Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So kwi 27, 2024 7:45



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 81 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona
 Satori 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
goostaf napisał(a):
A w czym wyraża się wyższość poglądów Jezusa nad poglądami Pawła? W tym że Jezus zgromadził wokół siebie uczniów. Paweł miał ich więcej.


Głębi nauki Jezusa nie powinno oceniać się ilościowo. Również ilość wyznawców nie jest tego miarą.
Wszak Jezus nie powoływał się na poglądy Pawła. Nauczał sam z siebie, z własnego doświadczenia.
Natomiast Paweł nawet Go nigdy nie widział i dysponował zaledwie relacjami innych świadków, lub jeszcze mniej pewnymi opiniami, które były obarczone własnym sądem kolejnych, w łańcuchu przekazujących opowieści o Jezusie, komentatorów.
Opisywane w Dz.Apost. Pawłowe "nawrócenie" w wyniku "wizji ducha Jezusa" w drodze do Damaszku jest nazbyt spektakularnym wymysłem i dlatego dość wątpliwe to "powołanie". Co nie zmienia faktu, że stało się "wzorcem" uznanych przez kościół za prawdziwe doświadczeń mistycznych. Zresztą tego rodzaju zjawiska były znane zawsze, przed Jezusem też.
Każdy zawansowany duchowo człowiek wie jednak, że są to omamy umysłu, sny na jawie i z prawdziwą mistyką nie mają nic wspólnego. Bo w tej ostatniej cudów już nie ma i duchy się nie pojawiają, bo wszystko jest już Duchem.

Cytuj:
Widzę że Biblię traktujesz bardzo wybiórczo. I brak ci konsekwencji. Podajesz w wątpliwość boskość Jezusa, a jednocześnie wyrażasz pogląd że był "lepszy" od Pawła. Podważasz wiarygodność Pisma Świętego,..


Biblia nie jest autorytatywnym źródłem, które należy traktować bezkrytycznie. Powszechnie dziś wiadomo jak była kompletowana, skąd czerpała inspiracje, że była przerabiana i dopasowywana do bieżących potrzeb i interesów zarówno żydowskich władców i kapłanów, jak i przywódców kościoła. Tylko dzieci i naiwni ludzie, i ci w kościele, których nic nie obchodzi, lub są ślepi z wyboru, nie znają tej prawdy. A jak powiadają mędrcy, najbardziej ślepy jest ten, który sam nie chce otworzyć powiek i w końcu przejrzeć.

Cytuj:
...a jednocześnie uważasz że zawiera "żywe słowo Jezusa". Jak to możliwe skoro, jak sam piszesz, Ewangelie nie są autorstwa żadnego z apostołów, czyli napisał je ktoś kto nie słuchał jego słów.
Na jakiej podstawie dokonujesz takiej segregacji? Wydaje mi się że jako wiarygodne traktujesz teksty zgodne ze swoimi poglądami. Twoim "sitem wiary" są twoje poglądy. Tylko że z wiarygodnością nie ma to nic wspólnego.


"Sitem wiary" każdego są jego poglądy. To oczywiste.
Oczywiste jest też, że tym "własnym sitem" przecedzam Ewangelie. Już to wyżej pisałem:
- Założyłem, że ewangeliczna postać Jezusa jest historycznie prawdziwa.
- Założyłem, że Jezus wiedział czego uczy.
- Założyłem, że przekaz ewangelistów jest częściowo prawdziwy.

Cytuj:
Chcesz w Biblii (raczej w nauce Jezusa - ddn) i pismach mistycznych znaleźć fragmenty mówiące o satori, żeby potwierdzić że satori jest zjawiskiem znanym każdej religii, jednocześnie lekceważąc wszystkie inne zawarte tam treści.


Wydobycie z fałszu oczyszczonej nauki Jezusa ma głęboki sens. Tylko On nauczał "prawdy, której poznanie wyzwala" - zbawia. Do tej właśnie warstwy Ewangelii docierali najwięksi chrześcijańscy mistycy: Mistrz Eckhart, św. Jan od Krzyża, Anioł Ślązak i wielu innych.

Cytuj:
Gdybym dowodził że w pismach religii wschodnich znajdują się słowa wypowiedziane przez Jezusa byłbym równie mało wiarygodny.


Skąd wiesz? Kazania i traktaty Mistrza Eckharta są popularne wśród wielu buddystów i wysoko cenione przez mistrzów zen.

Cytuj:
PS.: Autorem Listu do Hebrajczyków nie jest św. Paweł.


To chyba dobra nowina?


Wt sty 23, 2007 10:11
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Zauważyłem, że temat, mimo ustania dyskusji, jest jednak odwiedzany, więc w ramach ilustracji, jako coś uzupełniającego dla czytelników interesujących się mistyką nieco szerzej pojmowaną, dołączam to krótkie opowiadanie, pt:
-----------------------------------------------------------------------------------------

ŻYRANDOL
Autor: Dominikdano


Jest staroświecki i jakby zbyt duży do mojego pokoju. Wisi na środku sufitu i pyszni się swoimi siedmioma żarówkami. Sześć jest z góry powkręcanych do opraw znajdujących się w małych, szklanych, miseczkowatych kloszach rozmieszczonych w równych odstępach na obwodzie obręczy odlanej z brązu. Siódma stanowi jakby środek tego okręgu, zwisa głową w dół, w podobnej do pozostałych, lecz trochę większej misce, którą można dowolnie opuszczać i podnosić na stalowej lince przeplecionej przez system bloków z kółeczkami i zakończonej zdobionym secesyjnymi wzorami ciężarkiem. Jeden z sześciu kloszy ma ubitą krawędź, której jednak stąd nie widać. Myślę, że mama specjalnie tak odwróciła żyrandol, by nie drażnił moich estetycznych odczuć. Wie o mojej wrodzonej pedanterii. Sama zresztą jest perfekcjonistką, a że lubi starocie i jest sentymentalna, więc z tak drobnego w sumie powodu, nie zamieniła by tej lampy na żadną inną. Zresztą znamy się z żyrandolem od lat i zawsze, odkąd sięgam pamięcią miał ten jeden klosz wyszczerbiony. Podobno jeszcze przed wojną, w trakcie wymieniania spalonej żarówki stłukł go mój dziadek spadając ze zbudowanego z krzeseł rusztowania, które nie wytrzymało jego ciężaru. Dziadkowi na szczęście nic poważnego się nie stało. Kilka rozległych sińców i to wszystko, ale od tamtej pory żyrandol zyskał nieodwracalne piętno.
Pod tym względem jesteśmy podobni. To znaczy nie chodzi mi o dziadka, ale o żyrandol. Podobnie jak on jestem nieodwracalnie napiętnowany. Od prawie dwóch lat leżę bez ruchu, na wznak i gdy tylko nie śpię to przypatruję się mu, jak w ciągu dnia zmienia swój wydawałoby się niezmienny wygląd. W nocnym świetle, przed świtem i po zmroku jest prawie czarnym pająkiem uwieszonym na suficie. Potem w ciągu dnia nabiera kolorów, a kiedy po południu przez okno wpadają promienie zachodzącego słońca, połyskuje brązami lanego metalu i marmurkową zielenią szklanych kloszy.
Jednak prawdziwego przepychu i godności nabiera wówczas, gdy rozjarzy się własnym światłem. Może palić się jedną, środkową żarówką, lub trzema, czterema, sześcioma i siedmioma światłami na raz, rzucając przy tym na sufit i ściany oraz na przedmioty, które jestem w stanie dojrzeć, fantastyczne cienie i kojące kolory. Jest tak piękny, że pragnąłbym nim być, a nie sobą, żywym lecz bezwładnym, ciągle jednak widzącym i słyszącym ciałem i co gorsza pojmującym własny stan.
Doskonale pamiętam siebie sprzed wypadku. Byłem chodzącą radością, niezłomnym optymistą i marzycielem. Jakie to ja miałem plany! O ho, ho! Trudno je też zliczyć. Sto pomysłów na godzinę.
Jedna sekunda nieuwagi i po herbacie. Mój ojciec w tym zderzeniu zginął na miejscu. Matka po długim pobycie w szpitalu odzyskała zdrowie, a ja niestety przeżyłem. Prowadziłem auto. Tato, jak nigdy wcześniej, zgodził się na moje usilne prośby i oddal mi na parę minut kierownicę. Uległ mi wtedy nie pierwszy, ale za to ostatni raz.
Przez wiele miesięcy byłem w szoku i nic nie pamiętałem, ale gdy powróciły wspomnienia, to przeżywałem tę jazdę, a właściwie jej finał na okrągło, miesiącami. Nie jestem w stanie opisać swego żalu. Tego nie da się wyrazić w jakikolwiek sposób. Gdybym trochę tylko wtedy zwolnił i nie udawał znakomitego rajdowca, to może nie doszło by do zderzenia. Gdybym nie przejechał tamtego skrzyżowania na żółtym świetle, ale poczekał na zielone, to o kilka sekund spóźniłbym się i pomimo poślizgu ominąłbym tę starą ciężarówkę.
Wyrzuty, niekończące się wyrzuty, całe korowody wyrzutów... Nic jednak nie dadzą i niczego już nie poprawią. Czasu nie da się cofnąć, odwrócić i na nowo, dokonując poprawek w odpowiednich momentach, powtórzyć życia. Początkowo pragnąłem by był to tylko sen. Nie potrafiłem pogodzić się z tragedią, przyjąć jej do wiadomości. Byłem młody. Bardzo chciało mi się żyć. Miałem kolegów, dziewczynę. Ten koszmar jednak mi się nie przyśnił. Wszystko to bezpowrotnie utraciłem. Na zawsze.
Nie pragnąłem by ktokolwiek mnie odwiedzał. Jakoś dałem to mamie do zrozumienia, więc nikogo do mnie nie dopuszczała. Nie potrzebowałem niczyjego współczucia. Sam też nie chciałem nikogo oglądać, widzieć ich jak są tacy zdrowi, radośni i litują się nade mną, zwiędłą kukłą. Gdybym mógł, to odebrałbym sobie życie. Czasami cieszyłem się, że ojciec nie przeżył, bo oszalałby widząc mnie w takim stanie. Kochał mnie ponad wszystko, tak jak ja jego. Świetnie rozumieliśmy się. Nie, nie będę tego wspominał. Muszę zapomnieć. Zapomnieć!
Pamięć jest moim katem. Torturuje mnie nasyłając te wszystkie myśli i wspomnienia. Powinienem nie rozpraszać się, zmobilizować wszystkie tlące się jeszcze we mnie siły i skupić je na kontemplowaniu żyrandola. Wszystko inne nie może mnie od tej czynności odwodzić. Tak długo, jak będę żył, tylko to mi pozostało i jedynie to daje ukojenie. Spokój, cisza, senność, sen, sny, kolejny dzień, cholernie długi dzień do odpokutowania. Za co ta pokuta? Za co?!
Nie, nie! Tylko nie myśleć o niczym. Zatrzymać wszelkie myśli. Zapomnieć o sobie. Pustka, pustaka... pustka. Patrzeć jedynie na żyrandol! Patrzeć! Być samym tylko patrzeniem! Niczym nie zmąconą obserwacją. Nie być i być jednocześnie. Jestem żyrandolem. Nim jestem. Tylko to jest rzeczywiste. Nic innego, tylko to... to... to... to... to - w rytmie oddechu - to... to... to... o... o... o...
Zasłona złudzeń opada, albo jak kto woli, rozdziera się. Jestem teraz świadomy, że nic nie jest na zewnątrz, wszystko jest wewnątrz. Trudno mi to jakoś inaczej wyrazić, bo jest tym i tym równocześnie. Ból głowy i śnieg za oknem, ten spadający z góry i unoszący się w podmuchach zamieci i ten leżący na gałęziach uśpionego klonu i na dachu sąsiedniego domu - jestem tym. Wszystkie płatki śniegu rozdmuchiwane przez porywisty wiatr, są mną. Boże, jak ja pięknie wiruję! Ach! Jestem kwintesencją gracji, baletmistrzem wykonującym piruety na największej scenie świata. Żyję na sto tysięcy możliwości... Nie!... na miliardy miliardów sposobów. Czy ktoś to widzi, ten wieczny ruch, te ciągłe przeistaczanie się z kształtu w kształt? Ciągle inny i niepowtarzalny fenomen. Cud!.. Istny cud! To właśnie ja jestem tym wszystkim.
Czuję radość i szczęśliwość, jakiej nigdy wcześniej, będąc zdrowy nie przeżywałem. W takich chwilach nie ma chyba szczęśliwszej ode mnie istoty. Nie, nie istoty, a raczej jedynego, niepodzielnego bytu. Przecież obserwuję sam siebie! Jestem... jestem taki... wieczny... A może nawet odwieczny? Jakbym już umarł. Wolny od wszystkiego, a przede wszystkim od własnego kalectwa. Taki jaki jestem, jestem doskonały. Nie mam żadnego braku. Czy ktoś to pojmuje?!
Jeśli nie, to niech się dobrze przypatrzy moim oczom. Tylko w nich można to odczytać. Błyszczą samym szczęściem. Ja jestem samym szczęściem! Jedynie ja to pojmuję!



