2 lata po ślubie,9 lat od poczatku zwiazku-wypalenie,smutek
Autor |
Wiadomość |
agata27
Dołączył(a): Wt sie 07, 2007 5:25 Posty: 36
|
 2 lata po ślubie,9 lat od poczatku zwiazku-wypalenie,smutek
Poznalismy się z moim mężem na I roku studiów (AGH,kraków). Po poł roku - już byliśmy parą, już do końca studiów znani i kojarzeni przez wszystkich jako nierozłączni zakochani, spędzajacy ze sobą cały czas na uczelni i w "okienkach".
Taka prawda - była to głeboka miłość, wspólne pasje - wycieczki w góry, muzyka, - podobny system wartosci (oboje byliśmy ludzmi głęboko wierzącymi). Razem chodziliśmy na zajęcia i na wycieczki - ale też do kościoła, na "pierwsze piatki", itp.
Byliśmy bardzo dobrymi studentami - motywowało nas do nauki to żeby jak najszybciej być razem, wziąć ślub - a do tego trzeba mieć pracę, miećgdzie mieszkać - a na to szansa tylko bedąc dobrym w swoim fachu. Mimo, że byliśmy ogromnie zakochani (nawet na zajeciach trzymaliśmy się za rękę przez wiekszoć czasu!) - poprzestaliśy tylko na pocałunkach. Seks zostawiając na po ślubie - żeby być zgodnym z własnym sumieniem i wiarą w Boga. Mimo licznych okazji (czeste samotne wypady w góry - romantyczny nastrój, cisza) byliśmy niezłomni.
Mieliśmy zawsze ogromną ochotę na "coś wiecej", żeby byćze sobąw pełni, ale wiedzieliśmy ze to będzie zlekceważenie Pana Boga i niewybaczalny błąd. A my tak bardzo chcieliśmy liczyć na boże błogosławieństwo potem, w małzeństwie...
Po 5-ciu latach skońćzyliśmy studia - okazało sięniestety - ze z pracą bardzo ciężko ( 9 miesięcy szukaliśmy), pomoc ze strony rodziny - żadna, o mieszkaniu - nie ma co marzyć (nawet o wynajęciu - pensje bardzo niskie). Odłozyliśmy wiec na kolejne lata marzenie o małzeństwie. Spotykaliśmy sięjuż bardzorzadko - raz na 2 tyg na 3 godzinki w niedzielę (każdy miał już po studiach inny rytm dnia, daleko mieszkalismy od siebie). Czuliśmy ogromny smutek, zal... Znajomi - nawet ci co nie mieli nikogo na studiach i ci co baaardzo szaleli na gruncie damsko męskim- założyli rodziny, odwiedzali sięw swoich mieskzankach, rodzili dzieci.
I taką sytuacjęmieliśy przez 2 lata po studiach...
I wreszcie po 7 latach bycia ze sobą (choć te 2 lata po studiach pełne smutku i rzadkiego spotykania) - wzieliśmy ślub.
Początkowo zamieszkaliśy u mojej mamy. Niestety - w warunkach zera intymności (pokój 5 m2, mama zajmuje wszystkie szafy swoimi rzeczami, cały czas spędza w w naszym pokoju). Teraz - po 2 latach po śłubie częsciej ja siedzęu swoich rodziców mój mąż u swoich.
I niby można wreszcie uprawiać seks - lecz cóż.
Przez tyle lat hamowania się, powstrzymywania - mimo wielkiej miłości, - nauczyliśmy się żyć bez seksu - i teraz już czujemy sięwypaleni, nie mamy ochoty, zwłaszcza ja. Stłumiliśmy w sobie entuzjazm, młodzieńczą radość bycia ze sobą, stłumiliśmy też popęd seksualny.
Placzę gdy przypomnę sobie jak cudownie było 5, 6 lat temu (czy nawet trzy) . Tylko wtedy nie wolno było....
Kiedyś marzyliśmy o dziecku (jakies 3-4 lata temu to było nasze
njawieksze marzenie). Teraz - mieszkając częsciej osobno lub w warunkach zera intymności (gdzie o seks tez cieżko) - i gdy wypaliliśmy się - nie wiem czy się uda. Zresztą już o tym nie rozmawiamy,...
|
Wt sie 07, 2007 8:07 |
|
|
|
 |
stern
Dołączył(a): Pt lut 03, 2006 18:03 Posty: 680
|
a o co Ci właściwie chodzi ?
|
Wt sie 07, 2007 8:20 |
|
 |
agata27
Dołączył(a): Wt sie 07, 2007 5:25 Posty: 36
|
Chodzi mi o to, że mówienie ludziom młodym ,że czekanie z seksem do ślubu (czasem baaaardzo długo, w dzisiejszych czasach) zapewni im szczczęsliwe małżeństwo - nie zawsze i nie w każdym przypadku jest prawdą.
Myślałam, że nie muszę konkluzji końcowej pisać czarno na białym - lecz ze każdy sobie sam wyciągnie wnioski, spojrzy na sprawę z nieco innej strony.
|
Wt sie 07, 2007 8:28 |
|
|
|
 |
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
Hmm... a dlaczego szukasz rozmowy z nami a nie ze swoim mężem? Przecież o relacje między dwiema osobami muszą walczyć obie te osoby a nie grupa ludzi z całego świata, która akurat zatrzymała się na chwilę na tym forum.
Dla mnie trochę dziwne jest odkładanie ślubu... o ile jeszcze na "po studiach" jakoś mogę zrozumieć, choć często tak człowiek sobie tylko szkodzi, to potem odkładanie na "wieczne" potem, rozchodzenie się i układanie życia samemu z małą wstawką czasową na tą drugą osobę jest mało roztropne (moim zdaniem). Na pewne rzeczy otrzymujemy konkretny czas z którego powinniśmy korzystać
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Wt sie 07, 2007 8:29 |
|
 |
zielona_mrowka
Dołączył(a): Pt maja 16, 2003 21:19 Posty: 5389
|
Hmm... i jeszcze jedno bo widzę, że się "dopisało" jak swój post pisałam... to nie wina zachowania czystości, a Wasza - uciekania od decyzji, podejmowania odpowiedzialności za siebie i szukania wygód a nie patrzenia na siebie... no ale jeśli chcesz winić za to brak współżycia przed ślubem to proszę bardzo.
_________________ Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za łaskę i wierność Twoją...
Użytkownik rzadko obecny na forum.
|
Wt sie 07, 2007 8:32 |
|
|
|
 |
angua
Dołączył(a): Pn sty 03, 2005 21:25 Posty: 7301
|
Ale uważasz, że gdybyście raz na te dwa tygodnie w ciągu trzech godzin w niedziele uprawiali seks, to by to coś pomogło?
_________________ Czuwaj i módl się bezustannie, a czyń to dla Boga, dla ludzi i dla samego siebie. Nie ma piękniejszego zadania, które zostałoby człowiekowi dane do wypełnienia, niż kontemplacja. P. M. Delfieux
|
Wt sie 07, 2007 8:32 |
|
 |
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
1. Wydaje mi się że masz jakby żal starszego brata z przypowieści o Synu Marnotrawnym. Wytrwałaś w czystości, a teraz oczekujesz za to nagrody. Czyli jakby czystość nie była wartością samą w sobie.
2. Problem leży chyba zupełnie gdzie indziej. Ja widzę problem w zupełnym braku warunków do tworzenia życia rodzinnego. Wasze warunki mieszkaniowe i finansowe zupełnie nie dają możliwości do budowania intymności małżonków, do uczenia się przebywania ze sobą nie tylko kiedy macie na to ochotę, ale non-stop.
Bardzo Wam współczuję, bo sam takich problemów nigdy nie miałem.
3. Nie bardzo mi się chce wierzyć, że zachowywanie czystości przed ślubem spowodowało u Was stępienie popędu seksualnego. Ja z żoną także pierwszy raz uprawialiśmy seks dopiero po ślubie (chodziliśmy ze sobą tak jakieś 5 lat, a za parę byliśmy uważani jakieć 9 lat), ale apetyt na siebie mamy nieposkromiony (jak zwierzaki  ).
Jeśli więc nie macie ochoty na seks, to może bardziej przyczynił się do tego brak warunków.
Popęd seksualny jest wielką siłą. Cieszcie się nim, żeby przypadkiem nie zadziałał wbrew Waszej woli i przeciw Waszemu związkowi.
4. Chyba mimo wspaniałego początku Waszego związku teraz będziecie musięli podjąć ciężką walkę, aby zachować żar miłości. Ja zachęcam żebyście jednak jak najczęściej przebywali ze sobą; wspólnie wykonywali zajęcia.
Z drugiej strony to że mieszkacie razem można wykorzystać - będziecie się czuli jakbyście się przygotowywali do randki. Poświęćcie trochę czasu na przygotowanie się na przyjście męża/żony. Starajcie się wynagradzać sobie nawzajem chwile rozłąki. Niech troski dla Was nie istnieją w te krótkie chwile, kiedy możecie być ze sobą.
Z drugiej storny - niech mąż zna wszystkie twoje codzienne troski, a ty staraj się wiedzieć, co gnębi męża i towarzyszyć mu.
5. Trzymam kciuki!
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
Wt sie 07, 2007 8:41 |
|
 |
agata27
Dołączył(a): Wt sie 07, 2007 5:25 Posty: 36
|
> to nie wina zachowania czystości, a Wasza - uciekania od decyzji, podejmowania odpowiedzialności za siebie i szukania wygód <
1) Nie uciekaliśmy od decyzji. Decyzję o tym, że się pobierzemy podjęliśmy na 3 roku studiów. (w wieku 21 lat)
2) To nie brak odpowiedzialnosci - a włąśnie odpowiedzialnośćwpłynęła na to, ze nie wzięliśmy śłubu na studiach i 2 lata potem. Kompletny brak mozliwosci zamieskzania razem oraz brak finansów na wynajęcie mieskzania spowodowały, ze to własnie odpowiedzialnośc za siebie na wzajem i ewentualne dzieci które mogły by się pojawić,, jest przyczyną odsunięcia ślubu.
3) Nie szukaliśmy wygód, lecz jedynie kąta dla siebie.
Czy wygodą jest mieszkanie u teściowej (na co w końcu sięzdecydowaliśmy) w pokoju 5 m2, trzymanie rzeczy na podłodze (ona zajmuje wszystko), możłiwosć korzystania z kuchni tylko gdy jej nie ma , brak intymności nawet w nocy (ona kiedy chce wchodzi do nas).
|
Wt sie 07, 2007 8:43 |
|
 |
agata27
Dołączył(a): Wt sie 07, 2007 5:25 Posty: 36
|
do goostaf'a
Dzięki. To co piszesz - ma sens i daje mi do myślenia.
Dziękuję Ci i pozdrawiam.
|
Wt sie 07, 2007 8:47 |
|
 |
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
Szczerze mówiąc już po przeczytaniu pierwszego postu odniosłem wrażenie, że wasi rodzice swoim postępowaniem was krzywdzili.
Nawet jeśli mieli prawo odmówić Wam wsparcia finansowego, to nie powinni godzić się na sytuację, kiedy Ty i twój mąż mieszkacie osobno.
A zachowanie teściowej było karygodne. Skoro przyjęła Was pod swój dach, powinna uszanować autonomię waszego wspólnego życia.
Współczuję Wam także pod tym względem, że sami mimo ukończenia studiów pensyjki mamy marniutkie. Wyobrażam sobie trudności życia na własny rachunek z takich marnych groszy.
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
Wt sie 07, 2007 8:52 |
|
 |
agata27
Dołączył(a): Wt sie 07, 2007 5:25 Posty: 36
|
goostaf - masz rację. Ze strony rodziców mogę tylko liczyć na pokrzykiwania "zmień pracę", "trzeba było się nie żenić", "nam też nikt nic nie dał" .
Jest to dla mnie bardzo przykre - tym bardziej, że próby zmiany pracy konczyły się niepowodzeniem w momencie gdy okazywało sie że jestem meżatką (młoda mężatka, na pewno dzieci zaraz bedą).
W ogóle mam prawdopodobnie jakieś załamanie. Nic mnie nie interesuje, mogłabym leżeć cały dzień i spać albo patrzeć w sufit. Nalepiej spać - bo zapominam o rzeczywistosci.
Płaczę - gdy uswiadomię sobie jak się wszystko potoczyło.
Staram się z koleżankami ich szczesciem, rodziną, dziećmi, przytulnymi mieskzankami. ale potem jak wracam do siebie - ogarnia mnie smutek. Laa lecą, zdrowie mam kiepskie... nie wiem czy kiedyś w ogóle bedą dzieci...
|
Wt sie 07, 2007 9:00 |
|
 |
Zencognito
Dołączył(a): Śr maja 09, 2007 7:24 Posty: 4028
|
zielona_mrowka napisał(a): Dla mnie trochę dziwne jest odkładanie ślubu... o ile jeszcze na "po studiach" jakoś mogę zrozumieć, choć często tak człowiek sobie tylko szkodzi, to potem odkładanie na "wieczne" potem, rozchodzenie się i układanie życia samemu z małą wstawką czasową na tą drugą osobę jest mało roztropne (moim zdaniem). Na pewne rzeczy otrzymujemy konkretny czas z którego powinniśmy korzystać Dziwne, że nie rozumiesz postawy Agaty. Przecież to jak najbardziej zrozumiałe, że chcieli podjąć wysiłek zawalczenia o dobre warunki, poświęcili trochę czasu aby spróbować się ustatkować. goostaf napisał(a): 1. Wydaje mi się że masz jakby żal starszego brata z przypowieści o Synu Marnotrawnym. Wytrwałaś w czystości, a teraz oczekujesz za to nagrody. Czyli jakby czystość nie była wartością samą w sobie. A jest? Widziałeś kiedyś, żeby gdzieś na jakiejś stronie katolickiej pisali "zachowujcie wstrzęmieźliwość przed ślubem, bo to jest fajne"? Zawsze piszą, że trzeba odłożyć współżycie, bo to zabija więź z Bogiem, źle wpływa na rozwój związku, może zaburzyć relacje itp. Przedmałżeńska wstrzemięźliwość zawsze przedstawiana jest jako coś, co przynosi korzyść w innych sferach życia, a nie wartość sama w sobie. goostaf napisał(a): 2. Problem leży chyba zupełnie gdzie indziej. Ja widzę problem w zupełnym braku warunków do tworzenia życia rodzinnego. Wasze warunki mieszkaniowe i finansowe zupełnie nie dają możliwości do budowania intymności małżonków, do uczenia się przebywania ze sobą nie tylko kiedy macie na to ochotę, ale non-stop. Bardzo Wam współczuję, bo sam takich problemów nigdy nie miałem.
To zaś, moim zdaniem, pokazuje że to całe "błogosławieństwo Pana Boga" o którym pisała Agata to jedna wielka, nic nie warta ściema.
Agato, myśleliście o wyjeździe z kraju? Jeśli udałoby się wam wyjechać na pół roku lub rok i oboje byście pracowali, to myślę, że spokojnie byście zarobili pieniądze, które pozwoliłyby wam wynająć mieszkanie przynajmniej przez rok - byćmoże w innym mieście, gdzie zdobylibyście lepszą pracę.
|
Wt sie 07, 2007 9:05 |
|
 |
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
agata27 napisał(a): "nam też nikt nic nie dał"
Skąd ja to znam...?
Jakoś nikt nie pamięta o tym, że kiedyś KAŻDY miał pracę (żeby jej nie mieć trzeba było się postarać), a i wynajęcie mieszkania nie było takie kosztowne.
Czasy się zmieniły. Trochę na lepsze, trochę na cięższe...
Być może rzeczywiście jesteś na skraju wyczerpania (bardzo prawdopodobne). Powiedz o tym mężowi. Powiedz, że potrzebujesz jego wsparcia. I że go kochasz.
Postawa Waszych rodziców jest dla mnie o tyle zła, że chyba nie mają świadomości że odkąd wzięliście ślub nie mają już córki, ale córkę i zięcia (przecież jesteście jedno), a teściowie nie mają syna, ale syna i synową.
Skoro pozwolili, byście mieszkali osobno, to tak jakby rozerwali Cię na pół; jakby przyczyniali się do rozkładu Waszego związku. Dla mnie ich zachownie to wielkie zło.
Jeszcze raz życzę Ci przezwyciężenia Waszych ciężkich doświadczeń.
Zencognito - gdyby pomyślność losu człowieka zależała od transakcji z Bogiem (ja Ci czystość - Ty mi pieniążki i mieszkanko), to Bóg nie byłby Bogiem, tylko agencją usługową.
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
Wt sie 07, 2007 9:20 |
|
 |
andrea
Dołączył(a): Śr cze 13, 2007 12:14 Posty: 113
|
agatko - doskonale rozumiem waszą sytuację! my sami odkładaliśmy ślub aż na "po studiach", a teraz mieszkamy w 1 pokoju u rodziców... mój mąż też uważa że to już nie to co kiedyś... zawsze mówi że najlepiej było nam przed ślubem... zaraz po ślubie on stracił pracę i nie mieliśmy żadnych perspektyw oprócz wyjazdu za granicę, ale to oznaczałoby rozbicie rodziny (3 m-ce po ślubie!!!) ja mam stałą pracę w urzędzie więc szkoda byłoby ją stracić... miałam depresję, nerwicę i w ogóle było między nami źle...
mąż już pracuje, budujemy domek (mamy kredyt na 30 lat), ale co: jesteśmy tak utrudzeni że choć od wiosny myślimy o dziecku i niby wszystko jest w porządku nie możemy podjąć ostatecznej decyzji...
dużo się modlę, zwłaszcza do św. Rity - ona jest patronką od spraw beznadziejnych w sprawach finansowych już nam pomogła może przestaniemy się tak bardzo bać na zapas o dzidziusia bo i tak wszystkiego nie przewidzimy...
|
Wt sie 07, 2007 9:38 |
|
 |
Zencognito
Dołączył(a): Śr maja 09, 2007 7:24 Posty: 4028
|
goostaf napisał(a): Zencognito - gdyby pomyślność losu człowieka zależała od transakcji z Bogiem (ja Ci czystość - Ty mi pieniążki i mieszkanko), to Bóg nie byłby Bogiem, tylko agencją usługową.
Czyli potwierdzasz to co napisałem - błogosławieństwo boże jest nic nie warte, bo nie wpływa nijak na życie.
|
Wt sie 07, 2007 9:43 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|