Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 17:22



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4 ] 
 Śmierć Chrystusa okiem lekarza 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 11:19
Posty: 154
Post Śmierć Chrystusa okiem lekarza
Rozmowa z kardiologiem, prof. Władysławem Sinkiewiczem

Aleksandra Lewińska: Można po dwóch tysiącach lat, bez oględzin zwłok i wypisów szpitalnych ustalić, co się działo z umierającym Chrystusem?

Prof. Władysław Sinkiewicz: Mając dzisiejszą wiedzę medyczną, historyczną, znając przebieg wydarzeń - można. Jako kardiologa interesują mnie aspekty medyczne męki Jezusa. To biczowane, upodlone, poddane okrutnym cierpieniom ciało. W swoich rozważaniach staram się nie ujmować zagadnienia światopoglądowo. Choć nie ukrywam, że jestem praktykującym katolikiem i badania nad fizjologią śmierci Chrystusa wypływają też z mojej osobistej chęci dotarcia do prawdy.

Ewangelia jej nie wyjaśnia?

- Ukrzyżowany, szczególnie na renesansowych obrazach, jest pokazywany, jak by w ogóle nie czuł bólu. Bez śladów zadanych okrutnie ran, na wypolerowanym krzyżu. Żadnej w tym prawdy. Krzyż nie był od stolarza, wieszano na naturalnym pniu albo surowym drewnie. Jezus już przed przybiciem do krzyża był w stanie krytycznym. I przed ukrzyżowaniem, i po - robiono wszystko, by jego cierpienie przedłużyć. O Pasji myślimy dziś w jakimś uproszczeniu, skrócie: ukrzyżowali go i umarł. Symbole, jak trzy upadki, czy obecność Weroniki, której przecież nikt w Ewangelii nie opisał, przyjmujemy za fakty. Dlatego przeanalizowałem, jako naukowiec, lekarz, całą Drogę Krzyżową, od ogrójca, po krzyż.

I doszedł pan do wniosku, że Chrystus już przed ukrzyżowaniem był w stanie krytycznym.

- Psychiczne cierpienie zaczęło się już w ogrójcu. Ewangelista Łukasz opisuje krwawy pot na ciele Jezusa, podczas modlitwy w ogrodzie oliwnym, po ostatniej wieczerzy.

To nie metafora?

- Krwawy pot jest opisany w światowej literaturze medycznej. Uważa się, że powoduje go gwałtowny strach, intensywne przeżycia psychiczne, nadmierny wysiłek. U Jezusa mogły wywołać takie objawy: lęk przed nachodzącym cierpieniem, okrutną śmiercią, osamotnienie.

Potem było biczowanie.

- Nie tak szybko. W nocy Jezus też się nacierpiał. Po aresztowaniu przeszedł jeszcze długą drogę. Najpierw ciągali go około 4 km, od Annasza do Kajfasza. W czasie marszu i przesłuchań popychali, szarpali. Później była bezsenna noc w więzieniu, prawdopodobnie w ciężkich warunkach. Brak jedzenia, picia, co w gorącym śródziemnomorskim klimacie musiało być bardzo uciążliwe. Potem przyszły ciosy. Według Ewangelii, na Jezusa rzucili się od razu po wydaniu wyroku.

Policzkowali.

- Ale nie tak, jak pani myśli. W tamtych czasach policzkowanie nie oznaczało uderzenia dłonią, ani nawet pięścią, ale najczęściej kijem. Duży krwiak przy prawym oczodole, złamany nos, przecięte łuki brwiowe, wyrwana część włosów z brody - to wszystko, udokumentowane na całunie turyńskim, świadczy o liczbie ciosów, które przyjął. Od chwili wyroku Jezus przestał być kimś, zaczął być czymś. Biczowano go okrutnie.

Ile razów mógł przyjąć?

- Jak wynika z całunu - około 120. Już to mogło skończyć się śmiercią. Głównie z powodu szoku bólowego i utraty krwi. Biczowanie rozrywało skórę, mięśnie, naczynia i nerwy międzyżebrowe, prowadziło do poważnych urazów kostnych.

Jak to możliwe, że tak zmaltretowany człowiek dźwigał jeszcze krzyż?

- Niósł tylko część krzyża, na którym zakończył życie. Z badań archeologicznych wynika, że najbardziej preferowanym rodzajem krzyża przez Rzymian był niski w kształcie litery T. Pionowy słup miał 1,8 - 2,4 m, poprzeczna belka - do 1,8 m. Skazaniec teoretycznie miał dźwigać krzyż od miejsca biczowania aż do miejsca stracenia. Ale krzyż przecież ważył około 140 kg! Dlatego najczęściej niósł tylko belkę poprzeczną, ważącą od 37 do 54 kg. Moim zdaniem, jest duże prawdopodobieństwo, że po wielu upadkach i z powodu skrajnego wyczerpania Jezus nie niósł sam krzyża. Nie miał na to sił. Nawet na krótkim dystansie: 600-650 m, między pretorium pałacu Piłata, gdzie był biczowany, a miejscem ukrzyżowania, musiał upaść kilkanaście razy. Potem najpewniej był ciągnięty po ziemi.

Był na tyle przytomny, żeby odczuwać ten niewyobrażalny ból?

- Bez wątpienia wziął na siebie bezmiar męki. Stracił dużo krwi, miał za sobą silne przeżycia emocjonalne, wielkie cierpienie fizyczne. Do tego brak snu, posiłku, płynów. Zaschnięte rany otwierały się, gdy zdejmowano z niego szaty, gdy był powalony na ziemię przed przybiciem do krzyża. Później wbijanie gwoździ. Długie były na 13, czasem 18 cm. Wbijano je w nadgarstki, bo tylko kości i wiązadła przegubu ręki, a nie dłonie, mogą utrzymać ciężar ciała. Mimo że gwóźdź przechodził przeważnie między kośćmi i nie powodował złamań, samo uszkodzenie okostnej wywoływało ból nie do zniesienia. Gwóźdź mógł miażdżyć lub uszkodzić nerw pośrodkowy. To powodowało rozrywający ból obu ramion. Potem przybijano stopy. Aby zrobić to skutecznie, nogi musiały być ugięte w kolanach, a stopy zgięte na bok, co było przyczyną zwichnięcia prawej stopy. Bardzo prawdopodobne, że zarówno nerw strzałkowy, jak i gałązki nerwu podeszwowego również ulegały urazom przez wbijane gwoździe, co powodowało ostry ból. Dziś wiemy, że trudno go opanować nawet środkami narkotycznymi. Na krzyżu z każdym oddechem niezagojone rany od biczowania mogły się otwierać i dalej krwawić, szczególnie w zetknięciu z szorstkim, surowym drewnem.

A potem?

- Sama pozycja ciała przybitego do krzyża uniemożliwiała oddychanie. Potwierdził to eksperyment przeprowadzony przez amerykańskiego patomorfologa Frederica Zugibe.

Eksperymentalnie wieszał ludzi na krzyżu?

- Nie przybijał ich, oczywiście. Przywiązywał ochotników sznurami. Po kilkunastu, czy kilkudziesięciu minutach musiał eksperyment przerywać, z powodu rozdzierającego bólu nadgarstków. Monitorował u nich funkcje oddychania i krążenia. Okazało się, że już po sześciu minutach objętość oddechowa u badanych spadała o 70 proc., ciśnienie tętnicze o 50 proc., a częstość bicia serca wzrastała dwukrotnie. Po 12 minutach normalne oddychanie było już niemożliwe.


Dlaczego?

- Największą męczarnią ukrzyżowanego było uniemożliwienie prawidłowego wydechu, co prowadziło do uduszenia. Ciężar ciągnął ciało w dół, na rozciągniętych ramionach i zgiętych kolanach wymuszał ustawienie mięśni międzyżebrowych w pozycji wdechowej. Aby porządnie wypuścić powietrze, musiał wznieść ramiona i opierając się na stopach rozprostować kolana.

Skatowanego człowieka stać na taki wysiłek?

- To przeszywający ból. Przebite stopy, nadgarstki, podrażnione i uszkodzone gwoźdźmi nerwy, poranione plecy ocierające się o nieociosane, surowe drzewo Trudno to sobie wyobrazić.

Jak długo ukrzyżowany mógł przeżyć?

- To zależy, ile cierpień zadano mu przed przybiciem do krzyża. Czas przeżycia na krzyżu przeciętnie wynosił kilka godzin, ale agonia mogła trwać nawet kilka dni.

Z Ewangelii można wyczytać, że Jezus umierał sześć godzin.

- Jezus zmarł stosunkowo szybko, w przedziale czasu od 3 do 6 godzin po ukrzyżowaniu.

Starożytne źródła historyczne mówią o ukrzyżowaniu jako najsroższym i najbardziej poniżającym rodzaju kary w antycznym świecie.

- Bo ukrzyżowanie to najokrutniejszy rodzaj śmierci. Najprawdopodobniej wywodzi się z Asyrii i Babilonu. Aleksander Wielki wprowadził je w krajach śródziemnomorskich w IV w. p.n.e., a Fenicjanie zapoznali Rzymian z tym okrutnym rodzajem zadawania śmierci w III w. przed Chrystusem. Karę ukrzyżowania zniósł dopiero Konstantyn Wielki, w IV w. naszej ery.

I zastąpił je wieszaniem na szubienicy.

- Czyli metodą, w porównaniu z krzyżem, bardziej "humanitarną". Zawieszony na niej umiera natychmiast, a przybity do krzyża - długo cierpi.

Jak to możliwe, że Jezus miał siłę, by z krzyża się jeszcze odzywać?

- Nie mówił przecież wiele. Z Ewangelii wynika, że odezwał się tylko siedem razy. Każde słowo musiało mu sprawiać duże cierpienie.

Na koniec wydał głośny okrzyk.

- I zwiesił głowę. Obecni przy krzyżu uznali tę chwilę za moment zgonu. Później potwierdzili to żołnierze, przebijając ciało włócznią. Ewangelista Jan w opisie ukrzyżowania nie precyzuje dokładnie strony przebitego ciała. Według rzymskiego zwyczaju był to bok prawy, a duża ilość wypływającej krwi pochodziła raczej z wypełnionych jam prawego serca, niż grubościennej, obkurczonej lewej komory. Święty Jan pisze o wypływającej krwi i wodzie.

"Wodę" można interpretować jako surowiczy płyn z opłucnej lub z worka osierdziowego. Źródłem wypływającej krwi z kolei mogły być jamy prawego serca lub worek osierdziowy. Fakt, że Jezus zwiesił głowę i skonał po głośnym okrzyku, może sugerować możliwość dodatkowej, nagłej przyczyny zgonu.

Zawał?

- Najprostszą interpretacją może być pęknięcie serca wolnej ściany lewej komory z wylaniem się krwi do worka osierdziowego i wtórną tamponadą serca. Wstrząs z utraty krwi i płynów ustrojowych, duże urazy ciała i wielkie cierpienie fizyczne mogły być również przyczyną rozsianego krzepnięcia wewnątrznaczyniowego z wtórnym zawałem serca.

Taka szczegółowa wiedza o anatomii umierania Jezusa pomaga w przeżywaniu zmartwychwstania?

- Mając tę wiedzę, wzbogacam przekaz ewangeliczny o świadomość ogromu cierpienia. To pogłębia moją wiarę. Widzę to wszystko: policzkowanie kijami, okrucieństwo tej śmierci, otwarte rany. I wtedy uświadamiam sobie coś przerażającego: ile człowiek, choć stworzony na podobieństwo Boga, jest w stanie zadać cierpienia drugiemu człowiekowi.

źródło:
bydgoszcz.gazeta.pl


Cz sty 19, 2012 20:32
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N gru 30, 2007 13:48
Posty: 1268
Post Re: Śmierć Chrystusa okiem lekarza
Dziwne ze Jezus po takim biczowaniu jeszcze zdołał wnieść ten krzyż pod górę. Dziwne ze w ogóle mógł jeszcze chodzić tak pokaleczony. Takie coś to wydaje się możliwe tylko za sprawą jakiegoś silnego narkotyku.


Pt sty 20, 2012 4:35
Zobacz profil
Post Re: Śmierć Chrystusa okiem lekarza
Vacarius napisał(a):
Dziwne ze Jezus po takim biczowaniu jeszcze zdołał wnieść ten krzyż pod górę. Dziwne ze w ogóle mógł jeszcze chodzić tak pokaleczony. Takie coś to wydaje się możliwe tylko za sprawą jakiegoś silnego narkotyku.

Masz marne przekonanie o sile ludzkiego organizmu.
Poczytaj może co nieco o katuszach jakie przeżywali ludzie w obozach koncentracyjnych, w gułagach.
Małe dzieci przeżywały na Syberii niewyobrażalne męki, polecam "Na Sybir nas matko zesłali" - relacje dzieci polskich wywiezionych przez sowietów.


Pt sty 20, 2012 9:17
Post Re: Śmierć Chrystusa okiem lekarza
kaos napisał(a):
A jak oglądasz film sensacyjny w telewizji to tez zadajesz pytania dlaczego on ciagle strzela skoro magazynek pomieści tylko sześc nabojów? :D

W istocie. Jeżeli ktoś nie wierzy w Boga, po co kwestionuje, czy to, co przydarzyło się Panu Jezusowi, jest wiarygodne? Powinien tę sprawę zignorować.


Pt sty 20, 2012 18:17
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 4 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL