Re: Albo NPR, albo separacja
Dzień dobry, długo się opierałem przed pokusą powrotu. Ale ten wpis był chyba ostatecznym bodźcem.
Zacznijmy od pytania postawionego na wstępie. Powodami do separacji wymienionymi w kanonach 1151-1155 są cudzołóstwo, przemoc przeciw małżonkowi lub dzieciom czy zagrożenie wiary. Inne, niewymienione w kanonach, mają być przynajmniej porównywalne.
http://www.zaufaj.com/component/content ... -1165.htmlNie sądzę, żeby jakikolwiek sąd biskupi przychylił się do Twojej interpretacji separacji. Bo wtedy "karałby" żonę za to, że przestrzega prawa bożego. A "nagradzałby" stronę, która to prawo chce łamać. Wiem, separacja to nie rozwód czy unieważnienie. Niemniej jest to prawo przysługujące stronie, jak to się określa, niewinnej. Czy możesz się tak określić w tej sytuacji?
__________________________________
Przejdźmy teraz do szczegółów. W których, jak powiada przysłowie, diabeł tkwi czasem.
Kael napisał(a):
Proponuje jednak rozmowe ze spowiednikiem
felek napisał(a):
Zdania spowiedników są podzielone.
Smutna refleksja na temat odsyłania do konfesjonałów. Skrupulant tak długo będzie szukał spowiednika, aż trafi na wystarczająco ostrego. "Liberał" znowóż znajdzie spowiednika bardziej spolegliwego. W ostateczności nawet w obliczu konfesjonałów jesteśmy "skazani" na własne sumienie. Tego obowiązku nam nikt nie odbierze.
felek napisał(a):
Uważam ze ortodoksyjny NPR jest w tym przypadku mało skuteczny.
Iago napisał(a):
Czy Twoja żona też nie akceptuje wizji białego małżeństwa, czy tylko Ty chcesz naciskać pomimo realnego zagrożenia jej życia oraz życia dziecka?
Odbieram to raczej tak, że żona akceptuje wyłącznie NPR, a mąż chce - dodatkowo? - stosować jakieś metody przemysłu wulkanizacyjnego. Albo jakieś inne pomysły farmaceutyczne. Jak szelki i pasek jednocześnie.
Trudno natomiast wywnioskować, czy małżonka
chce dalej pożycia akceptując ryzyko. Czy też może NPR nie staje się pewnym... pretekstem odmowy? Trudno w takiej delikatnej kwestii o dalsze wnioski, bez wdawania się w szczegóły. Niemniej mam wrażenie, że zachodzi niezdrowa sytuacja, w której obie strony weszły na drogę wzajemnych szantaży emocjonalnych, zamiast szukać drogi wspólnego rozwiązania w tej sytuacji. Bo przecież separacja (nie "rozwód kościelny") ze strony autora wątku też jest swego rodzaju szantażem wobec żony, czy nie?
---------------------------
felek napisał(a):
Znam liberalne i ortodoksyjne. Zona wybrała ortodoksyjne.
To ja Ci dam teraz zagwozdkę z grubej rury. Będzie sprzed prawie 100 lat, w czasach, jak KRK podchodził do spraw jeszcze bardziej ortodoksyjnie, niż dziś. Jednakże w tamtych czasach pewien duchowny... raczej biskup... a konkretnie papież. Napisał taki dokument... a raczej encyklikę. I ten dokument, chociaż później nieco "przeinterpretowany", nadal jest aktualny, odwołuje się do niego Paweł VI w Humanae Vitae (jakbyś nie wiedział, to ta encyklika ugruntowała dzisiejsze rozumienie NPR).
No dobra, wracam do tej poprzedniej encykliki poprzedniego papieża:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP ... 0.html#p70"Wie również doskonale Kościół Święty, że nieraz jedna strona znosi raczej aniżeli popełnia grzech, zezwalając z ważnego na ogół powodu, wbrew własnej woli, na naruszenie właściwego porządku. Strona ta jest w takim wypadku bez winy, byleby nie zapomniała o obowiązku miłości bliźniego i drugą stronę starała się od grzechu powstrzymać. "Pozostawiam to bez komentarza, sam możesz się posilić na wykładnię.
-----------------------
I pewna ogólna refleksja na koniec. Obserwowałem pewne relacje w tej tematyce w przeszłości na moim starym forum. I był pewien schemat. Kobieta najczęściej po kolejnym dziecku chciała wprowadzić (?!) NPR w małżeństwie. Mężczyzna najczęściej się sprzeciwiał. I czasem prowadziło to do nadwyrężenia tego, co określa się jako "nierozerwalność węzła małżeńskiego". Nawet przy pewnym współ-udziale księży, którzy stawiali priorytety tak a nie inaczej.
Problem przez Ciebie przedstawiony, choć bez kwestii zagrożenia życia / zdrowia, pojawia się częściej w pewnym okresie życia, nie tylko u katolickich małżeństw, choć tam jest "specyficzny". Jest jednak też związany ze zmianami jak najbardziej fizjologicznymi. Po prostu libido ludzkie nie jest stałe, a u kobiet właśnie po urodzeniu dzieci - czasem spada. Zwłaszcza, jeżeli porody były niełatwe. Zwłaszcza, jeżeli w tle tkwi zagrożenie życia.
Pomyśl trochę o tym. Pomyśl o tym, jak Ty byś podchodził do spraw intymnych, gdyby cztery razy przeszedł Ci przez przyrodzenie obiekt wielkości małej piłki. I gdybyś wiedział, że piąty raz Ci grozi gorszymi konsekwencjami. Postaraj się wczuć w sytuację Twojej żony, zamiast spędzać czas na wertowaniu kanonów. I pytaniu na forach. Wydaje Ci się, że
Ty masz potrzeby, ale gdzie pomyślałeś o potrzebach Twojej żony? O tym, że ona bardziej potrzebuje bliskości Ciebie w inny sposób, niż "przez lateks"?
Serio, powstrzymuję się od opieprzenia Ciebie za sam pomysł, że zostawienie żony w tej sytuacji jest jakąś opcją. A trudno mi. Niech powyższe starczy.