj: Jeśli inwestowali w siebie, w swoje małżeństwo, jeśli mniej lub bardziej świadomie liczyli się z tym, że kiedyś odejdzie do własnego życia (jakie by ono nie było), to nie przeżyją tzw. syndromu pustego gniazda... mateola nawet jeśli małżonkowie nie wiem jak bardzo inwestują w swoje małżeństwo i przysłowiowo ,,pija sobie z dziobków" to przyjdzie ten czas,kiedy chcieliby iść z wnukiem na spacer do parku,kupić 10 samochód na baterie... Autor wątku jest świadomy tego, że jego rodzice chcieliby mieć wnuki, i że jeśli on zostanie księdzem, to tych wnuków nie będzie.
Nie zmienia to jednak faktu, że para ukierunkowana bardziej na bycie małżonkami niż rodzicami zniesie łatwiej odejście dziecka w dorosłość, w tym także jedynego syna do seminarium.
|
Pt gru 28, 2007 14:34 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
opat
Jestem ojcem i wychodzę z jednej zasady - dziecko (szczególnie to dorosłe) ma prawo decydować o swoim życiu. Ja tylko marzę o jednym, by wybrłao dobrą drogę. Interweniować będę tylko gdybym zauważył że chce zostać alkoholikiem, bandytą lub innym degeneratem.
Akurat "zawód" ksiądz jest pewną przyszłością, bez strachu przed bezrobociem i utrzymywaniem starego konia z emerytury.
Jakie zawody wybiorą moje dzieci jest ich sprawą, one są "gośćmi" w moim małżeństwie, gośćmi wyjątkowymi, czyli takimi za których bez wahania oddałbym własne życie. Jednak to one będą decydować jak dalej żyć. Ja mogę je tylko wspomagać w ich decyzjach.
Przyjemnie na starość pospacerować z wnukiem po parku. Ale wnuk to też tylko gość. Przyjdzie to będzie i będzie kochany, nie będzie go...to nie będzie.
Ważne jest jedno - wywiązanie się z wychowania, czyli by moje dzieci potrafiły kochać i wybierać(słusznie), reszta jest nieistotna...
|
Pt gru 28, 2007 15:25 |
|
|
nomines
Dołączył(a): Cz gru 27, 2007 15:17 Posty: 1233 Lokalizacja: Nowy Sącz
|
Dziękuję wszystkim za udzielone odpowiedzi. Chciałbym dodać tylko, że owszem mam świadomość tego, że rodzice na stare lata zostaliby sami... ale przecież rodzice i tak byli świadomi że mnie może nie być i tak czy owak całe życie byliby sami. Owszem- dla mnie ta decyzja też do prostych należeć nie będzie a i rodzice nie będą z tego powodu skakać z radości. Dodam jeszcze, że nie należę do tych "bezmózgowców" działających pod wpływem impulsu - wręcz przeciwnie: rozważam każde za i przeciw, jestem świadom tego, że i ja na stare lata zostałbym sam a (co chyba najważniejsze) musiałbym porzucić wszystko, do czego jestem tak bardzo przywiązany czyli rodziców, przyjaciół, dom, parafię i całą resztę. A co do kwestii "bezpiecznego zawodu": jestem bardzo blisko życia wspólnoty parafialnej i wiem, że kapłaństwo nie jest lekkim kawałkiem chleba bo trzeba porzucić wszystko i użerać się z obcymi ludźmi w imię miłości bliźniego (więc nie przekonacie mnie że ksiądz śpi na łożu laurowym a wszyscy go kochają). Mimo wszystko nadal chciałbym być księdzem.
Serdecznie wszystkich pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.
_________________ "Nauka robi 95 kroków. Pozostałe 5 trzeba przejść na klęczkach." Zenon Ziółkowski
http://blog.wiara.pl/nomines/ zapraszam :)
|
N sty 06, 2008 11:56 |
|
|
Zencognito
Dołączył(a): Śr maja 09, 2007 7:24 Posty: 4028
|
opat_90 napisał(a): ale przecież rodzice i tak byli świadomi że mnie może nie być i tak czy owak całe życie byliby sami.
Akurat w tej kwestii nie tyle ma znaczenie to co sobie rodzice myślą, ale to co Ty myślisz. Konkretnie na ile masz świadomość długu wdzięczności jaki masz wobec rodziców. Po pierwsze - masz ciało. Bóg nie wyczarowuje ludzi z kapusty. Nawet Jezus się narodził z ciała matki, a nie został w jakiś magiczny sposób stworzony. Po drugie, rodzice przez wiele lat utrzymywali Cię przy życiu - nawet 10-letnie dziecko nie jest w stanie samo się utrzymać i przeżyć, a jako niemowlak, bez rodziców, prędko umarłbyś i to we własnych odchodach. Po trzecie, rodzice nauczyli Cię mowy, ludzkich zwyczajów, nauczyli czytać i pisać, tudzież zapewnili warunki do nauki w szkole. Gdyby nie to, nigdy byś nawet nie dowiedział się, że coś takiego jak Biblia istnieje, ani nie usłyszałbyś imienia "Jezus". Po czwarte, zapewnili Ci dobre warunki materialne, dzięki czemu nie spędziłeś życia na roztrząsaniu "czym się dzisiaj ogrzeję?","skąd dzisiaj wezmę jedzenie?", "gdzie ja dzisiaj będę spał?", za to mogłeś zwrócić się ku sprawom duchowym. Po piąte, rodzice wpoili Ci dobre zasady etyczne, dzięki którym jesteś osobą która szanuje innych i pragnie ich dobra, a nie np. kibolem faszystom szukającym okazji do skopania imigranta z Azji, albo jakimś narkomanem. Po szóste, rodzice zapewniali Ci opiekę, dzięki ich pracy i płaconym przez nich składkom zdrowotnym oraz kupowanym przez nich lekarstwom, mogłeś wyzdrowieć kiedy byłeś chory. Znalazłoby się jeszcze wiele innych rzeczy, które każdy człowiek zawdzięcza rodzicom, ale nie czuje za nie żadnej wdzięczności, bo albo się nad tym nie zastanawia, albo wychodzi z założenia że mu się należy.
Masz na swoim koncie ogromny dług wdzięczności wobec swoich rodziców - konkretnie siedemnaście lat długu. Będziesz miał okazję spłacić go gdy Twoi rodzice będą starzy i będą potrzebować pomocy aby opłacić mieszkanie, aby im dać pieniądze na leki, aby opiekować się nimi bo może będą obłożnie chorzy, albo nie będą w stanie wyjść z domu żeby sobie zrobić zakupy. Co Ty wtedy zrobisz? Powiesz im "sorry mamo i tato, ale ja chcę ludziom pomagać"? Wobec wszystkich innych ludzi na świecie razem wziętych nie masz takiego długu wdzięczności jak wobec rodziców! Jeśli nie masz rodzeństwa, które mogłoby się zająć rodzicami, gdy będą potrzebować opieki i pomocy, to nie powinieneś się decydować na taki tryb życia w którym nie będziesz w stanie im tego zapewnić.
|
N sty 06, 2008 13:06 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
Brawo Zenco, piękny dojrzały post. W 100% się zgadzam. Jeżeli ktoś nie czuje tej miłości i w zasadzie bezgranicznej wdzięczności dla ludzi, którzy dali mu tak dużo, to nie wiem czy przy takim poziomie empatii w ogóle jest sens zostawać księdzem. Najpierw powinniśmy troszczyć się o najbliższych, bo mamy w stosunku do nich moralny obowiązek, obowiązek oddać im choć część tego poświęcenia i miłości, który oni nam podarowali.
|
N sty 06, 2008 20:18 |
|
|
Awa
Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10 Posty: 1239
|
Tylko jak sie do tego maja slowa Chrystusa,,umarłym zostaw grzebanie umarlych,kto wstecz sie ogląda.....
Jako rodzic wołam jednak ,,nie"
|
N sty 06, 2008 21:22 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
ja jestem księdzem i jestem nim jako jedyny syn swoich rodziców (jednak nie jedynak; mam siostrę) ale jakoś nie pamiętam by troska o rodziców była problemem przy dokonywaniu przeze mnie wyboru. dla mnie liczyło się tylko jedno: pójść za Nim skoro mnie powołuje. argumenty typu "rodzice na starość", "plany i chęci ludzkie" o ile są zrozumiałe z punktu widzenia ograniczonego do tego świata, o tyle na gruncie wiary są śmieszne. dlaczego? bo wierzę mocno, że skoro Pan Bó mnie wybiera, to bierze pod uwagę w swoich Planach i moich rodziców.
a cała rzecz jest w tym: albo Pan woła (same ciągotki nie wystarczą) i idę, albo nie woła i nie idę. cały ciężar jednak zostaje na naszej wolnej decyzji. jak ktoś powiedział, to jedynie sprawa dialogu między Tobą a Panem Bogiem.
|
N sty 06, 2008 22:07 |
|
|
nomines
Dołączył(a): Cz gru 27, 2007 15:17 Posty: 1233 Lokalizacja: Nowy Sącz
|
Z niektórych wpisów wynika, że jestem pustym draniem i nie myślę o rodzicach - zrozumcie proszę ze tak nie jest. Jak już wspomniałem decyzja o wstąpieniu do seminarium nie byłaby dla mnie lekka właśnie ze względu na rodziców. Ale nie oszukujmy się- nikt nie jest wieczny a przecież nie mam co robić z siebie na siłę ojca i męża kiedy widzę siebie w innej roli. Zrządzeniem losu jestem jedynakiem, rodzeństwa nie miałem i mieć nie będę i tu macie rację, że muszę pomyśleć o dalszej przyszłości swojej i rodziców. Zrozumcie także, że drugiego życia nikt mi nie da żebym mógł w jednym być ojcem i mężem a w drugim służyć Kościołowi. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jeśli zostałbym księdzem to umarłbym księdzem i basta. Przyznaję że wszedłem w ten głupi okres a głupi dlatego, że decyzje podjęte teraz będą się za mną ciągły do końca życia czy będę tego chciał czy nie.
Jezus kazał się "zaprzeć samego siebie". Niestety nie pomyślał chyba o ludziach takich jak ja i w podobnych do mojej sytuacjach. "Niech weźmie krzyż swój" - nie ma sprawy jestem gotowy go wziąć ale cały ból w tym, że inni chcą dla mnie innej drogi. Rozumiem rodziców, kocham Ich i zawsze będę im wdzięczny ale nie zmienia faktu że to mnie kiedyś Bóg z moich decyzji rozliczy a nie Ich.
Pozdrawiam wszystkich, którzy chętnie dzielą się swoimi opiniami.
_________________ "Nauka robi 95 kroków. Pozostałe 5 trzeba przejść na klęczkach." Zenon Ziółkowski
http://blog.wiara.pl/nomines/ zapraszam :)
|
N sty 06, 2008 22:23 |
|
|
Zencognito
Dołączył(a): Śr maja 09, 2007 7:24 Posty: 4028
|
księciunio napisał(a): ale jakoś nie pamiętam by troska o rodziców była problemem przy dokonywaniu przeze mnie wyboru. dla mnie liczyło się tylko jedno: pójść za Nim skoro mnie powołuje. I co, uważasz, że brak troski o rodziców to powód do dumy, że tak o tym piszesz? Myślisz, że Cię ktoś za to poklepie po plecach? księciunio napisał(a): bo wierzę mocno, że skoro Pan Bó mnie wybiera, to bierze pod uwagę w swoich Planach i moich rodziców. Gdyby Twoi rodzice nie mieli tyle miłości do Ciebie, to jako noworodek byś się zapaćkał kupą, a potem zmarł z głodu i Bóg by Cię nie uratował, tak jak nie uratował dzieci porzucanych na śmietnikach. Gdyby Cię nie utrzymywali i nie karmili, umarłbyś z wycieńczenia, głodu lub pragnienia i żaden Bóg by Cię nie uratował, tak jak nie ratuje dzieci w Afryce. Gdyby Cię rodzice nie nauczyli mówić i nie wychowali, pozostałbyś mentalnie na poziomie zwierzęcia, tak jak dzieci wychowane przez zwierzęta, którym się żaden Bóg nie objawia i ich nie uczy. Boga nawet nigdy nie widziałeś, a tu na forum ostentacyjnie piszesz jak to w ogóle nie liczyłeś się z losem rodziców, których przeogromny wkład w Twoje życie możesz realnie zauważyć. To jak o tym wszystkim napisałeś czyni z Ciebie w moich oczach obrzydliwego niewdzięcznika. Najwidoczniej trafił swój na swojego - człowiek, który nie liczył się z losem swoich rodziców, poleciał do Boga, który nie liczyłby się z jego cierpieniem i który pozwoliłby mu umrzeć i zgnić na śmietniku. Szkoda mi tylko Twoich rodziców, że mają takie niewdzięczne dziecko. opat_90 napisał(a): Zrozumcie także, że drugiego życia nikt mi nie da żebym mógł w jednym być ojcem i mężem a w drugim służyć Kościołowi.
Nie ma alternatywy "ksiądz albo mąż i ojciec". Jeśli nie odpowiada Ci założenie rodziny, możesz żyć jako nieżonaty, świecki mężczyzna. Możesz normalnie pracować, pomagać rodzicom a przy tym pomagać ludziom wspierając organizacje charytatywne, rosnąć w mądrości aby pomagać innym, dbając o biednych i chorych. Po prostu nie będziesz mógł pełnić funkcji sakralnych, odprawiać mszy i udzielać sakramentów - ale nadal będziesz mógł wiele zrobić dla ludzi i dla Kościoła, mając cały czas swobodę pomagania rodzicom.
|
N sty 06, 2008 22:44 |
|
|
Anonim (konto usunięte)
|
W tym temacie dyskusja z osobami niewierzącymi nie ma absolutnie żadnego sensu. Podstawą przy podejmowaniu zyciowych decyzji jest ZAUFANIE BOGU. Jeśli się wierzy Bogu i idzie za Jego głosem to nie mozna obawiać się o sprawy doczesne. Jesli ufam Bogu to wierzę, że mając plan dla mnie, ma też plan dla ludzi ze mną związanych. Bóg nie chce dobra i szczęścia jednych kosztem drugich.
Dziecko nie jest własnością rodziców. Nie sprowadza się dzieci na świat po to aby zapewnić sobie opiekę i utrzymanie na starość. Mozna powiedzieć, że Bóg tylko "wypożycza" dzieci na pewien czas rodzicom. Rodzice, którzy to rozumieją, inwestują przede wszystkim w małżeństwo (a nie w rodzicielstwo). Dlatego tak często przypomina się, że najwazniejszą osobą dla mężczyzny czy kobiety jest współmałzonek (a nie dziecko).
A poza tym.... mozna być księdzem i mieszkać w parafii oddalonej od domu rodziców o kilka kilometrów, a można też pokochać osobę z drugiego końca świata, wziąc z nią ślub i zamieszkać setki kilometrów od rodzinnego domu. Na to nie ma żadnej gwarancji.
|
N sty 06, 2008 23:07 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|