Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Wt sie 05, 2025 8:48



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 26 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2
 Jak żyć bez unieważnienia?! Czy szukać innego wyznania? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 31, 2008 22:30
Posty: 1191
Post Re: Jak żyć bez unieważnienia?! Czy szukać innego wyznania?
oddalony napisał(a):
kastor napisał(a):
Czy Kościół jakoś Cię odrzucił?


Nie (mam nadzieję).

No i słuszna nadzieja ;)
Co do reszty w całej rozciągłości popieram WIST'a i sam bym tego lepiej nie ujął.
pozdrawiam

_________________
O Tobie mówi serce moje;
szukaj Jego oblicza...


N cze 14, 2009 16:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt cze 09, 2009 21:42
Posty: 13
Post 
WIST napisał(a):
Jeszcze raz zatem pytam, chcesz żyć z Bogiem, czy jedynie ułatwić sobie życie, bo taka zmiana ewidentnie wiąże się z pewną wygodą, oczywiście w kontekście tej trudnej sytuacji.


Chcę żyć z Bogiem ale chcę też pozostać zdrowym człowiekiem i mieć rodzinę. Nie wiem dlaczego Kościół karze mi wybierać pomiędzy Bogiem, a życiem w rodzinie. Wydaje mi się, że instytucja kościoła przez setki lat doświadczeń powinna mieć wypracowany model pogodzenia tych dwóch spraw i powinna mnie naprowadzić na prawe życie w rodzinie z Bogiem.

Cytuj:
Czy ten proces się zakończył? Czy nie ma świadków którzy mogliby Cie poprzeć?


Nie, pare miesięcy temu dostałem orzeczenie obrońcy węzła i od tej pory jest cisza. Świadków jest wielu, byli, opowiedzieli. Ale cały czas są to ich słowa przeciwko słowom świadków żony. Uważam, że obrońca węzła bardzo trafnie podsumował nasz problem, ale zgodnie z prawem kanonicznym - cała sprawa nie może być uznana jako podstawa do unieważnienia. I tu właśnie jest problem.
Mógłbym skłamać, potwierdzić zmyślone zarzuty obrończe żony i dostać unieważnienie - bo tak wygodnie. Ale to nie jest rozwiązanie problemu. Żona natomiast musiałaby się zgodzić na badanie u biegłego psychiatry - na co się nie zgodziła i kolejny raz zablokowała podstawy, które mogłyby unieważnić nasze małżeństwo.

Cytuj:
Jeśli nikt nie umie pomóc Ci, to faktycznie pozostaje tylko Bóg (powinien być od początku pomocą). Naprawdę współczuje Ci i życzę aby się to wszystko ułożyło.


Dziękuję za ciepłe słowa.

Cytuj:
Ja znam sytuacje gdzie nie ma alternatywy i wtedy po prostu się żyje dalej. Dbaj o tą relacje którą masz, staraj się aby żyć po bożemu i poczekaj jeszcze trochę, bo jak rozumiem sprawa trwa.


Tak robię ale żyję w grzechu - świadomie. Nie mogę liczyć na rozgrzeszenie bo nie żałuję sposobu życia jakie prowadzę. Robię co mogę aby sprawę przyspieszyć.

Cytuj:
Zmiana wyznania jest jak dla mnie oszukiwaniem samego siebie i równie dobrze mógłbyś dać sobie spokój z wiarą, tylko wziąć cywilny ślub z nową osobą. Dla mnie efekt jest ten sam, więc nie tędy droga.


Jeżeli popatrzymy na to z perspektywy wyboru, sam zobacz jak nie wiele opcji mi pozostało i jak tragiczne w skutkach one są:

1. Skłamać przed Bogiem i przed Sądem i uzyskać unieważnienie na podstawie fałszywych zeznać?
2. Pogodzić się z Prawem Kościelnym i żyć w grzechu, założyć rodzinę i ochrzcić dziecko pochodzące z grzechu?
3. Skłamać przed Bogiem i wykorzystać kapitalistyczną cząstkę systemu Kościoła, dostać unieważnienie i stanąć przed ołtarzem ponownie w grzechu?
4. Pozostać w zgodzie z Bogiem i rozbić kilkuletni związek z powodu braku perspektyw (rodzina, dziecko), pozostać samemu do końca życia i pokutować za czyjeś grzechy i błędy w prawie kościelnym
5. Inne - na które czekam i o których nie wiem...

Oczywiście pozostaje jeszcze opcja czekać, której się trzymam...


Pn cze 15, 2009 17:27
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt cze 09, 2009 21:42
Posty: 13
Post 
Czemu wszyscy ucichli? :(


Pt lip 10, 2009 15:34
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Oddalony - bo niewiele można powiedzieć.

Małżeństwa ważnie zawartego i dopełnionego nie można rozwiązać. Nie może tego zrobić nikt - nawet papież. Nawet gdybyś uzyskał orzeczenie na podstawie kłamstwa, byłoby ono bez znaczenia.

To znaczy, oczywiście, mógłbyś wziąć ślub kościelny, który przed Bogiem by nie istniał. Czy przestałbyś krzywdzić swoją dziewczynę i - jak rozumiem - matkę Twojego dziecka?

Dziecko radziłabym ochrzcić. Tak czy inaczej. A jeśli chodzi o samo uznanie małżeństwa za nieważne...

Cóż, zasadniczo jeśli było tak jak opisałeś, może to świadczyć o niedojrzałości, niezdolności do budowania wspólnoty lub wręcz negowaniu jednego z ważnych przymiotów małżeństwa, którym jest wierność małżeńska. Ale póki nie ma wyroku sądu małżeństwo uważa się za ważne.

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pt lip 10, 2009 16:07
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt cze 09, 2009 21:42
Posty: 13
Post 
jo_tka napisał(a):
Małżeństwa ważnie zawartego i dopełnionego nie można rozwiązać.


Co znaczy, że małżeństwo jest dopełnione?

jo_tka napisał(a):
Dziecko radziłabym ochrzcić. Tak czy inaczej. A jeśli chodzi o samo uznanie małżeństwa za nieważne...



Nie mamy dzieci (jeszcze) - ale chcielibyśmy mieć. Skazujemy dziecko na życie w rodzinie, która żyje w grzechu... to wszystko trochę mnie przerasta bo każda decyzja powoduje komplikacje.


Pt lip 10, 2009 16:22
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47
Posty: 12979
Post 
Cytuj:
Chcę żyć z Bogiem ale chcę też pozostać zdrowym człowiekiem i mieć rodzinę. Nie wiem dlaczego Kościół karze mi wybierać pomiędzy Bogiem, a życiem w rodzinie. Wydaje mi się, że instytucja kościoła przez setki lat doświadczeń powinna mieć wypracowany model pogodzenia tych dwóch spraw i powinna mnie naprowadzić na prawe życie w rodzinie z Bogiem.

Chileczke, piszesz tak jakby Kościół celowow Tobie robił na złość, a przecież tak nie jest. Dalej, czemu winisz Kościół, za Wasze niepowodzenie? Związek małżeński zawiera się raz i jest on nierozerwalny, chyba że od początku nie był zawarty ważnie. Jak niby chcesz to przeszkoczyć? Widze w Tobie dużo pretensji ale są one źle zaadresowane, bo oczekujesz że właściwie kilka osób duchownych powinna specjalnie dla waszej sytuacji coś wymyśleć.

Cytuj:
Nie, pare miesięcy temu dostałem orzeczenie obrońcy węzła i od tej pory jest cisza. Świadków jest wielu, byli, opowiedzieli. Ale cały czas są to ich słowa przeciwko słowom świadków żony. Uważam, że obrońca węzła bardzo trafnie podsumował nasz problem, ale zgodnie z prawem kanonicznym - cała sprawa nie może być uznana jako podstawa do unieważnienia. I tu właśnie jest problem.
Mógłbym skłamać, potwierdzić zmyślone zarzuty obrończe żony i dostać unieważnienie - bo tak wygodnie. Ale to nie jest rozwiązanie problemu. Żona natomiast musiałaby się zgodzić na badanie u biegłego psychiatry - na co się nie zgodziła i kolejny raz zablokowała podstawy, które mogłyby unieważnić nasze małżeństwo.

Trudno mi uwierzyć, że wszyscy są przeciw Tobie, że nie masz nikogo, słowem nikogo, któby Cie poprał. A może jednak problem tkwii w tym że nie ma tych podstaw do unieważnienia. Choć jak rozumiem badanie psychiatryczne i psychologiczne coś miały by tu ujawnić.
I tu jest nawiązanie do poprzedniej wypowiedzi, czemu oczekujesz od Kościoła czegoś, skoro jak sam piszesz wina jest wyrażnie po stronie Twojej żony (choć zauważ że jakkolwiek jest, ona w tej dyskusji nie uczestniczy a więć nie może przedstawić swojej wersji).

Chce powiedzieć że będzie ok, ale niestety nie mam takiej władzy, za to sądzę że te wszystkie trudności dobrze na Ciebie nie wpływają. Kościół nie robi Ci na złość, poprostu nie wydaje od ręki pewnych rzeczy. To nie to że sąd Ci nie wierzy, ale bez dowodów nie da rady.

Jak sam napisałeś, żyjesz w grzechu, bez żalu. Jakkolwiek się to zakończy, to już teraz masz poważny problem bo pewna lojalność i cierpliwość zostały odłożone na dalszy plan na rzecz potrzeb. Nie zarzucam Ci jakiejś bezboźności, ale sądzę że jeśli chce się żyć z Bogiem, to nie ma alternatywy. Chce żyć z Bogiem i koniec. Ty postawiłeś wyżej te ważne, ale nie najważniejsze sprawy. Z jednej strony Ci zależy na unieważnieniu, a z drugiej już robisz coś nie tak. Pomyśl nad tym bo wiele tu nie gra i jedyną pomocą jaką mogę Ci teraz udzielić to wskazać że chyba trochę się zagubiłeś w tym wszystkim.
Mam w sobie, o czym już wyżej pisałem, takie wrażenie że to może być tak że usilnie wierzysz że jesteś ofiarą, a tymczasem wina rozkłada się na was oboje, rozwodu nie ma bo nie ma ku temu podstaw, a Ty chcesz tak bardzo porzucić dawne życie, nawet kosztem zasad. Wybacz jeśli się mylę, to dla Ciebie do przemyślenia.

Osobiście uważam że w życiu jest pewna granica, po przekroczeniu której dochodzi się do takiego jak Ty, problemu bez wyjścia. Teraz już za późno pytać co robić, bo trzeba było nic nie robić gdy poznałeś nową kobietę. Teraz masz pretensje do Kościoła że musisz albo skłamać, albo żyć w grzechu, ale zapominasz że Ty też doprowadziłeś do tej sytuacji. Zapewne był czas gdy jakiś wybór był, gdy nie było życia w grzechu, a jedynie problemy w małżeństwie.

Podkreślam, ja rozumiem w pewnym stopniu, ale nie mogę usprawiedliwić.

_________________
Pozdrawiam
WIST


Pt lip 10, 2009 19:18
Zobacz profil
Post 
oddalony napisał(a):
jo_tka napisał(a):
Małżeństwa ważnie zawartego i dopełnionego nie można rozwiązać.


Co znaczy, że małżeństwo jest dopełnione?


To znaczy, że małżonkowie współżyli.


Pt lip 10, 2009 20:17

Dołączył(a): Wt cze 09, 2009 21:42
Posty: 13
Post 
WIST napisał(a):
Cytuj:
Chcę żyć z Bogiem ale chcę też pozostać zdrowym człowiekiem i mieć rodzinę. Nie wiem dlaczego Kościół karze mi wybierać pomiędzy Bogiem, a życiem w rodzinie. Wydaje mi się, że instytucja kościoła przez setki lat doświadczeń powinna mieć wypracowany model pogodzenia tych dwóch spraw i powinna mnie naprowadzić na prawe życie w rodzinie z Bogiem.

Chileczke, piszesz tak jakby Kościół celowow Tobie robił na złość, a przecież tak nie jest. Dalej, czemu winisz Kościół, za Wasze niepowodzenie?

Błędny wniosek. Jako członek Kościoła próbuję odnaleść rozwiązanie mojego problemu zgodne z jego zasadami. Kościół winny za nasze niepowodzenie? Nic bardziej błędnego...

WIST napisał(a):
Związek małżeński zawiera się raz i jest on nierozerwalny, chyba że od początku nie był zawarty ważnie. Jak niby chcesz to przeszkoczyć? Widze w Tobie dużo pretensji ale są one źle zaadresowane, bo oczekujesz że właściwie kilka osób duchownych powinna specjalnie dla waszej sytuacji coś wymyśleć.

