Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt mar 29, 2024 3:22



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 99 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Następna strona
 Życie w samotności? jak się z tego wyrwać? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lip 13, 2015 23:24
Posty: 30
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Kael, nie odczytałem drugiej części Twojego posta, bo tylko góra wyświetliła mi się w podglądzie, gdy pisałem posta ;) Nie będę odnosił się pojedyńczo do każdego posta tylko może zbiorczo odpowiem.

Jeżeli miałbym uznać coś za swoją wadę, czy swego rodzaju przeszkodę, to może fakt, że nie przepadam za kimś, kto nie nadaje na "moich falach" albo chociaż nie jest zbliżony do mojego stylu "bycia". Więc jak się z kimś zakumpluję, to tworzymy zgraną paczkę a wobec mniej zgranych osób jestem często może w ich oczach zdystansowany, ale i tak zawsze jestem uprzejmy i życzliwy i staram się z sympatią podchodzić do każdego co często skutkuje tym, że jednak zaczynamy się dogadywać ;) Generalnie w niektórych grupach jestem uznany za duszę towarzystwa a w innych stoję w drugim szeregu i po prostu robię swoje a nikt nie przypuszcza nawet że moim jedynym odwiecznym problemem jest ta przeklęta samotność ;(
Wiadomo, każdy tak ma, że jedni od razu "zatrybią" a z innymi w ogóle nie da się dogadać, ale u mnie to jest chyba zawężone ale wtedy jak już się ktoś fajny trafi, to jest to mocna więź. Mam wspaniałych przyjaciół, z którymi spotykam się od 10-15 lat i wiem, że jest to wypróbowane w boju grono ;) Dlatego też tak bardzo zależy mi na tym, by od razu wiedzieć, że spotkana dziewczyna to jest właśnie to czego mi trzeba, bo jeszcze się nie zawiodłem na osobach, które właśnie od razu stały się mi bliskie a z tymi "wypracowanymi" znajomościami to często jest tak, że widujemy się okazjonalnie lub wtedy, gdy ktoś czegoś potrzebuje.

To, co również utrudniło (całkiem skutecznie jak widać) moje kontakty damsko-męskie był fakt, że z racji zainteresowan obracałem się prawie cały czas w męskim gronie, liczba kobiet zajmujących się tym co ja była zawsze marginalna. W szkole czy ogólniaku dziewczyny albo miały jakiś swoich "boyfriendów" albo tworzyły zamknięte grupki wzajemnej adoracji, a widząc jak szczelne są te damskie środowiska, nie przykładałem większej wagi do dziewczyn bo wolałem realizować własne zainteresowania, a na studiach, gdy był chyba najlepszy czas na poważny związek, na roku było 70 studentówi i tylko 4 dziewczyny (miasto zapyziałe więc każdy uciekał na kilka dni do domu i jakoś przez kilka lat nie poznałem żadnej lokalnej dziewczyny), w zawodzie dziewczyn też mało, więc człowiek wypadł z obiegu, czas mija i nie ma jak zmienić tego stanu. Myślę, czy nie zapisać się na jakieś humanistyczne studia, bo tam procentowy skład dziewczyn pewnie jest w okolicach 50% na wydział ale w przeciągu kilku najbliższych lat nie bardzo mam to jak pogodzić z pracą. Uwielbiam podróże i dużo kręcę się po świecie, więc możnaby stwierdzić - idealne warunki do poznania dziewczyny (zarówno moi rodzice jak i dziadkowie poznali się właśnie będąc za granicą) a jednak od zawsze nic.

Co do rozeznania powołania: ja od dziecka po prostu czułem, że potrzebuję tylko tej swojej bratniej duszy. Odkąd pamiętam, od najmłodszych lat jeszcze nawet nie szkolnych chciałem być dorosły i chciałem mieć tę jedyną dziewczynę, z którą razem szedłbym przez świat. Nigdy nie czułem potrzeby zmieniania dziewczyn co tydzień żeby pokazać jaki to jestem samiec alfa, chociaż ostatnio zastanawiam się (oczywiście czyste teoretyzowanie, bo i tak się nic nie zmieni) czy może jednak fajniej byłoby mieć jakieś doświadczenie z większą ilością dziewczyn zanim stanie się przed ołtarzem ;) Człowiek nie wyszumiał się wtedy gdy był na to czas to wszystko staje się tak odległe a jednocześnie urasta do rangi czegoś wielkiego...

Byłem ministrantem i kilka lat lektorem i było bardzo fajnie, ale nigdy nie czułem potrzeby zostania zakonnikiem czy księdzem, to nie moja bajka. Tak jak od małego miałem pasje, które potem realizowałem z coraz większym zaangażowaniem i starałem się dążyć do swoich celów, tak zawsze czułem, że chcę mieć tę kochaną bratnią duszę przy sobie. Mogę nawet nie mieć dzieci, byle tylko mieć dopasowaną partnerkę, z którą będę mógł dyskutować na wiele mniej lub bardziej poważnych tematów ale też wygłupiać się i cieszyć życiem, bo lubię śmiech i żarty. No i chciałbym ją wspierać we wszystkim, razem zwiedzać, jeździć, ogólnie spędzać ze sobą cały czas - od zawsze było to moim największym pragnieniem. A dzieci? Mogę mieć czwórkę, mogę nie mieć żadnego, dzieciaki to nie jest dla mnie najważniejszy temat w życiu, aczkolwiek jeżeli będę mieć dziecko, dam mu całe serce i będę wychowywał wpajając najważniejsze wartości i chciałbym wspierać je w jego zainteresowaniach i wykształceniu.

Ja po prostu tęsknię za tą swoją bratnią duszyczką, której nigdy nie spotkałem a z którą chciałbym tworzyć zgrany duet ale obawiam się, że nie jest mi to jednak pisane.

A czy chaotycznie szukam dziewczyny? Nie wiem, ciężko stwierdzić, bo ilość dziewczyn, które znam jest naprawdę nieduża i wobec tego nie wiem co jest chaotyczne a co nie i nie wiem jak miałbym poznać, czy akurat ta jest tą odpowiednią czy nie, bo z góry zakładając, że to nie ta, to jednak zostanę faktycznie na zawsze sam. Wstydzę się tego, że gimnazjaliści mają bogatsze doświadczenia ode mnie, bo jak zawsze dążyłem do rozwoju osobistego tak ta - bardzo ważna - część życia została u mnie nieruszona od urodzenia. Miałem w domu wiele różnych zwierząt, które kochałem i chyba tylko dzięki nim wiem w minimalnym stopniu co to jest w ogóle miłość do drugiej istoty. Nie mówię o miłości do Boga, rodziców, dziadków, rodzeństwa, bo to zupełnie coś innego, takiego jakby oczywistego.

jo_tka, mi nie chodzi o to, że w mojej ocenie psychologia i wiara mogą w jakiś sposób się wykluczać, bo nawet gdyby, to aż tak fanatycznie religijny nie jestem, ale po prostu uważam tych wszystkich psychologów za śmiesznych ludzi którzy udzielając rady, sami mają wielkie problemy z własną rodziną czy samym sobą, więc nie są dla mnie wiarygodni. Wiadomo, bardzo drastycznie uogólniam, ale z kilkoma psychologami miałem niestety do czynienia czy to w pracy czy w czasie kształcenia każdy musiał odbebnić u nich jakies wizyty i za każdym razem uznawałem ich za idiotów, których tezy są oderwane od rzeczywistości. Ci, którzy pojawiają się czasem w różnych mediach też działają na mnie jak płachta na byka ;)

Drugiej części Twojej wypowiedzi totalnie nie rozumiem, wyzłośliwiasz się specjalnie, masz gorszy dzień, czy masz taki tok rozumowania i analizowania na codzień? Bo szczerze mówiąc, nie wiem jak miałbym Ci odpowiedzieć, żebyś nie zrozumiała tego w jakiś pokrętny sposób ;)

mr_fusch, widzę kolejny zgryźliwy ;) Mi się wydawało, że to wieczni samotnicy stają się zgorznkiali i zgryźliwi a chyba jednak zachowałem w sobie trochę optymizmu ;) Dla mnie trzymanie dziewczyny za rękę nie jest czymś co miałoby od razu sprawić, że myślałbym już o wspólnym kredycie na dwie wille, aczkolwiek tak się głupio składa, że nie trzymałem żadnej dziewczyny za rękę, więc gdy się taka okazja trafi, na pewno będzie to coś wartego odnotowania i byłoby to miłe.

Odpowiadając na pytania: te dziewczyny, które zaczynałem bardziej lubić lub z którymi się dobrze dogadywałem zawsze miały chłopaków czy mężów, więc budowałem relacje zawsze oparte na czystym koleżeństwie i nie było powodów ani okazji, by przytulić, czy pogładzić po włosach, bo też uznawałem to za naruszenie dystansu personalnego.
Druga cęść Twojej wypowiedzi to nie żaden szok dla mnie tylko o to właśnie pytałem jak takie wieczne samotniki mogą reagować na znacznie bogatszą przeszłość swoich partnerów. Nie trzeba się tu ani unosić ani ironizować, bo skąd ja mam to niby wiedzieć jak jest. Najprawdopodobniej będzie mi smutno albo będę zazdrosny, ale czy ja pisałem o jakimkolwiek przelewaniu frustracji na drugą osobę? Nie mam zamiaru robić jakiś wyrzutów w związku z X partnerami seksualnymi mojej potencjalnej dziewczyny, fajnie że sobie poużywała życia i tyle, ja nie jestem psycholem który swoje smutki odreagowuje na innych i strasznie mnie drażni, gdy ktoś mając jakiś problem przelewa to na Bogu ducha winnych ludzi.
Piszesz, że Twoja żona miała więcej doświadczeń niż Ty i nie jest to dla Ciebie nic strasznego. Zgoda, ale pominąłeś jeden fakt: mi chodzi o osoby nie mające nigdy żadnego partnera a nie kogoś, kto miał kilka dziewczyn (a czy się z nimi umawia na kawę czy nie to mnie nie interesuje ;) ) bo ja mając jakieś doświadczenia z płcią przeciwną pewnie w ogóle bym sobie nie zaprzątał głowy tym, czy miałem bujniejsze życie od mojej żony czy nie. Dla mnie jako kogoś, kto nie ma absolutnie żadnych doświadczeń z płcią przeciwną wszystko stanowi sporą dziedzinę, której nie ma jak zweryfikować, a pewnie są gdzieś osoby, które grubo po 30tce poznały dopiero miłość i jak wtedy zmienił się ich świat i czy przeszłość własna i partnerki nie była wtedy czymś uciążliwym i to mnie ciekawi, żeby wiedzieć czego się można spodziewać. Dla kogoś, kto miał kilka dziewczyn wcześniej, przeszłość partnerki pewnie nie jest niczym szczególnym.
a w kwestii mojej pracy, czy hobby to nigdzie nie napisałem, że dziewczyny lecą na to jak muchy. Dla mnie moje zainteresowania są twórcze i uwielbiam je, ale ja nie robię niczego dla poklasku więc i nie traktuję tego jako wabik na potencjalne "ofiary" ;) Gdyby chociaż był jakieś dziewczyny, którym można by było dać kwiatka... A czym się zajmuję, zachowam dla siebie, bo nie wniesie to i tak niczego do dyskusji, ale jest to kilka różnych dziedzin, niektóre w jakiś sposób ze sobą powiązane, inne wcale ;)


Pn lip 20, 2015 21:44
Zobacz profil
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Czaders napisał(a):
Otóż, było tak: poznałem dziewczynę z którą musiałem załatwić kilka spraw, na początku dobrze się dogadywaliśmy i może nawet coś mogłoby ruszyć do przodu, bo mówiła, że jest samotna i czasami sama naciskała na rozmowy niezwiązane z tematem pracy czy projektu, które kończyły się często w środku nocy, bo po prostu mogliśmy gadać o wszystkim. No to OK, trwało to jakiś czas, wszystko szło w całkiem dobrym kierunku, ale potem zaczęła chyba celowo wspominać o jakimś swoim przyjacielu i robiła to coraz częściej w taki sposób, abym poczuł się kimś gorszym, uległym itp. i odnosiłem wrażenie, że tamta osoba wcale nie jest kimś dla niej nadzwyczajnym, ale chciała może wzbudzić we mnie zazdrość albo chciała, żebym o nią powalczył - tak to odczytywałem.
Źle to odczytywałeś. Prowadząc długie rozmowy z kobietą na różne tematy, sam się w jej oczach zakwalifikowałeś do kategorii pomocnych przyjaciół. Każda kobieta ma ich wielu. Kochankami zotają tylko w wyjątkowych wypadkach. Służą oni kobiecie radą w różnych sprawach, także omawia z nimi swoje miłosne kłopoty. Ona chciała po prostu rady. Ty coś sobie wówczas uroiłeś. Przyjmij, że byłeś dla niej całkowicie aseksualny, tak mniej więcej jak brat.


Wt lip 21, 2015 15:24

Dołączył(a): Cz maja 12, 2011 15:12
Posty: 322
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Cytuj:
mr_fusch, widzę kolejny zgryźliwy ;) Mi się wydawało, że to wieczni samotnicy stają się zgorznkiali i zgryźliwi a chyba jednak zachowałem w sobie trochę optymizmu ;) Dla mnie trzymanie dziewczyny za rękę nie jest czymś co miałoby od razu sprawić, że myślałbym już o wspólnym kredycie na dwie wille, aczkolwiek tak się głupio składa, że nie trzymałem żadnej dziewczyny za rękę, więc gdy się taka okazja trafi, na pewno będzie to coś wartego odnotowania i byłoby to miłe.


Tak to jest jak się czyta na wyrywki to co Ci pasuje. Mój wniosek brał się stąd, że napisałeś:

Cytuj:
Dla mnie to nie mieści się w głowie jak można mieć po kilka dziewczyn/chłopaków i tak beztrosko do tego podchodzić.


Wynika z tego, że związek w początkowej fazie i zachowania z tym związane uważasz za jakieś 'niewiadomo-co' i w sumie to też może być przyczyną Twoich problemów.

Ewentualnie szukasz niewiadomo kogo, zanim uznasz, że będzie godny Twojego podrywu (piszesz jakby pogardliwie o ludziach biorących sobie ludzi 'z łapanki na dworcu', a do tego jeszcze potem, że nie poznałeś nikogo komu mógłbyś dać kwiatka).

Statystyczny chłopak podkochuje się przelotnie w N-koleżankach ze szkoły..
Jak to zrobiłeś, że nie poznałeś NIKOGO interesującego przez podstawówkę, gimnazjum, liceum studia, w pracy? Nie mówiąc o społecznych okazjach typu: urodziny, domówka, koncert, spotkanie się z kimś kto uprawia ten sam sport..


Śr lip 22, 2015 8:21
Zobacz profil
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
mr_fuchs napisał(a):
Cytuj:
Jak to zrobiłeś, że nie poznałeś NIKOGO interesującego przez podstawówkę, gimnazjum, liceum studia, w pracy? Nie mówiąc o społecznych okazjach typu: urodziny, domówka, koncert, spotkanie się z kimś kto uprawia ten sam sport..


A oczywiście ty to jesteś James Bond i na zawołanie poznałeś tę jedyną i wymarzoną. Pstryczek i już się poznajemy z daną dziewczyną i idziemy brać ślub. Weź człowieku nie pisz bzdur bo mnie takie bardzo irytują. Niestety życie to nie jest poproszę to i tamto i już się dostaje. Zapewniam cię jest bardziej skomplikowane niż system 01. A jak to powiedzenie mówi: ,,W tym największy jest ambaras ,żeby dwoje chciało naraz".
Pytanie jest takie : Jak wyrwać się z samotności? Niby proste ale zarazem arcytrudne. Pisać w stylu ; idź tu i tam , zapisz się tu i tam itd. Dobre to jest tylko na krótką metę. A co jak dalej się jest w samotności mimo ,że się działało? A znam takie przypadki ,że poznali się na weselu u kogoś i zaraz się żenili. A on żaden ktoś tam i niewiele zrobił by szukać dziewczyny.
Nie znam odpowiedzi. Sam jestem w podobnym problemie. Czasami to nawet szczerze powiem ,że mam żal do Pana Boga o to. Bóg Abba czyli Tatuś a tu nic się nie składa. A u innych jak po maśle.


Śr lip 22, 2015 18:52

Dołączył(a): Cz maja 12, 2011 15:12
Posty: 322
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Przez 'nikogo nie poznałeś' miałem na myśli nie stworzenie związku, a spotkanie kogoś, kto go zainteresował, choćby tylko na poziomie 'cześć-cześć'.

To nie są bzdury, a ja żadnym Bondem nie jestem - wręcz przeciwnie i między innymi dlatego takie wynurzenia jak autora wątku mnie irytują. Niegdyś byłem wręcz chorobliwie nieśmiały wobec ludzi, a dziś tylko trochę. Ale pracowałem nad tym, systematycznie i z uporem. I to jest wkład własny, żadne siedzenie na .... i użalanie się do świętego Józefa nie pomoże.
A zanim trafiłem na wymarzoną to miałem kilka związków czy zaangażowań, które się nie udały ( i z których wiele się nauczyłem ;) ).

To po pierwsze.

Po drugie nawet nie odzywając się do Tej Wymarzonej można do niej odczuwać sympatię, a autor mówi 'nie ma komu dać kwiatka', a nie : 'chciałbym dać kwiatka, ale się boję'

Po trzecie autor nie przedstawia się jako osoba, która ma problem ze śmiałością. To właśnie on przedstawia się jako super gość z ciekawym hobby i pracą, generalnie niczego mu nie brakuje - taki rysuje nam obraz - ale nikt go nie zainteresował, a z zażaleniami przychodzi do św. Józefa i na forum ;)

Odnośnie tego co piszesz Ty : no oczywiście tak to już niestety jest, że jak ze wszystkim świat sprawiedliwy nie jest, jednemu trafia się 'jak kurze ziarno', a inny stara się latami.
Znam różne świetne, aktualnie samotne osoby, ale nie znam żadnej, z którą wszystko byłoby w porządku a mimo wszystko nie miała choćby przelotnego związku, czy nawet jednostronnego zakochania.


Śr lip 22, 2015 19:24
Zobacz profil
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
mr_fuchs napisał(a):
Znam różne świetne, aktualnie samotne osoby, ale nie znam żadnej, z którą wszystko byłoby w porządku a mimo wszystko nie miała choćby przelotnego związku, czy nawet jednostronnego zakochania.

Poproszę z polskiego na nasze. Mimo ,że kilka razy przeczytałem to zdanie nijak nie mogę dociec co chciałeś nim wyrazić. Mógłbyś napisać trybem oznajmującym a nie zaprzeczonym?


Śr lip 22, 2015 19:49

Dołączył(a): Cz maja 12, 2011 15:12
Posty: 322
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Dobrze, rozbijmy to na dwie części:

:D
Nie znam żadnej osoby (powyżej pewnego wieku)
, którą uważałbym za osobę bez problemów (emocjonalnych, społecznych, psychologicznych)
i jednocześnie taka osoba nigdy nie tworzyła przelotnego związku lub choćby nie była w kimś zakochana/zauroczona.

Znam jednakże osoby, które aktualnie są samotne, uważam je za w pełni zdolne do tworzenia związków ale wcześniej były w związkach lub zakochane.


Śr lip 22, 2015 19:56
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So paź 23, 2010 23:17
Posty: 8669
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
W swoich wypowiedziach kilkakrotnie wspominasz, że Ty nic nie możesz zrobić i wszystko w sprawie Twojej samotności zależy od Boga.

W szkole sam się uczyłeś.
Na studiach sam się uczyłeś.
Do pracy sam chodzisz.
Rozwijasz się zawodowo też z własnej woli i własną pracą.

Ale partnerkę to już Bóg ma Ci znaleźć? Jakoś to podejście tutaj nie pasuje. Tym bardziej, że podajesz jednocześnie kilka przyczyn, które spowodowały, że bardzo mało kobiet było w Twoim gronie i niewiele miałeś okazji, aby z jakąś się związać. A zatem coś chyba jednak zależy także od Ciebie, prawda? Bóg dał człowiekowi ręce, nogi i rozum, więc nie ma powodu, aby pracował za niego.

Moim zdaniem to bardzo dobry pomysł, aby pójść na jakieś studia, gdzie jest mniej więcej połowa kobiet. Podobnie jak korzystanie z innych wszelkiego rodzaju aktywności, które umożliwią kontakt z kobietami.

Tamta dziewczyna, o której wspomniałeś, z opisu sprawiła wrażenie, że traktuje Cię jak przyjaciela ale to nie musi oznaczać jakiejś aseksualności. Nie jest to przecież cecha przyjaźni.

A psychoterapeuta może być dobry lub zły. Dokładnie tak samo jak lekarz i, jak najbardziej, dobrego też można znaleźć. W Warszawie mogę polecić dwóch, bo znam ludzi, którzy korzystali z ich usług. Jeden to autor książki "Wirus samotności". Książki sam nie czytałem ale możliwe, że to coś dla Ciebie.

_________________
Don't tell me there's no hope at all
Together we stand, divided we fall

~ Pink Floyd, "Hey you"


Śr lip 22, 2015 22:23
Zobacz profil
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
mr_fuchs napisał(a):
Dobrze, rozbijmy to na dwie części:

:D
Nie znam żadnej osoby (powyżej pewnego wieku)
, którą uważałbym za osobę bez problemów (emocjonalnych, społecznych, psychologicznych)
i jednocześnie taka osoba nigdy nie tworzyła przelotnego związku lub choćby nie była w kimś zakochana/zauroczona.

Znam jednakże osoby, które aktualnie są samotne, uważam je za w pełni zdolne do tworzenia związków ale wcześniej były w związkach lub zakochane.

Teraz rozumiem. Czyli można streścić tak:
1. Są osoby samotne z problemami , które tworzyły związki lub były zakochane.
2. Są osoby samotne bez problemów zdolne do tworzenia związków, które tworzyły związki lub były zakochane.

Teraz wiem co chciałeś wyrazić . Czyli Czaders należy do 2 grupy. Czaders bierz się do roboty i szukaj panny przez Facebooka. :-D


Cz lip 23, 2015 15:35

Dołączył(a): Cz maja 12, 2011 15:12
Posty: 322
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Jak dla mnie to on ma problem, skoro przez >25(?) lat nikt go nie zafascynował ;)

fejsbuk jak fejsbuk, brzmi głupio ale takie czasy, sam mam troche 'realnych' znajomych, które pochodzą z internetu, choć akurat nie z fb ;) w tym żone ;)


Cz lip 23, 2015 20:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn lip 13, 2015 23:24
Posty: 30
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Cawilian napisał(a):
Ty coś sobie wówczas uroiłeś. Przyjmij, że byłeś dla niej całkowicie aseksualny, tak mniej więcej jak brat.


Tak, najpewniej tak było, aczkolwiek nie rozumiałem jej zagrywek z tym jej niby przyjacielem, zbyt szczere z jej strony to nie było, ale dobrze - było, minęło i nie ma co tego drążyć ;)

mr_fuchs napisał(a):
Ewentualnie szukasz niewiadomo kogo, zanim uznasz, że będzie godny Twojego podrywu (piszesz jakby pogardliwie o ludziach biorących sobie ludzi 'z łapanki na dworcu', a do tego jeszcze potem, że nie poznałeś nikogo komu mógłbyś dać kwiatka).

Godną podrywu będzie każda serdeczna i sympatyczna osoba, nie ma znaczenia jej wykształcenie czy zainteresowania czy też wygląd, ale co mi po tym, skoro zawsze każda w związku albo ma swoje inne plany życiowe. Ja naprawdę nie jestem wybredny i mogę pokochać prawie każdą, ale jak widać, nie dane mi było zaznać uczucia kobiety i to mnie po prostu drażni. I przy okazji nieco odrealnia pewne sprawy.

mr_fuchs napisał(a):
Statystyczny chłopak podkochuje się przelotnie w N-koleżankach ze szkoły..
Jak to zrobiłeś, że nie poznałeś NIKOGO interesującego przez podstawówkę, gimnazjum, liceum studia, w pracy? Nie mówiąc o społecznych okazjach typu: urodziny, domówka, koncert, spotkanie się z kimś kto uprawia ten sam sport..


Miałem w szkole czy na studiach kilka "obiektów westchnień", ale to było albo po prostu serdeczniejsze relacje koleżeńskie, albo po prostu dana dziewczyna mi się podobała, a była w "związku" (celowo w cudzysłowie, bo ciężko jednak te szkolne miłostki nazywać czymś powżnym, no ale zajęta to zajęta), miała inny charakter itp. itd. więc i tak nic z tego nie było.
I to nie jest tak, jak piszesz, że nie poznałem NIKOGO interesującego: bo poznałem kilka naprawdę fajnych i wartościowych dziewczyn, ale jak już wcześniej wspominałem - praktycznie wszystkie zajęte, albo udają zajęte. Nie mówię oczywiście o czasach szkolnych, gdy jako dzieciak ważniejsze było ganianie z kolegami po podwórku do nocy, ale patrząc przez pryzmat minionych już dorosłych lat, zawsze odbijałem się niczym kauczokowa piłka od dziewczyn, bo zawsze a to mąż, a to chłopak, a to jakiś daleki wyjazd na dlużej i tym sposobem od zawsze jestem sam a też w 99,9% było tak, że te interesujące dziewczyny po prostu traktowałem jako koleżanki, czy znajome a nie obiekt do zdobycia. Oprócz faktycznych walorów, które w jakiś sposób je wyróżniały typu wiedza, zainteresowania, umiejętności, nie były to jednak osoby wyróżniające się w sposób znaczny, że "tak, ta naprawdę nadaje się na partnerkę" (a nawet gdyby było inaczej to i tak już kogoś miały). A te wszystkie okazje typu koncerty, domówki, sport - nie pytaj mnie o to, bo sam nie wiem jak to możliwe, ale niestety prawie wszystkie tego typu rzeczy odbywają się z kolegami, po prostu nie mam jak uciec od męskiego grona i przeskoczyć do kobiet a jak się jakieś pojawią czy to na domówce/posiadówie do nocy czy na jakimś koncercie to zawsze z obstawą swoich lowelasów.
Nie wiem jeszcze dlaczego tak jest, ale odnoszę wrażenie, że znacznie łatwiej i przyjemniej buduje mi się znajomość z dziewczynami już "zajętymi". Bez problemów rozmawia się wtedy na każdy temat i jest wesoło a jak już spotkam jakąś faktycznie samą, to ani rozmowa się nie klei ani nie jest to ktoś, kto przyciągnąłby uwagę na dłużej.


mr_fuchs napisał(a):
autor nie przedstawia się jako osoba, która ma problem ze śmiałością. To właśnie on przedstawia się jako super gość z ciekawym hobby i pracą, generalnie niczego mu nie brakuje

Będąc brzdącem z podstawówki może byłem nieco sztywny wobec starszych, ale dawno temu mi przeszło, ale to nie ma żadnego znaczenia. Pewnego razu w jednym miejscu pracy było tak, że w jednym gronie śmiali się, że chodzę jak z kijem w tyłku taki spięty i zdyscyplinowany mimo, że czułem się bardzo swobodnie a w drugim gronie z koleżankami, również czując się swobodnie, żartując i gadając na wiele tematów usłyszałem, że chyba powinienem wyluzować bo zachowuję się jak desperat klejący się na siłę do każdej dziewczyny szukając na siłę wsparcia i uznałem, że mam gdzieś zdanie innych, bo nikomu sie nie dogodzi a nie będę się dopasowywać na siłę do innych i ta cała nieśmiałość to pojęcie bezużyteczne, bo nigdy nie da się dogodzić innym.
I nie przedstawiam się jako super gość i nie wiadomo kto, po prostu ogólnie cieszę się życiem, chociaż wiadomo, są problemy mniejsze i większe, ale jeżeli odebrałeś mnie jako chwalipiętę to przepraszam, nie to było moim zamiarem. Chciałem tylko uwidocznić, że moja samotność nie jest wynikiem jakiejś depresji, kompleksów, słabej pracy czy braku hobby/pasji, zamknięcia się w czterech ścianach itp. bo często pewnie te rzeczy są przyczyną samotności. Mam całą otoczkę tego, co pozwala tworzyć jakąś jakość życia i całkiem niedawno czytałem wypociny jakiegoś psychologa-gamonia, że to jest klucz do sukcesu damsko-męskiego, że najpierw trzeba zadbać o siebie itd. Mi przychodzi wtedy tylko jedna odpowiedź: dobrze, o siebie zadbałem już dawno temu, gdy tylko uzyskałem pełnoletność, ale w niczym mi to nie pomogło. Pewnie gdybym miał olewczy stosunek do samego siebie to paradoksalnie może wtedy miałbym kogoś u swego boku...

mr_fuchs napisał(a):
Po drugie nawet nie odzywając się do Tej Wymarzonej można do niej odczuwać sympatię, a autor mówi 'nie ma komu dać kwiatka', a nie : 'chciałbym dać kwiatka, ale się boję'

Tak, obecnie od ponad roku naprawdę nie mam komu dać tego kwiatka. Dawniej na przełomie 4 lat były trzy dziewczyny, które spodobały mi się od razu, ale nie wiedziałem jak zacząć w ogóle rozmowę i w sumie nawet nie "atakowałem" bo uznałem, że tradycyjnie na pewno i tak kogoś mają. Może to był błąd, ale nawet dziś nie wiem jak miałbym zacząć rozmowę nie wiedząc o nich zupełnie niczego, nie mając nawet wspólnego języka itp.

mr_fuchs napisał(a):
Znam różne świetne, aktualnie samotne osoby, ale nie znam żadnej, z którą wszystko byłoby w porządku a mimo wszystko nie miała choćby przelotnego związku, czy nawet jednostronnego zakochania.

Mi nikt nigdy nie powiedział i nie zarzucił, że ze mną jest coś nie tak, co nie znaczy, że jestem taki ideał i wzorzec dla socjologów i psychologów, bo o ile skrzywień na psychice żadnych nie mam, to wady charakteru albo inne cechy, które mogą być wkurzające dla drugiej osoby mam tak jak każdy inny. Ale fakt, nawet jednostronnego zakochania nie doświadczyłem i jest to dla mnie raczej niepocieszające. Wiadomo, niektóre dziewczyny, które gdzieś zobaczyłem albo poznałem wywoływały efekt: "Wow, to dopiero dziewczyna", ale nigdy nie zaznałem nawet tych całych "motylków w brzuchu", o których słyszy się w mediach. Ta dziewczyna, o której pisałem, że ozmawialiśmy do późna w nocy a potem zaczęła wyjeżdżać z tym swoim friendem była pierwszą osobą, która dawała jakieś szanse na wyjście z samotności, ale że zaczęło się to niszczyć zanim jeszcze się w sumie zaczęło, to mogę śmiało powiedzieć: ani nie zakochałem się nigdy od pierwszego wejrzenia i nie wiem czy kiedyś będzie mi to dane, ani też nie miałem okazji zakochać się czy rozkochać w kimś poznanym wcześniej i "wychodzić" miłości na przestrzeni czasu.

Soul33 napisał(a):
W swoich wypowiedziach kilkakrotnie wspominasz, że Ty nic nie możesz zrobić i wszystko w sprawie Twojej samotności zależy od Boga.
[...] Ale partnerkę to już Bóg ma Ci znaleźć? Jakoś to podejście tutaj nie pasuje.

Tak, ja na prawdę widzę tylko ratunek u Boga. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam własnemu planowaniu, dysponowaniu czasem i pieniędzmi, własnemu uporowi i ambicjom, ale ma to wszystko jeden wspólny mianownik: to wszystko jest prawie tylko zależne ode mnie i od tego, czy mam chęć dalej się rozwijać czy nie (no i od zdrowia ale na to, dzięki Bogu, nie narzekam). Związek, miłość itp. zależą już nie do końca ode mnie i właśnie to jest jedyną przeszkodą, bo jak ja mam niby stworzyć związek samemu nie mając nawet okazji spróbowania czym jest przelotna miłość, romans czy nawet krótki związek. Ja byłem gotów założyć rodzinę już po maturze i wiedziałem, że mogę z wielką radością odłożyć w czasie swoje plany, by budować razem z potencjalną partnerką naszą przyszłość. No a że stało się zupełnie inaczej - pytam wielokrotnie Boga dlaczego tak jest...
I tak, Bóg dał człowiekowi ręce, nogi i rozum, ale sam dobrze wiesz, że nie wszystko jest w 100% zależne od Ciebie. Nie miałem okazji do pełniejszego poznania płci przeciwnej za młodzieńczych lat, nie miałem okazji i później, więc zostaje mi tylko liczyć na Bożą łaskę pomocy, bo sam nie dam sobie rady. Zobacz ile starszych osób zaczynając dopiero przygodę z samochodem czy komputerem kompletnie sobie nie radzi - nie dlatego, że są głupi, ale dlatego, że wtedy, gdy był odpowiedni czas na poznawanie pewnych rzeczy, oni nie mieli możliwości lub chęci. Owszem, są ludzie, którzy dają sobie rade bez problemu, ale dla niektórych bariera jest nie do przeskoczenia. U mnie dochodzi jeszcze fakt, że naprawdę nie poznałem od bardzo dawna żadnej kobiety i czuję się czasami jak niewidoczny dla kobiet duch przemykający ulicami i zupełnie nie mam pojęcia, czy gdy w końcu coś kiedyś "zaiskrzy", to będę umiał stworzyć związek i dbać o niego czy też nie, po prostu nie wiem, bo nie dane mi było wejść na nieco poważniejszy etap znajomości z żadną przedstawicielką płci przeciwnej.
W mojej bliższej i dalszej rodzinie jest kilka osobników mających już grubo 60tkę na karku, o których wiem, że od conajmniej 25 lat nie mieli żadnej partnerki i partnera a tez nie są wdowcami czy rozwodnikami. Podziwiam ich za pogodę ducha, bo w życiu nie powiedziałbym, że w taki sposób "odstają" od normy, ale ja będąc niecałą połowę młodszy coraz częściej czuję wielką gorycz i w sumie sam już nie wiem co mam myśleć przeczuwając, że dla mnie również scenariusz nie przewiduje miłości.



mr_fuchs napisał(a):
Jak dla mnie to on ma problem, skoro przez >25(?) lat nikt go nie zafascynował ;)

Tak, jest to zdecydowanie mój problem życia a drugim problemem, że może i byłem inspiracją i motywatorem do działania dla innych, w tym dziewczyn, ale nie sprawiło to, że któraś chciała ze mną stworzyć związek.

mr_fuchs napisał(a):
fejsbuk jak fejsbuk, brzmi głupio ale takie czasy, sam mam troche 'realnych' znajomych, które pochodzą z internetu, choć akurat nie z fb ;) w tym żone ;)
Też takowych mam, z czego trzech moich wspaniałych przyjaciół poznałem jeszcze na pierwszych, prymitywnych forach internetowych, które były dostępne w początkującym polskim internecie. Każdy w sumie mój bliższy lub dalszy znajomy z internetu jest w jakiś sposób powiązany wspólnymi zainteresowaniami przez co nasza znajomość miała jakiś wspólny mianownik ułatwiający poznawanie się, ale powracając do sedna sprawy: miłości przez to nie poznałem.
A żeby fejsbooka używać jako narzędzie do poznania dziewczyny - jak? Mam latać po profilach obcych osób i niby jak zacząć: "cześć, ile masz lat?" Często uczestniczę w dyskusjach na grupach fejsbukowych, sporo piszę pod artykułami na różnych fanpejdżach, ale nie ma tam żadnego punktu zaczepienia dla poznania kogokolwiek.


Generalnie ja już naprawdę nie wiem co robić. Nie jestem zapatrzonym w siebie typem, który widzi jedynie czubek własnego nosa. Jestem otwarty na ludzi, lubię pomagać, być życzliwym i uprzejmym, ale pomimo tego, że mam w swoim otoczeniu wspaniałych ludzi, czuję się taki samotny przez brak miłości.

P.S. przepraszam za długiego posta. W ogóle widzę, że cała dyskusja rozmyła się przez analizowanie poszczególnych wątków, a mi chodziło m.in. o to, czy ktoś, kto również całe życie był samotny, potrafił zbudować związek gdy w końcu trafiła się okazja, czy bolesna przeszłość nie ciążyła, czy poczucie zazdrości nie było niszczące itp. ale że mój pierwszy post wyszedł nieco za długi, to te pytania zostały praktycznie pominięte a skupiono się na czymś co nie jest istotne.


So lip 25, 2015 17:20
Zobacz profil
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Czaders napisał(a):
W ogóle widzę, że cała dyskusja rozmyła się przez analizowanie poszczególnych wątków, a mi chodziło m.in. o to, czy ktoś, kto również całe życie był samotny, potrafił zbudować związek gdy w końcu trafiła się okazja, czy bolesna przeszłość nie ciążyła, czy poczucie zazdrości nie było niszczące itp. ale że mój pierwszy post wyszedł nieco za długi, to te pytania zostały praktycznie pominięte a skupiono się na czymś co nie jest istotne.
Możesz:
  1. Przespać się z kobietą.
  2. Zaprzyjaźnić się z kobietą.
  3. Być dla kobiety nagrodą i wychować ją sobie.

  1. Przespać się z kobietą możesz:
    1. Za pieniądze dane wprost. Prostytutce
    2. Za pieniądze zainwestowane. W kurs tańca, dyskoteki, restauracje itp. Spora część kobiet uważa, że jeżeli jadła za twoje pieniądze, zobowiązuje je to do seksu.
    3. Na chama, czyli proponując wprost swoje ciało dużej ilości kobiet. Nie jednocześnie :) W końcu któraś się zgodzi. Może nawet ci zapłacą za usługę.
    .
  2. Zaprzyjaźnić się z kobietą. Przerabiałeś to. W szczególnych okolicznościach może nawet się z tobą prześpi. Nie będzie to jednak nic trwałego. Kobiety nie chcą marnować przyjaciół. Twierdzą, że uczynienie z przyjaciela kochanka to zmarnowanie jednej i drugiej opcji. Osobiście uważam, że przyjaciel jest dla kobiety przyjaciółką rodzaju męskiego i dlatego myśl o seksie nie przychodzi jej do głowy.
    .
  3. Być dla kobiety nagrodą. Jest mnóstwo poradników w sieci. Wystarczy wpisać "jak być nagrodą kobiety" w wyszukiwarce. Krótko mówiąc:
    1. Od początku mów co ci się podoba w kobietach, a co nie, nie bój się tego. Niech ona się martwi czy jest na tyle dobra aby spełnić twoje wymagania.
        Przykład: Nie podoba mi się w kobietach strzelanie fochów, obrażanie się o nie wiadomo co. Takie zachowanie uważam ze dziecinadę, taka osoba jest dla mnie mała dziewczynką a nie kobietą i traci w moich oczach.
      Tym zdaniem dasz jej do myślenia, będzie wiedziała że ma przed sobą faceta który nie da sobą manipulować.
      .
    2. Druga rzecz to nagradzanie kobiety za jej starania: Pocałunki, Masaże, Romantyczne kolacje, to wszystko działa na twoją korzyść jeżeli nie robisz tego zbyt często i bez powodu. Jeżeli chcesz pocałować swoją dziewczynę, zapytaj ją o coś, po czym powiedz że podoba ci się jej podejście do tej sytuacji i całujesz. Ona będzie widzieć że na ten pocałunek zasłużyła. Jeśli chce masażu? oczywiście ale potem ona niech odwdzięczy się tym samym lub niech wymyśli coś innego. Pamiętaj, jeżeli człowiek coś dostaje bez starań to nie docenia tego.
      .
    3. Często zdarzają się sytuacje ze dziewczynę trzeba ukarać za jej zachowanie. Ograniczasz pocałunki, grasz chłodnego (ona będzie się zastanawiała co się dzieje i będzie bardziej się nakręcać) Jeżeli będziesz nagradzał za dobre zachowanie jak i również za złe to po co dziewczyna ma się starać? Skoro i tak dostanie to czego chce? Z karaniem nie można również przesadzać, więcej osiągniesz jeśli będziesz nagradzał za dobre zachowanie . Jeśli twoja dziewczyna próbuje obniżyć poczucie twojej wartości lub zauważasz próby manipulacji powiedz wprost, że nie podoba ci się takie zachowanie i nie będziesz tego tolerował.
      .
    4. Gierki – nawet jeśli kwalifikujesz kobietę w ten sposób w jaki podałem na początku, to jestem pewien że one i tak się pojawią, dlatego musisz umieć je odbijać. Nie dawaj sobą manipulować, jeśli zaczniesz się bawić w jej gry to ona stanie się nagrodą a nie ty. A ma być odwrotnie, gierki to bardzo silna broń kobieca i należy na nią uważać. Jeżeli kobieta strzela ci focha, a ty przepraszasz, całujesz itp., to wiedz że w tym właśnie momencie ona zaczyna owijać ciebie w wokół palca.
      .
    5. Jeśli chodzi o spotkania, ty decydujesz gdzie i w jaki dzień. Jeśli naprawdę twoja kobieta nie ma czasu, wybierasz inną datę spotkania, miejsce i czas. Nie toleruj odwoływania w ostatnich chwilach. Jeśli ci tak robi, zrób tak samo. Niech zobaczy jak to jest. Niech ma takiego faceta na jakiego zasługuje!
      .
    6. Komplementy: Wielu mężczyzn prawi komplementy bez zastanowienia, myślą że tym zdobędą piękną kobietę. Mówią: jesteś piękna, ładna itp., poprzez takie komplementy podwyższają poczucie wartości dziewczyny a obniżają swoją wartość w jej oczach. Automatycznie ona staje się dla ciebie nagrodą, bo jesteś pod wrażeniem jej wyglądu. Jeśli już mówić komplementy to odpowiednie do danej sytuacji np. ładnie ci w tej sukience.
      .
    7. Wyznawanie uczuć: Moim zdaniem to tylko zbędne gadanie. Jeśli kochasz swoją kobietę powiedz jej to w jej urodziny lub przy jakiejś innej okazji np. wspólnej rocznicy. Nie mów tego często! Nie słuchaj gadania dziewczyny że jej zależy, kocha itp. Słowa są znacznie mniej ważne niż zachowanie. To po jej zachowaniu możesz stwierdzić czy ona cię kocha. Jeżeli twoja kobieta ma do ciebie pretensje o to że nie mówisz często kocham itp., to powiedz jej że dla ciebie ważniejsze są czyny niż słowa.
      [Brutecki]


So lip 25, 2015 19:43
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
To ma byc recepta na trwaly zwiazek??
A u ciebie, Cawilian to zadzialalo?


So lip 25, 2015 20:09
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Nie ma czegoś takiego jak trwały związek. Każdy jest tylko czasowy. Te najlepsze trwają najwyżej do śmierci jednego z partnerów.

Moją żonę poznałem w Neokatechumenacie i oboje mieliśmy sprecyzowane poglądy na małżeństwo. Reszta to była wzajemna fascynacja. Potem przyszły dzieci i życiowe komplikacje, więc żeśmy się zżyli ze sobą i nauczyli liczyć na siebie.
Bo miłość, to jak w tej piosence: "kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze."


So lip 25, 2015 20:19
Post Re: Życie w samotności? jak się z tego wyrwać?
Ale Czaders szuka chyba trwalszego zwiazku niz, powiedzmy, rok?
Przeczytaj co wkleiles i zastanow sie, czy to ty byles nagroda, czy twoja zona.


So lip 25, 2015 20:27
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 99 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL