Natalia15 napisał(a):
czyli ten kto dopuszcza się nieprawości nie ma szans na zbawienie?
Szanse na zbawienie ma każdy człowiek, bo każdy został odkupiony przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Gdyby popełnianie nieprawości było całkowitą utrata takiej szansy, to czarno widzę naszą wieczność... Już apostołowie mieli wątpliwości co do możliwości zbawienia. I usłyszeli odpowiedź pełną nadziei.
"Zapytali ci, którzy to słyszeli: Któż więc może być zbawiony? Jezus odpowiedział: Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga." (łk 18, 26-27).
Ale: Bóg nikogo nie zamierza zmuszać do zbawienia. Jeśli ktoś nie chce, ma wolną wolę. Zrobi najstraszniejsza krzywdę sobie, zasmuci Pana Boga do łez (Jer 13,17), ale Pan Bóg ma związane ręce naszą wolą. I o to chodziło przy tym zarzucie, że Pan Jezus wyrzuca złe duchy mocą Belzebuba. Zobacz: On dawał człowiekowi wspaniały dar - uwolnienie od złego ducha. A człowiek odpowiada Mu: eee, taki dar, to pochodzi od złego, ja tego nie chcę. I to jest właśnie grzech przeciw Duchowi Świętemu: uznać, że to, co pochodzi od Boga, jest złe, że to, co ma nas uświęcać, prowadzi do potępienia. Takiemu człowiekowi nawet Bóg nie może odpuścić grzechu, bo on i tak tego nie przyjmie. To nie jest kwestia popełniania takiej czy innej nieprawości. Boże miłosierdzie nie ma granic i jeśli żałujemy, jeśli prosimy o wybaczenie i jeśli jesteśmy gotowi je przyjąć, to największa zbrodnia może zostać odpuszczona (co nie znaczy, że człowiek uniknie kary - ale nie musi to być kara wieczna).
Czytałaś może "Opowieści z Narnii"? W ostatniej części jest fragment, który o tym mówi. Wiem, że to nie Słowo Boże, ale mi pomogło zrozumieć ten problem.
"— Aslanie — powiedziała Łucja przez łzy — czy nie mógłbyś... czy zrobisz coś z tymi biednymi
karłami?
— Kochanie — odparł Aslan — pokażę ci, co mogę, a czego nie mogę zrobić.
(...)
Aslan podniósł głowę i wstrząsnął grzywą. I nagle na kolanach karłów pojawiły się najwspanialsze
potrawy: pasztety, ozorki, gołąbki, biszkopty z kremem, lody, a każdy karzeł trzymał w ręku puchar dobrego wina. Ale i to nie poskutkowało. Zaczęły jeść i pić, lecz najwyraźniej nie czuły smaku tych wyszukanych potraw. Były przekonane, że jedzą i piją tylko to, co można znaleźć w każdej stajni. Jeden powiedział, że próbuje jeść siano, drugi, że znalazł kawałek starej rzepy, inny, że zmusza się do jedzenia zgniłej kapusty. Kiedy podniosły do ust złote puchary pełne czerwonego wina, zaczęły się krzywić, a jeden powiedział: „Tfu! To okropne pić brudną wodę z koryta, które służyło przedtem osłu! Nigdy nie myślałem, że upadniemy tak nisko". Bardzo szybko każdy karzeł zaczął podejrzewać, że inni znaleźli coś lepszego niż on. Wyrywali sobie jedzenie z rąk, kłócili się i przeklinali szpetnie, aż wynikła z tego prawdziwa bijatyka i wszystkie przysmaki rozmazali sobie po twarzach albo wdeptali w ziemię. (...)
— Sami widzicie — rzekł Aslan. — Nie pozwalają sobie pomóc. Wybrali przebiegłość zamiast
wiary. Choć więzienie istnieje tylko w ich wyobraźni, to naprawdę są w nim zamknięci. Tak bardzo
boją się, aby ich w coś nie WCIĄGNIĘTO, że nie można ich z tego WYCIĄGNĄĆ."