Nie chcę tego "przeskoczyć" - pytam jak żyć, nie jestem teologiem, ani jestem biegły w prawie kościelnym - pytam i analizuję Wasze wypowiedzi szukając pomocy i właściwej drogi bo wszystkie, które ja widzę prowadzą do nikąd... Kościół to nie jest instytucja, która się uczy i ustala zasady od paru lat. Ma za sobą 2000 lat doświadczeń, człowiek ewaluował, środowisko się zmienia. Biliony ludzi przewinęło się przez system, który został stworzony. Wierzę, że ktoś kiedyś miał taką sytuację i Kościół ma na to odpowiedź i może mi pomóc.

WIST napisał(a):
Trudno mi uwierzyć, że wszyscy są przeciw Tobie, że nie masz nikogo, słowem nikogo, któby Cie poprał.


Oczywiście, że mam za sobą ludzi, od rodziny poczynając a na znajomych kończąc. Tylko co z tego? Przedstawiłem dwukrotnie większą liczbę świadków.

WIST napisał(a):
A może jednak problem tkwii w tym że nie ma tych podstaw do unieważnienia. Choć jak rozumiem badanie psychiatryczne i psychologiczne coś miały by tu ujawnić.


Dokładnie tak - problem tkwi w podstawach do unieważnienia. Mimo tego, że jest ich kilka - świadomie zaprzeczając (w tym przypadku kłamiąc) są one blokowane. Słowo przeciwko słowu.

WIST napisał(a):
I tu jest nawiązanie do poprzedniej wypowiedzi, czemu oczekujesz od Kościoła czegoś, skoro jak sam piszesz wina jest wyrażnie po stronie Twojej żony (choć zauważ że jakkolwiek jest, ona w tej dyskusji nie uczestniczy a więć nie może przedstawić swojej wersji).


Wina rozpadu małżeństwa również leży po mojej stronie. Mogłem zrobić wiele ruchów i działań (niestety stanowczych i bolesnych) aby spróbować doprowadzić Żone do porządku. Niestety żadne z nich nie byłoby godne człowieka, nie mówiąc chrześcijanina. Swoje działania ograniczałem do zapierania się w drzwiach i próbach nie wypuszczenia Żony z domu kiedy wychodziła do kochanka, więcej bez użycia siły zrobić nie mogłem. Szczrze - tutaj widzę winę w sobie. Pozostawiłem los samemu sobie mając nadzieję, że się "wybawi" i wróci... tak się nie stało. Wstydze się tego co miało miejsce i tego jak żałośnie musiałem się zachowywać.

Inna sytuacja jest z ważnością sakramentu. Byłem świadomy tego co robię i żyłem w zgodzie, bez zdrady dopóki Żona mnie nie opuściła. Po dwóch latach przeżywania jej zdrad i siedzenia w domu wieczorami czekając na jej powrót - w momencie jak się wyprowadziła - powiedziałem sobie pierwszy i ostatni raz - koniec. Skreśliłem ją. Mam 30 lat i masę siwych włosów na głowie, tyle mi zostało z małżeństwa. Przez dwa lata pokutowałem za jej grzechy, a teraz szukam właściwej drogi...

WIST napisał(a):
Chce powiedzieć że będzie ok, ale niestety nie mam takiej władzy, za to sądzę że te wszystkie trudności dobrze na Ciebie nie wpływają. Kościół nie robi Ci na złość, poprostu nie wydaje od ręki pewnych rzeczy. To nie to że sąd Ci nie wierzy, ale bez dowodów nie da rady.


Jakiego rodzaju dowody mógłbym przedstawić aby pomóc Sądowi w podjęciu decyzji?

WIST napisał(a):
Jak sam napisałeś, żyjesz w grzechu, bez żalu. Jakkolwiek się to zakończy, to już teraz masz poważny problem bo pewna lojalność i cierpliwość zostały odłożone na dalszy plan na rzecz potrzeb. Nie zarzucam Ci jakiejś bezboźności, ale sądzę że jeśli chce się żyć z Bogiem, to nie ma alternatywy. Chce żyć z Bogiem i koniec. Ty postawiłeś wyżej te ważne, ale nie najważniejsze sprawy. Z jednej strony Ci zależy na unieważnieniu, a z drugiej już robisz coś nie tak. Pomyśl nad tym bo wiele tu nie gra i jedyną pomocą jaką mogę Ci teraz udzielić to wskazać że chyba trochę się zagubiłeś w tym wszystkim.


Zgadza się. To jest prawda. Straciłem poczucie żalu za grzechy, które teraz popełniam. Najgorsze jest to, że zdaję sobie z tego sprawę i winię za ten stan trudności z rozwiązaniem problemu unieważnienia małżeństwa. Niestety ale jestem w takim wieku i moja partnerka również, że jeżeli chcemy myśleć o rodzinie i potomstwie i nie chcemy ryzykować krzywdy dziecka - powinniśmy zacząć planować. Jedyne czego brakuje nam do szczęścia do zgoda Kościoła.

WIST napisał(a):
Mam w sobie, o czym już wyżej pisałem, takie wrażenie że to może być tak że usilnie wierzysz że jesteś ofiarą, a tymczasem wina rozkłada się na was oboje, rozwodu nie ma bo nie ma ku temu podstaw, a Ty chcesz tak bardzo porzucić dawne życie, nawet kosztem zasad. Wybacz jeśli się mylę, to dla Ciebie do przemyślenia.


Szczerze, też często o tym myślę - próbuję obrać taki scenariusz i popatrzeć na siebię i całą sytuację z perspektywy osoby trzeciej. Czy jestem ofiarą? - nie - sam przyłożyłem rękę do takiego obrotu sprawy. Czy wina rozkłąda się na nas oboje - tak - oczywiście - zawsze tak jest. Czy nie ma podstaw do unieważnienia - gdyby nie było - małżeństwo by kwitło, a nie rozpadało się z każdym dniem, aż do całkowitego zaginięcia.

WIST napisał(a):
Osobiście uważam że w życiu jest pewna granica, po przekroczeniu której dochodzi się do takiego jak Ty, problemu bez wyjścia. Teraz już za późno pytać co robić, bo trzeba było nic nie robić gdy poznałeś nową kobietę. Teraz masz pretensje do Kościoła że musisz albo skłamać, albo żyć w grzechu, ale zapominasz że Ty też doprowadziłeś do tej sytuacji. Zapewne był czas gdy jakiś wybór był, gdy nie było życia w grzechu, a jedynie problemy w małżeństwie.


Tak, był taki czas - zostałem sam, w pustym (dosłownie - bo Żona zabrała również żeczy nie tylko siebie) domu. Mogłem dalej tak żyć, po dwóch latach cierpienia - czekać, aż Żona dobije mnie mocniej... i czekałem! Po czym Żona wniosła sprawę o rozwód i nie miałem z nią kontaktu do spotkania na sali sądowej.

Wg prawa kościelnego nie mogłem wtedy powiedzieć koniec. Ale powiedziałem i zacząłem żyć... i tak bardzo trudno mi tego żałować :cry:


Pn lip 13, 2009 9:40
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt cze 09, 2009 21:42
Posty: 13
Post 
baranek napisał(a):
oddalony napisał(a):
jo_tka napisał(a):
Małżeństwa ważnie zawartego i dopełnionego nie można rozwiązać.


Co znaczy, że małżeństwo jest dopełnione?


To znaczy, że małżonkowie współżyli.


Czy współżycie z użyciem prezerwatywy do małżeństwo dopełnione? Żona nie chciała mieć dzieci i nigdy nie doszło do naturalnego współżycia... czy to jest ważny argument?


Pn lip 13, 2009 9:44
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 04, 2008 22:22
Posty: 5619
Post 
Z pewnością to, że nie chciała mieć dzieci jest argumentem. Zaś stosowanie prezerwatyw nie.

_________________
Η αληθεια ελευθερωσει υμας...
Veritas liberabit vos...
Prawda was wyzwoli...
(J 8, 32b)


Pn lip 13, 2009 11:32
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt cze 09, 2009 21:42
Posty: 13
Post 
szumi napisał(a):
Z pewnością to, że nie chciała mieć dzieci jest argumentem. Zaś stosowanie prezerwatyw nie.


Tylko, że teraz zeznaje przed Sądem, że jednak chciała... zeznaje tak tylko po to żebyśmy nie dostali unieważnienia (jej nie zależy), a ja żebym nie mógł stworzyć nowej rodziny.

Mam tylko nadzieję, że Sąd sam wywnioskuje intencje i weźmie to pod uwagę...


Pn lip 13, 2009 13:20
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 26 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL