
Re: Mateusza 9:14 Łuk 5:36 Mar2:21 Bukłaki!!!
Login2 napisał(a):
Nie wlewa się też młodego wina do starych bukłaków. W przeciwnym razie bukłaki pękają, wino wycieka, a bukłaki się psują. Raczej młode wino wlewa się do nowych bukłaków, a tak jedno i drugie się zachowuje Mt 9:17
Usiłuję dojść o co chodzi z tymi bukłakami. Potrafi ktoś to wyjaśnić?
Myślę, że zadane tu pytanie bez cienia przesady stanowi kluczową kwestię w podejściu do nowej ewangelizacji na miarę XXI wieku. Jezus oczywiście użył tej metafory w takim znaczeniu, w jakim przedstawił je Szumi - było to na owe czasy odniesienie do skrupulanckiej postawy wobec żydowskiej tradycji i panującej mentalności. Według mnie każda epoka wymaga przyłożenia tego symbolu do swoistych napięć, jakie rodzą się wobec przyjmowanego Słowa Bożego. A trzeba powiedzieć, że choć Słowo jest niezmienne, to jego odbiór już ulega pewnej modyfikacji wraz ze stanem wiedzy, świadomości czy aktualnych problemów etycznych. Wcale to nie oznacza relatywizacji wartości - przeciwnie: aby zachować ducha Ewangelii należy nieustannie przymierzać ją do sytuacji "tu-i-teraz", a nie do wieków Chrystusowych, czy do czasów panowania średniowiecznej scholastyki. Podobnie jak dopasowuje się ubranie do wzrastającego dziecka. I waśnie dlatego staje dziś przed nami zadanie, aby wciąż na nowo reinterpretować Biblię.
Postaram się przejść bardziej do konkretów. Otóż według mnie ewangelicznym „winem” są dary Ducha Świętego, zaś bukłaki stanowią całą, szeroko pojętą, ekspresję wiary - modlitwę, liturgię, ewangelizację... Przykładem takiego dostosowania bukłaków do wina była w liturgii zamiana łaciny na języki narodowe po II Soborze Watykańskim. Ale o wiele ważniejszą sprawą według mnie jest zmiana ducha ewangelizacji – np. najwyższy czas zrezygnować z „dowodów na istnienie Boga”, a w to miejsce więcej uwagi poświęcić osobistemu doświadczeniu Jezusa i autentycznemu świadczeniu – tj. szczeremu i otwartemu głoszeniu Nadziei całym sobą, tak jak potrafię, zgodnie z moją naturą. Jeśli ktoś ma bardziej naturę kontemplacyjną, może to czynić przez tego rodzaju modlitwę, medytację czy wyciszone rozmowy. Jeśli zaś ktoś jest człowiekiem nieco bardziej żywiołowym – niech to czyni ekspresją swej spontaniczności. Jednak przede wszystkim winniśmy uznać różnorodność dróg jakimi podążamy ku jednemu celowi. Nie można już dzielić chrześcijan na tych lepszych (bliższych prawdy) i tych gorszych (heretyków). Mało tego – nie mamy nawet legitymacji, aby określać kogoś niewierzącym. Oczywiście jako katolicy trzymajmy się Matki – Kościoła jako okrętu, za burtami którego szaleją burze. Ale w tej żegludze jak nigdy dotąd potrzebna jest łączność z innymi „łajbami i łódeczkami”, które pragną dotrzeć do tego samego Lądu.