Auguste Valensin napisał(a):
Ojcze, który jesteś w Niebie, chcę porozmyślać, z piórem w dłoni, pod Twoim okiem, o Twoim Ojcostwie.
Chcę je spróbować zrozumieć. Ojcze, Ojcze, muszę przyjąć to słowo, nie myśląc o tym, kim tak często na Ziemi jest ojciec. W pewnym sensie słowo "matka" lepiej by pasowało. O mój Boże, jesteś Ojcem, ale z Bożą czułością. Jesteś pobłażliwością i wyrozumiałością, których nie powinienem się bać. Kiedy o tym pomyśleć przez chwilę, jest to rzecz niesłychana. Miłość Jezusa łatwiej przyjąć. Jest jednym z nas. Ale Bóg! Ten byt nieskończony, nieskończenie potężny, ten od którego zależy moje wieczne szczęście, ma dla mnie, dla mnie osobiście, który teraz to piszę, uczucia miłości Ojca, który jest jak matka; kocha mnie, jak kochała mnie mama i jeszcze mocniej! To jest szalone i cudowne. Muszę to sobie powtórzyć, aby przekonać swoją wrażliwość. Bo gdybym to przyjął nie tylko rozumowo, ale całym sobą, gdybym był do głębi o tym przekonany, moje życie uległoby przemianie.
Przede wszystkim miałbym stałe źródło radości, zawsze w zasięgu. Więcej - jakież poczucie bezpieczeństwa. Mój Ojciec czuwa nade mną i jest Ojcem Wszechmogącym. Czego się wówczas bać.
To, na co pozwoli, aby się wydarzyło, nie może mi zaszkodzić, zatrzymać mnie na drodze do wiecznego szczęścia, a wręcz przeciwnie, wykorzysta to, abym mógł iść do przodu. Oznacza to, że wszystkie wydarzenia, jeśli wynieść je do rangi opatrznościowych, ukazują się tym, czym są naprawdę: czyli wydarzeniami oddanymi na „moją” służbę, a nie przeszkodami — wydarzeniami, które są wyrazem Woli mojego Ojca… Gdy je akceptuję i witam, okazując im życzliwą twarz, stają się jakby dialogiem z moim Ojcem, który chcę prowadzić.
I nie bałbym się Go. Nie patrzyłbym na siebie, aby uznać się niegodnym, bo takie spostrzeżenie może być dobre tylko wtedy, gdy się je robi mimochodem, by zapobiec pysze i samooszukiwaniu; a jest złe i szatańskie, kiedy deprymuje. Patrzyłbym na mojego Ojca i patrzyłbym na siebie Oczami mojego Ojca; Poczułbym się kochany, kochany przez kogoś, kogo miłość nieskończenie przewyższa wszystkie inne... I godny tej miłości. Nie „godny sam w sobie”, ale też nie „niegodny”, ponieważ takie założenie oznaczałoby, że Miłość Boga zbłądziła, ma niewłaściwy cel, jak wybór młodego człowieka, który źle ocenia wartość moralną kolegi i czyni go swoim przyjacielem. Jeśli Bóg mnie kocha, to dlatego, że jestem godny miłości w Jego oczach... W tej ostatniej myśli jest coś do zbadania. Ten sposób, w jaki Bóg kocha biednego, słabego człowieka, ale nie akceptuje grzechu śmiertelnego.