.


N sty 28, 2007 19:08
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
goostaf napisał(a):
Sugerowanie że Bóg mógł nagle w pewnym momencie odkryć coś o sobie, o czym dotychczas nie wiedział, jest odmawianiem Bogu wszechwiedzy.


Philip.K.Dick "Boska inwazja" - Bog sie wciela ponownie, lecz w skutek zamachu przez Ruskich (Herod?) dostaje amnezji i zapomina, ze jest Bogiem. Oswiecenie (anamnezja) nastepuje stopniowo.

Czy o to chodzi dominikowidano?


Pn lut 26, 2007 8:16
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
Tylko jako przerywnik, przepraszam
Dominikdano napisał(a):

I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować. Odpowiedział im Jezus: ...

11k (z innego forum) napisał(a):
Jezus mowi: no wiec kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem
wychodzi ktos i LUP
kamien trafia w czolo
Jezus na to: MATKAAA, jak Ty mnie czasem wku..asz!


Pn lut 26, 2007 9:01
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
A teraz ad rem:
Dominikdano napisał(a):
Czy mistyka chrześcijańska zna to doświadczenie religijne?
Czy jakiś odpowiednik satori jest opisany w chrześcijańskich pismach mistycznych?
Czy Jezus , który jak wierzą chrześcijanie, był doskonały, był Bogiem-człowiekiem, wiedział czym jest stan świadomosci zwany satori?
Czy można w ewageliach wskazać Jego słowa, które mogą taką hipotezę potwierdzić?


"Mistyka jest jedna, religii wiele" ergo każda mistyka czy raczej każdy mistyk zna to zapoczątkowujące doświadczenie. A nazywa je rozmaicie, zależnie od wyjściowej religii. Z pewnością jak poszukasz, to znajdziesz. Wielu świętych czy doktorów Kościoła opisało swoją drogę duchową szczegółowo, z poradami dla następców.

LOL, czy pytasz o olśnienie w momencie przebudzenia czy o stały, trwały stan unii z Bogiem? Tu myślę jak goostaf
goostaf napisał(a):
Jezus jest Bogiem! To ty odmawiasz Mu boskości twierdząc że doznał olśnienia. Bóg nie musiał doznawać olśnienia ani poznawać prawdy, bo jest Prawdą przedwieczną.

tzn nie musiał doznawać oświecenia, bo już taki się narodził (czy: dobrowolnie, z miłości/współczucia do nas "przyjął narodziny" w ludzkim ciele).
A jak tam świadomość własnej boskości z wiekiem się u Jezusa rozwijała, o tym możemy tylko sobie poteoryzować. Wiadomo z NT, że już w wieku 12 lat przewyższył wiedzą uczonych ze świątyni. Z pewnością wiedział "sam z siebie".
IMHO – Jezus już się narodził oświecony. Dyskutować nie będę, gdyż wyniknie z tego tylko "co sobie mały Jaś wyobraża na temat". Postać Jezusa przewyższa moje rozumienie.
Dalej przecież sam piszesz:
Dominikdano napisał(a):

Niczego Jezusowi nie odmawiam, również boskości.
Nie twierdzę też, że doznał "olśnienia". Nie wiem czym jest to "olśnienie", o którym piszesz.
Natomiast jestem przekonany, że Jezus doskonale znał stan duchowy, którzy inni ludzie w innym miejscu i czasie poznawali i nazywali inaczej, np. satori, tat tvam asi, Jestem który Jestem itp.

No to o co to nieporozumienie? Jezus z pewnością znał ten stan (czwarty stan świadomości – nazywa go filozofia indyjska) dużo lepiej niż człowiek, któremu ledwie mignie i już wielki mistyk.
goostaf napisał(a):
Jezus nie może doznać satori czyli "nagłego wglądu w to, co jest prawdą", bo On jest prawdą. Zupełnie świadomą. Nie obudził się nagle i nie zaświtała mu myśl: Boże, ja Jestem Prawdą.
On o tym wie
Sugerowanie że Bóg mógł nagle w pewnym momencie odkryć coś o sobie, o czym dotychczas nie wiedział, jest odmawianiem Bogu wszechwiedzy.

Czyli chodzi o to, czy "od zawsze" czy dopiero od pewnego momentu życia, w którym Go olśniło?
Kto dowiedzie? Tak czy tak, przekracza to nasze rozumienie. Możemy tylko się skłaniać ku którejś wersji, zależnie od przekonań osobistych.


Pn lut 26, 2007 9:41
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
Dominikdano napisał(a):
Jedynie ja to pojmuję!

...Przesadzasz... ; P


Pn lut 26, 2007 9:48
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Nino, dziękuję za komentarze. Z uwagą je przeczytałem.
To teraz jeszcze taki tekst - z dedykacją dla Ciebie, ma się rozumieć.

S A T O R I
Autor: dominikdano

Był już u kresu wytrzymałości, gdy dotarł na lotnisko. Czuł się jak po długim, terenowym przełaju. Otaczał go tu tłum, mnóstwo ludzi i wszyscy byli czymś zaabsorbowani. Nawet ci, którzy aktualnie nigdzie nie szli, a tylko siedzieli lub stali, też skupiali się na jakimś własnym, w tej oto chwili ważnym zajęciu. Czytali, rozmawiali przez telefony, lub ze sobą, rozglądali się wokół. Nawet śpiący i leżący po kątach pijacy i narkomani zajęci byli zamroczeniem, o które się wcześniej postarali.
Spojrzał na ogarniającą go przestrzeń wnętrza dworca lotniczego. Rozmaite kolory, formy i kształty, sprzężone z kakofonią jakichś szumów, gadaniny i innych dźwięków, zaprawione rozmaitością miłych, neutralnych i niekiedy odpychających aromatów, zewsząd atakowały jego zmysły. Gdzie nie spojrzał widział jakieś światła, ruchome lub stałe reklamy, monitory, tablice wyświetlające rozkłady lotów. Z głośników co chwilę zawiadamiano o czymś, lub kogoś przywoływano. Z pubów i restauracji dolatywały swoiste dla tego typu zakładów wonie.
Od pewnego czasu, a właściwie od mniej więcej tygodnia, przeczuwał, że jest już blisko osiągnięcia tego, o czym przed dwudziestu laty dowiedział się, że jest. Teraz zbliżał się do tego z każdą godziną i minutą. Nie wypuszczał owego przeczucia ani na moment. Dzień i noc, niezależnie od tego co robił, trwał w tym dziwnym stanie zawieszenia, a właściwie nieprzerwanej czujności. Nawet gdy spał, to przez sen jakby trzymał w zaciśniętej dłoni owo subtelne przeczucie. Nie, nie. Tak naprawdę to pewność była.
Zatrzymał się w samym centrum zatłoczonej hali i intensywnie, z napiętą uwagą... w skupieniu, patrzył na wprost... przed siebie... w perspektywę jednego z długich korytarzy prowadzących do terminali. Teraz w jego umyśle nie pojawiały się nawet strzępy myśli. Pustka i nic więcej. Jej jedynie był świadom. Na poziomie fizycznym uprzytamniał sobie jeszcze tylko swój oddech, który sprawiał, że wszystko oddychało wraz z nim. Coś dziwnego działo się z jego oczami. Patrzyły jakby do wewnątrz. Tak to czuł. Były zwierciadłami odbijającymi jego własne wnętrze, którym teraz była hala dworca i wszystko co ją - jego wypełniało. Był tym lotniskiem wraz z wszystkimi istotami i przedmiotami, które łącznie z sobą odczuwał jak nigdy wcześniej. Był całym kosmosem. Wiedział to teraz, mimo zupełnej ciszy w głowie, wręcz przy braku jakiejkolwiek, nawet najwątlejszej myśli.
Nareszcie pojął całą iluzję, w której prawdziwość wierzył od tylu lat, może nawet wielu eonów, wręcz od zawsze. O, jakże to głupie było przekonanie, że jest oddzielnym istnieniem, różnym od innych zjawisk, pozornie obcych bytów i niby zewnętrznych rzeczy. Tkwił do dziś w tej fatamorganie jak jakiś przygłup, ślepiec, bezmyślny, małpi embrion. Teraz wstrząśnięty swym odkryciem chwycił się rękami za głowę i zaczął się śmiać na całe gardło, głośnym hałaśliwym śmiechem.
- Ha! Ha! Ha! O to ja... i nie ja! - ryczał. - Nie być, to być, a być, to nie być Hamlecie! - pękał ze śmiechu. - Ha! Ha! Ha!.. Wszystko jest jednym!... Jeee...dnooo! - z tej nieopanowanej wesołości niemal kulał się po dworcowej posadzce.
Trwało to dobrą chwilę. Gdy się już w końcu serdecznie wyśmiał i z trudem powstrzymał nieskrępowane wybuchy wesołości, zauważył wówczas szczególną zmianę w zachowaniu tłumu. Spieszący się do tej pory ludzie nagle przystanęli. Leżący pod ścianami włóczędzy też się ocknęli i nieco unieśli na swych osobliwych łożach. Wszyscy teraz w jego kierunku patrzyli, jakby byli zainteresowani tylko jednym, jedynym wydarzeniem. Jego jak mniemał, nieodpowiednim w tym miejscu, wręcz oburzającym zachowaniem. W sekundzie zesztywniał i śmiać się przestał w ogóle. Sądził bowiem, że chcą go tymi karcącymi spojrzeniami przywołać do porządku. Ale nie. Patrzyli na niego wesoło, z życzliwością. Najpierw nieliczni, a potem następni i kolejni zaczęli klaskać. Wszyscy bili mu owacyjne brawa, okazując przy tym wielką radość.
- Hura! Nareszcie! - krzyczeli. - W końcu udało ci się, po tylu reinkarnacjach osiągnąć oświecenie. No, nasze gratulacje! Baliśmy się, że nie zdążysz. Byłeś już ostatni. Teraz oto, dzięki tobie nastąpiło zupełne, całkowite i definitywne zbawienie. Tak się cieszymy. Ach, jak bardzo! Nasz zbawicielu!
Skonsternowany przez chwilę milczał, z opuszczoną teraz głową. Czyżby się dał nabrać? Znów kolejna iluzja, kolejna maja, jeszcze jeden miraż, kolejne urojenie.
- Nie wiem o czym mówicie - odparł cicho i wyszedł z lotniska.

---
Ddn


Pn lut 26, 2007 19:52
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
Thx. Bardzo lubie to opowiadanie (znam je jeszcze z Buddy). Byloby mi bardzo milo, gdybys je wkleil i na moim forum.


Pn lut 26, 2007 21:54
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Nino, bardzo chętnie to zrobię, ale musisz mnie wpierw odbanować </;-)
Serdecznie pozdrwaiam
Ddn


Wt lut 27, 2007 9:14
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
Juz dawno dziala wszystko (pomogl jpack). Czekamy z niecierpliwoscia.
A ja ci za to jeszcze tu cos pisne :P


Wt lut 27, 2007 10:02
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
O:
ddn napisał(a):
Czy Jezus , który jak wierzą chrześcijanie, był doskonały, był Bogiem-człowiekiem, wiedział czym jest stan świadomosci zwany satori?
Czy można w ewageliach wskazać Jego słowa, które mogą taką hipotezę potwierdzić?

Natomiast jestem przekonany, że Jezus doskonale znał stan duchowy, którzy inni ludzie w innym miejscu i czasie poznawali i nazywali inaczej, np. satori, tat tvam asi, Jestem który Jestem itp.


Co do tego, czy Jezus był oświecony, się zgadzamy. Ale – są różne stopnie oświecenia, i Jezus był tu dużo wyżej niż my. Czyli – do końca Jezusa nie pojmiemy (najwyżej do swojego poziomu).
Co w Ewangeliach tego dowodzi? - Wszystko.
Jezus był nie tylko oświecony w umyśle ale i w całym ciele: panował nad materią, uzdrawiał a nawet wskrzeszał, po wodzie chodził, zmartwychwstał (powrócił w opuszczone ciało?) , przez zamknięte drzwi przeniknął a potem "niewierny" Tomasz mógł go dotknąć, wzniósł się do nieba w ciele "przemienionym". (W Tybecie, gdzie ta tradycja jeszcze nie zanikła, mówi się o "tęczowym ciele" – też tylko u tych już najwyżej zrealizowanych.) . Jeszcze Ci mało? LOL.
Jeśli weźmiesz Ewangelię - zrozumiesz, jak wszystko, tylko do swojego poziomu. Lecz choćby największy mistyk czytał Ewangelię, ona zawsze go przewyższy. Zadne slowo nie będzie zbędne czy niepotrzebne, a kazde na miejscu.

I sa w Ewangelii fragmenty, których nadal nie rozumiemy: Np Jezus często mówił o wierze, która przenosi góry, że gdybyśmy ja mieli to też byśmy umieli jak On... Wyraźnie próbował nas tu czegoś nauczyć ("techniki" robienia cudów) . Niestety, otoczenie tego nie pojęło; nie potrafiło zrozumieć ani nam przekazać. Najwidoczniej wiedza "z wyższego poziomu". A nie chodziło tu tylko o powiedzenie "wierzę". Raz kobieta dotknęła z tyłu Jego szaty – i została uzdrowiona, lecz On całą swą moc stracił. Wyraźnie działała tu jakaś nieznana nam energia , którą Jezus umiał operować świadomie a ta kobieta "wiarą" podkradła. To tez próbował przekazać – niestety nie zrozumiano. Jeszcze po Jego odejciu apostołowie parę cudów zrobili ( "w Jego Imię" – czyli że tak łatwiej, On tu dopomoże) a potem i to się rozpłynęło...

I to można znaleźć w Ewangelii...


Wt lut 27, 2007 10:54
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00
Posty: 747
Post 
Nino, zawsze podziwiałem Twoją łatwość bycia na wszystkich poziomach świadomości.
Pozdrawiam, Ddn


Wt lut 27, 2007 20:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 10, 2006 10:40
Posty: 70
Post 
Lubimy sie roznie bawic.
Don't take anything seriously. N2 :P


Cz mar 01, 2007 7:54
Zobacz profil
Post 
Nino, a z tą szatą to przypadkiem nie jest apokryf? Bo tak to kojarzę z czasów gdy na Gwiezdnych Wrotach gdy jeszcze istniały był zbiór apokryfów.


Pt mar 02, 2007 8:32
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49
Posty: 870
Post 
Nie jest to apokryf, tylko Ewangelia św. Marka (o ile dobrze pamiętam; nie sprawdzałem).
Z tym że w Tysiąclatce nie mamy że cała moc opuściła Jezusa, a że wyszła od Niego. Różnica istotna.
I Jezus jako źródło uzdrowienia nie wskazuje "mocy", a wiarę kobiety (twoja wiara cię uzdrowiła).

Mogłem popełnić błędy bo ten fragment odtwarzam z pamięci

_________________
Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim
Micheasz 6:8


Pt mar 02, 2007 8:45
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 81 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL